Читать книгу Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa - Joanna Jax - Страница 5
3. Magnuszew, 1943
ОглавлениеLato było ulubioną porą roku Hanki. A zadecydowały o tym względy praktyczne – nie musiała palić w piecach, Nadia cały czas bawiła się na podwórku, nie narzekając na nudę, a na stole częściej pojawiały się warzywa i owoce, co w znacznym stopniu urozmaicało ich proste i mało wykwintne posiłki. Jednakże Hanka Lewin nie mogła powiedzieć o sobie, że jest szczęśliwa i chciałaby na wsi spędzić resztę życia. Jedyną pozytywną stroną jej prostej egzystencji i mieszkania z dala od ludzkich siedzib było względne bezpieczeństwo. Nie potrafiła jednak, tak jak to było zaraz po wyjściu z Pawiaka, cieszyć się tylko tym, że żyje, a jej dzieci są zdrowe i radosne. To nie był jej świat i nawet odwiedziny Ireny nie dawały jej poczucia, iż znalazła swoje miejsce na ziemi.
– Coś taka skwaszona, Hanka? – pytała „Wariatka”, gdy przyłapała Hankę na beznamiętnym patrzeniu w przestrzeń.
– Wydaje ci się, Irenka – burczała wtedy pod nosem Hanka, nie chcąc przyznać się do swoich tęsknot i rozterek.
Nie chodziło nawet o to, że Irena nie była godna zaufania, ale czy byłaby w stanie zrozumieć pewne sprawy? Nie chciała także, aby „Wariatka” martwiła się o nią. Dla niej bowiem każdy frasunek Hanki był także jej problemem. Bez względu na to, czy chodziło o poważne kwestie, czy zwykłe kobiece humory.
– Przecie widzę, ślepa nie jestem. Gęba skwaszona jak po niedojrzałych śliwkach i mało co gadasz. A kiedyś to ci się buzia nie zamykała. Przyznaj się, to przez te urzędowe listy… – prychnęła Irena.
– Te listy… to nic ważnego – skłamała Hanka i chcąc odwrócić od nich uwagę, postanowiła zdradzić przyjaciółce tylko część prawdy. – Smutno mi. Tyle czasu na wsi siedzę, a ja jestem miastowa dziewczyna. Mój mąż za granicą, sama jak ten kołek w płocie zostałam. A kogo ja widuję, oprócz ciebie i dzieciaków? I za sceną tęsknię, bo jedynie w polu i w lesie mogę śpiewać. Jeszcze trochę i głos mi na zmarnowanie pójdzie.
– W dupie ci się poprzewracało, Hanka. – Irena machnęła ręką i dodała: – Masz co jeść, dzieci żadnej zarazy nie przywlekły i nawet Niemcy cię do roboty nie chcą. A chłopa to sobie innego znajdziesz, jak twój mąż przepadnie. Tego kwiatu to pół światu.
Tak, dla Ireny „Wariatki” szczęście było proste, a zadowolenie czerpała z każdego przeżytego dnia. Jakże Hanka jej zazdrościła takiego podejścia do życia. Irena tak niewiele wymagała od losu i dlatego wszystko ją cieszyło. Cóż z tego, że Kazio, jej małżonek, był pijakiem i leniem, ale miała go przy boku i to wystarczyło, by dziękować Bogu, że go zesłał. Hanka jednak posmakowała innego życia, w luksusie i spełnieniu, zaznała szalonej miłości, więc jak mogła przywyknąć do szarej i wypełnionej ciężką pracą egzystencji. Byle przetrwać, byle się najeść i zasypiać w ciszy. Próbowała być szczęśliwa. Starała się radować z tego, co ma, bo inni mieli gorzej. Chciała się tym pocieszać i patrzyć na otaczający ją świat łaskawym wzrokiem. Jednak po pewnym czasie spostrzegła, że oszukuje samą siebie. Tak naprawdę trzymała ją w ryzach nadzieja, że życie w końcu się zmieni, karta się odwróci, a ona poczuje, że jest właśnie tam, gdzie być powinna. Ale im dłużej trwała wojna, tym bardziej była zniecierpliwiona i przygnębiona. Alicja zrozumiałaby ją. Ona także pragnęła wyciskać życie jak cytrynę, nawet za cenę tak zwanego świętego spokoju. Miały inne cele i tak różne marzenia, ale obie nie chciały stać w miejscu, tylko dążyć do ich realizacji.
Hanka niekiedy wracała myślami do nocy spędzonej z Hermannem. Sądziła, że będzie dławić ją poczucie winy, wyrzuty sumienia i będzie oczekiwała kary boskiej za zdradzenie tak pięknego uczucia, jakie połączyło ją z Igorem. Nic takiego nie nastąpiło. Było jej tej nocy dobrze, po wielu miesiącach nareszcie poczuła się jak kobieta, piękna i pożądana. Niekiedy ze złością patrzyła w niebo i kłóciła się z Panem Bogiem, jakby uprzedzając jego ruch pogrożenia jej palcem i zesłania w ramach kary jakiegoś nieszczęścia.
Wciąż pisywali do siebie, ale na wschodzie sytuacja była niepewna i Hermann Ritz nie pojawił się u niej od tamtego czasu. A może uznał, że popełnili błąd? Potrafiła sobie wyobrazić, jak dopadają go wyrzuty sumienia za tamten spontaniczny przyjazd. Jednak jego listy wciąż były pełne ciepła i tęsknoty i miała nadzieję, że pewnego dnia zjawi się u niej kolejny raz, a ona rzuci mu się w ramiona. Nie chciała czekać wciąż na Igora, który zdawał się ułudą, pięknym wspomnieniem, a może nawet nie było go już wśród żywych. Tkwił w jej sercu, ale im więcej czasu mijało, tym bardziej traciła nadzieję, że pewnego dnia znowu go zobaczy.
– Ty nie słuchasz, co gadam. – Irena szturchnęła Hankę łokciem.
– Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziała bezwiednie.
– Tyś się, Hanka, czasem nie zakochała? – podejrzliwie zapytała „Wariatka”.
– A w kim? – Hanka wybuchła śmiechem, bo w istocie wokół niej panowała istna ludzka pustynia.
– A bo ja wiem. Może w tym szkopie, co ci czekoladki przynosił. – Wzruszyła ramionami.
Hanka rozejrzała się dookoła i powiedziała złośliwie:
– Tak, pewnie siedzi w krzakach i czeka, aż sobie pójdziesz. Puknij się w głowę, Irka. Powiedziałam ci: nie chcę tak żyć i męczy mnie to wszystko. Nawet muchy mnie denerwują. Wszędzie pełno tego paskudztwa. Smród obory mnie drażni, wychodek na podwórku i to, że jak furmanka obok drogą przejedzie, to piach mam nawet w zębach. – Hankę zaczynała irytować ta rozmowa.
– Jak to na wsi. – Irena, ignorując rozterki Hanki, perorowała dalej, nie zważając, że jej rozmówczyni myślami jest zupełnie gdzieś indziej. – No i, proszę ciebie, Zawiejkowa w ciąży. Ja tam w rachowaniu dobra nie jestem, ale mówiła mi Zośka z piekarni, że to dziecko to Zawiejkowa chyba z młodym wikarym sobie zmajstrowała, bo to już rok, jak Antka na roboty wzięli. A młody wikary chodził do niej, niby jej z darów ubrania dla dzieci przynosił, i tak się nią zaopiekował, że do wyrka poszli. Ja tam nie wiem, ale coś na rzeczy musi być, bo proboszcz na mszy powiedział, że na parafię przyjedzie nowy ksiądz, bo tego przenoszą pod Lublin, czy gdzieś tam. To teraz Zawiejkowa zostanie z szóstką dzieci sama, ale może jak Antek wróci, to się nie doliczy i będzie dobrze.
Jeszcze do niedawna takie ploteczki, przyniesione z Magnuszewa, były dla Hanki odskocznią i słuchała ich z wypiekami na twarzy, jednak ostatnio nie bawiły jej ani trochę, jak zresztą wszystko, co składało się na jej egzystencję. Kiwała jednak głową jak zawsze i udawała zainteresowanie, żeby tylko Irena nie nękała ją pytaniami na temat jej melancholijnej miny i niechęci do rozmów.
– A ten nowy, co przyjechał po Ritzu, to porządny jakiś czy znęca się nad ludźmi? – zapytała Hanka, byle zapytać o cokolwiek.
– A jak kiedy. Ale i tak wszyscy mówią, że takiego jak Ritz to już Magnuszew mieć nie będzie. Teraz to, proszę ciebie, nie wiadomo. Ostatnio na rynku zaaresztowali młodego Kunicza. Że niby z partyzantami coś knuje. Zawinęli, do Kozienic wywieźli i tyle o nim wiadomo. A za Ritza to strach był tylko, jak kto obcy przyjeżdżał – powiedziała Irena.
– O proszę, jak to teraz Hermanna kochają. A wcześniej to go od czci i wiary odsądzali. Bo Niemiec. Mnie też wyklinali, że się z nim zadawałam, a teraz, jak im się dupy palą, to Ritza pod niebiosa wychwalają… – mruknęła Hanka.
– No widzisz, to tak jak z tobą. Jęczysz, że muchy, że kurz i nie masz do kogo gęby otworzyć, ale jakby cię znowu do więzienia wzięli albo na roboty do bauera wywieźli, to od razu byś do tych much i drewnianego wychodka zatęskniła – roześmiała się Irena.
Tak, ta prosta i nieco ułomna kobieta uświadomiła Hance tak oczywistą prawdę. Należy cieszyć się z tego, co jest, bo jutro może już tego nie być. Lewinówna przeżyła Pawiak i życie, jakie obecnie wiodła, zdawało się rajem na ziemi w porównaniu ze śmierdzącą uryną celą, codzienną niepewnością, czy ów dzień, który nadszedł, nie okaże się ostatnim. A jednak nawet to, co powiedziała Irena, nawet ta głęboka i oczywista prawda, nie sprowadziła Hanki na ziemię. Uznała, że ma prawo mieć marzenia i tęsknić za życiem pełniejszym i piękniejszym. Nie chciała rezygnować z pragnień śpiewania na wielkiej scenie, życia w luksusie i w otoczeniu wielbicieli. Marzyła także o mężczyźnie, tym jedynym, który będzie stał przy jej boku. Może los okaże się łaskawy i tym człowiekiem będzie Igor Łyszkin, a może ktoś, kto będzie wyglądał jak on, mówił jego głosem i kochał ją taką szaloną miłością. Nie wiedziała, jak pogodzić marzenia o bogactwie i życiu z Igorem, bo były to dwie sprzeczności, ale uznała, że nie będzie się nad tym zastanawiać. W końcu ludzie się zmieniali, więc może i Łyszkin po trudach wojennego życia zapragnie odrobiny blichtru i zrozumie, że umartwianie się należy pozostawić ascetom.
Gdy pożegnała się z Ireną i ułożyła do snu zmęczone całodziennymi harcami dzieci, usiadła przy stole w kuchni i wydarła z brulionu kolejną kartkę, by przelać swoje smutki na papier. Hermann był w stanie ją zrozumieć bardziej niż Irena „Wariatka”, która rozterki Hanki umiała jedynie kwitować stwierdzeniem „fiu-bździu” albo mawiała, że od czytania tych książek w głowie jej się poprzewracało. Gdyby tak mogła napisać list do Alicji albo porozmawiać z nią, wyrzucić swój żal i tęsknotę, opowiedzieć o swoich pragnieniach, nie pomijając niczego… Tak, Alicja zrozumiałaby wszystko, a na pewno zaakceptowałaby fakt, że jej przyjaciółka wciąż marzy o innym życiu, by mogła robić to, co kochała najbardziej.