Читать книгу Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Jorn Lier Horst - Страница 4
3
ОглавлениеZa piętnaście dwunasta opuścił gabinet. Wsiadł do samochodu i pojechał na Kleiverveien. Deszcz już prawie nie padał i zaczęło się przejaśniać.
Jego relacja z Martinem Haugenem zmieniła się z biegiem lat. Z czysto profesjonalnej w coraz bardziej nieformalną. Potrafili śmiać się, żartować i rozmawiać na zupełnie inne tematy niż sprawa zaginięcia Kathariny. Kilka lat temu Haugen wypożyczył koparkę i pomógł Wistingowi usunąć kilka pniaków z ogrodu. Z kolei Wisting każdej jesieni kupował od niego drewno opałowe, a przed Bożym Narodzeniem zaopatrywał się u niego w choinkę wyciętą z lasu za domem. Kilka razy byli razem na rybach i urządzali wspólne wypady do domku letniskowego. A gdy zmarła Ingrid, Martin wziął udział w jej pogrzebie. Ale to nie była prawdziwa przyjaźń. I nigdy nie mogła się w nią przerodzić. Ich znajomość miała swoje źródło w tragicznym zdarzeniu i w ich relacji nadal było coś, co sprawiało, że Wisting trzymał się na dystans. Byli równolatkami i gdyby poznali się w innych okolicznościach, Martin Haugen mógłby stać się jednym z nielicznych, ale dobrych przyjaciół Wistinga.
Dwa lata po śmierci Ingrid Wisting nawiązał znajomość z pewną kobietą. Ich związek rozpadł się, ale kiedy trwał, był prawdziwy i namiętny i Wisting żałował, że uczucie wygasło. Martin Haugen nigdy nie był w nowym związku, chociaż wcześniej był już raz żonaty. Małżeństwo ze starszą o osiem lat kobietą trwało krótko. Jeden z segregatorów był podpisany jej nazwiskiem: „Inger Lise Ness”. W ciągu kilku tygodni od zaginięcia Kathariny uzbierało się w nim mnóstwo dokumentów, które jednak nie przyniosły przełomu w sprawie.
Wycieraczki skrobały przednią szybę. Wisting wyłączył je.
Im bliżej Kleiver, tym zabudowania były coraz bardziej rozproszone, a droga coraz węższa i gorzej utrzymana. Minął ogrodnictwo i małe gospodarstwo rolne. Po lewej stronie znajdował się nieczynny warsztat samochodowy. Część wraków wystawionych na zewnątrz rdzewiała tu również rok temu.
Zmniejszył prędkość, ponieważ zbliżył się do skrzyżowania z drogą, przy której stała skrzynka pocztowa. Na poboczu zobaczył znak, którego poprzednim razem nie widział. „Zakaz wjazdu” z tabliczką informującą, że znak „nie dotyczy mieszkańców posesji”.
Wisting przejechał obok znaku i spojrzał w lusterko wsteczne na czerwony dom po drugiej stronie drogi. Vis-à-vis zjazdu z głównej drogi mieszkał Steinar Vassvik. Wymówił nazwisko na głos: Steinar Vassvik. Osoba, która była najbliższa usłyszenia zarzutu w sprawie zaginięcia Kathariny Haugen. Za ich podejrzeniami nie kryło się nic konkretnego poza tym, że Vassvik był jej sąsiadem, ostatnią osobą, która ją widziała, i nie miał alibi. Na dodatek był już wcześniej skazany za stosowanie przemocy.
Żwirowa droga wiła się między drzewami. Sto metrów dalej wyłonił się dom Martina Haugena. Od ostatniej wizyty Wistinga budynek został odświeżony i odmalowany. Haugen musiał to zrobić latem. Poza tym część lasu wokół domu została wykarczowana, a teren uprzątnięty. Zrobiło się jaśniej i przyjemniej.
Deszcz zamienił podwórze w jedną wielką kałużę. Wisting zaparkował tak, żeby wysiadając z auta, nie wejść po kostki do wody.
Na wycieraczce leżał kot. Na widok Wistinga wstał, wygiął ciało w łuk i podszedł do komisarza.
Zwykle nie trzeba było dzwonić. Martin Haugen szybko podchodził do okna, słysząc warkot samochodu na podwórzu. Wisting spojrzał na dom. Czekając, aż gospodarz podejdzie do drzwi, pozwolił kotu ocierać się o swoje nogi.
Ale Haugen się nie zjawił.
Wisting pokonał niewielkie schody i zadzwonił do drzwi. Kot ruszył za nim. Z wnętrza domu nie dolatywał żaden dźwięk. Słychać było tylko stłumiony odgłos dzwonka do drzwi.
Wisting zajrzał w wąską szparę między skrzydłem drzwiowym a futryną i przekonał się, że drzwi są zamknięte na klucz. Zadzwonił jeszcze raz, pochylił się i pogłaskał kota. Jego futro było mokre od deszczu.
Komisarz odwrócił się plecami do drzwi. Samochód Haugena nie stał na podwórzu, ale to nic nie znaczyło. Zwykle wstawiał auto do garażu, który był dobudowany do budynku mieszkalnego i stanowił niejako jego część. Brama była zamknięta, a brak okien uniemożliwiał zajrzenie do środka.
Podszedł do okna kuchennego i wspiął się na palce. W środku panował idealny porządek, tylko na stole leżał notes i długopis.
– Martinie! – zawołał i zapukał w szybę.
W notesie było coś napisane, ale oczywiście z tej odległości Wisting nie mógł tego odczytać.
Notatnik leżał mniej więcej w tym samym miejscu, w którym dwadzieścia cztery lata wcześniej znaleźli zakodowaną wiadomość. Najprawdopodobniej od Kathariny, ponieważ na papierze ujawniono jej odciski palców. Udało się to szybko ustalić, ponieważ w wielu miejscach domu znaleziono mnóstwo identycznych śladów linii papilarnych.
Również grafolodzy badali kartkę z kodem, a ponieważ nie potrafili stwierdzić, czy autorem wiadomości jest Katharina Haugen, pobrano próbki pisma z listów i innych papierów, które niewątpliwie wyszły spod jej ręki. Okazało się, że cyfry na kartce są bardziej kanciaste od tych z materiałów porównawczych. Ostateczna konkluzja była taka, że nie można wykluczyć, że to Katharina zapisała wiadomość znalezioną w kuchni, ale nie można też tego stwierdzić z całą pewnością.
Analiza chemiczna wykazała, że tusz w długopisie leżącym na blacie kuchennym i tusz na kartce mają identyczny skład. Długopis był gadżetem reklamowym Krajowego Zarządu Dróg i Autostrad, prawdopodobnie Katharina przyniosła go z pracy. Wyprodukowano go w Niemczech, w fabryce, która rocznie dostarczała dziewiętnaście milionów długopisów. Czysto teoretycznie mógł zostać użyty inny długopis niż ten, który leżał przy kartce.
W zagajniku za plecami Wistinga zaskrzeczała samotna sroka. Poza tym panowała zupełna cisza.
Obszedł dom dookoła, stąpając po wilgotnym trawniku, i wszedł na werandę. Kot nie odstępował go na krok.
Meble ogrodowe wciąż stały na zewnątrz. Zwiędłe liście zbiły się w mokre kupki. Przy ścianie stała oblepiona ziemią łopata, a obok niej kalosze z zaschniętymi kawałkami gliny.
Wisting podszedł do okna i zajrzał do środka. Salon wyglądał tak, jak go zapamiętał. Umeblowany skromnie, ale gustownie. Znaczna część wyposażenia pamiętała czasy Kathariny. Sosnowe meble i kilka kolorowych obrazów olejnych na ścianach. Natomiast ciemna skórzana kanapa była nowa. Przed nią na stole stał w połowie gotowy zestaw do sklejania. Wyglądało na to, że ostatecznie będzie przedstawiał ciężarówkę. To było hobby Haugena. Na półkach, które kiedyś uginały się pod książkami Kathariny, stały gotowe modele.
Kot miauczał i drapał w drzwi werandy. Tuż za nimi komisarz widział dywan, na którym zwierzak zwykł się wylegiwać.
Musi być już naprawdę stary, pomyślał Wisting. Haugen opowiadał mu kiedyś, jak pewnego letniego wieczoru kot wyszedł z lasu i usiadł na werandzie, na której Martin odpoczywał. Był wychudzony i miał zmatowiałe futro. Mężczyzna wystawił mu talerz z resztkami z obiadu i od tego czasu kot został u niego. To było pięć lub sześć lat temu, a już wtedy zwierzę było dorosłe.
Wisting spojrzał w stronę lasu. Był gęstszy niż dwadzieścia cztery lata temu. Ledwo dostrzegł jezioro połyskujące w dole między pniami świerków.
Dwa razy przeczesywali las w poszukiwaniu Kathariny. Najpierw z psami tropiącymi, potem z ochotnikami oddalonymi od siebie na długość ramienia i tworzącymi tyralierę. Zbadali jezioro i spuścili na dno nurków. Kathariny tam nie było.
Krzyk sroki przerwał ciszę. To musiał być ten sam ptak, którego słyszał poprzednim razem. Zerwał się z jednego z najbliżej rosnących drzew, zawisł w powietrzu i machając skrzydłami, skrzeczał ochryple.
Wisting podniósł klapy marynarki, wtulił w nie szyję i ruszył w stronę samochodu. Był lekko zaskoczony faktem, że nie zastał Haugena w domu. Nie umawiali się, ale komisarz liczył na to, że mężczyzna będzie na niego czekał tak jak rok temu. Tak jak przez te wszystkie lata.
Jeszcze raz rzucił okiem na dom, zanim wsiadł do auta. Może Martin Haugen pojechał tylko do sklepu po ciasto albo miał coś do załatwienia w mieście? Wisting szczerze w to wątpił. Wygląd kota na to nie wskazywał. Zwierzę, które znowu położyło się na wycieraczce, miało przemoczone futro. Tak jakby spędziło na dworze całą noc.