Читать книгу Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa - Joanna Jax - Страница 3

1. Okolice Granady, 1943

Оглавление

Wpadające przez niedomknięte okiennice słońce zwiastowało kolejny upalny dzień. Jednak to nie pogoda była największym zmartwieniem leżącego na twardym sienniku Juliana Chełmickiego. Dla niego bowiem był to jeden z wielu poranków, które witały go tępym bólem głowy. Sięgnął, niemal odruchowo, po leżące na niskiej komodzie pigułki i popił je wodą z dzbanka, która w ciągu nocy zdążyła zrobić się ciepła. Miał nadzieję, że łomot w jego czaszce ucichnie, a on szybko powróci do równowagi, bo czekał go pracowity dzień. Nigdy nie pomyślałby, że jego niesamowite umiejętności jeździeckie pozwolą mu na zdobycie zajęcia polegającego na pędzeniu stada krów po wyschniętej o tej porze roku praderze. Musiał jednak z czegoś żyć, a przede wszystkim zdobyć pieniądze na powrót do Polski.

Człowiek, który uratował mu życie i dał dach nad głową, był zbyt ubogi, by mu pomóc, a i tak Julian był mu winien pieniądze za lekarstwa i wizyty doktora przyjeżdżającego do niego z Granady. Chełmicki miał też inne problemy. Pierwszym z nich był brak jakichkolwiek dokumentów. Ludzie, którzy chcieli pozbawić go życia, po prostu ogołocili go ze wszystkiego. Drugi problem był, zdaniem Juliana, dużo poważniejszy – Chełmicki nie pamiętał niczego, co zdarzyło się w ciągu ostatnich kilku tygodni. Nie wiedział, jak ani po co znalazł się na terenie Hiszpanii, nie miał również pojęcia, kto mu tutaj pomagał, a wreszcie kto i dlaczego usiłował pozbawić go życia. Cała reszta wspomnień znajdowała się we właściwym miejscu jego umysłu i miał nadzieję, podobnie jak odwiedzający go doktor, że te ostatnie także powrócą. A musiały, zanim opuści Hiszpanię. Jednak im bardziej wysilał się, by przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia, tym większą pustkę czuł w głowie. Ostatnie, co majaczyło mu się w umyśle, to jakaś kłótnia z Alicją. Nie wiedział jednak, czy doszło do pojednania przed jego wyjazdem, czy też ich związek już całkiem się rozpadł. Nie to jednak było najważniejsze, ale jego misja. To musiało być jakieś ważne zadanie, którego najpewniej nie wykonał. Nie wierzył, że znalazł się w tym miejscu, by podziwiać piękne andaluzyjskie widoki, podczas gdy w jego kraju nazistowski terror trwał w najlepsze. Nieznajomość hiszpańskiego utrudniała mu dodatkowo zadanie, ponieważ nie mógł nawet porozmawiać z gospodarzem domostwa, co zapewne wsparłoby jego pamięć. Był jednak pełen nadziei, podobnie jak wiekowy, siwy doktor, którego specyfiki okazały się błogosławieństwem dla jego obolałej głowy.

Wstał z łóżka, ubrał się i wszedł do kuchni, witając się skinieniem głowy z gospodarzem, Eduardem Carlo. Po chwili udał się na podwórze, zdjął koszulę i umył się w wielkiej drewnianej balii. Woda była zimna, najwyraźniej Eduardo niedawno ją nabrał ze studni, i ożywiła spocone ciało Chełmickiego. Wrócił do kuchni, napił się mleka, chwycił pajdę chleba i kilka minut później siedział w siodle. Naciągnął na głowę nieco zniszczony cordovan i ruszył powoli w stronę zagrody dla krów. Nie było to pokaźne stado, ale jałowe o tej porze roku łąki sprawiały, że musiał pędzić bydło niekiedy bardzo daleko, by znaleźć miejsce na wypas. Jak zawsze dobrze czuł się w siodle, ale dręczył go fakt, że zajmuje się takimi przyziemnymi sprawami, zamiast być tam, gdzie jego miejsce – w okupowanej ojczyźnie. Postanowił, że bez względu na to, czy odzyska pamięć o ostatnich wydarzeniach, czy też nie, wyruszy do ambasady w Madrycie i spróbuje wrócić do kraju. Musiał tylko zarobić trochę grosza, a potem będzie się zastanawiał, jak bezpiecznie dotrzeć do Polski.

Tego dnia postanowił pojechać do Granady, gdy skończy swoje zajęcia w gospodarstwie Eduarda, i wysłać kartkę do Weroniki. Nie był pewien, czy przesyłka dotrze, ale łudził się, że może los okaże się łaskawy, jego przyjaciółka otrzyma wiadomość i ktoś zechce mu pomóc.

Powrócił z rozległych andaluzyjskich łąk późnym popołudniem, pożyczył od Eduarda zdezelowaną furgonetkę i ruszył do Granady, by udać się na pocztę. Najpierw jednak postanowił odwiedzić dobrodusznego doktora. Lekarz nie tylko dostarczał mu pokrzepiających wieści na temat swojego stanu zdrowia i podawał leki przeciwbólowe, lecz był jedyną osobą, z którą Julian mógł się porozumieć. Doktor Franco Salazar posługiwał się bowiem angielskim w stopniu umożliwiającym nawiązanie jakiejkolwiek konwersacji.

– O, „Boląca Głowa” – przywitał go serdecznie Salazar, uśmiechając się szeroko.

– Dzień dobry, doktorze – odpowiedział Julian i dodał ze smutkiem: – Dzisiaj myślałem, że już po mnie, tak mnie łupało w czaszce.

Lekarz pokiwał głową i podrapał siwą, krótką brodę, co czynił zawsze, gdy się nad czymś intensywnie zastanawiał. Podszedł do Juliana i zaczął wpatrywać się w jego źrenice, wspomagając się niewielką lupą, którą nosił w kieszeni fartucha.

– Przejdzie… – mruknął od niechcenia i począł obmacywać Chełmickiego, zginając mu kark, przekręcając głowę to w przód, to w tył, a następnie założył mu na rękę nieco brudny mankiet uciskowy.

– Panie doktorze… – Chełmicki chciał indagować lekarza dalej, ale ten założył słuchawki na uszy i nakazał Julianowi milczenie.

– Wracasz do formy, „Boląca Głowo” – uśmiechnął się Salazar. – A twoje dolegliwości niebawem powinny ustąpić.

– Mam nadzieję – mruknął Julian.

– Pamiętaj, jeśli boli, oznacza to, że żyjesz – zarechotał doktor.

– A co z moją pamięcią?

– Nasz mózg to niezbadany organ. Ja, chłopcze, mam kapitalną pamięć, ale nie do wszystkiego. Mój umysł nie jest w stanie zapamiętywać imion i Bóg mi świadkiem, że niekiedy muszę się wysilić, by nie pomylić imienia żony. Zatem postanowiłem nadawać ludziom przydomki i w ten sposób pogodzić się ze swoją przypadłością. Nie zjednuje mi to przyjaciół, mój drogi, kiedy witam pacjentów „senior Czyrak” albo „seniora Hemoroida”. – Roześmiał się, po czym dodał: – Utrata pamięci z ostatniego czasu przed urazem nie jest niczym niezwykłym i najczęściej mija, gorzej byłoby, gdybyś nie wiedział, jak się nazywasz i skąd pochodzisz.

– Wiem, doktorze, ale przypomnienie sobie tych kilkunastu ostatnich dni przed atakiem jest dla mnie bardzo ważne. Kiedy był pan u mnie jakiś czas temu i dowiedziałem się o śmierci naszego generała, przed oczami stanęła mi twarz pewnej pięknej kobiety, ale do tej pory nie wiem, czy istniała ona w rzeczywistości, czy była jedynie sennym marzeniem. Dało mi to jednak nadzieję, że powoli przypomnę sobie wszystko, tymczasem wciąż mam pustkę w głowie – żalił się Chełmicki.

– Gdyby ktoś był przy tobie i opowiedział, co się wydarzyło albo zaprowadził w miejsca, gdzie przebywałeś, niewątpliwie byłoby łatwiej, ale w tej sytuacji jesteś zdany jedynie na siebie – westchnął doktor.

– Prosiłem wiele razy Eduarda, żeby zaprowadził mnie do miejsca, gdzie leżałem nieprzytomny, ale on tylko kręcił przecząco głową – burknął Julian.

– Bo ktoś cię w ten łeb uderzył i zapewne nie był to twój sprzymierzeniec. Myślę, że Eduardo obawia się, iż ten ktoś zechce zrobić to ponownie, a on przy okazji też oberwie. Ja również próbowałem coś od niego wyciągnąć, żeby dowiedzieć się, kim jesteś, ale milczy jak zaklęty. – Salazar machnął ręką.

– Tak… – Julian pokiwał głową. – Niedługo pojadę do Madrytu, do konsula, i spróbuję powrócić do kraju. Nic tu po mnie, szybciej czegoś się dowiem w Polsce, poza tym jest wojna, a ja jestem żołnierzem.

– Trochę wybrakowanym póki co. – Doktor roześmiał się ponownie i pożegnał swojego pacjenta, którego nazywał „Bolącą Głową”, co było zdecydowanie sympatyczniejszym określeniem niż „Czyrak” czy „Hemoroida”.

Chełmicki udał się do niewielkiego budynku o kamiennej elewacji, który wskazał mu doktor, i dość długo wpatrywał się w kartki pocztowe na drewnianym stojaku. Postronny obserwator mógłby sądzić, iż Julian intensywnie zastanawia się nad wyborem karty, nie mogąc się zdecydować, czy lepsze wrażenie zrobi zabudowa starej Granady, czy też andaluzyjskie połoniny. Chełmicki jednak miał inny dylemat. Co będzie, jeśli owa kartka dostanie się w niepowołane ręce? Czy miejscowy personel nie zacznie interesować się adresem w odległej Polsce? I wtedy kartka w ogóle nie opuści Granady, a ci, którzy chcieli pozbawić go życia, dowiedzą się, że wciąż tu jest? Nie miał pojęcia, ilu Polaków można było spotkać w Andaluzji, zapewne gdyby było ich wielu, natknąłby się na jakiegoś w Granadzie, tymczasem nie spotkał żadnego. Po kilkunastu minutach zrezygnował z nadania kartki albo depeszy i opuścił chłodny gmach niewielkiej poczty. Wsiadł do furgonetki i pojechał do finki. Postanowił, że powróci do swojego pierwotnego planu i po prostu zarobi u Eduarda na swój wyjazd do kraju.

Zemsta i przebaczenie Tom 4 Morze kłamstwa

Подняться наверх