Читать книгу Piketty i co dalej? - Группа авторов - Страница 12
Wprowadzenie. Kapitał w XXI wieku, trzy lata później
Jakie to powoduje skutki?
ОглавлениеZałóżmy, że Piketty ustalił, iż za sto lat od dziś w krajach Północy współczynnik bogactwa do rocznego dochodu będzie znacznie wyższy niż obecnie. Załóżmy nawet, że przyjmuje z bardzo dużym prawdopodobieństwem, iż majątki dziedziczone będą stanowić znacznie większą część majątku ogółem niż ma to miejsce dziś. Czy to musi koniecznie oznaczać niekorzystny rozkład zasobów i władzy ekonomicznej? Czy to musi oznaczać gospodarkę nieosiągającą pełni swojego potencjału, wyznaczanego przez utylitarny wskaźnik oparty na malejącej użyteczności krańcowej majątku? Czy to w ogóle prawda, że społeczeństwo o wysokim współczynniku zamożności do rocznego dochodu musi koniecznie być społeczeństwem o wysokich nierównościach?
Piketty uważa, że tak. W tej kwestii jego poglądy są zgodne z poglądami Marksa, a konkretnie z jego spostrzeżeniem, że w gospodarce rynkowej dającej możliwość transferu bogactwa egalitarny rozkład stanu posiadania jest stanem niestabilnym. Zakładając, że w punkcie wyjścia podział bogactwa jest równy, z czasem tak czy owak wytworzy się duży i długi górny ogon, którego wysokość i długość w dużej mierze zależą od wartości r – g, gdzie r oznacza średnią dla całej gospodarki stopę zysku (w odróżnieniu od stopy procentowej wolnej od ryzyka), a także od stopnia ryzykowności przypisywanego zwrotom z kapitału. Oznacza to, że gospodarka o wysokim współczynniku bogactwa do rocznego dochodu oraz o wysokim udziale kapitału i innych form majątku w dochodzie narodowym będzie gospodarką odznaczającą się nierównościami.
Argumentacja Piketty’ego kształtuje się następująco:
„Liczne wstrząsy […] powodują, że rozkład bogactwa staje się bardzo nierówny. […] Mamy do czynienia ze wstrząsami demograficznymi, […] wstrząsami dotyczącymi stóp zwrotu, […] wstrząsami na rynku pracy, […] różnicami preferencji, które odbijają się na poziomie oszczędności. […] Główną cechą wspólną tego szerokiego wachlarza modeli jest to, że […] długoterminowy poziom nierówności majątkowych będzie rósł proporcjonalnie do wzrostu luki r – g. […] Większa luka między r i g pozwala gospodarce utrzymywać wyższy poziom nierówności w dłuższych okresach. […] W wypadku osób najzamożniejszych sytuacja dąży wtedy do rozkładu Pareto […], [w którym] odwrócony współczynnik Pareto (wskaźnik nierówności w górnej warstwie społeczeństwa) staje się dynamicznie rosnącą funkcją luki r – g. […] Por. w szczególności Champernowne, 1953; Stiglitz, 1969; […] Piketty i Zucman (2015, sekcja 5.4). […]
W przypadku tego katalogu modeli nawet stosunkowo niewielka zmiana r – g może spowodować bardzo duże zmiany poziomu nierówności w danym kraju. […] Moim zdaniem o dynamice i rozmiarach nierówności majątkowych decydują tak naprawdę interakcje między wpływem r – g a reakcjami politycznymi instytucji oraz administracji publicznej, nie wyłączając progresywnego opodatkowania dochodów, majątków i spadków, inflacji, nacjonalizacji, fizycznego niszczenia i wywłaszczania, wprowadzania zasad podziału majątków16.
Zdaniem Piketty’ego – przynajmniej tym wyrażonym w jego książce – wspomniana interakcja prawdopodobnie nie okaże się korzystna: większe nierówności majątkowe zwiększą zapotrzebowanie na proegalitarne reakcje polityczne, ale jednocześnie zwiększą możliwości ludzi majętnych w zakresie blokowania tego typu reakcji. Siły sprzyjające powstaniu dominującej plutokracji zostały w książce scharakteryzowane jako tak mocne, że przeciwstawić się mogą im tylko wojny światowe i globalne rewolucje, choć nawet tak skrajne czynniki spowodują jedynie krótkotrwałą korektę.
Taki właśnie pogląd został wyrażony w K21. Odkąd książka ta się ukazała, Thomas Piketty nie gra roli Kasandry niosącej proroctwo nieuniknionego wzrostu nierówności i zachęca do biernego reagowania na to zjawisko. Należałoby raczej stwierdzić, że Piketty został kimś w stylu intelektualisty-celebryty. Przesłanie, które głosi na całym świecie, nie należy do tych, jakich należałoby się spodziewać po biernym kronikarzu nieuniknionego przeznaczenia. Wystarczy spojrzeć na to, co Piketty robi – nie na to, co pisze – by dojść do wniosku, że jego zdaniem wszyscy możemy wspólnie kształtować nasze przeznaczenie, nawet jeśli znaleźliśmy się w nieoptymalnych po temu okolicznościach.
Trafną krytykę w tym względzie – krytykę Piketty’ego jako autora, nie jako intelektualisty-celebryty – formułuje Branko Milanovic (rozdział dziesiąty). Milanovic uważa, że powyższa argumentacja Piketty’ego (a wcześniej argumentacja Marksa) dotyczy tylko jednego konkretnego modelu instytucjonalnego, który on sam nazywa „nowym kapitalizmem”. W przyszłości możliwe jest przecież zaistnienie innych modeli instytucjonalnych, zresztą widywaliśmy już takie w przeszłości. Przykładem może być tu model, który zwykliśmy nazywać zaawansowaną socjaldemokracją – nowy ład instytucjonalny, który został zaprowadzony po II wojnie światowej i w którym państwo oraz społeczeństwo w dużej mierze odgórnie wyrównywało prawo do roszczeń dotyczących dochodów płynących ze „starych majątków”, jak i roszczeń do tworzonego „nowego majątku” w formie przywilejów należnych obywatelom. W tym modelu zależność między udziałem dochodów z kapitału w dochodzie narodowym a nierównością w dystrybucji tego dochodu po prostu nie występuje. W modelu, który Milanovic nazywa „kapitalizmem klasycznym” (a który Karol Marks nazwałby „społeczeństwem drobnomieszczańskim”), proces dystrybucji był kształtowany przez trzy czynniki wskazane przez Ricardo, a mianowicie pracę, kapitał i ziemię – dynamika tego procesu była wówczas zupełnie inna.
Niemal dwa stulecia temu Karol Marks odrzucił argumenty podobne do tych formułowanych dziś przez Milanovica, upatrując w nich odzwierciedlenia irracjonalnej i niemożliwej do zaspokojenia tęsknoty do „socjalizmu drobnomieszczańskiego”, którego nie dałoby się zbudować, a gdyby wykształcił się przypadkiem, byłby niemożliwy do utrzymania.
Ta krytyka z ust Marksa nie musi jednak oznaczać, że Milanovic się myli. Świat widziany oczami Piketty’ego jest tak bardzo mroczny dlatego, że jest predeterminowany. Dopóki stopa zysku utrzymuje się powyżej stopy wzrostu, naszym przeznaczeniem jest dążenie do nieustannie rosnących nierówności. Jedyne, co możemy zrobić, to poszukiwać sposobów na zliczanie wartości całego tego bogactwa i jego opodatkowywanie – oczywiście o ile uda nam się pokonać opór najzamożniejszych, których celem jest ochrona własnych interesów metodami politycznymi.
Gareth Jones pisze w rozdziale dwunastym, nie będzie to łatwe zadanie. Ma na myśli między innymi fakt, że kapitał już dziś wyszedł poza ramy państw narodowych. Gromadzenie się majątku płynącego z industrializacji zbiegło się z procesem powstawania w Europie i w innych miejscach globu państw narodowych. Państwo było wówczas narzędziem sprzyjającym akumulacji kapitału. Dzisiejszy kapitał często dąży do tego, by unikać ograniczeń dotyczących miejsca czy przynależności państwowej – woli przemieszczać się po świecie i to nawet nie tyle w pogoni za zyskiem, co raczej w pogoni za nieograniczonym dostępem do tego zysku. Świadczą o tym na przykład pionierskie badania Gabriela Zucmana nad rajami podatkowymi. Pojawiają się też kolejne nieoczekiwane ułatwienia w poznawaniu globalnego krajobrazu zamożności, takie jak choćby słynne Panama Papers.
16
T. Piketty, Putting Distribution Back at the Center of Economics: Refections on Capital in the Twenty-First Century, „Journal of Economic Perspectives” 2015, 29, no. 1, (zima), s. 75–76.