Читать книгу Najstarszy - Christopher Paolini - Страница 15

Requiem

Оглавление

– Obudź się, Knurlhiem, nie możesz teraz spać. Potrzebują nas przy bramie, bez nas nie zaczną.

Eragon uniósł z wysiłkiem ciężkie powieki, świadom bólu głowy i całego ciała. Leżał na zimnym, kamiennym stole.

– Co? – Skrzywił się, czując niesmak na języku.

Orik szarpnął swą brązową brodę.

– Kondukt Ajihada. Musimy do niego dołączyć.

– Nie, nie, jak mnie nazwałeś?

Wciąż przebywali w sali bankietowej, lecz prócz niego, Orika i Saphiry była pusta. Smoczyca leżała na boku między dwoma stołami. Teraz poruszyła się i uniosła głowę, rozglądając się przekrwionymi oczami.

– Kamiennogłowy! Nazwałem cię kamiennogłowym, bo od prawie godziny usiłuję cię obudzić.

Eragon usiadł z trudem i zsunął się ze stołu. W jego umyśle pojawiły się przebłyski wspomnień z poprzedniego wieczoru. Saphiro, jak się czujesz? – spytał, podchodząc do niej chwiejnie.

Smoczyca obróciła głowę, raz po raz przesuwając szkarłatnym językiem po zębach, niczym kot, który zjadł coś bardzo niesmacznego.

Jestem cała... tak myślę. Coś dziwnego stało się z mym lewym skrzydłem; chyba je sobie przygniotłam, a głowę wypełniają mi setki rozpalonych strzał.

– Czy zraniła kogoś, gdy upadła? – spytał zatroskany Eragon.

Potężna pierś krasnoluda uniosła się w serdecznym śmiechu.

– Tylko tych, co z radości pospadali z krzeseł. Smok, który pije i pada bez zmysłów! Z pewnością przez wiele lat będą o tym śpiewać pieśni.

Saphira rozprostowała skrzydła i z nadąsaną miną odwróciła głowę.

– Uznaliśmy, że najlepiej będzie was tu zostawić, a zresztą i tak nie mogliśmy cię poruszyć, Saphiro – kontynuował krasnolud. – Kucharz strasznie protestował; lękał się, że wypijesz więcej niż cztery beczki jego najlepszego miodu.

I ty miałaś do mnie pretensje o picie? Gdybym opróżnił cztery beczki, padłbym trupem.

Dlatego właśnie nie jesteś smokiem.

Orik wepchnął mu w ręce naręcze ubrań.

– Masz, włóż to. Nadaje się na pogrzeb bardziej niż twój strój. Ale szybko, mamy niewiele czasu.

Eragon pośpiesznie naciągnął nowe ubranie – zwiewną białą koszulę z wiązaniami przy mankietach, czerwoną kamizelę ozdobioną złotymi szamerunkami i haftami, ciemne spodnie, lśniące, wysokie czarne buty, stukające głośno o posadzkę, i obszerną pelerynę spinaną pod szyją wysadzaną klejnotami broszą. Zar’roc zawisł na ozdobnym pasie.

Eragon ochlapał twarz zimną wodą i spróbował przeczesać potargane włosy. Potem Orik wyprowadził go wraz z Saphirą z sali i poganiając, powiódł korytarzami w stronę południowej bramy Tronjheimu.

– Musimy zacząć stamtąd – wyjaśnił, poruszając się ze zdumiewającą prędkością na swych krótkich nogach – bo tam właśnie zatrzymała się trzy dni temu procesja z ciałem Ajihada. Jego podróż do grobu musi się odbywać płynnie, inaczej duch nie zazna spokoju.

Osobliwy zwyczaj – zauważyła Saphira.

Eragon zgodził się, dostrzegając, że smoczyca ma mały kłopot z utrzymaniem równowagi. W Carvahall ludzi zwykle grzebano na ich farmach albo, jeśli mieszkali w wiosce, na niewielkim cmentarzu. Towarzyszyła temu jedynie garstka prostych rytuałów – recytacje fragmentów pewnych ballad i stypa urządzana później dla krewnych i przyjaciół.

Czy wytrzymasz cały pogrzeb? – spytał po kolejnym potknięciu Saphiry.

Smoczyca skrzywiła się.

Pogrzeb i mianowanie Nasuady. Ale potem muszę się przespać. Zaraza na ten miód!

Eragon powrócił do rozmowy z Orikiem.

– Gdzie zostanie pochowany Ajihad?

Krasnolud zwolnił i ostrożnie spojrzał na swego towarzysza.

– To kwestia sporna wśród klanów. Gdy krasnolud umiera, uważamy, że należy zamknąć go w kamieniu, w przeciwnym razie nigdy nie dołączy do swych przodków. To skomplikowane, nie mogę powiedzieć więcej komuś z zewnątrz, ale dokładamy wszelkich starań, by zapewnić mu podobny pogrzeb. Spoczynek ciała w gorszym żywiole przynosi hańbę rodzinie lub klanom. Pod Farthen Dûrem istnieje komora stanowiąca dom wszystkich knurlan, krasnoludów, którzy tu umarli. Tam właśnie trafi Ajihad. Nie może zostać pogrzebany z nami, jest bowiem człowiekiem. Przygotowano mu jednak wydrążoną niszę. Vardeni będą go odwiedzać, nie naruszając naszych uświęconych grot, a Ajihad otrzyma godny pochówek, na jaki zasłużył.

– Wasz król wiele zrobił dla Vardenów – zauważył Eragon.

– Niektórzy twierdzą, że zbyt wiele.

***

Przed bramą – podniesioną na ukrytych łańcuchach i ukazującą słabe światło dnia sączące się do Farthen Dûru – zastali już ustawiony i gotowy do drogi orszak. Na przodzie leżał Ajihad, zimny i blady na płycie z białego marmuru, dźwiganej przez sześciu mężów w czarnych zbrojach. Na głowie miał hełm wysadzany drogocennymi kamieniami, dłonie splecione tuż pod obojczykami spoczywały na kościanej rękojeści nagiego miecza wystającego spod tarczy zakrywającej pierś i nogi. Srebrna kolczuga, jakby utkana z pierścieni księżycowego światła, spływała na marmur.

Tuż za ciałem stała Nasuada, poważna i odziana w żałobną czerń. Twarz miała mokrą od łez. U jej boku czekał Hrothgar w ciemnych szatach, dalej Arya, Rada Starszych ze stosownie smutnymi minami i wreszcie szereg żałobników, ciągnący się na milę poza Tronjheim.

Wszystkie drzwi i przejścia w czteropiętrowym korytarzu wiodącym do środkowej komnaty Tronjheimu, leżącej pół mili dalej, stały otworem. Tłoczyli się w nich ludzie i krasnoludy. Pomiędzy szarymi plamami twarzy długie gobeliny kołysały się unoszone setkami westchnień i szeptów, gdy pojawili się Saphira i Eragon.

Jörmundur wezwał ich gestem. Starając się nie naruszyć kolumny, Eragon i Saphira przesunęli się naprzód w ślad za nim, ścigani nieprzychylnym spojrzeniem Sabrae. Orik stanął obok swego króla.

Eragon nie wiedział na co wszyscy czekają.

Latarnie były na wpół przesłonięte, toteż wokół panował chłodny półmrok, nadając otoczeniu nierzeczywistą aurę. Nikt się nie poruszał, nawet nie oddychał. Przez krótką chwilę Eragon wyobraził sobie, że otaczają go posągi zastygłe na całą wieczność. Z noszy unosiła się samotna smużka dymu z kadzidła i leniwie wspinała się ku pogrążonym w mgiełce sufitom, niosąc woń cedru i janowca. W całej sali poruszała się tylko ona – cienka linia wijąca się niczym wąż i kołysząca z boku na bok.

Głęboko w Tronjheimie odezwał się bęben. Bum. Donośny basowy łoskot odbił się echem, przenikając do kości, wstrząsając miastem-górą i sprawiając, że zadźwięczało całe niczym wielki kamienny dzwon.

Postąpili krok naprzód.

Bum. Przy drugim uderzeniu do pierwszego bębna dołączył kolejny, o jeszcze niższym tonie. Ich zgodne głosy wstrząsnęły korytarzem. Siła dźwięku popychała procesję w majestatycznym tempie, nadawała każdemu krokowi znaczenie, cel, powagę stosowną do okoliczności. Żadna myśl nie mogła przetrwać wibrujących wokół dźwięków, jedynie wezbranie emocji, które bębny podsycały, zręcznie przywołując jednocześnie łzy i gorzko-słodką radość.

Bum.

Gdy tunel dobiegł końca, niosący Ajihada mężczyźni zatrzymali się pomiędzy onyksowymi kolumnami. W końcu ruszyli w głąb środkowej sali. Eragon ujrzał, jak krasnoludy poważnieją jeszcze bardziej na widok Isidar Mithrimu.

Bum.

Wędrowali przez kryształowy cmentarz. Krąg potężnych odłamków leżał pośrodku olbrzymiej komnaty, otaczając połyskliwy wzór w posadzce: młot i gwiazdy. Wiele kawałków rozmiarami przewyższało Saphirę. W ich głębi wciąż połyskiwały promienie gwiaździstego szafiru, na niektórych było widać płatki rzeźbionej róży.

Bum.

Niosący nosze wędrowali naprzód pomiędzy niezliczonymi ostrymi jak brzytwa krawędziami. Potem procesja skręciła i zeszła po szerokich stopniach, zagłębiając się w tunele poniżej. Maszerowali przez wiele grot, mijając kamienne chaty, w których krasnoludzkie dzieci tuliły się do matek, odprowadzających kondukt spojrzeniami wielkich zdumionych oczu.

Bum. Do wtóru końcowego crescendo zatrzymali się pod karbowanymi stalaktytami zwieszającymi się ze sklepienia olbrzymich katakumb, pełnych niewielkich nisz. W każdej z nich krył się grobowiec, ozdobiony imieniem i herbem klanu. Spoczywały tu tysiące – setki tysięcy. Jedyne światło rzucały rozmieszczone z rzadka czerwone latarnie, blade pośród cieni.

Po chwili niosący ciało przeszli do niewielkiego pomieszczenia, sąsiadującego z główną komorą. Pośrodku, na platformie czekała wielka krypta, wypełniona ciemnością.

Na jej szczycie widniał runiczny napis:

Niechaj wszyscy Knurlan, Ludzie i Elfy

Pamiętają

Tego człowieka.

Był bowiem szlachetny, silny i mądry

Gûntera Arûna

Na oczach zgromadzonych wokół żałobników ciało Ajihada opuszczono w głąb krypty. Ci, którzy znali go osobiście, mogli podejść bliżej. Eragon i Saphira stali tuż za Aryą. Wspinając się po marmurowych schodach, Eragon poczuł obezwładniający smutek. Jego rozpacz wzmacniał jeszcze fakt, że miał wrażenie, iż obok Ajihada chowa też symbolicznie Murtagha.

Zatrzymując się obok grobu, spojrzał na Ajihada. Martwy przywódca Vardenów wydawał się znacznie spokojniejszy i bardziej pogodny niż za życia, jakby dopiero śmierć dostrzegła jego wielkość i uczciła, zmazując wszystkie ślady codziennych trosk. Eragon znał go bardzo krótko, lecz w tym czasie Ajihad zyskał sobie jego szacunek. Był wspaniałym człowiekiem i przez całe życie dążył do osiągnięcia wyznaczonego celu – wolności od tyranii. Poza tym przywódca Vardenów jako pierwszy po ucieczce z doliny Palancar ofiarował mu i Saphirze bezpieczne schronienie.

Pogrążony w smutku Eragon szukał w myślach największej możliwej pochwały. W końcu, poprzez ściśnięte gardło wyszeptał:

– Będą o tobie pamiętać, Ajihadzie, przysięgam. Spoczywaj w pokoju i bądź pewien, że Nasuada podejmie twoje dzieło, a imperium zostanie obalone dzięki temu, co osiągnąłeś.

Świadom dotyku Saphiry na ramieniu, Eragon zszedł z platformy wraz ze smoczycą i podążył za Jörmundurem na swoje miejsce.

Gdy w końcu wszyscy się pożegnali, Nasuada skłoniła się nad Ajihadem i dotknęła dłoni ojca, przytrzymując ją przez chwilę. W końcu jęknęła boleśnie i zaczęła śpiewać.

A potem zjawiło się dwanaście krasnoludów, które zakryły marmurową płytą twarz Ajihada. I tak odszedł.

Najstarszy

Подняться наверх