Читать книгу Koniec śmierci - Cixin Liu - Страница 13

CZĘŚĆ I
Lata 5–7 ery kryzysu
Program Klatka Schodowa

Оглавление

Zginął Michaił Wadimow. Kiedy przejeżdżał autostradą międzystanową przez Cieśninę Harlemską, jego samochód uderzył w balustradę mostu Alexandra Hamiltona, przebił ją i wpadł do wody. Wydobyto go dopiero następnego dnia. Badanie ciała wykazało, że Wadimow cierpiał na białaczkę, a do wypadku doszło wskutek krwawienia siatkówki.

Cheng Xin pogrążyła się w żalu, bo dbał o nią jak starszy brat i pomógł jej przystosować się do życia w obcym kraju. Przede wszystkim tęskniła za jego wielkodusznością. Chociaż wyróżniała się inteligencją i błyszczała bardziej niż on, a przecież była tylko jego asystentką, nigdy nie okazywał zazdrości. Zawsze zachęcał ją, by popisywała się swą błyskotliwością na coraz wyższych szczeblach.

W PAW były dwojakie reakcje na śmierć Wadimowa. Większość personelu technicznego, podobnie jak Cheng Xin, ubolewała nad stratą. Natomiast specjaliści od wywiadu wydawali się raczej niezadowoleni z faktu, że ciała Wadimowa nie wydobyto na czas, wskutek czego jego mózg nie nadawał się do użytku.

W umyśle Cheng Xin stopniowo rodziło się podejrzenie. Gdy po raz pierwszy ta myśl przyszła jej do głowy, zadrżała – było to zbyt przerażające, zbyt podłe, by ktoś mógł się zdobyć na taki czyn.

Skonsultowała się ze specjalistami z zakresu medycyny i dowiedziała się, że białaczkę można wywołać rozmyślnie. Wystarczyło umieścić ofiarę w miejscu, gdzie jest wystarczająco silne promieniowanie. Ale dobranie jego odpowiedniej dawki i czasu naświetlania nie było proste. Zbyt mała dawka i zbyt krótki czas wystawienia na nią nie wywołałyby choroby w oczekiwanym czasie, a zbyt duże doprowadziłoby ofiarę do śmierci z powodu choroby popromiennej i być może uszkodziłoby jej mózg. Ze stanu zaawansowania choroby Wadimowa wynikało, że spisek na jego życie musiałby się zacząć mniej więcej w czasie, gdy ROP zaczęła propagować na świecie przyjęcie aktów prawnych umożliwiających eutanazję. Jeśli rzeczywiście istniał domniemany zabójca, musiał mieć dużą wprawę.

Cheng Xin sprawdziła sekretnie gabinet i mieszkanie Wadimowa licznikiem Geigera, ale nie odkryła niczego niezwykłego. Znalazła zdjęcie jego rodziny, które trzymał pod poduszką. Jego żona, młodsza od niego o jedenaście lat, była baleriną, mieli małą córeczkę… Cheng Xin wytarła łzy z oczu.

Wadimow wyznał jej kiedyś, że jest przesądny i nigdy nie stawia zdjęcia rodziny na biurku ani na szafce nocnej. Wydawało mu się, że w ten sposób naraziłby je na niebezpieczeństwo. Trzymał zdjęcie w ukryciu i patrzył na nie tylko wtedy, kiedy czuł taką potrzebę.

Za każdym razem gdy Cheng Xin myślała o Wadimowie, myślała też o Yun Tianmingu. Przewieziono go z sześcioma innymi kandydatami do tajnej bazy w pobliżu siedziby głównej PAW, gdzie zamierzano poddać ich ostatniej serii prób, po których jeden z nich zostanie wybrany.

Od czasu spotkania z Tianmingiem w Chinach Cheng Xin robiło się coraz ciężej na sercu, aż w końcu popadła w depresję. Wspominała, jak się poznali. Tuż po początku pierwszego semestru na studiach wszyscy świeżo upieczeni studenci inżynierii kosmonautycznej przedstawiali się nawzajem. Zobaczyła Tianminga siedzącego samotnie w rogu. Od razu poznała, że jest wrażliwy i wyobcowany. Znała innych chłopaków, którzy też byli zagubieni, ale nigdy wcześniej nie czuła się tak jak wtedy – jakby wkradła się do jego serca i poznała jego wszystkie tajemnice.

Lubiła pewnych siebie, optymistycznych młodzieńców, którzy byli jak światło słońca – ogrzewali siebie i dziewczyny obok nich. Tianming był zupełnym przeciwieństwem tego typu. Mimo to zawsze czuła potrzebę opiekowania się nim. W kontaktach z nim była delikatna, bała się, że może go zranić, choćby niechcący. Żadnego innego chłopaka nie chroniła tak jak jego.

Kiedy jej przyjaciółka przyleciała do Nowego Jorku i w rozmowie wypłynęło nazwisko Tianminga, Cheng Xin odkryła, że chociaż usunęła go w odległy zakątek pamięci, jego obraz pozostał zadziwiająco żywy.

Pewnej nocy miała koszmarny sen. Znowu znalazła się na swej gwieździe, ale czerwone morze alg stało się czarne. Potem gwiazda zapadła się w czarną dziurę, pozbawioną światła nieobecność we Wszechświecie. Wokół tej czarnej dziury krążył mały lśniący obiekt. Uwięziony w jej polu grawitacyjnym, nigdy nie zdoła uciec. Był to zamrożony mózg.

Cheng Xin obudziła się i spojrzała na prześwitujące przez zasłony w oknach światła Nowego Jorku. Zrozumiała, co zrobiła.

Z jednego punktu widzenia przekazała tylko prośbę PAW – Tianming mógł się nie zgodzić. Poleciła go, ponieważ starała się chronić Ziemię i jej cywilizację, a jego życie niemal dobiegło końca; gdyby nie pojawiła się w porę w szpitalu, byłby już martwy. W pewnym sensie go uratowała!

Nie zrobiła niczego, czego powinna się wstydzić, niczego, co powinno obciążać jej sumienie. Ale zrozumiała też, że właśnie tak ktoś mógł sprzedać matkę do burdelu.

Pomyślała o hibernacji. Technologia ta była tak zaawansowana, że niektórzy ludzie – głównie śmiertelnie chorzy, którzy liczyli na wyleczenie w przyszłości – zapadli już w długi sen. Tianming miał szansę. Ze względu na jego pozycję społeczną trudno by mu było pozwolić sobie na hibernację, ale ona mogłaby mu pomóc. Była to możliwość, którą mu odebrano.

Następnego dnia Cheng Xin poszła zobaczyć się z Wade’em.

Jak zwykle siedział w gabinecie i gapił się na dymiące cygaro. Rzadko widziała, by wykonywał zadania związane ze zwykłym administrowaniem – prowadził rozmowy telefoniczne, czytał dokumenty, chodził na zebrania i tak dalej. Nie wiedziała, czy w ogóle kiedykolwiek zajmuje się takimi czynnościami. Za każdym razem gdy do niego wchodziła, siedział pogrążony w myślach, zawsze głęboko pogrążony w myślach.

Cheng Xin wyjaśniła, że kandydat numer 5 nie nadaje się do misji. Chciała wycofać rekomendację i prosić, by nie brano go pod uwagę.

– Dlaczego? W testach wypadł najlepiej.

Uwaga Wade’a zmroziła Cheng Xin. Jednym z pierwszych przeprowadzonych przez nich testów było poddanie każdego kandydata szczególnej formie znieczulenia ogólnego, po której tracił on czucie we wszystkich częściach ciała i narządach zmysłów, ale pozostawał przytomny. W założeniu miała to być symulacja sytuacji mózgu istniejącego niezależnie od ciała. Następnie badacze oceniali zdolność psychologiczną kandydata do przystosowania się do obcych warunków. Oczywiście badacze nie mieli najmniejszego pojęcia o warunkach panujących we flocie trisolariańskiej, więc musieli się opierać wyłącznie na swoich domysłach. Ogólnie test był bardzo nieprzyjemny.

– Ale on ma tylko licencjat – powiedziała Cheng Xin.

– Ty na pewno masz dużo wyższych stopni naukowych – odparł Wade – ale gdybyśmy wysłali z tą misją twój mózg, byłby to bez wątpienia jeden z najgorszych mózgów, jakie moglibyśmy wybrać.

– To samotnik! Nie spotkałam nikogo, kto byłby tak wyobcowany. Nie ma absolutnie żadnej zdolności do przystosowania się do warunków, w których się znajdzie.

– I właśnie to jest najlepszą cechą kandydata numer 5! Mówisz o społeczeństwie ludzkim. Ktoś, kto czuje się w nim dobrze, nauczył się też na nim polegać. Gdy zostanie odcięty od reszty ludzkości i znajdzie się w obcym otoczeniu, najprawdopodobniej całkowicie się załamie. Jesteś doskonałym przykładem osoby, o jakiej mówię.

Cheng Xin musiała przyznać, że wywodowi Wade’a nie sposób odmówić logiki. Ona prawdopodobnie załamałaby się już podczas symulacji.

Oczywiście wiedziała, że nie ma odpowiednich wpływów, by skłonić szefa PAW do rezygnacji z kandydata do programu Klatka Schodowa, ale nie chciała się poddać. Przygotowała się, by powiedzieć wszystko, co konieczne dla uratowania Tianminga.

– Nie osiągnął w życiu niczego znaczącego. Nie ma poczucia odpowiedzialności za ludzkość czy miłość.

Powiedziawszy to, Cheng Xin zaczęła się zastanawiać, czy jest w tym choć trochę prawdy.

– O, zdecydowanie jest na Ziemi coś, do czego jest przywiązany.

Wzrok Wade’a nadal utkwiony był w cygarze, ale Cheng Xin wyczuła, że jego uwaga przenosi się z żarzącego się czubka cygara na nią, a wraz z nią część tego żaru. Ku jej uldze Wade nagle zmienił temat.

– Inną wspaniałą cechą kandydata numer 5 jest kreatywność. Rekompensuje to jego brak wiedzy technicznej. Wiedziałaś, że dzięki jego pomysłowi jeden z jego kolegów ze studiów został miliarderem?

Rzeczywiście widziała to w kartotece Tianminga – czyli jednak znała kogoś, kto był naprawdę bogaty. Ale nawet przez minutę nie wierzyła, że gwiazdę podarował jej Hu Wen. Sama myśl o tym była absurdalna. Gdyby mu się podobała, kupiłby jej luksusowy samochód albo naszyjnik z brylantami, ale nie gwiazdę.

– Myślałem, że żaden z kandydatów się nie nadaje, i zaczynało mi brakować pomysłów. Ale przywróciłaś mi wiarę w numer pięć. Dziękuję.

W końcu podniósł wzrok i spojrzał na Cheng Xin ze swym zimnym, drapieżnym uśmiechem. Jak poprzednio zdawał się czerpać przyjemność z jej bólu i rozpaczy.


Cheng Xin jednak nie straciła całej nadziei.

Brała udział w ceremonii złożenia przysięgi wierności przez kandydatów do programu Klatka Schodowa. Zgodnie z traktatem o przestrzeni kosmicznej, z poprawką wprowadzoną po kryzysie, każda osoba korzystająca z zasobów Ziemi, która zamierzała opuścić Układ Słoneczny w ramach rozwoju gospodarczego, emigracji, badań naukowych czy z innych przyczyn, musiała najpierw złożyć przysięgę, że dochowa wierności ludzkości. Gdy podpisywano ten traktat, wszyscy myśleli, że będzie się można na niego powołać dopiero w dalekiej przyszłości.

Ceremonia odbyła się w sali posiedzeń Zgromadzenia Ogólnego ONZ. W przeciwieństwie do sesji sprzed kilku miesięcy, kiedy ogłoszono program Wpatrujących się w Ścianę, była zamknięta dla publiczności. Poza kilkoma kandydatami do programu Klatka Schodowa uczestniczyli w niej tylko sekretarz generalna Say, przewodniczący ROP i kilku obserwatorów, włącznie z Cheng Xin i innymi członkami PAW pracującymi nad tym programem, którzy zajęli dwa pierwsze rzędy foteli.

Ceremonia nie trwała długo. Kandydaci kładli po kolei rękę na trzymanej przez sekretarz Say fladze ONZ i recytowali słowa wymaganej przysięgi, że będą „przez cały czas wierni rodzajowi ludzkiemu i nigdy nie dopuszczą się żadnego czynu, który szkodziłby dobru ludzkości”.

Przed Yun Tianmingiem stało czterech kandydatów – dwóch Amerykanów, Rosjanin i Brytyjczyk – a za nim jeszcze dwóch, kolejny Amerykanin i kolejny Chińczyk. Wszyscy wyglądali na chorych, a dwóch było na wózkach inwalidzkich. Ale wszyscy najwyraźniej byli w dobrym nastroju – jak lampki oliwne, które na moment przed zgaśnięciem wybuchają żywym płomieniem.

Cheng Xin patrzyła na Tianminga. Od czasu ich ostatniego spotkania jeszcze bardziej schudł i był bledszy, ale wydawał się bardzo spokojny. Nie spojrzał w jej stronę.

Przysięgi czterech pierwszych kandydatów przebiegły bez kłopotów. Jeden z Amerykanów, pięćdziesięciokilkuletni fizyk z rakiem trzustki, podniósł się z trudem z wózka i o własnych siłach wszedł na mównicę. Głosy kandydatów niosły się echem w pustej sali, słabe, lecz pełne oddania. Rutynę przerwał tylko Brytyjczyk, który zapytał, czy może złożyć przysięgę na Biblię. Jego życzenie spełniono.

Nadeszła kolej na Tianminga. Chociaż Cheng Xin była ateistką, pragnęła w tej chwili wyrwać Biblię z rąk poprzednika i krzyknąć: „Tianming, przysięgnij na nią, proszę cię! Wiem, że jesteś człowiekiem odpowiedzialnym. Dochowasz wierności rodzajowi ludzkiemu. Jak powiedział Wade, są tu rzeczy, z którymi nie zdołasz się rozstać…”.

Patrzyła, jak wchodzi na podwyższenie, patrzyła, jak podchodzi do sekretarz generalnej Say, a potem zamknęła oczy.

Nie usłyszała, jak powtarza przysięgę.

Tianming wziął niebieską flagę ONZ z rąk Say i powiesił ją na mównicy obok siebie.

– Nie złożę przysięgi. Na tym świecie czuję się jak obcy. Nigdy nie zaznałem wiele radości ani szczęścia i nie obdarzono mnie wielką miłością. Oczywiście można to złożyć na karb moich wad…

Mówił spokojnym tonem, jakby dokonywał przeglądu swego życia. Siedząca przed podwyższeniem Cheng Xin zaczęła drżeć, jakby czekała na apokaliptyczny sąd.

– …ale nie złożę przysięgi. Nie mam żadnych zobowiązań wobec rodzaju ludzkiego.

– Wobec tego dlaczego zgodził się pan wziąć udział w programie Klatka Schodowa? – zapytała łagodnie Say, nie spuszczając oczu z Tianminga.

– Chcę zobaczyć inny świat. To, czy będę wierny ludzkości, zależy od tego, jaką cywilizację znajdę u Trisolarian.

Say skinęła głową.

– Złożenie przysięgi jest całkowicie dobrowolne. Może pan odejść. Proszę następnego kandydata.

Cheng Xin trzęsła się, jakby wpadła do lodowni. Zagryzła usta i siłą woli powstrzymała płacz.

Tianming przeszedł ostatnią próbę.

Wade, który siedział w pierwszym rzędzie, odwrócił się i spojrzał na Cheng Xin. Rozkoszował się jej rozpaczą i bólem. Jego oczy zdawały się mówić:

„Teraz sama widzisz, co to za człowiek”.

„A jeśli mówi prawdę?”

„Skoro nawet my mu wierzymy, wróg też uwierzy”.

Wade obrócił się z powrotem w stronę podium, ale potem, jakby przypomniało mu się coś ważnego, ponownie zerknął na Cheng Xin.

„Niezła zabawa, co?”

Niespodziewana odmowa złożenia przysięgi przez Tianminga zmieniła atmosferę w sali. Ostatnia kandydatka, nosicielka wirusa HIV, czterdziestotrzyletnia inżynier NASA nazwiskiem Joyner, również odmówiła złożenia przysięgi. Wyjaśniła, że wcale nie chciała tam być, ale czuła się do tego zmuszona, bo gdyby się nie zgodziła, przyjaciele i rodzina wyrzekliby się jej i umarłaby w samotności. Nikt nie wiedział, czy mówi prawdę, czy zainspirował ją Tianming.

Następnej nocy stan Joyner nagle się pogorszył. Wskutek infekcji, która przerodziła się w zapalenie płuc, przestała oddychać i przed świtem zmarła. Zespół medyczny nie miał dość czasu, by przygotować jej mózg do szybkiego zamrożenia, w związku z czym nie nadawał się do użytku.

Do wykonania misji Klatka Schodowa wybrano Tianminga.


Ta chwila nadeszła. Cheng Xin dowiedziała się, że stan Tianminga gwałtownie się pogorszył i że trzeba natychmiast usunąć mu mózg. Zabieg ten zaplanowano przeprowadzić w Westchester Medical Center.

Cheng Xin zawahała się przed szpitalem. Nie miała odwagi wejść, ale coś ją powstrzymywało przed odejściem. Mogła tylko czekać i cierpieć. Wade, który z nią tam przyszedł, pomaszerował sam do wejścia. Zatrzymał się, odwrócił i napawał się jej bólem. Potem zadowolony zadał ostatni cios.

– A, mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę. To on dał ci tę gwiazdę.

Cheng Xin na chwilę zastygła w bezruchu. Wydawało się, że wszystko wokół niej się zmieniło. Rzeczy, które widziała wcześniej, były tylko cieniami; dopiero teraz pojawiły się prawdziwe kolory życia. Pod naporem emocji zachwiała się, jakby usunął się jej grunt pod nogami.

Wbiegła do szpitala i popędziła długimi, krętymi korytarzami. Zatrzymali ją dwaj strażnicy przed oddziałem neurochirurgii. Zaczęła się im wyrywać, ale trzymali ją mocno. Wymacała swój dowód tożsamości, machnęła nim i kontynuowała szalony bieg ku sali operacyjnej. Tłum zdziwionych ludzi przed salą rozstąpił się przed nią. Wpadła jak burza przez drzwi z migającymi nad nimi czerwonymi lampkami.

Spóźniła się.

W jej stronę odwróciła się grupa mężczyzn i kobiet w białych kitlach. Ciało usunięto już z sali. Pośrodku stał stół laboratoryjny, a na nim izolowany cylindryczny pojemnik z nierdzewnej stali wysokości około metra. Właśnie został zamknięty i jeszcze niezupełnie rozwiała się biała mgła wytworzona przez ciekły hel. Powoli osiadała na powierzchni cylindra, przesuwała się nad stołem, przelewała przez jego krawędź niczym miniaturowy wodospad i zbierała na podłodze, gdzie się w końcu rozpraszała. Cylinder wyglądał w niej jak przedmiot z obcego świata.

Cheng Xin rzuciła się na stół, rozrywając obłok mgły, i ogarnął ją na parę sekund przenikliwy ziąb. Poczuła się tak, jakby przelotnie dotknęła czegoś, czego szukała, po czym straciła to na zawsze na rzecz innego czasu i innego miejsca.

Leżąc przed pojemnikiem z ciekłym helem, szlochała. Jej smutek wypełnił salę operacyjną, rozlał się na cały budynek, zatopił Nowy Jork. Stał się jeziorem, potem oceanem, a ona miała wrażenie, że tonie i opada na jego dno.

Nie wiedziała, ile czasu minęło, zanim poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Może ta dłoń spoczywała tam już od dawna, może ten, do kogo należała, też przemawiał do niej już od dawna.

– Jest nadzieja. – Był to głos starszego mężczyzny, cichy i łagodny. – Jest nadzieja.

Nadal szlochająca Cheng Xin nie mogła złapać tchu, ale to, co ten głos powiedział potem, przyciągnęło jej uwagę.

– Proszę pomyśleć! Co byłoby idealnym pojemnikiem dla tego mózgu, jeśli uda się im go ożywić?

Ten głos nie prawił czczych frazesów, lecz zadał konkretne pytanie.

Podniosła głowę i mimo że łzy mąciły jej spojrzenie, rozpoznała siwowłosego mężczyznę – czołowego neurochirurga na świecie, współpracującego z Harvard Medical School. To pod jego kierunkiem przeprowadzono ten zabieg.

– Byłoby nim ciało, które nosiło ten mózg. Każda komórka mózgu zawiera wszystkie informacje genetyczne niezbędne dla zrekonstruowania ciała. Mogliby go sklonować, wszczepić klonowi mózg i w ten sposób znowu stałby się całością.

Cheng Xin patrzyła na kontener z nierdzewnej stali. Po jej twarzy spływały łzy, ale nie dbała o to. Potem odzyskała panowanie nad sobą i zaskoczyła wszystkich.

– A co on będzie jadł? – spytała.

Wybiegła z sali w takim samym pośpiechu, z jakim tam wpadła.


Następnego dnia Cheng Xin wróciła do gabinetu Wade’a i położyła kopertę na jego biurku. Była tak blada jak niektórzy nieuleczalnie chorzy.

– Żądam, żeby te nasiona umieszczono w kapsule Klatki Schodowej.

Wade otworzył kopertę i wysypał jej zawartość na biurko. Było tam kilkanaście małych torebek. Obejrzał je z zainteresowaniem.

– Pszenica, kukurydza, ziemniaki, a te tutaj… to warzywa, tak? Hmm, papryka chili?

Cheng Xin kiwnęła głową.

– Jego ulubiona.

Wade włożył z powrotem torebki do koperty i przesunął ją w stronę Cheng Xin.

– Nie.

– Dlaczego? W sumie ważą tylko osiemnaście gramów.

– Musimy dołożyć wszelkich starań, by pozbyć się nawet jednej i ośmiu dziesiątych grama zbędnej masy.

– Po prostu uznaj, że jego mózg jest o osiemnaście gramów cięższy!

– Ale nie jest, prawda? Dodanie tego ciężaru doprowadziłoby do zmniejszenia końcowej prędkości sondy i o wiele lat opóźniło jej spotkanie z flotą trisolariańską. – Na twarzy Wade’a pojawił się znany zimny uśmieszek. – Poza tym on jest teraz tylko mózgiem, nie ma ust, żołądka. Jaki miałoby to sens? Nie wierz w te bajki o klonowaniu. Włożą po prostu mózg do miłego inkubatora i tam będą go utrzymywać przy życiu.

Cheng Xin miała ochotę wyrwać Wade’owi cygaro z ręki i wepchnąć mu je rozżarzonym końcem w twarz, ale się opanowała.

– Pominę cię i zwrócę się z tą prośbą do tych, którzy mają większą władzę.

– To nic nie da. A potem?

– Potem złożę rezygnację.

– Nie pozwolę na to. Nadal jesteś użyteczna dla PAW.

Cheng Xin roześmiała się gorzko.

– Nie zdołasz mnie powstrzymać. Nigdy nie byłeś moim faktycznym szefem.

– Nie zrobisz niczego bez mojej zgody.

Odwróciła się i ruszyła do wyjścia.

– W ramach programu Klatka Schodowa musimy wysłać w przyszłość kogoś, kto zna Yun Tianminga.

Cheng Xin zatrzymała się.

– Jednak ta osoba musi być członkiem PAW i moim podwładnym. Jesteś zainteresowana? A może chcesz od razu złożyć rezygnację?

Ruszyła dalej, ale szła coraz wolniej. W końcu zatrzymała się po raz drugi. Znowu dobiegł do niej głos Wade’a.

– Tym razem dobrze się zastanów nad swoim wyborem.

– Zgadzam się wyruszyć w przyszłość – odparła.

Oparła się o ościeże drzwi, by nie upaść. Nie odwróciła się.


Cheng Xin widziała sondę Klatka Schodowa tylko raz, kiedy rozwinął się jej żagiel na orbicie. Od ogromnego żagla o powierzchni dwudziestu pięciu kilometrów kwadratowych odbiło się na krótko w kierunku Ziemi światło słoneczne. Cheng Xin była już w Szanghaju i zobaczyła na czarnym jak smoła niebie jarzącą się pomarańczowoczerwoną plamkę, która stopniowo zgasła. Po pięciu minutach już jej nie było, jakby nagle zmaterializowało się znikąd oko, a potem powoli zamknęło powiekę. Sonda nabierała prędkości, by wylecieć z Układu Słonecznego, i nie można jej było zobaczyć nieuzbrojonym okiem.

Cheng Xin dodawał otuchy fakt, że Tianmingowi jednak towarzyszyły nasiona, chociaż nie te, które dla niego kupiła, lecz inne, starannie wybrane przez wydział rolnictwa kosmicznego.

Ogromny żagiel miał masę 9,3 kilograma. Cztery pięciokilometrowe liny łączyły go z kapsułą, której średnica wynosiła zaledwie czterdzieści pięć centymetrów. Pokrywała ją warstwa materiału ablacyjnego, wskutek czego jej masa przy wystrzeleniu osiągnęła osiemset pięćdziesiąt gramów. Po pokonaniu odcinka, na którym miała nabrać oczekiwanej prędkości, zmniejszy się ona do pięćset dziesięciu gramów.

Odcinek przyspieszania ciągnął się od Ziemi do orbity Jowisza. Wzdłuż trasy sondy rozmieszczono tysiąc cztery bomby jądrowe, z których dwie trzecie stanowiły bomby atomowe, a resztę termojądrowe. Tworzyły coś w rodzaju rzędu min, które uruchamiały statek, gdy koło nich przelatywał. Rozmieszczono tam też liczne sondy w celu monitorowania kursu i prędkości statku oraz wprowadzania drobnych korekt pozycji pozostałych bomb. Kolejne wybuchy jądrowe, miarowe niczym uderzenia serca, rozświetlały przestrzeń kosmiczną za żaglem, a strumień promieniowania popychał to piórko naprzód. Gdy statek dotarł na orbitę Jowisza i eksplodowała dziewięćset dziewięćdziesiąta siódma bomba, sondy monitorujące przekazały, że osiągnął jeden procent prędkości światła.

Wtedy zdarzył się wypadek. Analiza widma światła odbijającego się od żagla wykazała, że zaczął się on zwijać, prawdopodobnie z powodu pęknięcia jednej z lin. Zanim zdążono wprowadzić poprawki, wybuchła dziewięćset dziewięćdziesiąta ósma bomba i statek zboczył z kursu. Żagiel w dalszym ciągu się zwijał, wskutek czego jego profil radarowy raptownie się kurczył, i w końcu obiekt zniknął z ekranów systemu monitorującego. Bez znajomości dokładnych parametrów trajektorii jego lotu nigdy nie zostanie odnaleziony.

Z upływem czasu ta trajektoria będzie się coraz bardziej odchylała od planowanej. Zgasła nadzieja, że statek spotka się z flotą trisolariańską. Przy przybliżonym kierunku jego lotu powinien za sześć tysięcy lat minąć inną gwiazdę, a za pięć milionów lat opuścić Drogę Mleczną.

Program Klatka Schodowa zakończył się przynajmniej połowicznym sukcesem. Po raz pierwszy obiekt stworzony przez człowieka został rozpędzony do prędkości quasi-relatywistycznej.

Właściwie nie było już powodu, by wysłać Cheng Xin w przyszłość, ale mimo to PAW poprosiła ją, by weszła w stan zawieszenia procesów życiowych. Jej zadaniem było służyć za łączniczkę z programem Klatka Schodowa w przyszłości. Gdyby ta pionierska próba okazała się pomocna w rozwoju ludzkiej kosmonautyki za dwieście lat, musiał się wtedy znaleźć ktoś, kto mógłby wyjaśnić zarchiwizowane dane i zinterpretować nieme dokumenty. Oczywiście prawdziwym powodem jej wysłania mogła być zwykła próżność, pragnienie, by program Klatka Schodowa nie został w przyszłości zapomniany. Z podobnych przyczyn wysłały w przyszłość oficerów łącznikowych inne współczesne organizacje realizujące projekty inżynieryjne.

Gdyby przyszłość chciała osądzić nasze wysiłki, to przynajmniej można było teraz posłać tam kogoś, by wyjaśnić nieporozumienia, które mogły narosnąć z upływem czasu.

Gdy jej świadomość znikała w zimnie, Cheng Xin pocieszała się, że podobnie jak Tianming będzie przez wieki unosiła się w bezdennej otchłani.

Koniec śmierci

Подняться наверх