Читать книгу Naśladowca - Erica Spindler - Страница 5

CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ PIĄTY

Оглавление

Wtorek, 7. marca 2006

godz. 8.40

Kitt zatrzymała forda taurusa przed niewielkim domkiem, zastawiając przy tym jakiś samochód. Żeby powstrzymać gapiów i zostawić trochę miejsca do parkowania, policjanci odgrodzili część ulicy taśmą. Za nią zauważyła furgonetkę z urzędu koronera, kilka wozów patrolowych, a także kilka nieoznakowanych.

Przeniosła wzrok na dom, który przypominał małe, niebieskie pudełeczko. Pewnie nie miał nawet dziewięćdziesięciu metrów kwadratowych. Zastój w gospodarce nie oszczędził również Rockford. Wyniosły się stąd duże firmy, takie jak Rockwell International czy U.S. Filter, które kiedyś dawały zatrudnienie wielu mieszkańcom. Inne, mniejsze, jeszcze utrzymywały się na powierzchni, jednak kosztem zwolnień i cięcia kosztów. Prognozy ekonomiczne nie wyglądały różowo. Według oficjalnych danych w ciągu ostatnich lat zlikwidowano tu trzydzieści tysięcy miejsc pracy. I wystarczyło przejechać przez miasto, żeby zauważyć, że te liczby wcale nie są przesadzone. W Rockford straszyło coraz więcej zamkniętych zakładów pracy.

Kitt mieszkała tu od czterdziestu ośmiu lat i nigdy, nawet po śmierci Sadie i rozstaniu z mężem, nie przyszło jej do głowy, że mogłaby się gdzieś przeprowadzić. Lubiła to zamieszkane przez potomków włoskich i szwedzkich emigrantów miasto. Unikano tu sporów i kłótni, w co drugim lokalu serwowano świetną pizzę, a kiedy miała ochotę na trochę światowego życia, droga do Chicago zajmowała niewiele ponad godzinę.

Prawdę mówiąc, rzadko tam jeździła. Czuła się lepiej w swojskiej atmosferze średniego miasta.

Wysiadła z wozu i poczuła na skórze chłodne, wilgotne powietrze. Zadrżała i otuliła się szczelniej kurtką. W północnej części Illinois zima była ciężka, wiosna chłodna, a lato zbyt krótkie, ale mieszkali tu naprawdę wspaniali ludzie. Warto było trochę pocierpieć, żeby mieć takie towarzystwo.

Przeszła pod taśmą i podeszła do mundurowego policjanta. Wpisała się do jego notatnika, nie zwracając uwagi na ciekawe spojrzenia kolegów. Nie miała do nich pretensji. Wróciła z urlopu dopiero dwa miesiące temu i jak do tej pory zajmowała się jedynie drobnymi napadami, które także, jako potencjalnie zagrażające życiu, trafiały do wydziału zabójstw.

Nie czuła się jeszcze bardzo pewnie, ale do dzisiaj niezbyt się tym przejmowała. Była wdzięczna, że zastępca szefa, Sal Minelli, pozwolił jej wrócić. Przecież zawaliła sprawę, a w dodatku na koniec zupełnie się załamała. Jej nieudolne działania mogły zagrozić bezpieczeństwu kolegów.

Sal pomagał jej w równym stopniu, co Brian. Do końca życia pozostanie ich dłużniczką. Co by zrobiła, gdyby straciła pracę? Przecież nic innego nie umiała robić!

Nie, poprawiła się w myślach. Kiedyś byłam też żoną i matką.

Potrząsnęła głową, żeby wypędzić z niej myśli, które przysparzały jej bólu i osłabiały psychikę, i weszła do środka. Rodzice dziecka siedzieli objęci na dole, w niewielkim salonie. Kitt nie miała tyle siły, by nawiązać z nimi kontakt wzrokowy. Rozejrzała się tylko po wnętrzu, dostrzegając bardzo schludne, ale tanie meble, stary wytarty dywan i ładnie pomalowane szarozielone ściany.

Z jakiegoś pomieszczenia na górze dobiegały odgłosy rozmów, więc od razu tam poszła. Za dużo osób na małej przestrzeni, pomyślała odruchowo. Porucznik Riggio powinna zwrócić większą uwagę na ślady.

Brian też tu był, chociaż nie pracował już w wydziale zabójstw. Mary Catherine Riggio jakby wyczuła jej obecność, bo obróciła się w stronę drzwi. W czasie tego półtora roku wiele się zmieniło w wydziale zabójstw. Kilka osób awansowało do stopnia porucznika, między innymi Mary, która dostała też stanowisko śledczej. Kitt słyszała, że jest bystra, ambitna i nie idzie na żadne kompromisy. Może być ciężko, pomyślała.

Spojrzała jej w oczy, skinęła głową i ruszyła w stronę łóżeczka.

Wystarczyło jedno spojrzenie, by zrozumieć, że Brian miał rację. To musiał być ten sam człowiek!

Kitt z trudem przełknęła ślinę, próbując zdławić poczucie winy, które nieustannie jej towarzyszyło. Przecież mogła go złapać pięć lat temu! Dlaczego poniosła klęskę?

Chciała oderwać wzrok od ofiary, ale nie była w stanie. Poczuła ból. Nagle przed oczami zamajaczyła jej twarz Sadie. W piersi narastał szloch, ale zdołała go powstrzymać. Te morderstwa łączyły się nierozerwalnie w jej myślach ze śmiercią córki.

Kitt wiedziała, dlaczego tak się stało. Omawiała to wielokrotnie ze swoim psychoterapeutą. Pierwsze morderstwo miało miejsce, gdy córka zaczęła się poddawać. Dlatego walka o życie Sadie splotła się z walką o to, by uchronić inne dziewczynki przed śmiercią.

Niestety Kitt zawiodła na całej linii.

Nagle dotarło do niej, że dziewczynka ma inaczej ułożone ręce. Pięć lat temu morderca krzyżował je wszystkim ofiarom na piersi, starannie prostując ich dłonie i palce. Teraz jedna ręka, z powykręcanymi palcami, wskazywała pierś, druga była niedbale odrzucona i nie przylegała do ciała.

To mogło nie mieć znaczenia. Mała zmiana w rytuale mordercy? W końcu minęło już pięć lat… A jednak Kitt przeczuwała, że jest to ważne. Morderca, którego tropiła wcześniej, był perfekcjonistą. Niczego nie zmieniał, ofiary zawsze wyglądały tak samo, a poza tym nigdy nie pozostawiał po sobie żadnych śladów.

Podekscytowana odkryciem zawołała Briana. Oczywiście Riggio i White pospieszyli za nim.

– Miło mi panią poznać, pani porucznik – odezwała się Riggio, nie pozwalając jej dojść do słowa.

– Mnie również…

– Cieszę się, że zechciała pani podzielić się z nami swoimi doświadczeniami – dodała tamta z ponurą, zaciętą miną.

Kitt tylko wzruszyła ramionami i spojrzała na Briana.

– Zwróciłeś uwagę na ręce?

Namyślał się przez chwilę, a potem z podziwem pokręcił głową.

– Nie, nie pomyślałem o tym. – Zerknął na M.C. – W przypadku poprzednich morderstw ręce zawsze były ułożone tak samo, na piersi, tuż przy sercu.

Roselli spojrzał na nich przez ramię.

– Właśnie. To bardzo interesujące.

M.C. zmarszczyła brwi.

– Dlaczego?

– W obu przypadkach ułożenie jest nienaturalne, co znaczy, że morderca zrobił to po śmierci ofiary.

– No jasne, ale co w tym…

– Interesującego? – wpadł jej w słowo. – To, jak długo musiał czekać.

– Nie rozumiem – powiedziała Kitt. – Musiał chyba działać szybko, zanim zaczęło się stężenie pośmiertne.

Anatomopatolog pokręcił głową.

– Nic podobnego. Musiał zaczekać, aż zacznie się stężenie pośmiertne.

Wszyscy milczeli, próbując zrozumieć, co to oznacza. M.C. pierwsza przerwała ciszę.

– Ile to mogło zająć czasu?

– Ponieważ w pokoju jest ciepło, trwało to zapewne od trzech do czterech godzin.

Kitt nie mogła w to uwierzyć.

– Chcesz powiedzieć, że siedział tu i czekał, aż ciało zacznie sztywnieć?!

– Właśnie. Jego cierpliwość została wynagrodzona, bo ciała odkryto, zanim zakończyło się stężenie pośmiertne, od dziesięciu do dwunastu godzin po śmierci. Zapewne właśnie o to mu chodziło.

Brian gwizdnął przeciągle i spojrzał na Kitt.

– Ułożenie rąk ofiary musi być dla niego bardzo ważne.

– Tak, chce nam coś przez to powiedzieć. Trzeba przyznać, że jest odważny.

– Większość morderców ucieka z miejsca zbrodni najszybciej, jak się da.

– Przynajmniej tych sprytnych – poprawiła go Kitt. – A ten, który mordował dziewczynki, był piekielnie inteligentny.

– Więc co może znaczyć takie ułożenie rąk? – Brian wskazał ofiarę.

– Ja i ty – rzucił White.

– Albo my i oni, tu i tam – dodała Kitt.

– Albo nic – wtrąciła poirytowana M.C.

– To mało prawdopodobne, zważywszy, ile ryzykował. – Brian spojrzał na Kitt. – Zauważyłaś jeszcze jakieś różnice?

Pokręciła głową.

– Nie. Przynajmniej na razie – dodała i spojrzała na porucznik Riggio. – Czy z pokoju coś zniknęło?

– Słucham?

– Morderca Śpiących Aniołków nie brał niczego z miejsca zbrodni, co zresztą nie jest typowe dla seryjnego mordercy – wyjaśniła. – Czy tym razem też wszystko jest na swoim miejscu?

M.C. i White wymienili spojrzenia.

– Będziemy musieli poprosić rodziców tej małej, żeby przejrzeli jej rzeczy – powiedziała z westchnieniem M.C.

White zapisał to w swoim notatniku.

– Czy mogę się tu jeszcze rozejrzeć? – Kitt skierowała to pytanie do porucznik Riggio, chcąc wykazać dobrą wolę, chociaż wiedziała, że gdyby spytała Briana, na pewno by się zgodził. A ponieważ był wśród nich najstarszy rangą, nikt nie śmiałby się mu sprzeciwiać.

Jednak sprawę powierzono właśnie porucznik Riggio, a Kitt widziała, że koleżanka aż się pali do tej pracy. Znała ten typ twardych i bezwzględnych kobiet. W policji wciąż pracowali głównie mężczyźni, wśród których kobiety musiały albo walczyć łokciami, albo dać się zepchnąć na pozycję pracowników pośledniej kategorii. Riggio wybrała oczywiście to pierwsze i nikogo nie powinno to dziwić. Jednak istniało niebezpieczeństwo, że z czasem sama zacznie zachowywać się jak facet, a może nawet jeszcze gorzej. Nikt nie wiedział tego lepiej niż Kitt.

Ciężkie doświadczenia ostatnich lat dały jej dużo do myślenia. Nareszcie zrozumiała, że wartość kobiety, która pracuje w policji, polega na tym, że nie jest mężczyzną. Inny sposób myślenia i reagowania może się przyczyniać do rozwiązania sprawy. Natomiast kobieta, która udaje mężczyznę, staje się tylko karykaturą siebie samej.

– Tak, proszę – odparła Riggio. – I niech mi pani powie, gdyby tu coś jeszcze nie pasowało do poprzednich zbrodni.

Poza ułożeniem rąk wszystko było jednak takie jak pięć lat temu. Kitt kręciła się po pokoju, jak długo mogła, ale w końcu musiała jechać. Czuła się głupio, wychodząc stąd bez przesłuchania rodziców czy rozmowy z policjantami, którzy rozmawiali z sąsiadami.

Cholera, to powinno być jej śledztwo! Przecież poświęciła tyle czasu i energii na rozpracowanie tego mordercy! Pamiętała każdy szczegół związany z poszczególnymi zbrodniami!

Niestety, zawaliła sprawę. Co gorsza, nigdy się z tym nie pogodziła.

– Lundgren!

Obróciła się w stronę, z której dobiegał głos. Zobaczyła Mary Catherine Riggio, która zatrzymała się przed nią z zaciętą miną.

– Chciałam z panią chwilę porozmawiać.

Kitt spodziewała się tego. Założyła ręce na piersi.

– Tak?

– Niech pani posłucha, znam pani historię i wiem, jak ważne było dla pani to śledztwo. Rozumiem, co pani czuje teraz, kiedy jest pani z niego wyłączona…

– Wyłączona? Naprawdę?

– Niech pani nie zgrywa naiwnej. To moja sprawa! I żądam, żeby się pani do niej nie wtrącała.

– Inaczej mówiąc, mam wziąć tyłek w troki i już się tutaj nie pokazywać?

– Tak.

Kitt zaskoczyła taka arogancja.

– Pragnę pani przypomnieć, że jeśli to rzeczywiście jest Morderca Śpiących Aniołków, to wiem o nim więcej niż ktokolwiek inny. Na pewno przyda się pani ta wiedza…

Porucznik Riggio wzruszyła ramionami.

– Mam wgląd we wszystkie papiery.

– Ale mój instynkt…

– Niewiele pani pomógł – wtrąciła natychmiast M.C.

Było to bolesne przypomnienie i Kitt powstrzymała naturalną chęć obrony. Nie miała zamiaru się tłumaczyć. Przynajmniej przed tą nowicjuszką.

– Znam tego faceta – powiedziała. – Jest inteligentny i bardzo ostrożny. Myśli o wszystkich szczegółach, niczego nie pozostawia przypadkowi. Jest dumny z tego, że potrafi zapanować nad emocjami i nie zostawia żadnych śladów. Potrafi bardzo długo śledzić dzieci, by dowiedzieć się o nich wszystkiego, a potem wybiera te najsłabsze…

– Czyli jakie?

– To zależy, choćby od sytuacji materialnej rodziców, ale również od ich przyzwyczajeń…

– Skąd ta pewność?

– Bo od pięciu lat myślę niemal wyłącznie o tym skurwielu! Pojawia się nawet w moich snach. Jedyne, czego chcę, to dorwać go!

– Więc czemu to się pani nie udało?

Kitt nie umiała odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Już niemal deptała zabójcy po piętach, a jednak zawaliła sprawę.

Riggio pochyliła się w jej stronę.

– Posłuchaj, Lundgren, nie mam nic przeciwko tobie, to nic osobistego. Pracuję w policji na tyle długo, by wiedzieć, jaka to parszywa robota i jak daje nam popalić. Ale pamiętaj, że to moja sprawa, więc trzymaj się od niej z daleka. Sama zajmę się wszystkim.

– Ja też byłam kiedyś taka zarozumiała.

Riggio wzruszyła ramionami.

– Możliwe…

Kitt chwyciła ją za rękę.

– Współpraca mogłaby pomóc w rozwiązaniu tej sprawy. Jeśli porozmawiasz z Salem…

– Nic z tego. – Riggio przecząco pokręciła głową. – Przykro mi.

Kitt nie sądziła, by Riggio rzeczywiście odczuwała żal. Puściła ją i cofnęła się o krok.

– Powinnaś pamiętać, że nie chodzi o ciebie, tylko o to, żeby złapać mordercę – rzuciła.

Tamta wbiła w nią jadowity wzrok.

– Doskonale wiem, o co tu chodzi…

– Sama pójdę do zastępcy szefa!

– Proszę bardzo. Przecież obie wiemy, co powie.

Kitt patrzyła za nią jeszcze przez chwilę, a następnie ruszyła do swego wozu. Oczywiście domyślała się, co powie jej Sal, ale mimo to chciała z nim pogadać.

Naśladowca

Подняться наверх