Читать книгу Zamiana - Joseph Finder - Страница 23

19

Оглавление

Tanner spotkał się z Lannym Rothem w restauracji na South End, niedaleko miejsca zamieszkania Lanny’ego. W lokalu panował hałas większy, niż Tanner pamiętał z czasu ostatniej wizyty. Ledwie słyszeli się nawzajem. Kelnerka podeszła i wyrecytowała całe menu bez zająknięcia. Była tuż po dwudziestce, ładna, choć jednocześnie chuda i z małymi piersiami. Miała czarne włosy, szare oczy, gotycki makijaż i sporo płynnej konturówki na oczach, co sprawiało, że wydawały się przewrotnie kocie.

– Może pani powtórzyć listę przekąsek? – poprosił Lanny.

– Ostrygi en brochette – powiedziała kelnerka.

Lanny pochylił się i wsparłszy brodę na dłoniach, przyglądał się jej taksująco.

– Chciałem tylko, żeby pani wymówiła to jeszcze raz.

Dziewczyna uśmiechnęła się ze skrępowaniem.

– Uczyła się pani francuskiego, prawda? Ma pani znakomity akcent.

Kiwnęła głową, tym razem posyłając mu fałszywie uprzejmy uśmiech.

– Za chwilę wrócę. – I pospiesznie odeszła.

– Naprawdę chciałeś, żeby jeszcze raz to wymówiła? – zapytał Tanner.

– Chętnie bym ją przeleciał – oznajmił Lanny.

– Jasne, pytanie tylko, czy ona przeleciałaby ciebie.

– Otóż to.

– Mógłbyś być jej ojcem.

– Piękno nie zna ograniczeń wiekowych.

– Myślę, że ją trochę wystraszyłeś.

Lanny wzruszył ramionami.

– Może jest studentką dziennikarstwa na Emerson College i chce się dostać na staż do „Globe”?

– Napluje ci do gazpacho.

– W takim razie nie będę zamawiał gazpacho.

Tanner odsunął na bok talerz w kształcie półmiska oraz sztućce, wyjął z torby laptopa i położywszy na stoliku, otworzył pokrywę. Wpisał hasło – znał je już na pamięć – a potem obrócił komputer i podał Lanny’emu. Podczas tej operacji stuknął krawędzią laptopa o szklankę z wodą, która się zachwiała i omal nie przewróciła.

– To ten należący do pani senator?

Tanner potwierdził skinieniem głowy. Wcześniej podzielił się z kolegą opowieścią o dziwnym telefonie od „Sama Robbinsa”.

Lanny wyszczerzył zęby i pokręcił głową.

– Niesamowite.

– Folder z prawej strony, u góry. Pod nazwą „SSCI docs”.

Roth kliknął dwukrotnie i zapatrzył się w ekran zmrużonymi oczami. Z kieszeni marynarki wyjął tanie okulary do czytania.

– Hm.

– Widzisz to? Te wszystkie PDF-y i slajdy w PowerPoincie?

– Hm.

Tanner czekał. Wziął ze stołu serwetkę i złożył ją w kwadrat na kolanach. Tyczkowaty, ciemnowłosy młodzieniec przyniósł im koszyk z pieczywem, nakryty czerwoną ściereczką, a następnie położył na blacie biały talerzyk i polał go zielonkawą oliwą z oliwek.

Lanny odczekał, aż kelner sobie pójdzie, a potem spytał:

– Zdajesz sobie sprawę, cholera, co tutaj masz? – Jego rozszerzone oczy nie odrywały się od ekranu.

– Co takiego?

– Ściśle tajne dokumenty. Naprawdę poważne świństwo. Dane wywiadowcze przeznaczone dla rządu, tajne przez poufne. Niesamowite! O ile się nie mylę, wszystkie dotyczą czegoś o kryptonimie CHRYSALIS. To jakiś tajny projekt, program czy coś.

– Okej…

– Zostały sporządzone przez NSA. Tyle chyba zrozumiałeś, tak?

Tanner kiwnął głową.

– Są ściśle, ale to ściśle, kurwa, tajne. Top Secret/SCI. Zapomniałem, co to właściwie znaczy, chyba „informacje klasyfikowane dotyczące bezpieczeństwa” albo jakoś tak. Ta sygnatura to jeden z podzbiorów kategorii Top Secret.

Michael czuł, jak w żołądku splata mu się ciasny węzeł. Nagle stracił apetyt. Lanny nie powiedział niczego, czego by Michael sam wcześniej nie wiedział – jedynie potwierdził, zweryfikował jego podejrzenia. Uczynił je bardziej realnymi.

– Co mam z tym zrobić?

– Pozwól mi je skopiować.

– Po co?

– Pogrzebię tu i tam. Dowiem się, o co w tym chodzi.

Do ich stolika podeszła kociooka kelnerka.

– Podjęli panowie decyzję? – spytała.

– Cześć – rzucił Lanny.

– Proszę dać nam jeszcze dwie minutki, dobrze? – poprosił Michael. Na nic się jeszcze nie zdecydował. Coraz częściej odnosił wrażenie, że decyzje zapadały same, bez jego udziału.

– Mam taki fajny… wihajsterek – oznajmił Lanny. Wyjął z kieszeni spodni pendrive’a, uniósł go i pomachał.

– Okej – powiedział Michael. – Ale… wszystko pozostaje wyłącznie między nami.

– Dowiem się tylko, co w trawie piszczy – uspokoił go Lanny. – Nie martw się. Nikomu nie pisnę słówka.

Zamiana

Подняться наверх