Читать книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Jorn Lier Horst - Страница 5

4

Оглавление

Samochód podskakiwał na pełnej dziur żwirowej drodze. Wisting zatrzymał się przy słupie, do którego były przymocowane skrzynki pocztowe. Wysiadł i podszedł do skrzynki opatrzonej nazwiskiem Martina Haugena. Jej zdjęcie również znajdowało się w dokumentacji sprawy. Widać było na nim, że w środku leżały dwie gazety, z 10 i 11 października, oraz rachunek za prąd. Gazeta z 9 października została znaleziona w ich domu, na komodzie w przedpokoju.

W którymś momencie Martin Haugen musiał zmienić napis na skrzynce. Teraz było na niej tylko jego nazwisko.

Komisarz podniósł wieko i zajrzał do środka. Skrzynka była pusta. To nie musiało nic znaczyć. Haugen nie abonował już żadnej gazety. Prawdopodobnie było też za wcześnie na listonosza, a poza tym dom Haugenów leżał na uboczu i tylko nieliczni roznosiciele reklam zapuszczali się w tę okolicę.

Z lasu wyłonił się mężczyzna z psem. Szedł ścieżką biegnącą w pewnej odległości od drogi. Przywołał psa i przypiął mu smycz.

Wisting wsiadł do samochodu i spojrzał na znak zakazu wjazdu. Do znaku był przyczepiony łańcuch, który można było przeciągnąć nad drogą, by skutecznie ją zablokować. Może Haugena nękali turyści, którzy szukali miejsca, gdzie mogliby odstawić samochód, i wjeżdżali na teren jego posesji?, zastanawiał się komisarz. Znak zakazu na pewno załatwił sobie w pracy. Po zaginięciu Kathariny otrzymał posadę w Wydziale Eksploatacji i Utrzymania Dróg Krajowego Zarządu Dróg i Autostrad. Zakres jego obowiązków zmieniał się w ciągu tych kilkudziesięciu lat. Na początku do jego zadań należało odśnieżanie oraz usuwanie drzew i przejechanych zwierząt. Z czasem te praktyczne zadania zaczęto zlecać różnym podwykonawcom, a Martin Haugen stał się bardziej ich przełożonym niż współpracownikiem. Zawsze mógł też dostosowywać swój dzień pracy do własnych potrzeb i dzięki temu każdego 10 października brał urlop. Może jednak w tym roku nie mógł sobie na to pozwolić?

Jego numer był zapisany w komórce komisarza. Wisting zastanawiał się, czy do niego zadzwonić albo wysłać mu wiadomość, ale porzucił ten pomysł. Nie chciał być nietaktowny. Postanowił, że wpadnie do niego po pracy.

Gdy zaginęła Katharina, telefony komórkowe nie były jeszcze popularne. Nie było Internetu ani mediów społecznościowych. Katharina nie pozostawiła po sobie żadnych elektronicznych śladów, które wskazywałyby na to, gdzie może przebywać i co się wydarzyło.

Uruchamiając samochód, Wisting rzucił okiem na dom po drugiej stronie drogi. Wydawało mu się, że widzi Steinara Vassvika w oknie. Trudno było uzyskać od niego porządne zeznania. Należał do ludzi, którzy nie dopuszczają innych do siebie, na pytania najchętniej odpowiadają monosylabami i nigdy nie wykazują inicjatywy w rozmowie. Kiedy Wisting z nim rozmawiał, mężczyzna często odwracał głowę i spoglądał w bok. Odpowiedzi, których udzielił, były wymijające i po każdej takiej rozmowie komisarz nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Vassvik coś przed nimi zataja. Że jest coś, co stara się ukryć.

Vassvik potwierdził zeznania Haugena, twierdząc, że 10 października po południu zadzwonił do niego sąsiad i poprosił go, żeby zajrzał do Kathariny, co też uczynił. Gdy pół godziny później Haugen ponownie do niego zadzwonił, Vassvik powiedział mu, że nie zastał jej w domu, ale na kuchennym stole leży kartka, prawdopodobnie wiadomość od niej do męża. Wiadomość, którą od tamtej pory nazywano kodem Kathariny.

Zamiast dzwonić do Martina Haugena, Wisting odszukał numer do Line.

Gdy odebrała, miała matowy głos.

– Jak się czuje Amalie? – spytał.

– Jest dzisiaj trochę niespokojna – odparła Line. – Cały czas marudzi.

– Jest chora?

– Nie, chyba nie. Muszę ją obserwować.

– Udało ci się zmyć niebieskie plamy?

– Nie całkiem.

Odchrząknął, żeby przerwać ciszę, która nastała.

– Potrzebujesz czegoś? – spytał. – Kupić ci coś w sklepie?

– Radzimy sobie – zapewniła go córka.

Zjechał na pobocze wąskiej drogi, żeby przepuścić nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówkę. Zanim zakończyli rozmowę, jeszcze raz przeprosił Line i powiedział, że jest mu przykro.

Pięć minut po trzynastej był z powrotem w pracy. Na korytarzu spotkał Hammera, który zastępował go podczas jego nieobecności.

– Umówiłem nas jutro na spotkanie – oznajmił Hammer.

– Jakie spotkanie?

– Przyjeżdża jeden taki z Kripos3 – wyjaśnił.

Wisting zmarszczył brwi.

– Kto?

– Nie znam go – przyznał Hammer. – Adrian Stiller.

Komisarz potrząsnął głową. Jemu również to nazwisko nic nie mówiło.

– Czego chce?

– Chodzi o starą sprawę. Chce pogrzebać w naszych archiwach. Wszystko nam wyjaśni, kiedy się tu zjawi. Spotykamy się o dziewiątej.

Wisting powtórzył imię i nazwisko śledczego, wszedł do swojego gabinetu i zanotował spotkanie w kalendarzu biurowym. Dość często zdarzało się, że Kripos lub Økokrim4 prowadziły śledztwo w sprawach, w których świadkowie albo inne ślady prowadziły do ich okręgu policyjnego.

Znowu poczuł niepokój. Wstał, poszedł do sali konferencyjnej, w której stał ekspres do kawy, i napełnił filiżankę gorącym napojem. Kawa na pusty żołądek nie smakowała najlepiej, ale mimo to zabrał filiżankę ze sobą do pokoju i postawił ją z boku biurka, po czym wyjął telefon i zadzwonił do Martina Haugena. Łatwiej zadzwonić z gabinetu niż wystawać pod jego domem, pomyślał, wybierając numer. Postanowił, że zapyta, czy po pracy może do niego zajrzeć.

Po dziesięciu sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka. Rozłączył się, nie zostawiając żadnej wiadomości.

Wyjął papiery z oceną konsekwencji nowej reformy policji. Mniej większych okręgów policyjnych miało zapewnić policji większe możliwości, kompetencje i skuteczność w rozwiązywaniu kluczowych zadań na terenie całego kraju. Dla Wistinga oznaczało to, że okręg, w którym pracował, miał się połączyć z Telemarkiem na zachodzie i Buskerud na północy. Dostrzegał oczywiste korzyści wynikające z istnienia jednej dużej jednostki dochodzeniowo-śledczej, ale czuł, że brakuje mu chęci do zmiany. Do wieku emerytalnego zostało mu już tylko kilka lat, które wolał wykorzystać na rozwiązywanie spraw kryminalnych niż na dostosowywanie się do przyszłości, której częścią nigdy nie będzie.

Starał się sprowadzić plany i wizje do praktycznego poziomu i stworzyć obraz tego, jak zapowiadane zmiany wpłyną na jego zwykły dzień pracy. Od czasu do czasu przerywał mu telefon. Dzwoniono z pytaniami o prowadzone właśnie sprawy. Odpowiadał na nie sam albo odsyłał do właściwych osób. Wydział, którym kierował, miał idealną wielkość: dość duży, ale na tyle mały, że był w stanie pełnić nad nim skuteczny nadzór.

Tuż przed wpół do czwartej znowu zaczęło padać. Strugi deszczu uderzały w szyby okien. Siedział w pracy jeszcze pół godziny, po czym wyłączył komputer i opuścił gabinet.

W drodze powrotnej do Kleiver wlókł się za szkolnym autobusem, jedyną formą transportu zbiorowego w okolicy. Autobus kursował dwa razy rano i dwa razy po południu i zatrzymywał się tam, gdzie mieszkali uczniowie, lub tam, gdzie ktoś stał na poboczu i dawał sygnały, że chce wsiąść. Rano i po południu 10 października dwadzieścia cztery lata temu autobus prowadził ten sam kierowca. Miał absolutną pewność, że Katharina Haugen nie była jego pasażerką.

Autobus zjechał na pobocze i zatrzymał się. Droga była zbyt wąska, by Wisting mógł przejechać obok niego. Stanął za nim i czekał, aż pojazd wyrzuci z siebie kłęby czarnych spalin i pojedzie dalej.

Dwóch chłopców z plecakami przeszło na drugą stronę drogi. Dopiero wtedy komisarz ruszył za autobusem.

Katharina Haugen jeździła srebrnym golfem i kawasaki Z650. Najczęściej korzystała z motocykla, ale gdy zniknęła, oba pojazdy stały zaparkowane w garażu. Z czasem, kiedy sprawdzono dom i teren wokół niego i znacznie zwiększono zasięg poszukiwań, stało się jasne, że ktoś musiał ją uprowadzić.

Wisting zmniejszył prędkość i skręcił w kierunku domu Martina Haugena. Deszcz wyżłobił w żwirze głębokie koleiny. Samochód podskakiwał na wybojach. W końcu komisarz zajechał przed dom.

Na podwórzu nie stał żaden inny pojazd.

Zaparkował w tym samym miejscu co ostatnio. Gdy wysiadł, podbiegł do niego kot. Trochę bardziej rozczochrany niż kilka godzin wcześniej. Wisting podszedł za nim do niewielkiego występu nad drzwiami, który dawał zwierzęciu schronienie przed deszczem. Zadzwonił, chociaż nie spodziewał się, że Martin otworzy mu drzwi. Nie było go w domu.

Wisting wyjął telefon komórkowy i znowu do niego zadzwonił. Również tym razem włączyła się automatyczna sekretarka.

Kot otarł się o jego nogi. Wisting czuł, że ogarnia go niepokój. Nauczono go, by za punkt wyjścia zawsze przyjmować najgorszą opcję, a mimo to usiłował wymyślić na poczekaniu prawdopodobne przyczyny nieobecności Haugena. Szkolenie zawodowe, nadgodziny, jakaś wizyta. Równie dobrze mógł spotykać się z jakąś kobietą i pojechał do niej po pracy.

Komisarz wyszedł na deszcz i okrążył dom. Od strony lasu unosiła się słodka woń wilgotnej ziemi. Tam, gdzie kończył się trawnik, a zaczynały dzikie chaszcze, biegła w las wąska ścieżka. Zawsze tam była. Szli nią, szukając Kathariny. Z biegiem lat ścieżka zarosła, ale teraz wyglądała tak, jakby ktoś ją odchwaścił.

Kot stał i wpatrywał się w skraj lasu, a Wisting wszedł na werandę. Zajrzał do środka, ale wszystko wyglądało dokładnie tak jak kilka godzin wcześniej.

Już miał zejść na dół, gdy zauważył coś, co leżało za jedną z firan. To była kamera wideo. Prosty model, mały, bezprzewodowy, który nie mógł kosztować więcej niż kilkaset koron. Obiektyw był skierowany w stronę ogrodu za domem. Jeśli ktoś tam siedział i patrzył, twarz komisarza wypełniała teraz cały ekran.

Zrobił krok do tyłu, potrącając stół ogrodowy. Bardzo często zdarzało się, że zgłoszeniom dotyczącym włamania albo uszkodzenia mienia towarzyszyły nagrania z małych wideokamer. Miały wysoką jakość, a dzięki Internetowi ich właściciele mogli śledzić obraz, przebywając na drugim końcu świata. Gdy przed dwudziestoma czterema laty zaginęła Katharina, zabezpieczyli nagrania z monitoringu na stacjach benzynowych i innych budynkach użyteczności publicznej. Nagrania były rozpikselowane, tak że trudno było kogokolwiek rozpoznać. Taśmy wideo nadal leżały między aktami sprawy, ale nie wiedział, czy mają w komendzie sprzęt niezbędny do tego, by je odtworzyć.

Podszedł do następnego okna. Zdaje się, że to miał być pokój dziecięcy, a został urządzony jako pokój dla gości, pomyślał. Teraz przechowywano w nim różne pudła, kilka krzeseł ustawiono na stole nogami do góry, a na kierownicy roweru stacjonarnego wisiały stosy ubrań. Na biurku stał komputer z monitorem, myszka bezprzewodowa i klawiatura. Na kilku półkach ustawiono kolekcję modeli samochodów do sklejania.

Sąsiednim pokojem była sypialnia. Na dużym łóżku leżała tylko jedna kołdra. Była odrzucona na bok, natomiast poduszka leżała zmięta. Patrząc na ten pokój, nie dało się odczytać z niego więcej niż to, że sypiała w nim jedna osoba.

Obszedł dom dookoła i odkrył jeszcze jedną kamerę. W oknie łazienki, nieco wyżej na ścianie zainstalowano kamerę, która była skierowana na teren przed wejściem do domu.

Deszcz przybrał na sile. Wistingowi wydawało się, że w oddali słyszy grzmoty. Starał się przypomnieć sobie, czy słyszał aktualną prognozę pogody.

Kot znowu wbiegł na schody. Wisting podszedł do szopy na narzędzia znajdującej się po drugiej stronie podwórza. Podejrzewał, że mieści się tam niewiele więcej poza odśnieżarką, kosiarką do trawy i kilkoma sążniami drewna opałowego.

Strugi deszczu spływały z blaszanego dachu. Chwycił za drzwi. Były zamknięte. Zajrzał przez boczne okienko i dostrzegł siekierę leżącą na pieńku do rąbania drewna, ale nie był w stanie stwierdzić, co kryje się w ciemnych kątach szopy.

Gdy wsiadł do samochodu, zobaczył, że na przedniej szybie zdążyła osadzić się warstwa pary wodnej. Uruchomił silnik, włączył ogrzewanie i wyjechał na drogę.

Po drugiej stronie skrzyżowania brama garażowa była podniesiona do góry. Steinar Vassvik stał obok dużego motocykla ze śrubokrętem w dłoni i spoglądał w jego kierunku.

Wisting przejechał przez skrzyżowanie, zatrzymał się, wysiadł z auta i nie wyłączając silnika, ruszył w stronę mężczyzny. Szybkim krokiem wszedł do garażu, żeby schronić się przed deszczem.

Vassvik przywitał go skinieniem głowy. Mocna lampa warsztatowa wisząca pod sufitem oświetliła jego grubo ciosane rysy. Od czasu, gdy komisarz widział go ostatnio, mężczyzna rozciął sobie skórę pod lewym okiem. Teraz miał w tym miejscu czerwoną bliznę.

– Zajrzałem do Martina Haugena – wyjaśnił Wisting. – Nie ma go w domu.

Vassvik odłożył śrubokręt i sięgnął po suchą szmatę.

– Widział go pan dzisiaj?

Mężczyzna potrząsnął przecząco głową i wytarł dłonie. Komisarz spojrzał za siebie, wskazując znak, który zakazywał wjazdu.

– Kręcił się tu ktoś? – spytał.

– Tutaj rzadko kto przyjeżdża – odparł.

– Kiedy widział pan Martina ostatni raz?

Tamten wzruszył ramionami.

– O wpół do ósmej rano wyjeżdża do pracy.

– Dzisiaj też wyjechał?

– Nie zwróciłem na to uwagi.

– O której zwykle wraca do domu?

Mężczyzna spojrzał na zegarek. Wisting zrobił to samo. Było dziesięć po wpół do piątej.

– Przed czwartą – odparł Vassvik.

Komisarz przytaknął.

– Okej – powiedział i odwrócił się w stronę samochodu. – Dziękuję.

Vassvik ruszył za nim.

– Czy coś się stało? – spytał.

Wisting zaprzeczył ruchem głowy.

– Po prostu sądziłem, że zastanę go dzisiaj w domu.

Teraz tamten przytaknął.

– Rozumiem. Może pojechał do domku letniskowego.

– Może – odparł Wisting.

Stał przez chwilę, licząc na to, że Vassvik powie coś więcej. Potem jeszcze raz podziękował mu za rozmowę, pobiegł do auta i wsiadł do środka.

3

Kripos (Den nasjonale enhet for bekjempelse av organisert og annen alvorlig kriminalitet) – do 1 stycznia 2005 roku Centrala Policji Kryminalnej, obecnie Centralna Jednostka ds. Przestępczości Zorganizowanej i Przestępstw o Dużej Szkodliwości Społecznej.

4

Økokrim (Den sentrale enhet for etterforskning og påtale av økonomisk kriminalitet og miljøkriminalitet) – Jednostka Dochodzeniowo-Śledcza ds. Zwalczania Przestępczości Gospodarczej oraz Przestępstw Przeciwko Środowisku Naturalnemu.

Seria o komisarzu Williamie Wistingu

Подняться наверх