Читать книгу Pozdrowienia z Londynu - Krzysztof Beśka - Страница 8

3

Оглавление

Mimo późnej pory major carskiej policji Jurij Stiepanowicz Baranow siedział w swoim gabinecie w siedzibie policmajstra miasta Łodzi przy Zawadzkiej. Rozpiął stójkę munduru. Jego czerwona twarz pijaka wydawała się jeszcze ciemniejsza, nalana i odpychająca, a niemal białego koloru rzęsy – widoczne doskonale i bynajmniej niedodające tej twarzy przystojności.

Nie pił jednak Baranow wódki ani żadnego innego alkoholu tego dnia ani nawet wczoraj. Miał ku temu powody. Właśnie nalewał sobie z samowara filiżankę herbaty. Wrzątek wypełniał naczynie z cichym chlupotem.

– Wyśmienita indyjska herbata. Wczoraj przysłali mi ją z Moskwy, uważasz? – powiedział, by zaraz dodać: – Musisz kiedyś koniecznie spróbować, Wołkow.

Stojący przed jego biurkiem mężczyzna jeszcze głębiej wsunął obie ręce do kieszeni. Był nieogolony, ubrany z robociarska. Dodatkowo charakteryzował go zez – tak potworny, że trzeba było znać osobnika tego dobrze, żeby wiedzieć, gdzie akurat spogląda.

Major Baranow mógł o sobie powiedzieć, że jest człowiekiem, który dobrze zna Wołkowa, swojego tajnego informatora. Oczywista nie powiedziałby tego nikomu innemu. Taki już los policyjnych konfidentów pod wszystkimi szerokościami geograficznymi.

– Powiadasz więc, mój przyjacielu – ciągnął po chwili, bawiąc się łyżeczką do herbaty – że szykują się?

– Tak – potwierdził konfident. – Właśnie wracam od Ulbricha, gdzie po fajrancie urządzili wiec w jednym z magazynów.

– A jak nazywa się ten, który nawoływał ich, żeby jutro wyszli na ulice?

– Julian Finder, panie majorze.

– Finder – powtórzył oficer, niemal zupełnie tak samo jak Wołkow kilkadziesiąt minut wcześniej, usłyszawszy po raz pierwszy to nazwisko. – Żyd? Niemiec? Polak?

– Nie wiem. Słyszałem, że pracował z Waryńskim aż do jego aresztowania.

Baranow odstawił filiżankę na spodeczek. Rozpiął jeszcze jeden guzik mundurowej bluzy.

– Możesz odejść – rzucił półgębkiem do Wołkowa. – A rano zameldować się przy kasie.

– Do usług.

Kiedy informator zamknął za sobą drzwi gabinetu, major wstał z miejsca i energicznym krokiem podszedł do ściany, na której niedawno zamontowano system Bella. Nastawił tubkę, podniósł słuchawkę. Po uzyskaniu połączenia przywitał się i podał dwucyfrowy numer telefonu abonenta. Nie czekał długo.

– Pułkownik Kazarow? Baranow mówi. Niestety, jestem zmuszony odwołać jutrzejszy wyjazd na polowanie. Tak, tak… Ja również bardzo żałuję, pułkowniku. Ale za to mam dla pana inną propozycję. Chyba nawet ciekawszą…

Przerwało mu skrzypnięcie otwieranych drzwi. Baranow obejrzał się gwałtownie, gotów zwymyślać natręta. W progu gabinetu stał jednak sam policmajster miasta Łodzi, podpułkownik Nikołaj Aleksandrowicz Danilczuk. Zapięty po szyję, ściśnięty pasem, z lśniącymi w świetle wysokimi cholewami, wyglądał, jakby właśnie wybierał się na jaką paradę.

– Dobrze, że pan jest, majorze – rzucił, zamykając za sobą drzwi.

Baranow szybko odwiesił słuchawkę i zagiął tubkę.

Job twoju mat′ – mruknął pod nosem, po czym wypiął pierś do przodu, choć do uzyskania pozycji zasadniczej jeszcze sporo mu brakowało; na zapinanie guzików pod szyją też było już stanowczo zbyt późno.

Tymczasem Danilczuk pokonywał już gabinet sprężystym krokiem.

– Właśnie otrzymałem kilka cennych informacji. – Jurij zaczął manewr oskrzydlająco-ubiegający, wiele razy sprawdzony, ale Danilczuk przerwał mu gwałtownym ruchem ręki.

– Za chwilę – rzucił niecierpliwie, zbliżywszy się do biurka i spojrzawszy nieuważnie na wszystko, co się na nim znajdowało. – Weźmiecie dwóch ludzi i pojedziecie na Piotrkowską, róg Cegielnianej. Mieliśmy zgłoszenie z Sobornego cyrkułu…

– Przecież to nie ich rewir – zauważył major, na co jego przełożony zareagował tym samym oznaczającym rozdrażnienie gestem co przed chwilą.

– …o znalezieniu zwłok. – Utkwił ciężkie spojrzenie w Baranowie.

– Czyich zwłok, panie pułkowniku?

– Poszukiwanej przez nas od tygodnia córki Teodora Lieberta, Steffi…

Ledwo skończył mówić, stary zegar stojący w gabinecie zaczął wydzwaniać północ.

Pozdrowienia z Londynu

Подняться наверх