Читать книгу Bizancjum ok. 500-1024 - Группа авторов - Страница 7
WPROWADZENIE
Wprowadzenie – część 1
Zrozumieć Bizancjum
Spojrzenie na zewnątrz – cesarze, cudzoziemcy i ortodoksyjna rzymska tożsamość
ОглавлениеRelacje Bizancjum z chrześcijańskim Zachodem są przedmiotem następnych rozdziałów, w których śledzimy kontakty i wymianę polityczną, wojskową i kościelną. Nie jest to koniecznie równoznaczne z uproszczeniem zagadnień na potrzeby naszej opowieści. Opisanie w równej mierze związków Bizancjum ze wszystkimi otaczającymi je ludami i obszarami nie byłoby wykonalne, zważywszy na szybko zmieniające się migracje, a w wielu wypadkach także niedostatek materiałów źródłowych dotyczących stosunków z cesarstwem. Jedyną instytucją, której relacje z Bizancjum da się w pełni prześledzić w ciągu tysiąca lat, jest papiestwo, reprezentujące alternatywny ład powszechny. Nie dokonujemy szczegółowej analizy i opisu tych związków, jednakże relacje między Bizancjum a papiestwem stanowią punkt odniesienia dla stosunków cesarstwa z chrześcijańskim Zachodem. Ich dzieje dają rozległą perspektywę w kwestii trwałości cesarstwa bizantyjskiego, a może nawet klucz do jej wyjaśnienia. Raz po raz pokazują również, jaki wpływ „Stary Rzym” i jego zwolennicy mieli na wewnętrzne sprawy cesarstwa.
Od VI wieku, kiedy armie Justyniana Wielkiego przywróciły większą część Italii pod jego panowanie, przez wiek XI, gdy cesarze wciąż wykorzystywali militarne i handlowe zasoby Zachodu na swoich własnych warunkach, aż po wiek XIII i XIV, kiedy to często, choć nie zawsze, przewagę miał Zachód, między Bizancjum a Zachodem dochodziło do dramatycznych spięć w sferze władzy i bogactwa. U schyłku istnienia Cesarstwo Bizantyjskie było pod wieloma względami ekonomiczną kolonią Zachodu. Genueńczycy i Wenecjanie kontrolowali wyspy i inne istotne strategiczne punkty na Morzu Egejskim, wspierani przez potężną flotę i wymieniający wyprodukowane dobra na produkty podstawowe. Zachodnie armie miały taką renomę, że Manuel II Paleolog (1391–1425) spędził wiele lat na Zachodzie w nadziei na otrzymanie pomocy militarnej23. Jednakże do tego czasu, po dziesiątkach lat dominacji Franków w XIII wieku, duża część Peloponezu wróciła pod panowanie cesarstwa, zaś – wbrew oczekiwaniom Turków – takie gorące punkty jak Saloniki wciąż sprzymierzały się z cesarzem urzędującym w Konstantynopolu, do czego zachęcali zresztą przywódcy ich Kościołów.
Śledząc te zmiany w sferze władzy, dostrzega się ledwie zarys tej cichej większości ortodoksyjnych greckojęzycznych mieszkańców wsi, którzy swoimi zwyczajami i przekonaniami przeciwstawiali się maksymalnemu wykorzystaniu zasobów przez okupantów i konsolidacji ich władzy. Na swój sposób niewzruszalność „greckich spraw” w obliczu aktywności łacińskich gubernatorów wojskowych i księży stanowi dobrą wskazówkę co do przyczyn odporności Cesarstwa Bizantyjskiego. Nie należy jednak zapominać, że mieszkańcy wsi stali także na przeszkodzie cesarzom z dynastii Paleologów, którzy chcieli wejść w unię z Rzymem.
Poświęcamy szczególną uwagę stosunkom cesarzy z ludźmi nienależącymi do ich imperium, których z tego lub innego powodu nie uważano za „Rzymian” w pełnym tego słowa znaczeniu. Tym samym można by nam zarzucić nadmierne skupienie się na „stosunkach zagranicznych Bizancjum, i pomijanie jego wewnętrznej historii”24. Zarzut ten skierowano przeciwko opublikowanym niegdyś woluminom New Cambridge medieval history, ale dotyczy też niniejszej książki, ponieważ ponad połowa jej rozdziałów pochodzi, z modyfikacjami, z tej właśnie serii; przejęliśmy z niej też zakres wieków średnich25. Co więcej, podobnie jak w New Cambridge medieval history, chcemy skupić się na wzajemnych zależnościach między rozwojem społeczno-ekonomicznym, biegiem wydarzeń i zmiennością zwycięskich reżimów politycznych. Jak zauważyliśmy, do Bizancjum prowadzi wiele dróg, ale to właśnie ślady pozostawione przez kontakty z obcokrajowcami są liczne i całkiem dobrze udokumentowane. Mają one duże znaczenie dla jednej niezaprzeczalnej, charakterystycznej cechy Bizancjum, to jest dla jego trwałości, a także dla naszego wyjściowego pytania: jak cesarstwo mogło istnieć tak długo jako byt polityczny i jako idea? Cesarstwo stale ścierało się z obcymi armiami, a więc skonstruowanie wyważonego ujęcia wymaga częstego sięgania do niebizantyjskich źródeł. W związku z tym skupienie uwagi na innych społeczeństwach jest nie tylko zrozumiałe, ale i wskazane, szczególnie dlatego, że ludy wahające się między decyzją połączenia się z Bizancjum lub odłączenia się od niego często dostarczają bezcennych informacji o wewnętrznych sprawach cesarstwa. Przemawiają za tym cztery względy.
Mapa 1. Geografia fizyczna świata bizantyjskiego
Po pierwsze, fakt geopolityczny, który nie traci na znaczeniu pomimo swojej oczywistości: Konstantynopol leży na skrzyżowaniu wielu szlaków lądowych i morskich. Konstantyn I Wielki wybrał Konstantynopol, bo zbiegały się tam główne drogi wojskowe, a także dlatego, że dostępność miasta od strony morza ułatwiłaby zaopatrywanie rosnącej liczby ludności, jaką przewidywał w swojej nowej rezydencji. Przez niemal 300 lat z Egiptu regularnie dostarczano darmowe zboże. Jednak założenie, że cesarz miał olbrzymią przewagę nad wszystkimi przybyszami, zostało podważone w czasach Justyniana. Kiedy Bizancjum stało się swego rodzaju empire sans frontières, ta sama dostępność Konstantynopola i stref przyległych narażała obywateli na nagłe ataki z zewnątrz. Nawet okresy pokoju często były brutalnie przerywane napaściami „barbarzyńców”, jak wtedy, gdy około 1025 roku u bram Miasta pojawiło się 800 Rusów czy Skandynawów, którzy nie chcieli złożyć broni i trzeba było podjąć walkę z ich okrętami26. Szybkość, z jaką Sulejman Ibn Kutlumusz (1081–1086) i jego Turkmeni przesuwali się na północny zachód wojskowym szlakiem w kierunku Bosforu w 1075 roku, również wskazuje na wady i zalety dróg odziedziczonych po starożytnym Rzymie. Z upływem VII i VIII wieku najazdy Arabów nie były już tak częste, ale zawsze istniało zagrożenie ze strony potencjalnie potężnych wrogów na dwóch lub więcej frontach jednocześnie27. To, co działo się u obcokrajowców, było zatem przedmiotem największego zainteresowania mężów stanu cesarstwa. Zachowując nieustannie czujność względem barbarzyńców, mogli liczyć na lojalność i dyscyplinę mieszkańców Miasta.
W rezultacie stolica nieustannie znajdowała się na linii frontu, a stąd bierze się drugi aspekt relacji cesarstwa z obcokrajowcami: prawie każde pokolenie obywateli Konstantynopola stawało w obliczu wielkich najazdów lub przynajmniej zagrożeń ze strony „barbarzyńców”28. Żyźniejsze tereny prowincji zwykle zagrożone były najazdami muzułmanów lub sąsiadujących Słowian. Obszary, które nie miały takich problemów, jak położony w głębi cesarstwa bezpieczny teren wokół Morza Marmara lub północno-wschodni Peloponez, miały dla niego dużą wartość ekonomiczną i podatkową, umożliwiając mu przetrwanie. W istocie, począwszy od VII wieku, właśnie fragmentacja terytoriów Bizancjum utrudniała najeźdźcom jednoczesne uderzanie we wszystkie ważne rejony. Dysponując niewielkim choćby potencjałem morskim, władza mogła wykorzystywać zasoby z tych żyznych terenów i utrzymywać swojego rodzaju infrastrukturę administracyjną i wojsko. Dochody zależne od produkcji rolnej, nieszczelne granice i skrupulatne (a więc i powolne) metody obliczania i zbierania podatków w porozumieniu z miejscową ludnością nie były ze sobą zupełnie niespójne. Jednak w takich okolicznościach władza rzadko mogła sobie pozwolić na utrzymanie bardzo dużych, zawodowych armii, a bardziej przekonujące szacunki wskazują, że faktyczne siły wojskowe miały skromniejsze rozmiary29.
W ten sposób dochodzimy do trzeciego aspektu gotowości cesarzy do zwracania się do obcych władców i zainteresowania kontaktami z nimi. Chodzi mianowicie o potencjał militarny żołnierzy z innych ludów, indywidualnie służących w siłach cesarskich, albo tworzących kompanie wspierające armię lub samodzielne zastępy atakujące wrogów Bizancjum na własnej ziemi. Wyposażenie i utrzymanie dużych armii polowych, do których rekrutowano „Rzymian”, było bardzo kosztowne. Armie te stale stanowiły też pokusę dla ambitnych generałów. Wojskowe zamachy stanu – potencjalne i zrealizowane – były częścią cesarskiego dziedzictwa starożytnego Rzymu, natomiast za odmiennym traktowaniem przez Justyniana (jakkolwiek godnych zaufania) generałów: Narsesa, który jako eunuch został wydalony z dworu, i Belizariusza, krył się dwuznaczny charakter ich słynnych zwycięstw. W kilkusetletniej konfrontacji cesarzy bizantyjskich z ich muzułmańskimi odpowiednikami, ci pierwsi zawsze zachowywali czujność wobec swoich strategōi. Gubernatorzy prowincji mieli znaczną władzę, lecz nie dysponowali ani dochodami, ani siłą wojskową wystarczającą do łatwego przejęcia tronu.
Cesarze sami dysponowali ograniczonymi zasobami wojskowymi, mieli zatem dobry powód do interesowania się elitami i strukturami władzy innymi niż ich własna. Nie chodziło tylko o korzyść, zastępowanie chrześcijańskich Rzymian zaprawionymi w boju, krzepkimi „barbarzyńcami”, ani nawet o to, że obcokrajowcy na ogół rzadziej próbują przejąć tron. Dyplomacja polegała na negocjowaniu układów z zewnętrznymi lub podporządkowanymi siłami i innymi społecznościami, które niezupełnie lub w ogóle nie były rzymskie. Była to aktywność, którą cesarz mógł kierować ze swojego pałacu, polegając na dworskich doradcach i starannie dobranych przedstawicielach, to znaczy basilikoi, którzy często pełnili funkcję jego emisariuszy do innych możnowładców lub notabli. W ten sposób cesarz mógł szybko mobilizować uzbrojone oddziały, a nawet całe armie. Służyły one jego celom, lecz wymagały jedynie minimalnego zaangażowania cesarskiego aparatu administracyjnego, zaś wynagrodzenie – przynajmniej częściowo – zależało od rezultatów. Tak więc styl „płaskiego zarządzania”, jaki widać w centralnej administracji okresu średniobizantyjskiego, wyjątkowo dobrze służył relacjom cesarza z obcokrajowcami.
W tym szczególnym związku cesarza z barbarzyńcami kryje się czwarty powód, dla którego tak dużo uwagi poświęcamy nierzymskim ludom zza murów Miasta. To właśnie na polu dyplomacji władzy bizantyjskiej można przypisać autorstwo tekstu, który nie ma znanego precedensu w epoce starożytnego Rzymu. Tytuł De administrando imperio (O rządzeniu imperium), nadany przez siedemnastowiecznego uczonego podręcznikowi Konstantyna VII, napisanemu dla jego syna Romanusa II (959–963), krytykowano jako niewłaściwie dobrany, ponieważ sprawy wewnętrzne opisane są w nim jedynie powierzchownie, natomiast znacznie więcej miejsca poświęcono „narodom” (ethnē), to jest obcokrajowcom nieznajdującym się pod bezpośrednim panowaniem cesarza. Bardzo osobisty charakter tego tekstu nie przekreśla jego reprezentatywności: ustalone przez Konstantyna priorytety wskazują, gdzie urzędujący w pałacu cesarze widzieli źródło swojej siły. Retoryka Konstantyna w przedmowie do tego dzieła odzwierciedla sposób, w jaki zwykłe rozważania na temat opłacalności można podnieść do rangi afirmacji władzy cesarskiej i to z biblijnym wydźwiękiem: Bóg wyniósł Romanusa „jak złoty pomnik na wyżyny”, „aby narody mogły przynosić [mu] swoje dary” i padać przed nim na kolana (Ps 17:34, 71:10, 32:14)30. Dzięki nieustannemu przyjmowaniu poselstw od innych możnowładców cesarz mógł majestatycznie demonstrować swoją władzę i sygnalizować hegemonię zarówno nad własnymi podwładnymi, jak i nad obcokrajowcami. W podobny sposób, choć mniej ceremonialnie, kontaktował się bezpośrednio z poszczególnymi osobistościami zagranicznymi.
Logoteta dromu był pierwszym urzędnikiem, który każdego ranka miał audiencję u cesarza w Chrysotriklinosie, zaś wieczorami odbywał następną sesję. Do obowiązków logotety należały przede wszystkim sprawy zagraniczne i kwestie z nimi związane, a jednym z powodów jego osobistych wizyt u cesarza był prawdopodobnie stały przepływ obcokrajowców przez cesarską salę tronową. Z Księgi ceremonii dowiadujemy się, że wizyty „kilku obcokrajowców” przebiegały rutynowo31 i niekoniecznie musieli być to posłowie reprezentujący innych możnowładców. Takie spotkania twarzą w twarz umożliwiały cesarzowi tworzenie osobistych więzi z wieloma rozmaitymi notablami, mogły dotyczyć nadania jakiegoś dworskiego tytułu, lecz nie musiały mieć oprawy instytucjonalnej. Dzięki „dyplomacji gościnności” cesarz poznawał między innymi ludzi, którzy mogli zająć wysoką pozycję w swojej własnej społeczności. Poza tym zawsze istniała możliwość, że składający wizytę ethnikos zechce zostać w Konstantynopolu, stając się cesarskim doulosem, a ostatecznie nawet Rzymianinem. Młodzi barbarzyńcy ze stepów lub z drugiego końca Europy chętnie odbywali służbę na cesarskim dworze32. Ormiańskie rodziny książęce i szlacheckie cieszyły się szczególnym zainteresowaniem łowców talentów z Konstantynopola, zaś niżej urodzeni mogli awansować w służbie cesarza ze względu na zasługi (początkowo na ogół wojskowe). Przykładami takiej rekrutacji są rodziny Kurkuazów i Lekapenów. Przykłady ormiańskich książąt i – co bardziej uderzające – notabli średniej rangi, którzy otrzymali tytuły dworskie, przebywając w swojej ojczyźnie, zostaną omówione w kolejnych rozdziałach33.
Ziemie ormiańskie i ich różnorodne związki z Bizancjum były w pewnym stopniu przypadkiem szczególnym, ale podobne procesy rozpoczynały się na większości terenów graniczących z cesarstwem, innych niż środkowa i południowo-wschodnia Anatolia w czasach dżihadu. Wytyczały one drogę dla kontaktów władzy cesarskiej z odrębnymi społeczeństwami i kulturami. We wczesnym okresie wieków średnich gubernatorzy wojskowi wspomagali oficjalnych przedstawicieli w kontaktach ze słowiańskojęzycznymi i innymi nierzymskimi notablami na peryferiach Salonik, Dyrrachium i innych twierdz i bastionów na wybrzeżu bałkańskim i Peloponezie, natomiast wodzów takich grup słowiańskich jak Belegezitajowie nazywano archontes i pozwalano im pełnić różne obowiązki, a także nadawano tytuły. W ten sposób, w połączeniu z organizacją kościelną, enklawy cesarstwa stopniowo poszerzały swój zasięg tam, gdzie nałożone były podatki lub wymagano służby w imię cesarstwa34. W zachodniej części bizantyjskiego „archipelagu” swoją rolę stale odgrywało coś, co można określić „wewnętrzną dyplomacją”, funkcjonującą dość podobnie do spotkań na wyższym szczeblu między cesarzem a możnowładcami i notablami w Chrysotriklinosie lub Magnaurze w Konstantynopolu.
Tak więc różnorakie spotkania i negocjacje między cesarzem i jego wyższymi urzędnikami a obcokrajowcami – czy to spotkania nieoficjalne, więzi zacieśniane uroczystym nadaniem tytułu dworskiego, czy też przyznawanie stanowisk w administracji – były połączeniami bizantyjskiej władzy. Ten proces nawiązywania kontaktów z konieczności nigdy nie miał końca, następował w wielu różnych punktach i na licznych płaszczyznach społecznych władzy cesarskiej, nie tylko w stolicy. Jest to jeden z powodów, dla których kwestia rzymskiej tożsamości jest tak złożona. Wysoki rangą dowódca armii, Filaretos Brachamios, stworzył strukturę władzy o wyraźnie ormiańskich cechach – późniejszy ormiański kronikarz nazwał go nawet pierwszym z ormiańskich władców Cylicji35. Sto lat wcześniej synowie pewnego ormiańskiego komēsa w cesarskich siłach zbrojnych, Kometopouloi, stanęli na czele bułgarskiego powstania przeciwko bizantyjskiej okupacji. Z porównania źródeł bizantyjskich z zachodnimi wynika, że niektórzy przedstawiciele władzy, intelektualistów, a nawet patriarchatu w XI i XII wieku mieli bliskie kontakty z Italią – o ile sami stamtąd nie pochodzili36.
To właśnie dzięki omówieniu innych elit, z którymi dwór cesarski miał tak wiele do czynienia, można mieć nadzieję na zrozumienie funkcjonowania Cesarstwa Bizantyjskiego. Jeżeli wydaje się, że „zagranicznym kontaktom” poświęciliśmy zbyt wiele uwagi, to należy zauważyć, że taka jest cena zainteresowania ludzkimi, niezbyt zinstytucjonalizowanymi organami cesarstwa. Bizancjum funkcjonowało między innymi dzięki kompromisom ze strony cudzoziemców, jak i rodzimej władzy. Ta była w praktyce skłonna do ustępstw. Na przykład Rusowie handlujący w Konstantynopolu w X wieku mogli rozstrzygać spory z Bizantyjczykami częściowo wedle własnych zwyczajów37, zaś książęta ormiańscy, którym przydzielono terytoria we wschodniej Armenii, władali dużymi społecznościami Ormian, które zachowały swoją kulturę i organizację kościelną38. Na każdym etapie spotkań poszczególni obcokrajowcy mogli wybrać całkowicie rzymski styl życia i religijną ortodoksję. Stąd brała się potrzeba utrzymania jasności i czystości ortodoksji, a także ochrony przed błędami. To nie przypadek, że listy „błędów łacinników” (to jest zachodnich chrześcijan) trafiły do obiegu właśnie wtedy, gdy ludzie Zachodu częściej pojawiali się w większych bizantyjskich miastach i na szlakach, jak również gdy kształtowały się kontakty społeczne39.
Bizantyjscy władcy byli tak nieustępliwi co do pewnych prerogatyw właśnie z powodu ciągłej akomodacji zewnętrznych grup i osób znajdujących się na różnym stopniu asymilacji oraz elastyczności kontaktów z nimi, zagranicznymi kupcami, elitami i możnowładcami. O ile tylko zachowano charakterystyczne cechy jedynej prawowitej hegemonii, to w zależności od okoliczności można było pójść na każde ustępstwo – sądownicze, terytorialne czy grzecznościowe. Najważniejszym z tych „znaków firmowych” była nazwa „rzymski” wraz ze wszystkimi jej konotacjami wyższości kulturowej i moralnej, starożytności, prawowitej władzy i – od czasów Konstantyna Wielkiego – jawnie chrześcijańskiego przeznaczenia. To nie przypadek, że Bizantyjczycy natychmiast przeciwstawiali się tym obcym władcom i ich emisariuszom (zwykle zachodnim), którzy podważali ich monopol na rzymskość, nazywając basileusa „Grekiem” czy też usiłowali określić własną władzę jako rzymską. Z tych samych względów starano się zachowywać jednolite protokoły, terminologię, a nawet (przez całe stulecia) formy dla oficjalnych kontaktów basileusa z innymi władcami. Jak zauważył Anthony Bryer, Jan VIII wciąż stylizował się na „cesarza i samowładcę Rzymian” i podpisywał się purpurowym atramentem na soborze florenckim w 1439 roku40.
Ceremoniał dworski i w zasadzie całą atmosferę „świętego pałacu” w Konstantynopolu, jego hierarchię ważności, tytuły, szaty liturgiczne i inne uroczyste stroje, także przedstawiano jako typowo „rzymskie”. Treść rozdziałów niniejszej książki wskazuje, że styl dworu mógł zmieniać się, gdy nowi cesarze chcieli zdystansować się od swych bezpośrednich poprzedników. Z czasem zmianie ulegały też pewne symbole władzy. Mimo to nawet cesarze, którzy w celu uzasadnienia swojego reżimu głosili wolę „odnowy”, często określali się mianem „nowego Konstantyna”, nawiązując do tego pierwszego41. Świadomie wykorzystywano luksusowe łaźnie, sposoby starożytnego biesiadowania, budowle i inne monumenty, zaś z okazji większych uroczystości państwowych urządzano wyścigi rydwanów i widowiska ewidentnie powiązane z antycznymi tradycjami42. Większość takich praktyk kontynuowano do XII wieku. W niektórych uczestniczyła pokaźna liczba obywateli Konstantynopola i przedstawicieli elity43. Zabawy i wyścigi od czasu do czasu, lecz regularnie, urządzane w Hipodromie symbolizowały „małżeństwo” cesarza z Miastem, jak również inne jego atrybuty, na przykład wieczne zwycięstwo. Nawet na bankiety w pałacu przybywały setki zaproszonych gości, zaś celem oficjalnych hierarchii ważności było utrzymanie „właściwej formuły” i ładu (taxis), co miało przeciwdziałać nieustannemu ryzyku chaosu i utraty kontroli nad cesarstwem44. Panowało też poczucie, że dwór cesarski jest skarbnicą, wylęgarnią i bastionem prawdziwej rzymskości, miejscem, gdzie „urodzeni w purpurze” po raz pierwszy oglądają światło dzienne45.
Przekonanie, że wychowanie w pałacu zapewniało przymioty moralne oraz prawowitość, elokwentnie wyrażał główny (i nie bezstronny) jego beneficjent – Konstantyn VII Porfirogeneta. Oczerniając swojego byłego współcesarza, Romanusa I Lekapenosa (920–944), jako „prostaka i analfabetę”, stwierdził, że tylko „wychowanym w pałacu” wpajano „rzymskie zwyczaje już od samego początku”, tak jakby dwór był tyglem rzymskości46. Konstantyn cenił też klasyczną, attycką grekę, choć był świadomy, że sam nie posługiwał się nią bezbłędnie w piśmie47. Attycka greka była dialektem, w którym na dworze cesarskim wygłaszano mowy i inne oficjalne oświadczenia przy różnych okazjach, a także sporządzano oficjalne opisy czynów cesarzy. Dwór bizantyjski, z jego troską o „właściwą formułę” i ciągłość, ortodoksję religijną i poprawność językową, może więc przypominać „mandaryńską” kulturę polityczną. Dzieła literackie wywodzące się z tych kręgów to jedne z najpoczytniejszych źródeł ogólnej historii cesarstwa.
Takie priorytety i hasła rozpoznawcze najlepiej rozpatrywać jednak w kontekście wizyt barbarzyńców na dworze cesarskim, doraźnych, stale zawieranych układów z użytecznymi możnowładcami oraz tytułów nadawanych obcokrajowcom wykazującym co najwyżej powierzchowną znajomość greki. Rodziny składające się z imigrantów pierwszego, drugiego czy trzeciego pokolenia stanowiły najprawdopodobniej jedną czwartą elity rządzącej48. Uderzająca jest też liczba obcoplemieńców, którym udało się zasiąść na tronie, lub byli tego bliscy. Przez swoje nieokrzesanie Romanus I Lekapenos stanowił dla Konstantyna VII Porfirogenety łatwy obiekt drwin, gdyż miał całkiem niedawnych ormiańskich przodków. Ale sam Porfirogeneta był wnukiem nisko urodzonego oportunisty, możliwe iż słowiańskiego pochodzenia. Wedle tendencyjnego rodowodu przypisywanego Bazylemu w Żywocie Bazylego, napisanym pod auspicjami Konstantyna, Bazyli „Macedończyk” był jakoby potomkiem ormiańskich królów49. Bazyli I, kiedy już został jedynowładcą, wykazywał ortodoksyjną pobożność, kazał także inscenizować triumfy, afiszując się z umiejętnościami dowódczymi50. Podjął też spektakularną inicjatywę odbudowy kościołów w Konstantynopolu i jego okolicach oraz odnowienia Wielkiego Pałacu, w którym odbywały się cesarskie ceremonie51. Środki zastosowane przez Bazylego miały usprawiedliwić dokonany przez niego zamach stanu, ale wskazują również, jak pewne fundamentalne wartości, takie jak doktrynalna ortodoksja i troska o pałacowy ceremoniał, były przyswajane przez bardzo ambitnych, uzdolnionych obcokrajowców. Bazyli niezwykle sprawnie modyfikował ustalone formuły i konwencje, i manipulował nimi, co ułatwiło mu rządzenie, dodało uroku, a może nawet umożliwiło wspięcie się na sam szczyt. Wzorzec jego kariery odtwarzany był jednak mniej spektakularnie – i dzięki prostszym zaletom, takim jak talent wojskowy – przez wiele osób, które chciały jedynie awansować w hierarchii elity lub wprowadzić tam swoich potomków. Jeśli nawet nie pochodzili z rodziny rządzącej, to wielu z nich należało do elit spoza – zewnętrznych lub wewnętrznych – granic Bizancjum52. Jedna z pierwszych patronek Bazylego, wdowa Danelis, należała, jak się zdaje, do rodziny rządzącej w Sklawinii na Peloponezie. Po dojściu do władzy Bazyli okazał jej swą wdzięczność, nadając tytuł dworski jej synowi i wydając przyjęcie w Magnaurze stosowne dla „kogoś majętnego i dostojnego, kto stoi na czele ethnos”53.
Troska o „formułę” i ogólne przywiązanie do bizantyjskiego ceremoniału cesarskiego stanowiły niewątpliwie przeszkodę dla swobodnej infiltracji obcokrajowców z innych kultur. Liczna obecność obcokrajowców w środowisku cesarskim związana była z „polityką gościnności”. Stale obawiano się, że może ona doprowadzić do rozmycia „rzymskich zwyczajów”, które były nierozdzielne z bizantyjskimi roszczeniami do hegemonii. Takim obawom rzadko poświęcano wiele miejsca w zachowanych źródłach pisanych. Jednak znacznie przyczyniają się one do wyjaśnienia ograniczeń źródeł historycznych pochodzących z elitarnych kręgów Bizancjum, preferencji dla klasycyzującego stylu prozy oraz skłonności do przedstawiania wydarzeń w świetle tradycji antycznej lub biblijnej. Nacisk na taxis, kładziony w bardziej praktycznych pracach pisanych w kręgach pałacowych, był w istocie oznaką oddziaływań idących w przeciwnym kierunku. Najważniejszym z czynników kierunkujących te naciski był stały napływ obcokrajowców do Konstantynopola (którzy często też go opuszczali), czy to pochodzących z „zewnętrznych terytoriów” poza murami Miasta54, czy też prawdziwych ethnikoi. Pod błyszczącą powierzchnią obrazu roztaczanego w dziełach powstających pod wpływem elity kryje się wir stałych interakcji między władzami cesarstwa a prominentnymi obcokrajowcami oraz innymi formami władzy. Temat tych interakcji, jak też możliwości i problemów, jakie stąd wynikały dla bizantyjskich władców, przewija się przez niniejszą książkę, ze względu na ich znaczenie dla wyjaśnienia fenomenu długotrwałości cesarstwa.
23
Por. niżej; Barker (1969), s. 171–199; Nicol (1974); Mergiali-Sahas (2001b), s. 56–57.
24
Treadgold (2003), s. 1002–1003.
25
Roz. 1, 3 i 4 opublikowano w zasadniczo podobnej formie w: NCMH, I, roz. 10 i 11; NCMH, II, roz. 13, 14 i 15; NCMH, III, roz. 16 i 17; NCMH, IV, roz. 20a, 20b i 21; NCMH, V, roz. 22 i 23; NCMH, VI, roz. 24; NCMH, VII; i roz. 2a, 2b i 2c, w: CAH, XIV.
26
Skyl., wyd. Thurn, s. 367–368; tłum. franc. Flusin i Cheynet, s. 305; tłum. Wortley, s. 347.
27
Haldon (1999a), s. 37–38.
28
Beck (1965), s. 13; por. niżej.
29
Haldon (1999a), s. 99–106; por. niżej.
30
DAI, przedmowa; Shepard (1997), s. 90–94.
31
DC, II.1, wyd. Reiske, s. 520–522. Pewien wysoko postawiony urzędnik (ho epi tōn barbarōn) odpowiadał za barbarzyńców w cesarstwie, zwłaszcza tych w samym Konstantynopolu: Seibt i Wassiliou, Byzantinischen Bleisiegel, II, s. 50–51.
32
Shepard (2006b).
33
Por. niżej; ODB, II, s. 1203–1204 (A. Kazhdan); Savvides (1990); Brousselle (1996).
34
Turlej (2001), s. 105–124; Seibt (2003a), s. 462; por. niżej.
35
Dédéyan (2003), I, s. 6–7, 69. Por. też Yarnley (1972).
36
Magdalino (2003); Magdalino (2007a).
37
Stein-Wilkeshuis (1991).
38
Dédéyan (1975); por. niżej.
39
Kolbaba (2000); Kolbaba (2001); Kolbaba (2006); por. niżej.
40
Na temat ciągłości i zmian w sferze formuł dyplomatycznych: Dölger (1938–1939); Dölger i Karayannopulos (1968), s. 89–107; Kresten (1992–1993); Kresten (1998); Kresten i Müller (red.), Die Auslandsschreiben der byzantinischen Kaiser; Schreiner (2005).
41
Magdalino (red.) (1994).
42
Mango (1981a), s. 352; Dagron (2000); Featherstone (2006).
43
Morris (2003), s. 241–242, 253.
44
[Filoteos], Kleterologion, wyd. i tłum. franc. Oikonomides, s. 82–83; McCormick (1985), s. 5; Kazhdan i McCormick (1997), s. 175–176; Oikonomides (1997a).
45
Próby utożsamienia „purpury” z narodzinami w Komnacie Porfirowej były jednak późniejsze od poglądu, że potomkowie panujących cesarzy już z natury wykazują szczególne cechy: Dagron (1994).
46
DAI, roz. 13, s. 72–73.
47
[Szewczenko I.] (1992a), s. 178–180.
48
Kazhdan i Ronchey (1999), s. 346–347.
49
[Żywot Bazylego], s. 212–213, 215–216; por. niżej.
50
McCormick (1990), s. 154–157, 212–213.
51
Ousterhout (1998), s. 115–119, 129.
52
Brouselle (1996), s. 47–50, 53–54; Garsoïan (1998), s. 59–61, 66, 88.
53
[Żywot Bazylego], s. 217–218; [Szewczenko I.] (1992a), s. 192 oraz przyp. 68.
54
Magdalino (2000b), s. 149–152. Na temat wyobrażeń Jana Skylitzesa o rzeczywistych „ojczystych okręgach” „Rzymian” w okolicach Konstantynopola: Bonarek (2003).