Читать книгу Wyzwolony - Э. Л. Джеймс - Страница 15

PIĄTEK, 8 LIPCA 2011

Оглавление

Doktor Flynn pociera ręką brodę, a ja nie wiem, czy gra na czas, czy faktycznie jest zaintrygowany.

– Zagroziła, że odejdzie?

– Tak.

– Poważnie?

– Tak.

– Więc skapitulowałeś.

– Nie miałem zbytniego wyboru.

– Christianie, człowiek zawsze ma wybór. Uważasz, że Anastasia była nierozsądna?

Nasze spojrzenia się spotykają. Mam ochotę wrzasnąć, że tak, lecz w głębi serca wiem, że Ana nie jest osobą nierozsądną.

Ty jesteś, Grey.

Mógłbym mieć „nierozsądny” na drugie imię. Słowa Any mnie prześladują. Powiedziała tak dawno temu.

Chryste, moje negatywne podejście naprawdę bywa upierdliwe.

– Jak się teraz czujesz?

– Boję się – odpowiadam szeptem, odnosząc wrażenie, jakby ktoś z całej siły walnął mnie w przeponę.

Mogłaby odejść.

– Ach, znowu pojawiło się poczucie zagrożenia i porzucenia.

Milczę, rozkojarzony pasmem popołudniowego światła, które pada na miniaturowe orchidee na stoliku. Co mam powiedzieć? Nie chcę tego przyznać na głos. Mój strach stałby się wtedy prawdziwy. Nienawidzę, kiedy czuję się słaby. Obnażony. Ana może mnie zranić i zadać mi śmiertelny cios.

– Czy zaczynasz się wahać w kwestii ślubu? – pyta John.

Nie. Być może.

Boję się, że mnie zrani.

Jak wcześniej… Kiedy odeszła.

– Nie – odpowiadam, ponieważ nie chcę jej stracić.

Kiwa głową, jakby właśnie to chciał usłyszeć.

– Zrezygnowałeś dla niej z wielu rzeczy.

– Tak. – Tłumię cisnący mi się na usta pobłażliwy uśmiech. – Nieźle negocjuje.

Flynn znowu pociera brodę.

– Żałujesz tego?

– Tak. Częściowo. Tyle jej oddałem, a ona mi tego odmawia.

– Mówisz, jakbyś był na nią zły.

– Bo jestem.

– Myślałeś, żeby jej o tym powiedzieć?

– Jak bardzo jestem zły? Nie.

– Czemu nie?

– Boję się, że powiem coś, czego będę żałował, a ona odejdzie. Już raz to zrobiła.

– Ale wtedy ją skrzywdziłeś.

– To prawda.

Wspomnienie jej zalanej łzami twarzy i gorzkich słów nigdy tak naprawdę nie znika z mojej pamięci. Jesteś popieprzonym sukinsynem.

Przeszywa mnie dreszcz, ale niczego nie okazuję Flynnowi. Zawsze kiedy myślę o tamtej chwili, ogarnia mnie przemożne poczucie wstydu.

– Nie chcę jej skrzywdzić. Już nigdy.

– To dobrze rokuje – mówi Flynn. – Ale musisz znaleźć zdrowy sposób na wyrażanie i ukierunkowanie swojego gniewu. Zbyt długo go w sobie tłumiłeś. – Milknie na chwilę. – Znasz moje zdanie na ten temat. Nie będę o tym znowu mówił, Christianie. Jesteś bardzo wytrzymały i zaradny. Cały czas znałeś wyjście z tego impasu. Skapitulowałeś. Problem rozwiązany. Życie nie zawsze układa się po naszej myśli. Kluczem jest rozpoznanie właściwego momentu. Czasem lepiej poddać bitwę, żeby wygrać wojnę. Komunikacja i kompromis, na tym polega małżeństwo.

Prycham, bo przypomina mi się dawny mail od Any.

– Co cię tak bawi?

– Nic – potrząsam głową.

– Miej odrobinę wiary w siebie i w nią.

– Małżeństwo to jedna wielka wiara – mamroczę pod nosem.

– To prawda. Dla każdego. Ale ty masz potencjał, by temu podołać. Skup się na tym, gdzie chcesz być. I jak. Wydaje mi się, że tak się właśnie zachowywałeś przez kilka ostatnich tygodni. Wydawałeś się szczęśliwszy.

Napotykam jego wzrok.

– To tylko niewielka komplikacja – mówi.

Mam nadzieję.

– Widzimy się za tydzień.

ROBI SIĘ CIEMNO. Stoimy z Elliotem na tarasie nowego domu i podziwiamy widok.

– Rozumiem, czemu go kupiłeś. – Elliot gwiżdże z podziwu.

Chwilę trwamy w ciszy, chłonąc majestat zmierzchu nad cieśniną: opalowe niebo, odległą pomarańczową poświatę, głęboką purpurę wody. Piękno. Spokój.

– Przepięknie, prawda? – pytam półgłosem.

– Owszem. To wspaniałe miejsce na piękny dom.

– Którego przebudową się zajmiesz. – Uśmiecham się, a Elliot uderza mnie żartobliwie w ramię.

– Cieszę się, że mogę pomóc. Łatwo nie będzie ani też tanio, jeśli chcesz, żeby dom był przyjazny dla środowiska. Ale co tam, stać cię. W przyszłym tygodniu pogadam z Gią, zobaczymy, co tam sobie wymyśliła i czy da się to zrobić.

– Sądzę, że uda mi się wszystko pozałatwiać przed końcem lipca. Wtedy powinniśmy się spotkać, Ana, ty, Gia i ja.

– Po co tyle czekać? Nie wydaje mi się, żeby cokolwiek miało cię powstrzymać przed kupnem tego miejsca.

– Masz rację. Sprawdzę w kalendarzu. Kiedy będziesz mieć czas?

– Na co?

– Na budowę, chłopie. Na budowę.

– Czy ja wiem, jeśli projekt Spokani Eden się nie opóźni, może wczesną jesienią?

– Wszystko idzie jak należy?

– Jasna sprawa. – Elliot wygląda na bardzo z siebie zadowolonego.

I słusznie. To ambitny projekt, a po ukończeniu stanie się wizytówką jego metod budowania w zgodzie ze środowiskiem. Elliot przesuwa czapkę Seahawks na tył głowy i zaciera ręce.

– Dzięki Bogu, że piątek, ważniaku. Wracajmy do ciebie i bierzmy się za piwko.

Przewracam oczami i idę za swoim starszym bratem wokół domu, na podjazd, gdzie zostawiłem samochód.

– CIEKAWE, CO TEŻ porabiają nasze kobiety? – mówi Elliot, kiedy jedziemy z powrotem do Escali.

– Mam nadzieję, że pakują rzeczy Any.

Zerkam na Elliota. Stopę trzyma na desce rozdzielczej i obserwuje mijany krajobraz, jakby guzik go wszystko obchodziło.

Boże, ależ ja mu zazdroszczę.

– Pewnie zajadają pizzę, piją za dużo wina i gadają o nas – dowcipkuje.

Mam nadzieję, że NIE rozmawiają o nas!

– Albo oglądają mecz. – Rechocze.

– Kate interesuje się baseballem?

– No. Lubi każdy sport.

Jasne. Po raz kolejny dziwię się, że ona i Ana się przyjaźnią. Ana w ogóle nie interesuje się sportem. Chociaż ostatnio z przyjemnością obejrzeliśmy Marinersów.

– Jak rozumiem, uważasz Kate za swoją kobietę? – pytam zaciekawiony.

– No. Przynajmniej na razie.

– Nie jesteście na poważnie?

Wzrusza ramionami.

– Kate jest spoko. Zobaczymy. Nie zawraca mi głowy. Rozumiesz?

– Dzięki Bogu, ale nie – mamroczę do siebie i kręcę głową. To może być najdłuższy „związek”, w jakim zdarzyło mu się być.

– Wstąpmy do jakiegoś baru – mówi.

– Nie. Nie piję, kiedy prowadzę.

– Chłopie, prowadzisz jak tata.

– Odpieprz się, dupku. – Wciskam gaz i R8 z piskiem opon mknie dojazdówką do drogi I-5 w kierunku miasta.

– Znaleźliście już tego gnoja, który załatwił twoje śmigiełko?

Wzdycham.

– Helikopter, Elliocie. I nie. Nie znaleźliśmy. Co mnie autentycznie wkurza.

– Człowieku, komu mogło na tym zależeć?

– Nie mam pojęcia. Moi ludzie na razie niczego nie ustalili. Czekam na raport NRBT. Nie śpieszą się, do cholery. Musiałem wzmocnić naszą ochronę. Dzisiaj też dwóch gości pilnuje mieszkania Any i Kate.

– Bez żartów! Nie dziwię ci się, stary. Pełno teraz świrów.

Patrzę na niego.

– No co? Stwierdzam fakt. Dobrze, że nic im nie grozi – mówi, a ja zaczynam myśleć, że naprawdę zależy mu na Kavanagh. – Co byś chciał na swój wieczór kawalerski? – pyta, kiedy zjeżdżamy z autostrady.

– Elliot, ani nie chcę, ani nie potrzebuję wieczoru kawalerskiego.

– Chłopie, żenisz się z pierwszą dziewczyną, której naprawdę na tobie zależy. Jasne, że potrzebujesz kawalerskiego.

Parskam śmiechem. Chłopie, gdybyś tylko wiedział.

– Myślałem, że zrobiłeś jej bachora.

Mrozi mnie.

– Odpierdol się, brachu. Nie jestem aż taki nieostrożny. Ana jest zdecydowanie za młoda na dzieci. Najpierw musimy trochę pożyć, zanim wpakujemy się w to całe gówno.

Elliot wybucha śmiechem.

– Ty i dzieci. Będziesz musiał trochę odpuścić.

Puszczam to mimo uszu.

– Mia się do ciebie odzywała?

– Ugania się za fiutem.

– Słucham?

– Bratem Kate. Ale on chyba nie jest specjalnie zainteresowany.

– Nie podoba mi się, że w jednym zdaniu łączysz fiuta i Mię.

– Ona już nie jest dzieckiem, ważniaku. No wiesz, jest tylko trochę młodsza od Any i Kate.

Wolę o tym nie myśleć.

– Gramy w bilard czy oglądamy mecz? – Mądrze zmienia temat.

– Jak wolisz, brachu, jak wolisz.

Wjeżdżamy na podziemny parking w Escali, a ja usilnie staram się nie myśleć o Mii i Ethanie Kavanagh.

ELLIOT CHRAPIE PRZED telewizorem. Pracuje za ciężko, imprezuje też zdecydowanie za bardzo, ale odeśpi całe wypite piwsko w pokoju gościnnym. Wieczór był super. Obejrzeliśmy najlepsze momenty meczu Marinersów z Angelsami – Marinersi przegrali – potem rozgromił mnie w Call of Duty, za to ja wygrałem w bilard. Jutro rano jadę do mieszkania Any pomóc jej w przewiezieniu reszty rzeczy do mnie. To trwa za długo. Zerkam na zegarek, zastanawiając się, co porabia. Brzęczy mój telefon, jakby usłyszała moje myśli.

ANA

Jestem spakowana. Tęsknię.

Śpij dobrze. Żadnych koszmarów.

To nie jest prośba.

Nie ma mnie przy Tobie.

Kocham Cię. <3

Jej słowa działają na mnie kojąco. Według Flynna nasza ostatnia kłótnia to chwilowa komplikacja. Mam nadzieję, że się nie myli. Odpisuję.

Niech Ci się przyśnię.

Mam nadzieję, że Ty przyśnisz się mnie.

Żadnych koszmarów.

ANA

Obiecujesz?

Żadnych obietnic.

Tylko nadzieja.

I marzenia.

I miłość. Do Ciebie.

ANA

Kiedyś powiedziałeś, że nie romansujesz.

Bardzo się cieszę, że nie miałeś racji.

Ja tu omdlewam!

Kocham Cię, Christianie.

Dobranoc xxx

Dobranoc, Ano.

Lubię, kiedy przeze mnie omdlewasz.

Na zawsze. x

Wyzwolony

Подняться наверх