Читать книгу Trucizna - Dario Correnti - Страница 9
17 lipca
ОглавлениеIlaria zamyka na klucz drzwi do łazienki i rozgląda się wokół. Pomieszczenie jest prawie wielkości jej mieszkania. Stoi tu nawet fotel, gdyby ktoś się zmęczył, idąc od prysznica do wanny. Pod prysznicem jest siedzisko, a wanna z hydromasażem przypomina basen. Dwie umywalki osadzone na niekończącej się marmurowej półce, na której stoi tylko kilka flakonów z perfumami. Bardziej niż łazienkę pomieszczenie przypomina szklarnię, po brzegi wypełnione jest roślinami. Lub salon, jeśli wziąć pod uwagę olbrzymi kryształowy żyrandol. Podoba się jej, że ręczniki są zwinięte jak w hotelu, ktoś musi ciągle czuwać nad utrzymaniem porządku.
W tej samej chwili słyszy jakieś głosy. To jej koleżanki. Klamka kilkakrotnie się rusza, potem postanawiają zaczekać. Ilaria siedzi na sedesie i nie może zrobić siusiu. Przeszkadza jej ich obecność. Cały czas się śmieją. „Widziałyście, jak się ubrała? Wygląda jak z katalogu »Postalmarket«. Pamiętacie »Postalmarket«?” I znów wybuchają śmiechem.
Ilaria bierze kawałek mięciutkiego papieru toaletowego, jest nawet perfumowany. Próbuje się skupić. Ale to niemożliwe. Wyciąga więc rękę i odkręca kran nad bidetem, może odgłos wody okaże się pomocny.
Ale hałasy zza drzwi całkiem ją blokują. Zwłaszcza kiedy zaczyna rozumieć, że mówią o niej. Piattola – Menda. W gazecie wszyscy tak na nią wołają. Okrutne przezwisko, które nadali jej na początku, gdy była jeszcze na stażu. Również Besana go używa, ale ze swobodą, czule. Nazywa ją tak, aby przeciwdziałać zbiorowemu piętnującemu rytuałowi.
– W redakcji robimy już zakłady – mówi jej koleżanka. – Czy dziś przyjdzie w dresie? W kaloszach? W fosforyzującej koszulce? – I znów wszystkie się śmieją. – Zresztą kiedy próbuje ubrać się elegancko, jest tylko gorzej. Pamiętacie tę spódnicę, która wyglądała, jakby uszyto ją z obicia kanapy mojej babci?
Ilaria spuszcza wodę, choć nie udało jej się zrobić siusiu. Myje ręce, tylko po to, żeby zrobić bałagan w ręcznikach. Wącha perfumy, ale żadne się jej nie podobają. Oblizuje sobie palec i oczyszcza spod oka smużkę rozmazanego tuszu do rzęs. Otwiera drzwi.
Koleżankom zapiera dech w piersiach, gdy widzą ją naprzeciw siebie. Ilaria przygląda się im.
– Przepraszam, że tyle to trwało. Musiałam sfotografować zasłony, żeby uszyć sobie spodnie w taki sam wzór.
Kiedy wraca do domu metrem, poprzysięga sobie, że nigdy więcej nie pójdzie na redakcyjną imprezę. Dyrektor zresztą wcale jej nie poznał, nigdy nie pamięta, jak ona się nazywa. Podeszła, żeby się przywitać, a ten odpowiedział zakłopotanym gestem. „Kim ona jest?” Gdy chciała usiąść obok swojego naczelnego, jedynej osoby, którą dobrze znała, Roberto ciągle wymyślał jakieś wymówki, żeby wstać, jakby było czymś niestosownym być widzianym czy – gorzej – fotografowanym w towarzystwie kogoś takiego jak ona. „Przepraszam, pójdę po coś do picia”. „Przepraszam, zobaczę, co jest do jedzenia”. „Przepraszam, pójdę przywitać się ze znajomym”. Nie mówiąc już o innych, którzy nie zwrócili się do niej ani słowem.
Nie zamierza znosić więcej upokorzeń. Co złego zrobiła? Nigdy nie zdementowano ani linijki pisanych przez nią tekstów. Czy traktują ją tak tylko dlatego, że nie jest cool? Bo nie zna tej czy tamtej osoby? Bo poświęca się pracy i tyle?