Читать книгу Trucizna - Dario Correnti - Страница 7
17 lipca
Оглавление– Istnieją dwie rzeczy, których procesu produkcji nie należy oglądać: parówki i gazety – mówi Besana, nakładając na talerz vitello tonnato.
Ilaria siedzi w kącie całkowicie sama, z kieliszkiem w ręku. Nie jest przyzwyczajona do eleganckich kolacji, nie wie, co powiedzieć. Przywitała się z kolegami i skończyły się jej tematy do rozmowy.
– Czy to miejsce jest wolne? – pyta jakaś kobieta. Trzyma talerzyk z sałatką z kaszy quinoa.
– Oczywiście, proszę – odpowiada grzecznie Ilaria.
– Jestem pewna, że już gdzieś panią widziałam. U Ceci?
– Nie znam żadnej Ceci. – Piatti wzrusza ramionami.
– To może u Lilli?
– Nie, przykro mi.
To sześćdziesięciolatka o młodzieńczym wyglądzie wymuszonym przez społeczeństwo: kolorowe oprawki okularów i para jaskrawych, lakierowanych kozaków sięgających kolan.
– Jestem Marta – mówi i podaje jej upierścienioną dłoń.
Salonik zaczyna się zaludniać. Ilaria czuje się niekomfortowo, musi spróbować zamienić z kobietą choć dwa słowa.
– Czym się pani zajmuje?
– Jestem chłopką – odpowiada kobieta.
Ale pozostałe się śmieją, jakby Marta sobie z niej żartowała.
– Marta jest artystką – wyjaśnia jakaś blondynka, trochę przezroczysta od nadmiaru zastrzyków witaminowych.
– Naprawdę?
– Robię rzeźby z wosku – doprecyzowuje Marta.
– Jak Medardo Rosso?
Marcie to nazwisko nic nie mówi.
– W każdym razie robię inne rzeczy.
I opowiada, że już jako dziecko poczuła się artystką. Miała troje rodzeństwa, wszyscy byli wybitni poza nią: chodziła po dachach i cierpiała na dysleksję. Była leworęczna i na siłę ją naprostowali – okropna trauma. Czytała wspak, od prawej do lewej.
– Dzięki kserokopiarkom, w których można odwracać druk, zrozumiałam, że posiadam dar.
Wybrała studia na wydziale fizyki, bo fascynowały ją fale elektromagnetyczne i spirytyzm.
– Nie skończyłam studiów, ale w tym okresie wiele się nauczyłam. Teoria grawitacji wyjaśnia wszystko o duchach.
Ilaria przytakuje w milczeniu.
– Teraz zajmuję się rolnictwem biodynamicznym. W naszej rodzinnej posiadłości mamy ogromny park, uprawiam przede wszystkim jagody.
Wyciąga telefon komórkowy i pokazuje zdjęcie swojego osła o imieniu Sir Simon.
– Jak duch z Canterville – uściśla Marta.
I katalog poświęcony swojej ulubionej kurze Berenice, nazwanej tak na cześć ducha z rzymskiego Portyku Oktawii. Gdy oglądają kolejne fotografie, Ilaria widzi też dzieci, prawdopodobnie wnuki, ale Marta przechodzi dalej, wygląda na to, że jest bardziej dumna z osła uchwyconego w rozmaitych pozach. Potem nagle coś odciąga jej uwagę. Zamyślona patrzy na zdjęcie niedźwiedzia. Powiększa je ruchem palców.
– To jest Rudolf.
– Ma pani również niedźwiedzia?
– Nie, to zdjęcie wybrałam do apelu. Biedne stworzenie, chcą go odstrzelić. Ale to nie on zabił tego człowieka.
– Mówi pani o tym przemysłowcy, który zginął w Szwajcarii?
– Dobrze znałam Achillego. Naturalnie i ja byłam wstrząśnięta. Ale niedźwiedź nie ma z tym nic wspólnego, to błąd śledczych.
W tej samej chwili pojawia się Besana. Ilaria woła go z uśmiechem.
– Mój kolega zajmuje się właśnie tą sprawą – mówi.
– Naprawdę?
Kobieta natychmiast chwyta Marca za rękę.
– Proszę posłuchać, on jest niewinny! Ten niedźwiedź jest niewinny! – Zaniepokojona rozgląda się wokoło. – Nie powinniśmy o tym rozmawiać tutaj, jest za dużo ludzi, nikomu nie można ufać. Ale pan jest dziennikarzem i musi wiedzieć. Jutro mogę odwiedzić pana w redakcji i wszystko opowiedzieć.
Besana przytakuje, próbując wyzwolić się z uścisku. Marta trzyma go mocno, wyciąga szyję i zbliża usta do jego ucha.
– Achille został zabity jak wszyscy inni – szepcze i patrzy na niego przerażonym wzrokiem.