Читать книгу Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa - Joanna Jax - Страница 13
11. Kleine Seedorf/Natać Mała, 1943
ОглавлениеCzas żniw był wyjątkowo męczący dla Waltera von Lossowa. Nigdy nie pracował w polu, właściwie fizyczne zajęcia były mu obce, może oprócz rutynowych ćwiczeń wojskowych dla oficerów. Nie były to jednak uciążliwe i męczące treningi, ponieważ od oficerów propagandy nie wymagano ani żelaznej kondycji, ani stalowych mięśni. Walczący na froncie żołnierze często z pogardą patrzyli na kompanię propagandową, nazywając ich „złotoustymi specjalistami do spraw paniki i entuzjazmu”. Dlatego gdy Walterowi przyszło posługiwać się kosą, wiązać snopki i wrzucać je na wóz, czuł każdy mięsień, pot lał się z niego strumieniami i chwilami miał wrażenie, że to kara boska za wszystkie złe uczynki, jakich się dopuścił.
– A wiesz, kto jest prawdziwie niemieckim człowiekiem? – Walter usłyszał głos Janka.
– No mów – odpowiedział mu Władek.
– Ten, co urodził się w Austrii, nosi angielski wąsik, udaje Napoleona i wita się jak włoski faszysta – zarechotał Janek.
– Dobre… – zawtórował mu kolega.
Walter struchlał. Pole, na którym właśnie pracowali, przylegało do głównej drogi prowadzącej do wsi. Jeździły po niej furmanki, mieszkańcy ciągali wózki z kankami mleka albo przechodzili ze swoich pól i pastwisk. Wystarczyło, żeby któryś z nich usłyszał dowcipy Janka i doniósł na posterunek, wtedy wszyscy mieliby kłopoty. Oparł kosę o pryzmę zebranego zboża i podszedł do Janka. W jednej chwili Brygide przestała wiązać snopki, z czujnością wpatrując się w Waltera, a Władek odwrócił głowę, jakby udając, że jest zajęty wyłącznie pracą.
Nie był to pierwszy raz, kiedy Janek głośno opowiadał dowcipy o Niemcach i Hitlerze albo złorzeczył na „szwabskich skurczybyków”. Walter nie zwracał na to uwagi, udając, że nie słyszy, póki byli we własnym gronie i raczej było mało prawdopodobne, żeby ktoś ich usłyszał, miał to w nosie. Teraz jednak Janek zachowywał się po prostu nieodpowiedzialnie.
– Zamknij się, jasne? – warknął Walter po polsku z nieco twardym akcentem.
– Bo co? – odpyskował mu chłopak. – Polecisz z pyskiem na posterunek?
– Bo żreć dzisiaj nie dostaniesz. W swojej oborze możesz gadać, co ci się podoba, ale jak ludzie obcy łażą, masz mordę zamknąć. – Walter zdenerwował się bezczelnością Janka.
– Szwabska menda. Żeby was wszystkich Ruskie jak wszy na kołnierzu wybili – mruknął pod nosem Janek i powrócił do pracy. Na szczęście posłuchał Waltera i w ogóle przestał się odzywać.
Kilka minut później, gdy Walter wrzucał ostatnie snopki na wóz, podeszła do niego Brygide. Podparła dłonie na swoich rozłożystych biodrach i wysyczała:
– Nie taka była umowa, panie dezerterze.
– Nie bardzo rozumiem, o czym mówisz.
Walter zdenerwował się kolejną interwencją Brygide. „Nie każ mu nosić wody, bo doniosę”, „Puść go wcześniej z pola, bo matce powiem” i tym podobne historie. Już to kiedyś przerabiał. Z Renate Zoll. Być może gdyby wtedy ostro zareagował, nie musiałby spędzić wielu miesięcy na froncie wschodnim. Dlatego postanowił, że Brygide Lagendorf ostatni raz potraktowała go w ten sposób.
– Idź! – warknął. – Leć i rozgadaj wszystkim, że nie stawiłem się na komisję. Dadzą mi może pakę, może znowu wyślą na front, ale jeśli powiem komu trzeba, że twój kochaś kombinuje z partyzantami, to postawią go pod ścianą i będzie po kochasiu. Nie mówiąc już o tym, co będzie, jak się matka dowie.
Zarumieniona twarz Brygide zrobiła się jeszcze bardziej czerwona. Nie tego spodziewała się po kulturalnym, nieco wystraszonym najemniku. Dotychczas spełniał jej życzenia dotyczące Janka, a teraz nagle postawił się i odpłacił jej pięknym za nadobne.
– A może tyś zazdrosny jest o niego, co? Że to on mnie ma, a nie ty? – zapytała złośliwie.
– Posłuchaj, Brygide. Nie wiem, co ty masz w głowie, ale zastanów się, czy pobłażając Jankowi nie narażasz go bardziej ode mnie. Sądzisz, że jeśli ten twój kawaler będzie chlapał, co mu ślina na język przyniesie i któryś z twoich sąsiadów to usłyszy, będzie równie wyrozumiały, co ja? – Walter próbował po dobroci przetłumaczyć oczywiste, zdawałoby się, kwestie.
– Ale straszysz go, że mu jeść nie dasz – burknęła.
– W porządku, już nie będę. Po prostu następnym razem skopię mu dupsko – warknął Walter i powrócił do swojego zajęcia, uznając, że powiedział już wszystko w tym temacie.
Brygide chciała jeszcze coś dodać, ale zobaczyli na polu Lilly, narzeczoną po poległym bracie Brygide, Rudolfie. W przeciwieństwie do swojej przyjaciółki Lilly była drobna, niewysoka, miała długie jasne włosy i delikatną urodę. Dziewczyna podeszła do nich i zapytała:
– Dzisiaj przy jeziorze Gąski robią ognisko. Przyjdziecie?
– Oczywiście, Lilly. – Walter uśmiechnął się, bo dziewczyna budziła w nim niemal ojcowskie instynkty i chyba nie mógłby jej niczego odmówić.
– Ty, oczywiście, też będziesz? – zwróciła się do Brygide i puściła do niej oko.
– Na początku na pewno. – Zachichotała Brygide, dając przyjaciółce do zrozumienia, że później wymknie się z imprezy, by pobyć w towarzystwie Janka.
– Dopiero dzisiaj dostrzegłem, że Lilly jest taką śliczną kobietą – powiedział z westchnieniem Walter, gdy dziewczyna oddaliła się w stronę piaszczystej drogi.
– Widzę, że tobie to się każda podoba – mruknęła Brygide, co było zapewne przytykiem do jego propozycji sprzed kilku tygodni.
Walter już nic nie odpowiedział, tylko wsiadł na kozioł i wolno ruszył wozem w kierunku stodoły Lagendorfów.
Pod wieczór ubrał się w białą, płócienną koszulę, która należała niegdyś do Rudolfa, syna Gertrude, oraz skropił się kilkoma kroplami wody kolońskiej. Brygide również postarała się, aby wyglądać tego wieczoru ponętnie. Gertrude popatrzyła na nich, gdy opuszczali domostwo i stwierdziła:
– Piękna z was para. A ty, Franz, jak z gazety wycięty. Moja Brygidka to pracowita dziewczyna. I ugotować potrafi, i w polu zasuwa jak chłop. Ale jak się wymaluje i kieckę porządną założy, to jak prawdziwa dama się prezentuje.
Brygide odwróciła wzrok i Walter zauważył, że ostatkiem sił powstrzymuje śmiech. Jego też bawiły zabiegi Gertrude. A może po prostu dała im do zrozumienia, że w pełni zaakceptuje ich zażyłość? Zapewne najchętniej od razu pobiegłaby do kościółka w Seehag, by dać na zapowiedzi. Nie miała pojęcia, że na związek tej dwójki szans nie ma żadnych. Brygide była wręcz nieprzytomnie zakochana w Janku, a Walter po okresie przykrych doświadczeń nagle ożywił się, gdy spotkał na swojej drodze kruchą Lilly Berg, niedoszłą żonę Rudolfa, którego koszulę tak starannie odprasowała mu Gertrude.
By jeszcze bardziej zmylić matkę, Brygide wsunęła dłoń pod ramię Waltera i uśmiechnęła się do niego czule. Walterowi nie przeszkadzałyby z pewnością te aktorskie popisy dziewczyny, ale jeśli uda mu się uwieść Lilly, jak to później wytłumaczy dobrodusznej gospodyni?
Dotarli na niewielką plażę, gdzie miejscowi chłopcy, najczęściej nieco poturbowani na wojnie, dzięki czemu mogli powrócić z frontu, strugali patyki do pieczenia kiełbasek. Pośrodku plaży płonęło ognisko, wyrzucając w niebo iskry. Jezioro spowiła mgła, zapowiadająca, że kolejny dzień będzie równie słoneczny i bezchmurny, jak poprzedni.
Walter niemal od razu dostrzegł Lilly. Stała oświetlona przez płomienie i w różowej sukience prezentowała się naprawdę słodko. Włosy związała w koński ogon i przypominała raczej małą dziewczynkę aniżeli dorosłą kobietę. Już miał do niej podejść, gdy dostrzegł kulejącego chłopaka ze zmierzwioną fryzurą i kuflem piwa robionego domowymi sposobami. Wziął Lilly pod rękę, ale ta delikatnie odsunęła się od niego i zmieniła wyraz twarzy z radosnego na nieco przygnębiony. Walter momentalnie znalazł się przy parze i udając, że niczego szczególnego nie zauważył, ukłonił się dziewczynie, a potem wyciągnął dłoń w kierunku chłopaka.
– Nazywam się Franz – powiedział, uśmiechając się sztucznie.
– Hans – mruknął chłopak i dodał, marszcząc czoło: – Jestem przyjacielem Rudolfa, narzeczonego Lilly. Zanim umarł w lazarecie, poprosił mnie, żebym zaopiekował się jego ukochaną.
„To chyba niezbyt dobrze się nią zaopiekowałeś, jeśli chciała utopić się w jeziorze” – pomyślał z przekąsem Walter.
– Jak dobrze, że przyszedłeś, Franz. – Lilly uśmiechnęła się i dodała: – Zaostrzysz mi patyk na kiełbaskę?
– Oczywiście, Lilly. Będziesz miała najpiękniejszy patyk do kiełbasek w całej Seedorf. – Również się uśmiechnął, dając tym samym do zrozumienia, że tego wieczoru to on wystąpi w roli opiekuna Lilly.
Jednak Hans nie dawał za wygraną. Zapewne wypił już za dużo chmielowego napoju, bo złapał za rękaw Waltera i odsunął na bok.
– Ty, Franz, to głuchy jesteś? Lilly jest ze mną – wybełkotał.
– Hans, przestań, upiłeś się. Nie przyszłam tutaj ani z tobą, ani dla ciebie – warknęła Lilly i zwróciła się do Waltera: – Ta impreza przestaje mi się podobać, zwłaszcza że Brygide na pewno zaraz ucieknie. Przejdziemy się?
Ta wizja zdecydowanie bardziej przypadła do gustu von Lossowowi niż użeranie się z pijanym kaleką. Próbowali dyskretnie odsunąć się od towarzystwa i zniknąć na ciemnej drodze wiodącej w głąb wsi, ale pijany Hans wyrósł przed nimi jak spod ziemi.
– Lilly… Chyba nie będziesz się zadawać z tym przybłędą? – zapytał.
– Hans, jesteś pijany. Odejdź, nie chcę robić ci krzywdy – spokojnie powiedział Walter.
– Mam kumpla, co to w administracji Wehrmachtu pracuje, już on cię zlustruje, ptaszku – warknął Hans.
Lilly tym razem nie wytrzymała i mimo że sprawiała dotychczas wrażenie nieco mimozowatej panienki, wymierzyła Hansowi siarczysty policzek.
– Natychmiast zejdź nam z drogi! – zażądała. – I nie strasz mojego przyjaciela, bo zapewne nie o taką opiekę chodziło Rudolfowi, gdy cię o nią prosił. I zostaw mnie w spokoju. Nie wyjdę za ciebie. Nigdy. Bez względu na to, czy Rudolf życzyłby sobie tego czy nie.
Hans momentalnie zamilknął, odwrócił się i pokuśtykał w stronę ogniska, wyśpiewując pijackim bełkotem jakieś lokalne przyśpiewki.
Walter wraz z Lilly dotarli do drogi i szli w niemal kompletnych ciemnościach. Prawie nie rozmawiali, jakby chcieli przetrawić w sobie ostatnią scenę z Hansem. W pewnej chwili Lilly złapała Waltera za rękaw koszuli i wciągnęła na wąską ścieżkę, którą dotarli do kładki nad brzegiem jeziora. Usiedli na drewnianym pomoście, rozkoszując się widokiem połyskującego w blasku księżyca akwenu. Od czasu do czasu słyszeli plusk wody, jakieś poruszenie w szuwarach czy szum liści poruszanych delikatnymi podmuchami wiatru. Niekiedy tę sielankę przerywał dobiegający z oddali śpiew zgromadzonych przy ognisku osób, ale i tak nie popsuło im to romantycznej atmosfery, która ich otaczała.
– Zapewne już słyszałeś, że chciałam się utopić w jeziorze – powiedziała z westchnieniem Lilly, przerywając chwilę błogiej ciszy.
– Coś tam słyszałem, ale nie za wiele. Nie lubię plotkować – mruknął.
– Tutaj wszyscy plotkują. I ty się tego nauczysz. – Zaśmiała się.
– Wolę radia posłuchać niż opowieści o innych ludziach. – Walter jakby próbował dać do zrozumienia dziewczynie, że w przeciwieństwie do innych mieszkańców nie uważa jej za osobę szaloną.
– Wiesz, ja nie chciałam się zabić, bo zginął Rudolf… – zaczęła niepewnie.
– Nie dlatego? – zdziwił się Walter.
– Nie chciałam się zabić, bo zginął Rudolf, ale dlatego, że przeżył Hans – jęknęła i zaczęła płakać.
Walter nie bardzo wiedział, jak ma się zachować pod wpływem wyznania dziewczyny, dlatego jedyne, na co się zdobył, to położenie dłoni na jej ramieniu. Pragnął ją przytulić, powiedzieć coś pokrzepiającego, ale ta drobna dziewczyna onieśmielała go. Dotychczas nie miał takich problemów, z każdej sytuacji potrafił zrobić element uwodzenia, ale nie tym razem. Nawet Holly Evans nie była w stanie wprawić go w taką bezradność.
– Powiesz dlaczego? – zapytał cicho.
– Kocha się we mnie, odkąd skończyłam dwanaście lat. I nie odstępuje ani na krok. Gdy zaczęłam spotykać się z Rudolfem, od razu stał się jego najlepszym przyjacielem. Łaził z nami dosłownie wszędzie. Próbowałam tłumaczyć Rudolfowi, że ten chłopak ma nieczyste intencje, a jego przyjaźń jest fałszem, ale nie wierzył mi. Jednak mój narzeczony był dla mnie podporą i dzięki niemu Hans mógł mnie kochać, jedynie patrząc na mnie albo przebywając w pobliżu. Gdy poszli razem na wojnę i Hans powrócił z niej sam, nie rozpaczał po śmierci kompana, ale mówił jedynie o tym, że teraz już nic i nikt nie stoi nam na przeszkodzie. Dlatego chciałam ze sobą skończyć. To był najgorszy rodzaj zniewolenia, bo nikt mi nie wierzył. Nawet Brygide. Przecież Hans to taki dobry chłopak, taki uczynny i taki nieszczęśliwy, bo już do końca życia zostanie kuternogą. Ale ja go nie kocham, nie chcę go, a jego ciągła obecność, podobno podyktowana troską, bym sobie czegoś nie zrobiła, sprawia, że czuję się jak w więzieniu. Ty jesteś tu nowy, Hans nie zdążył cię jeszcze omamić swoją dobrocią… Boże, jak ja mam tego dość – zakończyła, zasłaniając twarz rękoma.
– Mnie okazał jawną wrogość, raczej nie uznałbym go za dobrego człowieka. A ty, Lilly, masz prawo być wolna i wybrać takie życie i takiego narzeczonego, jaki ci odpowiada. Nie martw się, póki tutaj będę, zaopiekuję się tobą – powiedział z troską, a jednocześnie z zadowoleniem, że będzie mógł spędzać czas w towarzystwie tej uroczej dziewczyny.
Martwiła go jednak postawa Hansa. Jego zaborczość w stosunku do Lilly stanowiła dla niego chyba sens życia. Zapewne gdy dostrzeże, że rywal cieszy się sympatią jego wybranki, zacznie węszyć i nie wiadomo, co może wywęszyć, a to mogło oznaczać kłopoty. Gdyby zaś Walter zdecydował się uciec, by poszukać sobie innego miejsca na ziemi, musiałby zostawić Lilly na pastwę tego człowieka, który zdawał się bardziej szalony niż dziewczyna, która pewnego dnia postanowiła zakończyć swój żywot, topiąc się w jeziorze.
Tego wieczoru, gdy Lilly opowiedziała mu swoją tajemnicę, zawarli swoisty niepisany pakt. Od tej chwili Walter wiedział, że bez względu na wszystko będzie opiekował się małą Lilly, nie bacząc na grożące mu niebezpieczeństwo. Postanowił, że jeśli takowe nadejdzie i w istocie będzie musiał uciekać, zabierze ją ze sobą, aby nigdy więcej nie musiała się czuć zniewolona uczuciami człowieka, którego nie kochała.
Rozumiał ją. Bardziej niż ktokolwiek inny. On też kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji. Wówczas, gdy oblepiła go zaborcza miłość Renate Zoll. A może to wcale nie była miłość, a jedynie chęć posiadania kogoś na własność? Dla Waltera największym dowodem prawdziwej miłości było podarowanie ukochanej osobie wolności, a każda forma zniewolenia była jej przeciwieństwem.