Читать книгу Wielkie kłamstewka - Liane Moriarty - Страница 21

Rozdział siedemnasty

Оглавление

Gabrielle: Sądziłam, że istnieją pewne, sama nie wiem, procedury wręczania zaproszeń urodzinowych. Moim zdaniem to, co wydarzyło się pierwszego dnia w przedszkolu, było raczej niestosowne.

– Ziggy, uśmiech! Uśmiech!

Ziggy w końcu uśmiechnął się w tej samej chwili, kiedy ojciec Jane ziewnął. Jane pstryknęła zdjęcie, po czym obejrzała je na wyświetlaczu aparatu cyfrowego. Ziggy i jej mama uśmiechali się pięknie, a tata zastygł w pół ziewu, z rozdziawionymi ustami i przymrużonymi oczami. Nie wyspał się, bo musiał wcześnie wstać i przejechać szmat drogi z Granville, aby towarzyszyć wnukowi pierwszego dnia w szkole. Rodzice Jane zawsze późno się kładli i późno wstawali, a wyjście z domu przed dziewiątą rano ostatnio było ponad ich siły. Ojciec pracował w budżetówce i w zeszłym roku przeszedł na wcześniejszą emeryturę; od tamtej pory układali z matką puzzle do trzeciej, czwartej nad ranem. „Nasi rodzice zamieniają się w wampiry”, oznajmił Jane jej brat. „Na dodatek zdziecinniałe”.

– Może mój mąż zrobi zdjęcie wam wszystkim – zaproponowała kobieta stojąca nieopodal. – Sama bym się zaoferowała, ale jestem na bakier z techniką.

Jane podniosła głowę. Kobieta miała długą do ziemi spódnicę w łączkę i czarny top, okręcony sznurkiem nadgarstek i włosy zaplecione w długi, pojedynczy warkocz. Na jej ramieniu widniał tatuaż przedstawiający jakiś chiński symbol. Na tle innych rodziców w strojach plażowych, sportowych i eleganckich wyglądała trochę jak z kosmosu. Jej mąż sprawiał wrażenie sporo od niej starszego i ubrany był w podkoszulek i szorty, typowe wdzianko tatusia w średnim wieku. Trzymał za rękę drobniutkie, zahukane dziewczątko o długich, cienkich włoskach, w mundurku na oko trzy rozmiary za dużym.

Założę się, że ty jesteś Bonnie, pomyślała Jane na wspomnienie opisu Madeline.

– Jestem Bonnie – przedstawiła się w tej samej chwili kobieta. – A to mój mąż Nathan i córka Skye.

– Bardzo dziękuję – odpowiedziała Jane. Podała aparat byłemu mężowi Madeline, po czym stanęła obok rodziców i Ziggy’ego.

– Seeeer i heeeerbatniki! – Nathan wycelował w nich obiektyw.

– Hm? – zainteresował się Ziggy.

– Kawa – ziewnęła matka Jane.

Nathan nacisnął przycisk.

– Gotowe!

Oddał aparat w chwili, gdy do jego córki podeszła kędzierzawa dziewczynka. Jane zmartwiała. Natychmiast ją rozpoznała. Była to ta mała, która oskarżyła Ziggy’ego, że próbował ją udusić. Amabella. Jane rozejrzała się chyłkiem. Ciekawe, gdzie podziała się jej wstrętna matka.

– Jak masz na imię? – rzuciła urzędowo Amabella, zwracając się do koleżanki. Ściskała w rękach plik bladoróżowych kopert.

– Skye – odszepnęła dziewczynka. Była tak chorobliwie nieśmiała, że aż żal było patrzeć, jak wydusza słowa.

Amabella przejrzała koperty.

– Skye, Skye, Skye…

– Raju, czy ty już umiesz czytać? – zapytała matka Jane.

– Czytam, odkąd skończyłam trzy lata – odpowiedziała uprzejmie Amabella, nie przerywając przerzucania. – Skye! – Podała dziewczynce różową kopertę. – To zaproszenie na moje piąte urodziny. Przyjęcie na literę A, od mojego imienia.

– Czyta, jeszcze zanim poszła do szkoły! – zdumiał się jowialnie ojciec Jane i spojrzał na Nathana. – Już prymuska! Pewnie brała korepetycje, nie sądzi pan?

– Nie chcę się chwalić, ale nasza Skye też całkiem nieźle czyta – odpowiedział Nathan. – I nie wierzymy w korepetycje, prawda, Bon?

– Chcemy, aby rozwój Skye następował organicznie – poparła go żona.

– Organiczna, hę? – mruknął ojciec Jane. Zmarszczył brwi. – Jak owoce?

Amabella zwróciła się do Ziggy’ego:

– Jak masz na… – Zamarła. Na jej buzi odmalował się wyraz bezbrzeżnej paniki. Przycisnęła różowe koperty do piersi, żeby Ziggy żadnej nie wykradł, po czym odwróciła się na pięcie i czmychnęła.

– A niech mnie – zdziwiła się matka Jane. – Co to było?

Jane rozejrzała się po boisku. Wszędzie widziała dzieci w nowiutkich, zbyt obszernych mundurkach.

Wszystkie – co do jednego – ściskały w rączkach bladoróżowe koperty.

Harper: Proszę posłuchać, nikt w tej szkole nie znał Renaty lepiej niż ja. Byłyśmy bardzo zżyte. Mogę stwierdzić z całą pewnością, że Renata nie chciała nikomu niczego pokazać.


Samantha: O matko, oczywiście, że chciała pokazać, i to jeszcze jak.

Wielkie kłamstewka

Подняться наверх