Читать книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Jorn Lier Horst - Страница 7
6
ОглавлениеNie był pewny, co powinien zrobić, ale czuł, że musi działać. Poderwał się gwałtownie z krzesła, wyszedł na korytarz, chwycił kurtkę i wsiadł do samochodu.
Wieczorem droga do komendy zajęła mu znacznie mniej czasu. Ruch był mniejszy i przestał padać deszcz.
Z parkingu na tyłach budynku dostrzegł światło w oknie gabinetu Christine Thiis. Poza tym pokoje na pierwszym piętrze tonęły w mroku. Albo zapomniała zgasić światło, albo pracuje do późna, pomyślał.
Wszedł do budynku i udał się schodami do wydziału dochodzeniowo-śledczego. Thiis właśnie wychodziła z pomieszczenia, gdzie stała kserokopiarka. Niosła plik papierów.
– Cześć! – uśmiechnęła się zaskoczona, gdy go zobaczyła. – Coś się stało?
Zaprzeczył ruchem głowy.
– Muszę sprawdzić kilka rzeczy – odparł. Wciąż czuł, że jeszcze nie czas wspominać o Martinie Haugenie.
– Mam w pokoju kawę – oznajmiła i poszła dalej.
Wszedł do swojego gabinetu i zalogował się do systemu. Jak zwykle trochę to trwało, więc przez chwilę rozważał, czy nie pójść do Christine po filiżankę kawy, ale postanowił zostać na miejscu i spróbować zebrać myśli. Co właściwie chodziło mu po głowie? Że Martin Haugen zniknął w taki sam sposób jak jego żona dwadzieścia cztery lata temu? Zanim podzieli się tą teorią z kolegami, musi wykluczyć wszystkie inne możliwości.
Komputer był gotowy do pracy. Wisting zalogował się do systemu wywiadowczego, który był tak opracowany, że komunikował się ze wszystkimi rejestrami i bazami danych nadzorowanymi przez policję. Dzięki temu wystarczyło zadać pytanie tylko raz, by dowiedzieć się wszystkiego na temat Martina Haugena.
Wpisał jego numer identyfikacyjny i otrzymał zaledwie kilka trafień. Ostatnie pochodziło sprzed prawie dwóch lat i dotyczyło mandatu za przekroczenie dozwolonej prędkości. W głębi serca Wisting miał nadzieję, że znajdzie notatkę służbową z innego okręgu policyjnego o tym, że doszło do wypadku i że Haugen został przewieziony do szpitala. To by wszystko tłumaczyło.
Spróbował wyszukać go tylko po nazwisku. Policjanci nie zawsze spisywali pełne dane hospitalizowanych osób. Tym razem wyników było całkiem sporo, ale wyglądało na to, że wszystkie dotyczyły zdarzeń, w których policja kontaktowała się z Martinem Haugenem w związku z jego pracą w Wydziale Eksploatacji i Utrzymania Dróg Krajowego Zarządu Dróg i Autostrad. Chodziło o luźne przedmioty pozostawione na jezdni, drzewa, które zwaliły się na drogę, i przejechane zwierzęta. Ostatnie zgłoszenie pochodziło sprzed trzech tygodni i dotyczyło osunięcia się ziemi na drogę krajową numer czterdzieści.
Może to dlatego nie było go w domu, pomyślał Wisting. Zeszłotygodniowe opady deszczu spowodowały wiele osuwisk. Może po prostu ma mnóstwo pracy?
Centrala Krajowego Zarządu Dróg i Autostrad była czynna przez całą dobę. Podniósł słuchawkę i wybrał bezpośredni numer telefoniczny zastrzeżony wyłącznie dla policji i innych służb ratunkowych.
Odebrała kobieta.
Wisting przedstawił się.
– Chciałbym się skontaktować z Martinem Haugenem – wyjaśnił i natychmiast usłyszał stukanie w klawiaturę.
– Mogę spróbować przełączyć pana na jego komórkę – zaproponowała.
– Mam numer jego komórki, ale nie mogę się dodzwonić – odparł. – Czy orientuje się pani, gdzie Martin Haugen może obecnie przebywać?
– Nie – odpowiedziała, nie naradzając się z klawiaturą. – A o co chodzi?
– Mam do niego kilka pytań w starej sprawie.
– Rozumiem, że to może zaczekać do jutra?
Udał, że nie słyszy pytania.
– Ma pani numer do kogoś, kto pracuje w jego wydziale?
Klawiatura znowu ożyła. Wisting zanotował dwa nazwiska i dwa numery telefonu.
– Mogę pana przełączyć – zaofiarowała się pracownica centrali.
– Tak, proszę.
– W takim razie spróbujemy połączyć się z Henrym Dalbergiem.
W słuchawce długo panowała cisza. Komisarz pomyślał, że musiał nastąpić jakiś błąd, gdy nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Henry Dalberg odebrał niemal natychmiast. Miał zachrypnięty głos i mówił północnonorweskim dialektem. Wisting wyjaśnił, kim jest, i spytał, czy Dalberg pracuje z Martinem Haugenem.
Mężczyzna po drugiej stronie przytaknął.
– Czy coś się stało? – spytał.
– Przez cały dzień nie mogę się z nim skontaktować. Czy rozmawiał pan z nim dzisiaj?
– Martin jest chory – oznajmił Dalberg.
Wisting zabębnił długopisem w notes leżący przed nim na biurku. Może jednak Haugen trafił do szpitala.
– Czy to coś poważnego?
– Nie sądzę – odparł. – Wczoraj rano przysłał esemesa z informacją, że nie przyjdzie do pracy.
– Co dokładnie napisał?
– Że nie czuje się najlepiej i nie będzie go w pracy przez kilka dni. Nie spodziewałem się go spotkać przed poniedziałkiem.
Komisarz zamilkł.
– Czy stało się coś złego? – ponowił pytanie Dalberg.
– Po prostu przez cały dzień nie mogę się z nim skontaktować – powtórzył Wisting.
Podziękował za informacje i zakończył rozmowę. Potem zadzwonił do szpitala w nadziei, że w centrali nie trafi na służbistę, który będzie zasłaniać się ochroną danych osobowych. Kobieta, która odebrała telefon, miała identyczny tembr głosu i posługiwała się takim samym dialektem jak kobieta zatrudniona w centrali Krajowego Zarządu Dróg i Autostrad. Przedstawił się i wyjaśnił, że prowadzi śledztwo w sprawie karnej.
– Czy Martin Haugen leży w waszym szpitalu? – spytał i podał jego numer identyfikacyjny.
Znowu usłyszał dźwięk palców śmigających po klawiaturze komputera.
– Nie – padła zdecydowana odpowiedź.
– Jest pani pewna?
– Czy pacjent trafił na SOR?
– Nie wiem – przyznał.
Ponowne stukanie w klawiaturę, ale odpowiedź taka sama.
– Czy mogę panu jeszcze w czymś pomóc? – spytała.
Zaprzeczył, podziękował za informacje i zakończył rozmowę, po czym zanotował godzinę. Przyszło mu do głowy, że być może będzie musiał sporządzić protokół z czynności podjętych w sprawie zaginięcia Haugena.
W drzwiach stanęła Christine Thiis. Przyniosła filiżankę kawy i postawiła ją na jego biurku.
– Hammer wspominał o jakimś kodzie – powiedziała. – Że mogę spróbować pomóc wam go złamać.
Wisting przyciągnął do siebie filiżankę i spojrzał na Christine. Pracowała w komendzie trzy i pół roku. Prawdopodobnie nie dość długo, żeby słyszeć o sprawie Kathariny.
– Co ci powiedział?
– Niewiele. Spytałam go, gdzie dzisiaj byłeś, a on na to, że zajmowałeś się sprawą sprzed wielu lat i że jest jakiś kod, którego nie udało ci się złamać. Doradził, żebym sama zapytała cię, czego dotyczyła ta sprawa.
Zbliżył filiżankę do ust.
– Chodzi o starą sprawę zaginięcia – odparł. – Sprzed kilkudziesięciu lat. Katharina Haugen.
Przechylił się i wysunął jedną z szuflad biurka.
– Gdy zniknęła, na stole kuchennym leżała kartka papieru – mówił dalej, wyciągając kserokopię. – Nie jesteśmy pewni, czy to w ogóle ma jakieś znaczenie – dodał i podał jej kartkę – ale to chyba ostatnia rzecz, którą zrobiła przed zaginięciem.
Thiis przyjrzała się zapiskom.
– To wygląda jak rachunki – stwierdziła. – Z kolumnami przychodów i rozchodów.
Wisting przytaknął. On też wpadł na ten pomysł.
Christine odczytała na głos kilka liczb.
– 362, 334… CFB, CCD.
Uśmiechnął się, ponieważ zrozumiał jej intencje: zamieniła cyfry na litery w alfabecie.
– To nie ma sensu – westchnęła, przyglądając się kodowi przez dłuższą chwilę.
– Myślę, że dla osoby, która to napisała, to ma sens – odparł.
– Mówisz tak, jakbyś nie był pewny, czy te zapiski wyszły spod ręki Kathariny Haugen.
– Na tej kartce są jej odciski palców. Jej i jakiejś innej nieznanej nam osoby.
– Co na to grafolodzy?
– Nie byli w stanie stwierdzić, czy to ona napisała te cyfry.
Thiis wpatrywała się w kartkę.
– To prosty kod – stwierdziła.
Wisting wypił łyk kawy.
– Zwróciliśmy się o pomoc do Interpolu, ale nikt nie potrafił go złamać.
– Mówiąc prosty, miałam na myśli to, że składa się z niewielu znaków. Jest tu tylko dwanaście liczb, wiele z nich się powtarza. Jeśli każda liczba ma przypisane jedno konkretne znaczenie, wiadomość nie jest długa.
Uśmiechnął się. Komentarze Christine pokrywały się z jego własnymi myślami, które dawno temu krążyły mu po głowie.
– Pomyślałem, że to może być jakaś mapa – powiedział.
– I że krzyż oznacza miejsce – weszła mu w słowo. – Grób.
Uniósł ramiona i jednocześnie opuścił kąciki ust, robiąc niepewną minę, jakby chciał pokazać, że to równie dobre wytłumaczenie jak każde inne.
– Myślisz, że ona tam leży? – ciągnęła Thiis, wskazując krzyż na kartce.
– To by znaczyło, że narysowała własny grób.
– Jeśli odebrała sobie życie, istnieje taka możliwość, prawda?
Przytaknął.
– Próbowaliście dopasować liczby do współrzędnych geograficznych?
– Wielu geografów studiowało tę kartkę.
Obracała ją w palcach i przyglądała jej się pod różnymi kątami, po czym oddała ją komisarzowi.
– Jak myślisz, co się z nią stało? – spytała.
– Myślę, że ktoś ją zabił i ukrył jej ciało.
– Mąż? – zastanawiała się na głos.
– On ma alibi. Przebywał w Trøndelagu. Poza tym nie miał motywu.
Christine usiadła na krześle dla petentów.
– Jacyś inni podejrzani?
Opowiedział jej o sąsiedzie, Steinarze Vassviku.
– Dużo czasu zajęło nam również sprawdzenie byłej żony Martina Haugena – dodał.
– Haugen był wcześniej żonaty?
– Z Inger Lise Ness – wyjaśnił. – Małżeństwo nie trwało długo. Ona była o osiem lat starsza od niego i miała dość specyficzną osobowość. Sprawiała wrażenie osoby życzliwej i sympatycznej, ale pod tą fasadą kryła się mściwa manipulantka. Martin Haugen poznał Katharinę, gdy był jeszcze mężem Inger Lise.
– Dlaczego ją podejrzewaliście?
– Nie chciała pozwolić mu odejść, była zaborcza i traktowała go jak swoją własność, co odbywało się kosztem Kathariny.
– W jakim sensie?
– Nachodziła ją, wyzywała od dziwek i czarownic, porysowała jej samochód, zamawiała rzeczy za zaliczeniem pocztowym na jej nazwisko, śledziła ją, wydzwaniała o różnych porach dnia i nocy, wykradała pocztę ze skrzynki.
– Znam ten typ – przytaknęła i rzuciła spojrzenie w stronę korytarza i swojego gabinetu, na którym piętrzyły się teczki z dokumentami.
– Była bezwzględna, nie miała żadnych skrupułów. Bywały takie okresy, w których nękanie Kathariny przybierało gwałtownie na sile – kontynuował. – Ale w końcu kobieta uspokoiła się i przez ostatnie sześć miesięcy poprzedzających zaginięcie Kathariny był spokój.
– Wykluczyliście jej udział w sprawie?
– Nie do końca. Ale trudno było się do niej przyczepić, ponieważ na pozór była bardzo pomocna, empatyczna i chętna do współpracy, chociaż przez cały czas się mściła.
– Jak to?
– Dwa miesiące po zaginięciu Kathariny Martin Haugen zaczął otrzymywać czasopisma pornograficzne. Ktoś wykupił abonament na jego nazwisko. Podejrzewał o to Inger Lise. Ściągnęliśmy ją do nas na przesłuchanie i przeszukaliśmy jej dom. Wtedy znaleźliśmy wiele przedmiotów należących do zaginionej.
Thiis uniosła brwi ze zdziwienia.
– Miała na to oddzielną szufladę. Były tam rachunki, które wykradła z ich skrzynki pocztowej, wezwania do zapłaty, ostrzeżenia o wszczęciu postępowania komorniczego, ale nie tylko. Bielizna, naszyjnik, kolczyk, książka, perfumy i mały miś, taki z napisem I love you. Martin kupił go żonie. Ten miś siedział zwykle na kanapie w pokoju gościnnym.
– Ale… – zaczęła Christine, lecz nie udało jej się sformułować pytania.
– To wszystko wydarzyło się, zanim Katharina zniknęła – wyjaśnił. – Martin Haugen pamiętał, że w okolicach nocy świętojańskiej Katharina skarżyła się, że nie może znaleźć książki, którą właśnie czytała. Była pewna, że położyła ją na nocnym stoliku, ale książki tam nie było. Jakiś czas później, pod koniec lata, martwiła się, ponieważ zgubiła naszyjnik i kolczyk. Wszystkie te przedmioty znaleźliśmy u Inger Lise.
– Zakradała się do ich domu?
– Przyznała się do tego – przytaknął. – Ale to wszystko działo się na wiele miesięcy przed zniknięciem Kathariny. Drzwi na werandę nie były porządnie zamknięte. Inger Lise wśliznęła się do środka i nie namyślając się, zabrała przedmioty należące do rywalki.
– Rozumiem, że sprawdziliście, czy to nie jej odciski palców znajdowały się na kartce z kodem?
Pokiwał twierdząco głową.
– W domu Haugenów nie znaleźliśmy jej odcisków. Chociaż zaprzeczyła, najprawdopodobniej użyła rękawiczek. Poza tym przypuszczamy, że zakradała się do ich domu wiele razy.
– Ma alibi?
– Na większą część dnia, w którym zaginęła Katharina. Inger Lise pracowała w przedszkolu. Feralnego 10 października była w pracy od siódmej rano do wpół do czwartej po południu. Kilku sąsiadów potwierdziło, że widziało ją tego dnia. Sęk w tym, że nie wiemy, kiedy dokładnie Katharina zniknęła.
W gabinecie Christine zadzwonił telefon. Przeprosiła Wistinga i poszła odebrać.
Komisarz odwrócił się w stronę monitora i wylogował się z systemu. Zanim wstał, rzucił okiem na kalendarz biurowy. Następnego dnia o dziewiątej miał zaplanowane spotkanie z „Adrianem Stillerem, Kripos”. Postanowił, że jeśli do tego czasu nie uda mu się skontaktować z Martinem Haugenem, będzie musiał wszcząć oficjalne śledztwo.