Читать книгу Naśladowca - Erica Spindler - Страница 12
CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ОглавлениеCzwartek, 9. marca, 2006
godz. 7.25
Kitt stała w alejce, wciąż przyciskając aparat do ucha. Z trudem wciągnęła powietrze do płuc. Orzeszek. Właśnie tak nazywali Sadie, bo była malutka, krucha i słaba z powodu białaczki.
Jak ten potwór śmiał użyć ich pieszczotliwego określenia?! W jego ustach zabrzmiało wręcz nieprzyzwoicie. Gdyby mogła, udusiłaby go własnymi rękami.
Przełknęła ślinę i włożyła telefon do futerału przy pasku. Ruszyła w stronę parkingu i po chwili wsiadła do samochodu. Nie zapaliła jednak silnika. Morderca najwyraźniej się z nią bawił. Zdobył skądś jej numer i dowiedział się, jak mówili na Sadie.
Ciekawe, co jeszcze o niej wie?
Wszystko. A przynajmniej tak musiała założyć. W dodatku traktował to jak zabawę albo grę w karty. Niestety, jak każdy dobry gracz znał wszystkie słabości przeciwnika.
Odetchnęła głęboko, starając się uspokoić i spojrzeć na całą sprawę z dystansu. Wyjęła komórkę i zadzwoniła do Sala.
– Cześć, Sal. Tu Kitt – rzuciła szybko. – Znowu miałam od niego telefon. Za chwilę będę w pracy.
Dojechała do biura chwilę po Salu. Szef czekał na nią przy windzie. Wsiedli do niej razem, a następnie Sal wcisnął dwójkę.
– Co nowego? – spytał.
– Sprawa wygląda bardzo poważnie. On wie o tej nocy, kiedy go śledziłam. I wie, dlaczego wtedy zawiodłam.
Rysy mu się wyostrzyły.
– Co jeszcze?
– Powiedział, że umrze następna dziewczynka.
Zatrzymali się na piętrze. Drzwi się otworzyły, ruszyli do wydziału zabójstw.
– Kiedy?
– Nie wie tego dokładnie, ale jego zdaniem naśladowca działa zbyt pochopnie, jest więc szansa, że popełni jakiś błąd.
Weszli do środka. Nan przywitała się z nimi wesoło i podała Salowi stos kartek z zanotowanymi wiadomościami, a on zaczął je przeglądać.
– Coś pilnego? – spytał sekretarkę.
– Szef chce przesunąć termin spotkania na później. O pół godziny. Aha, i porucznik Allen ma grypę. Dzwoniła jego żona.
Sal skinął głową.
– Dobra, możesz do mnie poprosić Riggio i White’a? Czy sierżant Haas jest już w pracy?
– Tak, w swoim pokoju.
– Więc powiedz mu, żeby też przyszedł.
– Oczywiście. – Nan spojrzała na Kitt. – Był do ciebie telefon. Od jakiegoś starego znajomego. Powiedział, że zadzwoni później.
Kitt zmarszczyła brwi. Nie spodziewała się żadnego telefonu.
– Przedstawił się?
– Nie, ale mówił o sobie Orzeszek. Już nie może się doczekać, kiedy zobaczy cię w telewizji.
Kitt nic nie powiedziała, ale aż zatrzęsła się z gniewu. Miała już dość tego psychola. Po chwili w gabinecie Sala pojawili się wezwani policjanci.
– Mężczyzna, który podaje się za Mordercę Śpiących Aniołków, znowu kontaktował się z Kitt – zaczął Sal. – Tym razem zadzwonił na jej komórkę. Może opowiesz wszystkim o tej rozmowie – dodał, zwracając na nią spojrzenie.
Zdała dokładną relację, pomijając jedynie szczegóły dotyczące nocy, kiedy go śledziła.
– Powiedział, że będzie się przedstawiał jako Orzeszek – zakończyła.
Sal spojrzał na nią ostro.
– Przecież tak mówiliście do córki!
Kitt z najwyższym trudem wzięła się w garść.
– Tak – potwierdziła. – Zresztą dziś rano dzwonił również do pracy. – Podała mu kartkę z informacją. – Dostałam to od Nan.
Sal zaklął, a ona spojrzała na pozostałych policjantów.
– Wie bardzo dużo o tamtym śledztwie. Nie mógłby znać tylu szczegółów, gdyby nie był mordercą.
– Poprzednio wspomniał też coś o przestępstwach doskonałych – mruknęła M.C. – To musi być dla niego ważne.
– Jest bardzo zarozumiały – dodała Kitt. – Wkurza go, że tamten go naśladuje.
– Tak, zarozumiały i sprytny – zauważył White.
– Przynajmniej we własnym mniemaniu – powiedziała M.C.
Kitt milczała przez chwilę.
– Spytałam, czy wie, kim jest jego naśladowca. – Rozejrzała się dookoła. – Powiedział, że bardzo możliwe.
Sal ułożył palce w piramidkę.
– Jak myślisz, czy on naprawdę wie, czy tylko się domyśla?
– Trudno powiedzieć, ale chyba wie.
– Traktuje to jak zabawę – zauważyła Riggio. – Sam to zresztą powiedział.
– Tak, dla niego to rodzaj gry.
– Jeśli naśladowca popełni błąd, jak twierdzi Orzeszek, to łatwiej będzie go złapać.
Kitt skrzywiła się, słysząc przydomek córki z ust Riggio, ale dobrze rozumiała, że musi się do tego przyzwyczaić.
– Zginie kolejna dziewczynka – szepnął White. – Tak właśnie powiedział. A potem może następna…
Kitt chrząknęła i raz jeszcze rozejrzała się dookoła.
– Zapominamy o jednej rzeczy. Jeśli przyjmiemy, że mówi prawdę, to mamy do czynienia z dwoma mordercami, a nie z jednym.
Zebrani siedzieli chwilę pogrążeni w milczeniu. Jakby potrzebowali czasu na zrozumienie sensu jej słów. W końcu sierżant Haas zwrócił się do zwierzchnika:
– Co robimy, Sal?
– Musimy grać według jego zasad.
Porucznik Riggio aż podskoczyła na krześle.
– Przepraszam, szefie, ale nie mogę się z tym zgodzić.
Sal spojrzał na nią twardo.
– Dzwonił dziś rano i powiedział, że aż drży z niecierpliwości, by wreszcie zobaczyć Kitt w telewizji.
– W telewizji? – zdziwił się White. – O co mu chodziło?
– O konferencję prasową – wyjaśnił Sal. – Chce potwierdzenia, że Kitt prowadzi to śledztwo.
Riggio znowu poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu.
– Hm, zebrał o niej sporo informacji. Zadał sobie wiele trudu. – Spojrzała na Kitt. – Ciekawe dlaczego?
– Nie mam pojęcia. – Kitt wzruszyła ramionami.
– Może więc warto się dowiedzieć.
– Jasne – stwierdził Sal i spojrzał na podwładnych. – Tom, muszę cię czasowo wyłączyć z tej sprawy. Poprowadzi ją Kitt, a M.C. będzie jej pomagać.
– Pomagać? Ale przecież to moja sprawa – zaprotestowała Riggio. – Niech ona mi pomaga. Nie zamierzam…
– To moja ostateczna decyzja. Bardzo mi przykro, M.C. – Zwrócił się do Kitt: – Poradzisz sobie? Pamiętaj, że dopiero się zaczęło, a on już gra na twoich uczuciach, używa pieszczotliwego przydomka twojej córki.
– Tak, poradzę sobie.
Sal skinął głową, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.
– Dobrze, wobec tego do roboty. Zwołajcie konferencję prasową na popołudnie. Podajecie wyłącznie informacje na temat obecnie prowadzonego śledztwa.
Wyszli z biura. Kiedy znalazły się w bezpiecznej odległości, Kitt przytrzymała M.C. za łokieć.
– To jest naprawdę ciężka sprawa. Musimy współpracować – powiedziała.
– Po co mnie pouczasz? Wiem, co mam robić.
– Miło mi to słyszeć.
– A tak swoją drogą, czy naprawdę uważasz, że będziesz w stanie poprowadzić to śledztwo?
– Jest tak, jak powiedziałam Salowi.
M.C. pokręciła głową.
– Wiesz chyba, co to znaczy? Ten ciągły nacisk ze strony szefów, dziennikarze, którzy nie spoczną, dopóki nie wyduszą z ciebie jakiejś informacji. Pamiętaj, że chodzi o najpoważniejszą sprawę w historii Rockford!
Kitt nawet nie drgnęła, chociaż zrobiło jej się nieprzyjemnie na myśl o tym, co ją czeka.
– Poradzę sobie – powtórzyła z uporem.
Koleżanka pochyliła się w jej stronę.
– A skoro powiedziałaś o współpracy, pamiętaj, że potrzebuję kogoś, kto będzie mnie chronił. Kogoś niezawodnego.
– Nie zawiodę – zapewniła ją Kitt. – Możesz mi zaufać.
– Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
– Zapewniam, będę cię ubezpieczać lepiej niż ktokolwiek inny.
Riggio pozostawiła te słowa bez komentarza. Skinęła tylko lekko głową i odeszła. Kitt nie winiła jej za brak zaufania. Czy ona zdałaby się na partnera, który przeszedł załamanie nerwowe i był zaleczonym alkoholikiem? Czy chciałaby pracować z kimś takim?
Do licha, nie!
Jednak to nie ona rozdawała karty, to morderca wciągnął ją do gry. Wybrał ją, a ona musiała przystać na jego warunki.
Mogła co prawda odmówić albo tylko udawać, że prowadzi śledztwo, nie czułaby się jednak z tym dobrze. Chciała zająć się tą sprawą od momentu, kiedy dowiedziała się o ostatnim morderstwie.
Czy podjęła słuszną decyzję? Czy może kierowała się jedynie względami osobistymi, co nie rokowałoby najlepiej dla śledztwa?
Musiała o tym z kimś pogadać. Natychmiast pomyślała o Brianie. Zawsze był przy niej, kiedy miała kłopoty. Nie opuścił jej, nawet kiedy znalazła się na samym dnie rozpaczy i praktycznie nie rozstawała się z butelką.
Wiedziała, że z nim będzie mogła szczerze porozmawiać.
Znalazła go w jego biurze, które również mieściło się na pierwszym piętrze, tyle że w innym skrzydle.
– Cześć, masz chwilę? – spytała, kiedy zaprosił ją do środka.
– Dla ciebie zawsze – odparł, zapraszająco machając dłonią. Następnie uśmiechnął się szeroko. – O co chodzi?
– Chciałabym coś z tobą obgadać – wyjaśniła.
Brian rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu. Zapewne domyślał się, że nie będzie to krótka pogawędka.
– Gadaj.
– Znowu do mnie dzwonił.
– Ten facet, który podaje się za mordercę?
– Mhm. Zadzwonił na komórkę. Powiedział, że mam do niego mówić Orzeszek.
Brian milczał przez chwilę, zastanawiając się nad tym, co usłyszał.
– I co ty na to?
– Byłam wściekła.
– Jasne. Co dalej?
Opowiedziała mu przebieg całej rozmowy, niczego nie ukrywając.
– Sal dał ci tę sprawę.
Nie było to pytanie, mimo to odpowiedziała:
– Tak.
– I Riggio nie jest z tego zadowolona – dodał.
– Delikatnie mówiąc. – Kitt zmarszczyła brwi. – Jeśli mam być szczera, sama mam wątpliwości. Właśnie dlatego do ciebie przyszłam. Jak sądzisz, czy dobrze zrobiłam?
– Przecież nie miałaś wyjścia.
– Sama nie wiem…
Wstała i podeszła do tablicy, do której Brian poprzypinał zdjęcia. Na jednym oboje odbierali nominacje z rąk burmistrza. To było całe lata świetlne temu. Na innym Brian i Scott Snowe z Wydziału Gromadzenia Danych brali udział w konferencji prasowej. Pamiętała, że to było rok temu. Miała wówczas urlop, ale śledziła, co działo się w pracy. Udało im się zidentyfikować zwłoki na podstawie odcisków palców. Musieli wtedy wyciąć fragment skóry z dłoni. Okazało się, że kobieta była żoną jednego z członków rady miejskiej, którego natychmiast aresztowano.
Gazety dokładnie opisywały całą sprawę.
To wtedy Brian dostał kolejny awans.
– Wiesz, Brian, nie ufam już zbytnio swojemu instynktowi. Boję się. Ostatnim razem…
– Pamiętaj, że ocaliłaś życie tej małej!
– Ale jednocześnie pozwoliłam mu się wymknąć. A potem zabił kolejną dziewczynkę.
– Może zginęłyby dwie. Nigdy nie wiadomo.
– Spieprzyłam całą sprawę!
– Wtedy tak, a dzisiaj?
– Nie rozumiem? – Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
– Czy dzisiaj zrobiłaś wszystko, co trzeba?
Zastanawiała się przez chwilę.
– Tak, chyba tak. – Przecież nawet nie dała się ponieść emocjom.
– Więc daj sobie spokój z przeszłością. Pracowałem z tobą latami i wiem, że jesteś świetną policjantką. Śmierć Sadie była traumą, ale musisz żyć dalej.
– Nie jestem już taka jak kiedyś. Nie wiem, czy jeszcze potrafię być dobrym detektywem…
Brian pochylił się w jej stronę.
– A nie przyszło ci do głowy, że wraz z upływającym czasem możesz być coraz lepsza?
– Nie, wcale.
– Spróbuj udowodnić, że jesteś coś warta: Riggio, Salowi, ale przede wszystkim sobie!
– To nie będzie łatwe.
– Nie masz wyjścia. – Zagryzł wargi i spojrzał jej prosto w oczy. – Tylko uważaj. Ufaj swojemu instynktowi, ale nie ślepo. I pamiętaj, zawsze możesz zwrócić się do mnie o pomoc.
Podziękowała mu serdecznie i wstała. Rozmowa z Brianem dodała jej sił, była jak oczyszczenie. Jeśli morderca chciał wciągnąć ją do gry, będzie miał godnego przeciwnika.