Читать книгу Najstarszy - Christopher Paolini - Страница 18
Dar Hrothgara
ОглавлениеGdy Eragon i Saphira zjawili się pod północną bramą Tronjheimu, do świtu pozostało pół godziny. Była podniesiona dostatecznie wysoko, by Saphira mogła się pod nią przecisnąć, toteż wymknęli się szybko na zewnątrz, czekając w zagłębieniu tuż przed wrotami, pod wyniosłymi kolumnami z czerwonego jaspisu i wśród rzeźb groźnie szczerzących kły bestii. Za nimi, na skraju Tronjheimu, przycupnęły dwa wysokie na trzydzieści stóp złote gryfy. Identyczne pary strzegły każdej z bram miasta-góry. Wokół nie było nikogo. Eragon trzymał w dłoni wodze Śnieżnego Płomienia. Ogier został wyszczotkowany, na nowo podkuty i osiodłany, jego juki pękały w szwach. Niecierpliwie uderzył kopytem o ziemię; Eragon nie dosiadał go od ponad tygodnia.
Wkrótce z bramy wynurzył się Orik, dźwigający na plecach spory tobół. W rękach trzymał zawiniątko.
– Nie masz konia? – spytał zdumiony Eragon. Czyżbyśmy mieli iść pieszo aż do Du Weldenvarden?
Orik odchrząknął.
– Zatrzymamy się w Tarnagu, na północ stąd. Stamtąd spłyniemy tratwami rzeką Az Ragni do Hedarth, przyczółka do handlu z elfami. Aż do Hedarth nie będziemy potrzebowali wierzchowców, zatem do tego czasu wystarczą mi moje nogi.
Z brzękiem złożył na ziemi zawiniątko i odpakował je, odsłaniając zbroję Eragona. Tarczę pomalowano na nowo, tak że umieszczony pośrodku dąb znów nabrał życia, usunięto też wszystkie wgniecenia i zadrapania. Pod nią tkwiła długa kolczuga, wypolerowana i naoliwiona tak, że lśniła jasnym blaskiem. Eragon nie dostrzegł żadnego śladu w miejscu, w którym uszkodził ją zadany w plecy cios Durzy. Kaptur, rękawice, nałokietniki, nagolenniki i hełm także starannie naprawiono.
– Pracowali nad nią nasi najlepsi kowale – wyjaśnił Orik. – Podobnie nad twoją zbroją, Saphiro. Ponieważ jednak nie możemy zabrać jej ze sobą, oddaliśmy ją Vardenom, którzy będą strzegli zbroi do twego powrotu.
Podziękuj mu w moim imieniu – rzekła Saphira.
Eragon zrobił to, po czym przysznurował nagolenniki i karwasze, resztę ukrył w jukach. Na ostatku sięgnął po hełm i odkrył, że Orik obraca go w dłoniach.
– Nie śpiesz się z wkładaniem tego hełmu, Eragonie – rzekł. – Najpierw musisz dokonać wyboru.
– Jakiego wyboru?
Orik uniósł hełm i odsłonił lśniącą przyłbicę. Eragon dostrzegł na niej zmianę: w stali wytrawiono młot i gwiazdy, symbol klanu Ingeitum, do którego należeli Hrothgar i Orik. Orik skrzywił się, jednocześnie zadowolony i dziwnie zaniepokojony, po czym rzekł uroczystym tonem:
– Król mój Hrothgar pragnie, bym wręczył ci ten hełm jako dowód przyjaźni, którą dla ciebie żywi. A wraz z nim Hrothgar proponuje ci przyjęcie na jednego z Dûrgrimst Ingeitum, członka jego własnej rodziny.
Eragon wpatrywał się w hełm, zaskoczony gestem Hrothgara. Czy to oznacza, że zacznę podlegać jego władzy? Jeśli w tym tempie nadal będę gromadził podległości i powiązania, wkrótce stanę się zupełnie bezsilny. Cokolwiek zrobię, złamię którąś przysięgę.
Nie musisz go wkładać – zauważyła Saphira.
I miałbym urazić Hrothgara? Znów znaleźliśmy się w pułapce.
Może to po prostu ma być dar? Kolejny odwód otho, nie pułapka. Przypuszczam, że w ten sposób król dziękuje nam za moją obietnicę naprawienia Isidar Mithrimu.
Eragon w ogóle na to nie wpadł; zanadto skupił się na rozważaniach, jak krasnoludzki król mógłby zyskać nad nimi przewagę. To prawda. Myślę jednak, że stanowi także próbę naprawy zmienionej równowagi sił, która powstała, gdy złożyłem hołd Nasuadzie. Krasnoludów z pewnością to nie ucieszyło.
Spojrzał na czekającego niecierpliwie Orika.
– Jak często robicie coś takiego?
– Z człowiekiem? Nigdy. Hrothgar dzień i noc spierał się z członkami rodów Ingeitum, nim zgodzili się ciebie przyjąć. Jeśli zechcesz nosić nasze godło, będziesz miał pełne prawa członka klanu. Możesz uczestniczyć w naszych obradach, wyrażać opinie w każdej kwestii. I – spoważniał jeszcze bardziej – jeśli zechcesz, zyskasz prawo do pogrzebania z naszymi bliskimi.
Po raz pierwszy do Eragona dotarł w pełni ogrom tego, co uczynił Hrothgar. Dla krasnoludów nie istniał większy zaszczyt. Szybkim ruchem wziął od Orika hełm i wcisnął go na głowę.
– Jestem zaszczycony, że mogę dołączyć do Dûrgrimst Ingeitum.
Orik skinął głową.
– Weź zatem ten Knurlnien, to jest Kamienne Serce. Ujmij go między dłonie, o tak. Teraz musisz otworzyć własną żyłę, żeby zmoczyć kamień, kilka kropel wystarczy. Na koniec powtórz za mną: Os il dom qirânû carn dûr thargen, zeitmen, oen grimst vor formv edaris rak skilfz. Narho is belgond... – Była to długa formuła, a fakt, że Orik co parę zdań przerywał i tłumaczył, czynił ją jeszcze dłuższą. Po wszystkim Eragon szybkim zaklęciem zaleczył skaleczenie przegubu.
– Cokolwiek powiedzą o tym klany – stwierdził Orik – zachowałeś się godnie i z powagą. Nie mogą tego zlekceważyć. – Uśmiechnął się szeroko. – Teraz należymy do tego samego klanu, jesteś moim przybranym bratem! W zwykłych okolicznościach Hrothgar sam wręczyłby ci hełm, a potem urządzilibyśmy długą ceremonię, świętując twoje przyjęcie do Dûrgrimst Ingeitum. Teraz jednak wydarzenia toczą się zbyt wartko, abyśmy zwlekali. Nie obawiaj się jednak, bo to nie afront! Gdy powrócicie z Saphirą do Farthen Dûru, uczcimy właściwie twoje przyjęcie. Weźmiecie wtedy udział w ucztach i tańcach, i podpiszecie wiele dokumentów, by sformalizować swą nową pozycję.
– Nie mogę się już doczekać – odparł Eragon. W myślach wciąż rozważał możliwe konsekwencje przynależności do Dûrgrimst Ingeitum.
Orik usiadł, opierając się plecami o jedną z kolumn, zsunął z pleców tobół i dobył topora. Zaczął wywijać nim w dłoniach. Po kilku minutach pochylił się, patrząc gniewnie w stronę Tronjheimu.
– Barzûl knurlar! Gdzie oni się podziewają? Arya mówiła, że tu będzie. Ha, elfy w ogóle nie mają poczucia upływu czasu.
– Często miewałeś z nimi do czynienia? – Eragon przykucnął, a Saphira obserwowała ich z zainteresowaniem.
Krasnolud roześmiał się.
– Eta. Tylko z Aryą, a i to z rzadka, bo najczęściej podróżowała. Przez siedem dziesięcioleci nauczyłem się tylko jednego: nie można ponaglać elfa. To tak, jakby próbować przekuć młotem pilnik: może pęknąć, lecz nigdy się nie zegnie.
– Czyż krasnoludy nie są takie same?
– Ach, ale nawet kamień się z czasem zmienia. – Orik westchnął i pokręcił głową. – Ze wszystkich ras elfy zmieniają się najmniej. To jeden z powodów, dla których niechętnie ruszam w drogę.
– Ale też poznamy królową Islanzadí, zobaczymy Ellesmérę i kto wie co jeszcze. Kiedy po raz ostatni krasnolud został zaproszony do Du Weldenvarden?
Orik zmarszczył brwi.
– Otoczenie niewiele znaczy. W Tronjheimie i innych naszych miastach pozostaje wiele pilnych spraw, a ja muszę wędrować przez Alagaësię, by wymienić grzeczne słówka z elfami. Potem będę siedzieć, obrastać w tłuszcz i czekać aż skończysz nauki. To może potrwać całe lata.
Lata! Jeśli jednak tego właśnie trzeba, by pokonać Cienie i Ra’zaców, zrobię to.
Saphira dotknęła umysłu Eragona: Wątpię, by Nasuada pozwoliła nam zostać w Ellesmérze dłużej niż kilka miesięcy. Z tego, co nam mówiła, wynika, że wkrótce będziemy tu potrzebni.
– Nareszcie! – Orik dźwignął się z ziemi.
W bramie pojawiła się Nasuada – jej stopy pod suknią śmigały niczym wyglądające z nory myszy – Jörmundur i Arya, dźwigająca tłumok podobny do Orikowego. Na sobie miała ten sam strój z czarnej skóry, w którym Eragon ujrzał ją po raz pierwszy, przypasała też miecz.
W tym momencie Eragona uderzyła myśl, że Arya i Nasuada mogą nie zaaprobować tego, że dołączył do Ingeitum. Z nagłym lękiem i poczuciem winy pojął, że miał obowiązek zasięgnąć najpierw opinii Nasuady. I Aryi! Wzdrygnął się, wspomniawszy, z jakim gniewem powitała go po pierwszym spotkaniu z Radą Starszych.
Kiedy zatem Nasuada stanęła przed Eragonem, zawstydzony, odwrócił wzrok. Ona jednak rzekła tylko:
– Zgodziłeś się. – Głos miała łagodny, opanowany.
Kiwnął głową, wciąż patrząc pod nogi.
– Zastanawiałam się, czy to zrobisz. Teraz znów jesteś związany ze wszystkimi trzema rasami. Krasnoludy mogą się powołać na obowiązki członka Dûrgrimst Ingeitum. Elfy wyszkolą cię i ukształtują; ich wpływ może być najsilniejszy, bo wraz z Saphirą wiąże was ich magia. Mnie zaś, człowiekowi, złożyłeś swój hołd. Masz obowiązki względem nas wszystkich i może tak jest najlepiej. – Uśmiechnęła się, widząc jego zaskoczenie. Potem wcisnęła mu do ręki niewielką sakiewkę pełną monet i cofnęła się.
Jörmundur wyciągnął dłoń. Eragon ujął ją, wciąż lekko oszołomiony.
– Spokojnej podróży, Eragonie. Pilnujcie się.
– Chodźcie. – Arya przepłynęła obok nich w mroku Farthen Dûru. – Czas ruszać. Aiedail zaszedł, a przed nami daleka droga.
– O tak – zgodził się Orik, odczepiając od swego tłumoka czerwoną latarnię.
Nasuada raz jeszcze zmierzyła ich wzrokiem.
– No dobrze. Eragonie i Saphiro, macie błogosławieństwo Vardenów i moje. Oby wasza podróż upłynęła bezpiecznie. Pamiętajcie, spoczywa na was brzemię naszych nadziei i oczekiwań. Przynieście nam zaszczyt.
– Dołożymy wszelkich starań – przyrzekł Eragon.
Mocno ściskając wodze Śnieżnego Płomienia, ruszył za Aryą, która zdążyła już oddalić się o kilkanaście kroków. Orik podążył za nim, a na końcu szła Saphira. Gdy smoczyca mijała Nasuadę, Eragon dostrzegł, że zatrzymała się na moment i lekko polizała dziewczynę po policzku. Potem wydłużyła krok, doganiając grupę.
Maszerowali w milczeniu na północ. Brama za ich plecami malała coraz bardziej, aż w końcu zamieniła się w plamę światła, przed którą pozostały dwie drobiny cienia – Nasuada i Jörmundur odprowadzali ich wzrokiem.
Gdy grupa w końcu dotarła do podstawy Farthen Dûru, zastała czekające już otwarte olbrzymie odrzwia, wysokie na trzydzieści stóp. Trzech krasnoludzkich strażników skłoniło się i odeszło na bok, przepuszczając podróżnych. Za drzwiami zaczynał się tunel równie olbrzymich rozmiarów. Przez pierwsze pięćdziesiąt stóp wzdłuż jego ścian ciągnęły się zwieńczone latarniami kolumny. Potem była już tylko pustka i cisza, jak w mauzoleum.
Wyglądało to dokładnie jak zachodnie wejście do Farthen Dûru, lecz Eragon wiedział, że ten tunel jest inny. Miast przebijać się przez szeroką na milę podstawę góry i wychodzić z drugiej strony, ciągnął się pod całym łańcuchem, aż do krasnoludzkiego miasta Tarnagu.
– Oto nasza droga – oznajmił Orik, unosząc latarnię.
Wraz z Aryą przekroczyli próg, Eragon jednak zatrzymał się, powodowany nagłym zwątpieniem. Choć nie bał się ciemności, nie zachwycała go myśl o tym, że za chwilę otoczy go wieczna noc i pozostanie z nim aż do Tarnagu. Gdy postawi stopę w zimnym tunelu, ponownie wkroczy w nieznane, porzucając pewne przyzwyczajenia i zamieniając je na niepewną przyszłość.
Co się stało? – spytała Saphira.
Nic.
Odetchnął głęboko, po czym ruszył naprzód, pozwalając, by pochłonęła ich góra.