Читать книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Jorn Lier Horst - Страница 3
2
ОглавлениеGdy Wisting wycofał samochód z garażu, cienkie przezroczyste strugi deszczu cięły na ukos w ciemności przed reflektorami. W nocy deszcz przybrał na sile. Komisarz przeglądał dokumenty jeszcze grubo po północy, na próżno usiłując wydobyć z podświadomości myśl, która dawała o sobie znać przez cały wieczór.
Spojrzał przez ramię w stronę domu córki. W kuchni było zapalone światło. Wiedział, że Amalie budziła się o szóstej. Przez chwilę siedział za kierownicą i zastanawiał się, czy nie wpaść do nich na chwilę i nie spytać Line, jak minęła im noc. Miał czas. Rano zawsze miał dużo czasu. Do rozpoczęcia pracy została mu jeszcze godzina z okładem. Jednak po namyśle uznał, że tylko by im przeszkadzał. Line prawdopodobnie starała się znowu uśpić Amalie.
Z raportów pamiętał, że 10 października dwadzieścia cztery lata temu dzień był bezchmurny, z łagodnym wiatrem wiejącym z południowego wschodu. Pod wieczór lekko się zachmurzyło. Wzmógł się wiatr, a temperatura spadła do ośmiu stopni.
Jechał powoli przez osiedle i gdy dotarł do Larviksveien, skręcił w lewo. Z doświadczenia wiedział, że to nie będzie owocny dzień pracy. Ani przed spotkaniem z Martinem Haugenem, ani po nim nie będzie w stanie skupić się na obowiązkach.
Katharina już wcześniej znikała. Wtedy jeszcze nazywała się Katharina Bauer. Miała dwadzieścia jeden lat, gdy wsiadła na motocykl w rodzinnym Pergu, wyjechała z małego austriackiego miasteczka i nigdy już tam nie wróciła.
Uciekła z dysfunkcyjnej rodziny, od wybuchowego ojczyma alkoholika i niestabilnej emocjonalnie matki z problemami psychicznymi. Katharina i jej siostra trzymały się razem i wspólnie opiekowały młodszym bratem, ale gdy chłopak urósł na tyle, by móc sam się o siebie zatroszczyć, Katharina spakowała plecak i wyjechała.
Podróż zakończyła w Norwegii. Gdzieś tutaj mieszkał jej biologiczny ojciec. W każdym razie tak powiedziała jej matka: że jej ojciec był Norwegiem. Nie miała żadnej nadziei na to, że go znajdzie. Wiedziała tylko tyle, że miał na imię Richardt i że przez jakiś czas był stałym gościem restauracji, w której latem 1958 roku pracowała jej matka. Potem pojechał dalej i nie było nawet pewne, czy wiedział, że został ojcem.
Właściwie to nie z powodu nieznanego ojca Katharina znalazła się w Norwegii. Przede wszystkim chodziło jej o to, żeby wyrwać się z domu. Ale była ciekawa kraju pochodzenia ojca. Zanim uciekła, uczyła się geografii i historii Norwegii i liznęła trochę języka.
A jednak, gdy przybyła do Norwegii, próbowała go odszukać. Wśród rzeczy, które po niej zostały, była lista z nazwiskami i adresami mężczyzn o imieniu Richardt, o różnej pisowni, ale wyglądało na to, że Katharina porzuciła ten projekt na wiele lat przed swoim zniknięciem. Niektóre imiona były przekreślone, ale więcej niż jedna trzecia pozostała niezweryfikowana. Policja sprawdziła wszystkich mężczyzn z listy Kathariny. Ci, którzy zostali przez nią skreśleni, potwierdzili, że dziewczyna się z nimi kontaktowała, ale żaden z nich nie był osobą, której szukała.
Wisting musiał zwiększyć częstotliwość pracy wycieraczek. Gdy zbliżył się do centrum, ruch był coraz gęstszy. Woda deszczowa gromadząca się od kilku dni znalazła nowe ujścia. W wielu miejscach ziemia została wypłukana i fragmenty drogi zapadły się, przez co konieczna okazała się zmiana organizacji ruchu.
W Austrii Katharina zdobyła wykształcenie jako geodeta i planista przestrzenny i kiedy przybyła do Norwegii, przez krótki czas pracowała dla lokalnego zarządu dróg. Miała dryg do języków, szybko opanowała norweski i postanowiła kontynuować edukację na uczelni technicznej. Z czasem otrzymała zatrudnienie w Krajowym Zarządzie Dróg i Autostrad, gdzie uczestniczyła w projektowaniu i budowie nowej autostrady biegnącej przez południową część Telemarku. To tam spotkała Martina Haugena. Był majstrem i jednym z budowniczych, którzy często zaglądali do biura projektowego.
Pojazdy powoli posuwały się do przodu. Jakiś rowerzysta w kompletnym stroju przeciwdeszczowym przeciskał się między samochodami.
Zamierzał wybrać się do Martina Haugena o dwunastej. Nie byli umówieni. Nigdy się nie umawiali, ale od czasu zaginięcia Kathariny każdego roku o tej samej porze wpadał do niego z krótką wizytą. Wiedział, że Haugen na niego czeka. Kawa będzie świeżo zaparzona. Ciasto ze sklepu będzie stało na stole. Prawdopodobnie cytrynowe z lukrem albo rolada malinowa. Na początku utną sobie luźną pogawędkę, o wszystkim i o niczym, a później rozmowa zejdzie na Katharinę.
Wisting spotkał ją jeden raz. Sam tego nie pamiętał i dopiero pięć albo sześć lat po jej zaginięciu Haugen mu o tym przypomniał. To było 17 maja, powiedział i pokazał wycinek z gazety. Katharina i jej koleżanki z chóru śpiewały podczas obchodów święta w Bøkeskogen. Ich zdjęcie znalazło się w gazecie, a w tle można było dostrzec Wistinga, który był wtedy na służbie.
Gdy Katharina zobaczyła fotografię, wskazała na Wistinga i powiedziała Martinowi, że tuż przed koncertem znalazła pęk kluczy. Oddała je policjantowi ze zdjęcia.
Komisarz nie potrafił przypomnieć sobie tego zdarzenia i podejrzewał, że Katharina pomyliła go z innym policjantem. Odszukał wykaz biura rzeczy znalezionych, przekartkował go i ku swojemu zdziwieniu znalazł sporządzoną przez siebie adnotację o tym, że gruby pęk kluczy został znaleziony i odniesiony przez Katharinę Haugen. To znaczy, że rzeczywiście z nią rozmawiał, spisał jej dane, a następnie odnotował zdarzenie w wykazie. Próbował przypomnieć sobie ten dzień, ale wspomnienie było niewyraźne, a spotkanie z Kathariną zostało całkowicie wymazane z pamięci. Martin również o tym zapomniał. Dopiero kiedy robił porządek w szufladzie, znalazł wycinek prasowy i rozpoznał Wistinga.
Samochód jadący za komisarzem zatrąbił i wyrwał go z zamyślenia. Wisting przyspieszył, zmniejszając dystans, jaki powstał, gdy nie śledził ruchu na drodze.
Ulicami w centrum miasta jechało się znacznie płynniej, dzięki czemu zdążył do pracy na czas i nastawił ekspres, tak aby kawa była gotowa, zanim zjawią się koledzy z wydziału.
W poprzedni wieczór i noc nie wydarzyło się nic dramatycznego, co należałoby zaraportować. Przydzielił śledczym najważniejsze sprawy, a odrzucił te, co do których nie było podstaw, by przyglądać im się bliżej. O dziesiątej miał spotkanie budżetowe i musiał przejrzeć wykazy zaległości z jednym z policyjnych prawników. Poza tym musiał przedstawić analizę konsekwencji nowej reformy policji dla jego wydziału, ale to mogło zaczekać, aż wróci ze spotkania z Haugenem.
Odchylił się do tyłu i przez chwilę siedział z rękami założonymi za głowę. Potem pochylił się i wysunął najniższą szufladę biurka, w której leżała kserokopia zdjęcia z obchodów 17 maja, która ukazała się w gazecie. Wyjął ją i przyjrzał jej się uważnie.
Zdjęcie było czarno-białe. Katharina stała z grupą odświętnie ubranych koleżanek i miała na sobie jasną letnią sukienkę. Jej włosy były długie, blond o rudym odcieniu, to ostatnie wiedział dzięki innym zdjęciom. Miała niebieskie oczy, ale w jej spojrzeniu czaił się mrok. Jakaś dziwna posępność, która była widoczna, pomimo że dziewczyna się uśmiechała. Miała pełne wargi. Wydają się miękkie, pomyślał, kiedy na nie spojrzał. Bardziej miękkie od jej oczu.
Nie wierzył w to, że Katharina wciąż żyje, ale zastanawiał się, jak wyglądałaby po tylu latach. On sam zmienił się. Na zdjęciu zbliżał się do trzydziestki. Był szczupły i stał wyprostowany. Włosy, które wystawały spod czapki, były ciemne, bez śladów siwizny.
Dla niego sprawa Kathariny zaczęła się w środę, 11 października, gdy Martin Haugen zgłosił jej zaginięcie. Na Kleiverveien udało się dwóch śledczych, by przeprowadzić pierwsze czynności. William Wisting i Eivind Larsen. Wisting usiadł w salonie razem z Martinem Haugenem, natomiast Larsen rozejrzał się po domu w poszukiwaniu jakiejś wskazówki, która pozwoliłaby im ustalić, co się stało z Kathariną Haugen. Nic, co znaleźli na terenie posesji ani co wynieśli z rozmowy z mężem zaginionej, nie przybliżyło ich do odpowiedzi na to pytanie.
Wisting wstał i podszedł do okna. Czuł dziwne, a jednak dobrze znane mrowienie w ciele. Niepokój będący konsekwencją niezałatwionej sprawy.
Pierwsze, co zrobiono, to wyeliminowano z kręgu podejrzanych Martina Haugena. Wykluczono, by miał cokolwiek wspólnego z zaginięciem żony. W tym czasie pracował na budowie w Trøndelagu, a mieszkał w barakach w Malviku. Od domu i żony dzieliło go osiem godzin jazdy samochodem.
W sprawie o zaginięcie podejrzenie zawsze najpierw padało na współmałżonka, ale tym razem nie mieli nic, co wskazywałoby na udział Martina Haugena w zniknięciu Kathariny. Mężczyzna rozmawiał z żoną przez telefon 9 października około godziny dwudziestej drugiej. Firma telekomunikacyjna potwierdziła, że o 22:06 dzwoniono z aparatu telefonicznego znajdującego się w stołówce zakładowej w Malviku do domu Kathariny i Martina Haugenów na Kleiverveien w Larviku. Rozmowa trwała osiem minut i siedemnaście sekund. Następnego ranka o 7:00 Martin Haugen był za sterami koparki. Okno czasowe wynosiło dziewięć godzin, natomiast podróż do Larviku i z powrotem zabrałaby mu szesnaście godzin.
Po pracy Haugen usiłował dodzwonić się do domu, ale nikt nie odbierał. Wielu kolegów z pracy widziało, że przez cały wieczór próbował skontaktować się z żoną i sprawiał wrażenie mocno zaniepokojonego. Obdzwonił wszystkich przyjaciół i znajomych, ale nikt jej nie widział. Późnym wieczorem poprosił najbliższego sąsiada, żeby poszedł do nich i sprawdził, co się dzieje. Po Katharinie nie było śladu. Sąsiad obszedł cały dom, zaglądając przez okna. Poza tym, że na kuchennym stole dostrzegł kartkę z, jak się domyślał, odręczną wiadomością od Kathariny przeznaczoną dla męża, nie miał nic więcej do powiedzenia.
Tuż przed północą Martin Haugen wsiadł do samochodu i ruszył w stronę Larviku. Jedenastego października o 8:47 zadzwonił na policję i zgłosił zaginięcie żony.
Prawda była taka, że po dwudziestu czterech latach wiedzieli tyle samo co wtedy. Wiedzieli dużo na temat tego, co się nie wydarzyło, czego Katharina nie zrobiła i gdzie nie przebywała. Nie wiedzieli, dlaczego, jak i gdzie zniknęła.