Читать книгу Naśladowca - Erica Spindler - Страница 17
CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ОглавлениеPiątek, 10. marca 2006
godz. 15.00
Kitt siedziała przy biurku. Bolała ją głowa, burczało jej w brzuchu. Czuła się, jakby ścigała nieuchwytne duchy – nie tylko mordercę, ale też jej prywatne demony, które nieustanie ją prześladowały.
Od swego wybuchu nie rozmawiała z Riggio. Miały różne rzeczy do zrobienia. Kitt zajęła się rozmowami z sąsiadami, a M.C. przesłuchaniem ojca i siostry zamordowanej dziewczynki, musiały także sprawdzić innych krewnych.
Kitt obawiała się spotkania z koleżanką, która zapewne poinformowała o zajściu zarówno sierżanta Haasa, jak i Sala. Co gorsza, Kitt sama sobie była winna, ujawniając żenującą słabość.
Żenującą również dla niej samej.
Uniosła dłonie do skroni i zaczęła je masować. Zachowała się głupio, chociaż zapewniła M.C., że poradzi sobie z tą sprawą. Tymczasem to młodsza koleżanka zdołała zachować spokój i pełny profesjonalizm, ona natomiast potknęła się przy pierwszej okazji.
Powróciła myślami do poprzedniego wieczoru i kartki, którą znalazła na drzwiach. Odkleiła ją, wraz z substancją, za pomocą której ją przyczepiono. Bardzo przy tym uważała, chociaż nie sądziła, by przestępca zostawił na niej odciski palców. Jak okazało się po pierwszych badaniach, jej przypuszczenie było słuszne. Orzeszek nie popełniał głupich błędów!
Napisał, że będzie się z nią kontaktował.
Spojrzała na telefon, ciekawa, kiedy to nastąpi.
Nagle poczuła, jak bardzo drżą jej ręce, i opuściła je na kolana. Kiedyś w takiej sytuacji sięgnęłaby po butelkę. Spokój w płynie. Zawsze trzymała jedną buteleczkę w skrytce samochodu, a drugą w szafce.
Ale to już przeszłość, nie zamierzała do tego wracać.
– Jesteś głodna?
Drgnęła, słysząc głos M.C. Była tak pogrążona w swoich myślach, że nie słyszała jej kroków. M.C. trzymała papierową torbę z tłustymi plamami, zapewne zakupy ze sklepu po drugiej stronie ulicy.
– Bardzo – odparła ostrożnie, spodziewając się, że Riggio powie: „To fajnie”, wyjmie wielką kanapkę i zacznie zajadać na jej oczach.
Koleżanka usiadła jednak przy jej biurku i wyjęła z torby dwie kanapki.
– Domyśliłam się, że nie miałaś czasu, żeby coś zjeść – powiedziała. – Wolisz z szynką czy z pastrami i serem?
Kitt nie była przygotowana na przyjacielskie gesty, nie wiedziała, jak się zachować.
– Wszystko jedno, ty wybierz.
Riggio podała jej kanapkę z pastrami i serem.
– Mam też chipsy. Oczywiście Mrs. Fisher.
Produkowano je w Rockford. Kiedy Kitt była mała, jej mama kupowała chipsy w fabryce w wielkich, metalowych puszkach.
Rozwinęły kanapki i zaczęły jeść.
– Dowiedziałaś się czegoś od sąsiadów? – spytała ją M.C. między kęsami.
Kitt pokręciła głową.
– Wygląda na to, że nawet pies nie zaszczekał. – Wypiła trochę wody mineralnej. – To dziwne, bo przecież to spokojna, cicha dzielnica, a jego wóz musiał tam stać kilka godzin. I nic. Nikt nie wyjrzał z domu. Nikt nie zainteresował się obcym. Co tu się dzieje?
Zaczęła przeglądać notatki, sprawdzając, czy czegoś nie przeoczyła. Po chwili znowu pokręciła głową. Nie, nie znalazła nic interesującego.
M.C. otworzyła butelkę i też napiła się wody.
– Może mieszka w tej okolicy?
– To sensowna hipoteza. – Otworzyła paczkę chipsów. – Dzięki za żarcie. Ile jestem ci winna?
– Nic. Następnym razem ty stawiasz.
Proszę, co za niespodzianka. Więc M.C. dopuszczała możliwość dalszej współpracy…
– Czemu jesteś dla mnie taka miła? – spytała wprost.
– Nie jestem matką Teresą, Kitt. Chodzi o to, że jeśli nie zaczniesz jasno myśleć, nie będzie z ciebie pożytku. Trzeba więc o ciebie zadbać.
No tak, mogła się tego spodziewać.
– Musimy sprawdzić wszystkich mieszkańców Tullocks Woods powyżej szesnastego roku życia – M.C. wróciła do poprzedniego wątku.
– Już zaczęłam to robić. – Kitt wzięła kolejnego chipsa. – Nie zna wszystkich moich tajemnic – mruknęła do siebie. – Popełnia błędy. Działa zbyt szybko i pochopnie.
– O czym mówisz?
– To słowa Mordercy Śpiących Aniołków – wyjaśniła. – Uważa, że jego zbrodnie są doskonałe. To perfekcjonista.
M.C. wytarła usta serwetką.
– Rozumiem. Właśnie dlatego jest taki wkurzony. Bo ktoś go nieudolnie naśladuje.
– Ale co to znaczy „zbrodnia doskonała”?
– To oznacza, że nigdy nie uda się dopaść sprawcy.
– Właśnie! – powiedziała podniecona Kitt. – A kogo nie można złapać?
M.C. popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
– No, kogoś, kto wszystko szczegółowo planuje i umie przewidywać.
– Właśnie! – powtórzyła Kitt. – Rozumiesz, właśnie o to mu chodziło! Że naśladowca działa pospiesznie i popełnia błędy.
Zauważyła, że koleżance udziela się jej podniecenie.
– Jeśli przestępca działa zbyt szybko, popełnia błędy, zostawia jakieś ślady… No i nie jest dostatecznie ostrożny!
– Właśnie to było najgorsze w tych pierwszych morderstwach. Całkowity brak śladów. Nic, na czym dałoby się oprzeć.
Przez chwilę obie milczały. M.C. sięgnęła do torby Kitt i poczęstowała się chipsem. Żuła wolno i z namysłem.
– Z tym jest chyba podobnie – mruknęła.
– Nie, wydaje mi się, że musimy się tylko bardziej postarać… Wiedzieć, gdzie szukać… – powiedziała Kitt. – Poza tym, rzeczywiście jest szybki. Dwie dziewczynki w ciągu trzech dni!
– Co jeszcze charakteryzowało poprzednie morderstwa? – zaciekawiła się M.C.
– Całkowita przypadkowość wyboru ofiar. Nigdy nie udało nam się znaleźć niczego, co mogłoby je łączyć. Oczywiście wszystkie dziewczynki miały mniej więcej dziesięć lat i były blondynkami, ale poza tym nic, na czym można by zbudować jakąś teorię.
Ofiary seryjnych morderców pochodziły zwykle z jakiejś określonej okolicy, którą dobrze znał albo reprezentowały określoną profesję, na przykład mogły to być prostytutki. Tacy mordercy rzadko jednak opuszczali swój teren.
– Zatem jak je wybierał?
– Problem w tym, że nigdy do tego nie doszliśmy. – Pchnęła w stronę M.C. swoją paczkę chipsów. – Poza tym nie zapominaj, że zamordował tylko trzy dziewczynki. Prawdopodobieństwo schwytania seryjnego mordercy wzrasta z każdą ofiarą. Bundy przyznał się do dwudziestu ośmiu morderstw, a mogło być ich więcej.
– Więc dlaczego przestał?
Kitt wzruszyła ramionami.
– Może trafił do więzienia za jakieś drobne przestępstwo? – rzuciła. – Takie rzeczy czasami się zdarzają.
M.C. skinęła głową.
– Racja.
– Jeśli rzeczywiście rozmawiałam z Mordercą Śpiących Aniołków, to możliwe, że poznał swego naśladowcę w więzieniu.
M.C. znowu się z nią zgodziła. Ta wersja brzmiała bardzo prawdopodobnie.
– Pamiętasz, Lawrence Bittaker i Roy Norris poznali się w więzieniu i po wyjściu zamordowali razem pięć nastolatek. Ten facet jest bardzo dumny ze swoich „zbrodni doskonałych”. Mógł się nimi przechwalać w więzieniu.
– Ale jest na tyle sprytny, że zapewne powiedział o tym tylko zaufanej osobie. Mordercy dzieci nie mają lekkiego życia w wiezięniu.
– Jeśli nawet założymy, że nie istnieje żaden naśladowca, to teoria z więzieniem też ma sens. Przecież od poprzednich morderstw minęło pięć lat. Musimy sprawdzić wszystkich mężczyzn wypuszczonych ostatnio z więzień stanowych.
Kitt odchyliła się na oparcie krzesła i zaczęła głośno myśleć:
– Morderca Śpiących Aniołków zabił trzy dziewczynki. Przerwy między kolejnymi zbrodniami wynosiły sześć tygodni, potem nagle przestał działać. – Zamyśliła się na chwilę. – Uważa, że były to zbrodnie doskonałe. Ma na tym punkcie obsesję, dlatego do nas zadzwonił, choć w ten sposób wystawił się na ryzyko. O czym to świadczy?
M.C. zmrużyła oczy.
– Że jest arogancki i pewny siebie. Chce udowodnić, że jest najlepszy.
– Nie, on uważa, że już to udowodnił. I dlatego tak się wkurzył, kiedy pojawił się naśladowca. Boi się, że te zbrodnie będą mniej perfekcyjne… i zepsują mu opinię.
– Dlatego zapomniał o ostrożności – dodała M.C. – Musisz jednak przyznać, że miał sporo racji, a jego obawy się potwierdziły…
Kitt zmarszczyła brwi. Tak, musiał się tego spodziewać.
A więc wie, kim jest naśladowca.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, a potem z trudem przełknęła ślinę, kiedy przyszło jej do głowy coś innego.
Panowanie nad sobą. To, z czym ona wciąż ma problemy.
– O czym myślisz? – spytała M.C.
– Że jeśli Morderca Śpiących Aniołków nie był w więzieniu, a mimo to przestał zabijać, bo bał się, że go złapiemy, to musi fantastycznie nad sobą panować. To nie jest zwykły seryjny zabójca!
– Jest groźny – stwierdziła M.C.
– Może być znacznie groźniejszy, niż nam się wydaje – mruknęła.
Młodsza policjantka wstała.
– Niewiele udało nam się ustalić – stwierdziła.
– Nie wiemy też, czy i kiedy ponownie uderzy – dodała Kitt.
– Wobec tego poszukajmy tego, co łączy dwie ostatnie ofiary.
– Racja. – Kitt wstała i sięgnęła po kurtkę, którą powiesiła na oparciu krzesła. – Musimy się odmeldować sierżantowi Haasowi, a potem pojedziemy do rodziców obu dziewczynek.