Читать книгу Najstarszy - Christopher Paolini - Страница 14
Przyrzeczenie Saphiry
ОглавлениеRankiem po spotkaniu z Radą Starszych Eragon czyścił właśnie i natłuszczał siodło Saphiry, starając się nie nadwyrężać pleców, gdy złożył mu wizytę Orik. Krasnolud odczekał cierpliwie, aż Eragon skończy oliwić pasek, po czym zapytał:
– Czujesz się dziś lepiej?
– Odrobinę.
– To dobrze, potrzebna nam twoja siła. Przychodzę po części dlatego, żeby zobaczyć jak się miewasz, a po części dlatego, że jeśli nie masz innych zajęć, Hrothgar chciałby z tobą pomówić.
Eragon uśmiechnął się cierpko.
– Dla niego zawsze znajdę czas. Musi o tym wiedzieć.
Orik roześmiał się.
– Owszem, ale grzeczniej jest spytać.
Gdy Eragon odłożył siodło, Saphira wyłoniła się z wyściełanego kąta i powitała Orika przyjacielskim warknięciem.
– Tobie też życzę dobrego dnia – odparł, składając głęboki ukłon.
Krasnolud poprowadził ich jednym z czterech głównych korytarzy Tronjheimu w stronę środkowej komnaty i rozgałęzienia schodów wiodących pod ziemię do sali tronowej króla. Nim dotarli do okrągłej komnaty, skręcił na inne schody.
Dopiero po chwili Eragon zrozumiał, że Orik zrobił to, by nie musieć oglądać strzaskanego Isidar Mithrimu.
Wkrótce zatrzymali się przed granitowymi drzwiami ozdobionymi koroną o siedmiu szczytach. Siedmiu zbrojnych krasnoludów stojących po obu stronach wejścia jednocześnie uderzyło o ziemię drzewcami swych kilofów. Do wtóru łomotu drewna o kamień drzwi otwarły się do środka.
Eragon pozdrowił Orika skinieniem głowy, po czym wraz z Saphirą weszli do mrocznej sali. Maszerowali razem w stronę odległego tronu, mijając po drodze nieruchome posągi, hírny, dawnych krasnoludzkich królów. Dotarłszy do stóp ciężkiego, czarnego tronu, Eragon ukłonił się. Krasnoludzki władca pochylił w odpowiedzi srebrzystą głowę i osadzone w złotym hełmie rubiny zalśniły krwawym blaskiem niczym odłamki rozżarzonej stali. Na jego okrytych kolczugą kolanach spoczywał Volund, młot bojowy.
– Cieniobójco – przemówił Hrothgar – witaj w moim dworze. Wiele uczyniłeś od naszego ostatniego spotkania. Dowiodłeś też, że myliłem się co do Zar’roca. Ostrze Morzana będzie mile widziane w Tronjheimie, dopóki zostanie u twego boku.
– Dziękuję – odparł Eragon.
– Chcemy także, byś zatrzymał zbroję, którą nosiłeś w bitwie o Farthen Dûr. Teraz naprawiają ją nasi najlepsi kowale. To samo czynią ze smoczą zbroją i gdy ją zreperują, Saphira może używać jej, jak długo zechce, bądź do chwili, gdy z niej wyrośnie. Chociaż w taki sposób możemy okazać naszą wdzięczność. Gdyby nie wojna z Galbatorixem, wyprawilibyśmy uczty i święta na waszą cześć... Będą jednak musiały zaczekać do spokojniejszych czasów.
– Wasza hojność przekracza wszystko, o czym mogliśmy marzyć – odparł Eragon w imieniu swoim i Saphiry. – Będziemy dumni z tak szlachetnych darów.
Wyraźnie zadowolony Hrothgar mimo to skrzywił się, ściągając krzaczaste brwi.
– Nie możemy, niestety, dłużej wymieniać uprzejmości. Wszystkie klany nękają mnie, bym coś zrobił w sprawie następcy Ajihada. Gdy Rada Starszych ogłosiła wczoraj, że poprze Nasuadę, wśród mego ludu wybuchły dyskusje, jakich nie oglądałem, odkąd wstąpiłem na tron. Przywódcy klanów musieli zadecydować, czy przyjmą Nasuadę, czy też poszukają innego kandydata. Większość uznała, że Nasuada winna poprowadzić Vardenów. Ja jednak, nim skłonię się ku którejś ze stron, chcę poznać twoje zdanie, Eragonie. Żaden król nie może sobie pozwolić, by wyjść na głupca.
Ile możemy mu powiedzieć? – spytał Saphirę Eragon.
Zawsze traktował nas uczciwie, ale nie mamy pojęcia, co obiecał innym. Lepiej zachowajmy ostrożność do chwili, gdy Nasuada w pełni przejmie władzę.
Zgoda.
– Saphira i ja zgodziliśmy się pomóc Nasuadzie. Nie sprzeciwimy się jej powołaniu. I – Eragon zastanawiał się, czy nie posuwa się za daleko – proszę, byś uczynił to samo. Vardeni nie mogą sobie pozwolić na wewnętrzne spory. Potrzebują jedności.
– Oeí. – Hrothgar odchylił się. – Przemawiasz z nowym autorytetem. Twoja sugestia brzmi dobrze, rodzi się jednak pytanie: Czy sądzisz, że Nasuada będzie mądrym przywódcą, czy też twym wyborem kierują inne motywy?
To próba – ostrzegła Saphira. Chce wiedzieć, czemu ją poparliśmy.
Eragon poczuł, jak jego usta wyginają się w lekkim uśmiechu.
– Uważam, że jest mądra i przebiegła nad swój wiek. Będzie dobrym przywódcą Vardenów.
– I dlatego ją popierasz?
– Tak.
Hrothgar przytaknął i jego długa śnieżnobiała broda zafalowała.
– Z ulgą przyjmuję twoje słowa. Ostatnio zbyt mało troszczono się o to, co jest słuszne i dobre, a stanowczo za wiele o kwestie władzy dla poszczególnych osób. Trudno obserwować bez gniewu podobną głupotę.
W sali tronowej zapadła niezręczna cisza. W końcu Eragon odezwał się, by ją przerwać.
– Co zamierzacie zrobić ze smoczą twierdzą? Czy położycie nową posadzkę?
Po raz pierwszy dostrzegł w oczach króla przejmujący smutek, który pogłębił jeszcze okalające je, niczym szprychy kół, zmarszczki. Eragon nie widział dotąd krasnoluda równie bliskiego płaczu.
– Wielu trzeba rozmów, nim podejmiemy jakieś kroki. Saphira i Arya dokonały straszliwego czynu. Może koniecznego, ale i straszliwego. Być może lepiej byłoby, gdyby urgale nas pokonały, nim we dwie strzaskały Isidar Mithrim. Serce Tronjheimu pękło, podobnie nasze serca. – Hrothgar przyłożył pięść do piersi, powoli rozprostował dłoń i wyciągnął ją, chwytając owinięte w skórę drzewce Volunda.
Saphira dotknęła umysłu Eragona. Wyczuł w niej wiele emocji; najbardziej zaskoczyły go smutek i poczucie winy. Szczerze żałowała zniszczenia Gwiaździstej Róży, mimo że musiało do tego dojść.
Mój mały – rzekła – pomóż mi. Muszę pomówić z Hrothgarem. Spytaj go, czy krasnoludy potrafią odbudować Isidar Mithrim z odłamków?
Gdy Eragon powtórzył jej słowa, Hrothgar wymamrotał coś we własnym języku.
– Mamy niezbędne umiejętności – dodał. – Ale co nam po nich? Zadanie to zabrałoby nam miesiące, nawet lata i w końcu otrzymalibyśmy tylko żałosną parodię piękna, które niegdyś zdobiło Tronjheim! Nie pozwolę na podobną kpinę.
Saphira ani na moment nie spuszczała wzroku z króla.
Teraz powiedz mu, że jeśli złożą Isidar Mithrim tak, by nie zabrakło nawet jednego kawałka, wierzę, że zdołam go scalić.
Eragon zachłysnął się. W swym zdumieniu zapomniał zupełnie o obecności Hrothgara.
Saphiro, to wymagałoby niewiarygodnej energii! Sama mi mówiłaś, że nie potrafisz swobodnie posługiwać się magią. Skąd pewność, że zdołasz to zrobić?
Zdołam, jeśli potrzeba stanie się wystarczająco wielka. To będzie mój dar dla krasnoludów. Przypomnij sobie grobowiec Broma i niechaj to przegna twe wątpliwości. I zamknij usta. Rozchylanie ich jest nieprzystojne, zwłaszcza przed królem.
Gdy Eragon przekazał propozycję Saphiry, Hrothgar wyprostował się gwałtownie.
– Czy to możliwe?! – wykrzyknął. – Nawet elfy nie podjęłyby się takiego dzieła.
– Jest pewna swoich zdolności.
– Zatem odbudujemy Isidar Mithrim, nieważne, czy zajmie to dziesięć, czy sto lat. Stworzymy szkielet klejnotu i osadzimy na pierwotnych miejscach wszystkie odłamki, nie zapomnimy nawet o najmniejszym. Choćbyśmy mieli rozbijać na części większe kawałki, dokonamy tego, dokładając wszelkich wysiłków, korzystając ze wszystkich zdolności do pracy w kamieniu, by nie uronić nawet pyłku. A kiedy skończymy, przybędziecie tu i uleczycie Gwiaździstą Różę.
– Przybędziemy. – Eragon ukłonił się.
Hrothgar uśmiechnął się, zupełnie jakby na ich oczach pękł granitowy mur.
– Ogromną radość sprawiłaś mi, Saphiro. Znów mam powód, by żyć i władać. Jeśli to zrobisz, krasnoludy na całym świecie będą czcić twoje imię przez niezliczone pokolenia. Idźcie teraz z moim błogosławieństwem, a ja powiadomię klany o naszej rozmowie. Nie zachowujcie milczenia, czekając na moje słowa, bo każdy krasnolud winien jak najprędzej usłyszeć tę wieść. Powtórzcie ją wszystkim, których spotkacie.
Skłoniwszy się raz jeszcze, Eragon i Saphira odeszli, pozostawiając uśmiechniętego władcę krasnoludów. Za drzwiami Eragon opowiedział o wszystkim Orikowi. Krasnolud natychmiast pokłonił się i ucałował posadzkę u stóp Saphiry. Potem wstał z szerokim uśmiechem i uścisnął dłoń Eragona.
– To doprawdy cud. Daliście nam dokładnie tę nadzieję, jakiej potrzebowaliśmy, by pogodzić się z tym co zaszło. Założę się, że dziś wieczór miód popłynie strumieniami.
– A jutro jest pogrzeb.
Orik spoważniał.
– Jutro tak, lecz do tego czasu nie pozwolimy się dręczyć nieszczęśliwym myślom. Chodźcie.
Nie wypuszczając dłoni Eragona, krasnolud pociągnął go w głąb Tronjheimu, do wielkiej sali biesiadnej, w której wokół kamiennych stołów zasiadało mnóstwo krasnoludów. Orik wskoczył na pierwszy z brzegu, zrzucając na podłogę naczynia, i gromkim głosem powtórzył wieści o Isidar Mithrimie. Odpowiedziały mu wiwaty i krzyki, które niemal ogłuszyły Eragona. Każdy z krasnoludów upierał się, by podejść do Saphiry i ucałować posadzkę, tak jak to uczynił Orik. Gdy skończyli, odstawili talerze i napełnili kamienne kufle piwem i miodem.
Eragon dołączył do zabawy z zapałem, który zaskoczył nawet jego. Powszechna radość pomagała przegnać melancholię, jaka zagnieździła się mu w sercu. Próbował jednak nie oddawać się pijaństwu, świadom obowiązków oczekujących go następnego dnia. Zdecydowanie wolał zachować wówczas trzeźwy umysł.
Nawet Saphira skosztowała miodu, a gdy odkryła, że jej smakuje, krasnoludy wytoczyły dla niej całą beczkę. Wsuwając potężne szczęki do środka, opróżniła ją trzema długimi łykami, po czym uniosła głowę do sufitu i beknęła, wyrzucając z paszczy olbrzymi jęzor ognia. Eragon przez kilkanaście minut przekonywał krasnoludy, że mogą bezpiecznie zbliżyć się do smoczycy, a gdy mu się to udało, natychmiast – wbrew protestom kucharza – postawiły przed nią drugą beczkę i z podziwem patrzyły, jak i tę opróżniła.
W miarę, jak Saphira się upijała, jej uczucia i myśli z coraz większą siłą zalewały Eragona. Miał coraz większe trudności z poleganiem na własnych myślach. Oglądał świat jednocześnie swoimi i jej oczami, a wzrok smoczycy sprawiał, że otoczenie zamazywało się, nabierało innych kolorów. Nawet zapachy co chwila ulegały zmianie, stawały się ostrzejsze, mocniejsze.
Krasnoludy zaczęły śpiewać. Saphira, wijąc się w miejscu, nuciła im do wtóru, podkreślając każdy wers rykiem. Eragon otworzył usta, by dołączyć do chóru, i ze zdumieniem odkrył, że zamiast słów wydobył się z nich ochrypły smoczy warkot. To już za wiele, pomyślał, kręcąc głową. A może po prostu jestem pijany? W końcu uznał, że to nie ma znaczenia i nie zważając na swój głos, podjął radosną pieśń. W miarę rozchodzenia się wieści o Isidar Mithrimie coraz więcej krasnoludów przybywało do sali. Wkrótce setki stłoczyły się przy stołach, tworząc ciasny pierścień wokół Eragona i Saphiry. Orik wezwał muzyków, którzy ustawili się w kącie i ściągnęli z instrumentów pokrowce z zielonego aksamitu. Wkrótce rozbrzmiały dźwięki harf, lutni i srebrnych fletów.
Minęło wiele godzin, nim w końcu zgiełk zaczął cichnąć. Wówczas Orik ponownie wgramolił się na stół. Stanął tam w rozkroku, próbując zachować równowagę, z kuflem w ręku i przekrzywioną, okutą żelazem czapką na głowie.
– Słuchajcie! – wykrzyknął. – W końcu uczciliśmy wszystko tak jak należy. Urgale odeszły, Cień nie żyje, a my zwyciężyliśmy! – Krasnoludy zabębniły pięściami o blaty. To była świetna mowa, krótka i do rzeczy, lecz Orik jeszcze nie skończył. – Za Eragona i Saphirę! – huknął, unosząc kufel. Toast także spotkał się z ogólną aprobatą.
Eragon wstał i skłonił się do wtóru kolejnych okrzyków. Obok niego Saphira ryknęła i uniosła przednią nogę, przyciskając ją do piersi i próbując go naśladować. Zachwiała się, a krasnoludy, dostrzegając niebezpieczeństwo, umknęły na boki. Ledwie zdążyły. Z głośnym hukiem Saphira runęła w tył, lądując na jednym ze stołów.
Plecy Eragona przeszyła gwałtowna błyskawica bólu. Bez zmysłów runął na ogon smoczycy.