Читать книгу Zamiana - Joseph Finder - Страница 13
9
ОглавлениеZa zamkniętymi drzwiami swojego gabinetu Will redagował oświadczenie dla mediów. Nagle zabzyczał interkom.
– Niech wejdzie – polecił.
Rosjanin zjawił się szybciej, niż Will się spodziewał. Przez szklany panel drzwi widział jego postać. Abbott wstał, otworzył je i wyciągnął rękę.
Mężczyzna miał wiotki uścisk dłoni i zupełnie nie wyglądał na hakera. Był na to zbyt dobrze ubrany: nosił czarny jak węgiel garnitur oraz krawat, który sprawiał wrażenie drogiego. Proste kruczoczarne włosy zaczesał do góry. Wyglądał na człowieka tuż po trzydziestce. Całości dopełniała spiczasta, szczurza twarz, wąskie brązowe oczy oraz cofnięty podbródek z wyraźną wadą zgryzu.
Will zaprosił gościa do środka i zamknął drzwi gabinetu. Nie chciał, aby któryś z pracowników biura dowiedział się o sytuacji.
– Gdzie komputer? – zapytał mężczyzna zamiast powitania.
Will wskazał na laptopa, który ładował się na jego biurku.
– Jak ma pan na imię?
– Jewgienij. Ale możesz mi mówić Gene.
– Ile czasu to twoim zdaniem potrwa, Jewgienij?
– Tyle, ile trzeba. – Jewgienij wzruszył ramionami. – Interesujące buty jak na taką pogodę. – Rosjanin wpatrywał się w nowiutkie zamszowe półbuty Willa z dziurkowanymi czubkami.
Will zalał się rumieńcem, którego nie umiał powstrzymać. Zaledwie dziś rano wyjął buty z pudełka – roztaczały jeszcze ów szczególny piżmowy zapach świeżo wyprawionej skóry – a wcześniej czekał na odpowiedni dzień, by je założyć. Dzisiaj uznał, że akurat ten będzie również dobry jak każdy inny. Nie zadał sobie trudu sprawdzenia prognozy pogody, po prostu wyjrzał przez okno; zaczynał się słoneczny ranek. Który w jakiś sposób zakończył się deszczem. A deszcz niechybnie zniszczyłby buty.
– Mowa o godzinach czy tygodniach?
– Potrwa, ile potrwa. Potrzebne mi biuro.
– Zamierzasz pracować tutaj?
– Mogę wyjść i wrócić za kilka dni, jeśli wolisz. Ale powiedziano mi, że sprawa jest pilna.
– Znajdę ci jakieś miejsce. – Dyrektor do spraw legislacyjnych poleciała na parę dni do Springfield, jej gabinet stał pusty.
Rosjanin podniósł macbooka air z biurka Willa, okręcił go wokół osi i otworzył.
– Michael Tanner – powiedział.
– Myślisz, że uda ci się obejść hasło?
– Słuchaj, po prostu zaprowadź mnie do tego biura i pozwól zająć się moją robotą. Jeśli jedna metoda nie zadziała, zawsze istnieje inny sposób.
– To znaczy?
– Nie wiem, co ci powiedziano, ale jestem konsultantem do spraw zabezpieczeń. Tak się składa, że posiadam umiejętności hakerskie, jednak moja firma zajmuje się czymś znacznie więcej. Gdyby z jakiegoś powodu okazało się to konieczne.
– Na przykład?
Rosjanin wzruszył niechętnie ramionami.
– Pani senator zamieniła się z kimś na laptopy. Może będzie wam potrzebny inny rodzaj pomocy, żeby odzyskać ten właściwy.
Abbott znieruchomiał na chwilę. Szefowa musiała się wygadać, dlaczego tak naprawdę chcą się włamać do komputera. Poważny błąd. Nie żeby Will ośmielił się udzielić jej za to reprymendy. Rzecz w tym, że im więcej ludzi wiedziało o sprawie, tym większe było ryzyko.
Spróbował pierwotnej wersji.
– No cóż, oczywiście, że to nie jest komputer pani senator, ale jeśli ustalimy tożsamość faceta, do którego należy, będziemy mogli dokonać wymiany.
Jewgienij uśmiechnął się i pokiwał głową. Jakby nie uwierzył w ani jedno wypowiedziane przez Willa słowo. Jakby znał całą prawdę.
– Wiesz, gdzie mnie szukać – powiedział. – A jeśli chodzi o te zamszaki, to najlepiej spryskać je silikonem.