Читать книгу Tajemnica Marii Magdaleny - Paweł Lisicki - Страница 13
Powrót do historii
Obowiązek małżeństwa?
ОглавлениеTo jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów współczesnej debaty. Na wstępie przypomniałem, jak wielką sensację wywołał krótki fragment papirusu, który zawierał rzekomą informację o żonie Jezusa. Można nawet utrzymywać, że poszukiwanie żony Jezusa staje się szczególnym znakiem rozpoznawczym współczesności. Regis Burnet: „W marcu 2004 roku na stronie internetowej Beliefnet zadano internautom następujące pytanie: kim była Maria Magdalena? Dwadzieścia pięć procent ankietowanych nie miało wątpliwości: była żoną Jezusa” (s. 84). Czy istnieją jakiekolwiek dowody lub przynajmniej poszlaki świadczące o tym, że Jezus mógł mieć żonę?
Przywołam tu cytowaną już Margaret Starbird, autorkę nie najmądrzejszą wprawdzie, ale przynajmniej jasno formułującą swoje tezy. Pisze ona: „Podobnie nie można przyjąć, że Jezus żył w celibacie tylko dlatego, że tak twierdzi Kościół. W Piśmie Świętym nie ma żadnych dowodów na to, że tego nie uczynił lub że ślubował celibat” (s. 12). Jedna część tego zdania jest z pewnością słuszna. To, czy Jezus żył, czy też nie żył w celibacie, nie jest sprawą, którą można przyjąć, opierając się na nauce dogmatycznej Kościoła. Jest to kwestia historyczna. Gdyby dało się na podstawie dostępnych przekazów wykazać coś przeciwnego, to żadna kościelna nauka by się nie ostała. Tyle tylko, że w myśleniu Starbird, podobnie jak wielu innych, widać typowy przykład stawiania wozu przed koniem. Owszem, to, czy Jezus żył, czy nie żył w celibacie, jest niezależne od tego, co twierdzi Kościół, chyba że – to wniosek, którego zwolennicy różnego rodzaju nowych interpretacji wyciągnąć nie potrafią – Kościół od początku zachowywał wierną pamięć o celibacie swego Założyciela. Kościół nie przypisuje Jezusowi celibatu ani nie wprowadza go z jakichś tajemniczych, zagadkowych, sobie tylko znanych motywów. Mówi o nim, bo takie są świadectwa, na których został zbudowany. To, że dziś o nim mówi, nie jest żadnym nowym, późniejszym, wymyślonym i wykoncypowanym sądem, ale przypomnieniem tego, co było na początku.
Żeby to zrozumieć, warto przyjrzeć się dokładniej różnym argumentom na rzecz rzekomego małżeństwa Jezusa. Kilka najbardziej typowych podaje Starbird. Jezus był żonaty, bo judaizm uważał małżeństwo za spełnienie nakazu Boga: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1, 28). Św. Łukasz pisze, że Jezus, żyjąc z rodzicami, „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i ludzi”. Ben-Chorin argumentuje, że zgodnie ze zwyczajem rodzice powinni byli znaleźć mu odpowiednią żonę, a Jezus, jak każdy młody człowiek, zwłaszcza badacz Tory, powinien założyć rodzinę. Ponadto, gdyby Jezus się nie ożenił, z pewnością wypomnieliby mu to faryzeusze, którzy byli Jego wrogami, a św. Paweł, wymieniając argumenty przemawiające za celibatem, niewątpliwie powołałby się na przykład Jezusa. Wniosek: Jezus był żonaty. To stosunkowo najbardziej racjonalna wypowiedź autorki książki o Marii Magdalenie i Graalu. Dalej jest już jednak znacznie gorzej: „Oczywiście nie potrafię udowodnić, że Jezus był żonaty, a Maria Magdalena była matką Jego dziecka. Nie jestem w stanie wykazać, że to Maria Magdalena była kobietą z alabastrowym flakonem, która namaściła Jezusa w Betanii. Mogę natomiast stwierdzić, że takie są podstawowe zasady herezji, mającej wielu wyznawców w średniowieczu” (s. 17). To dzięki tej herezji przetrwała wiara w ciągłość linii krwi Dawida, często zwanej winoroślą, a znakiem prawdziwości tej wiary jest to, że była ona zwalczana przez inkwizycję. Jak często u tej autorki, mamy przykład pomylenia skutku i przyczyny: z faktu, że inkwizycja prześladowała jakiś pogląd, nie wynika, że był on prawdziwy. W średniowieczu było rozpowszechnionych wiele opinii, których pewnie dziś byśmy nie przyjęli, niektóre z nich były też zwalczane przez inkwizycję. Wątpliwe choćby, by dziś ktokolwiek uznawał za prawdziwe działanie czarownic, które były zwalczane przez inkwizycję. Zresztą dowody na owo zwalczanie przez inkwizycję herezji magdaleńskiej są nader wątłe, bo przypisywanie Jezusowi żony jest dziełem współczesnych, nowożytnych autorów. Zostawmy jednak na boku Starbird, inkwizycję, średniowiecze, katarów, gnostyków i spiski. Zamiast tego trzeba zadać pytanie: czy cokolwiek, a jeśli tak, to co, przemawia za tym, że Jezus był żonaty? Oraz drugie pytanie: na podstawie jakich konkretnie świadectw historycznych można uznać, że przypisywanie Jezusowi małżeństwa jest fałszywe?
Spośród ostatnich egzegetów sprawę tę najgłębiej zbadał chyba John P. Meier. Wprawdzie jest to komentator nad wyraz momentami liberalny, w tej sprawie jednak zebrał prawdopodobnie najważniejsze racje wskazujące na nieprawdziwość twierdzeń o żonatym Jezusie i autentyczność tradycji kościelnej. Sam Meier zaczyna swoje rozważania od pytania: „Czy wyłącznie opierając się na historycznych źródłach, jakimi dysponujemy, można powiedzieć, że Jezus był żonaty?” (t. I, s. 333). Następnie zauważa, że główny argument zwolenników tezy, iż Jezus był żonaty, jest prosty: „przyjmując pozytywne nastawienie judaizmu do małżeństwa i seksu w czasach Jezusa, milczenie Nowego Testamentu na temat żony Jezusa powinno być interpretowane jako dowód, że Jezus rzeczywiście miał żonę przynajmniej w jakimś okresie swego życia”. W Starym Testamencie powszechnie uważano małżeństwo i płodność za znaki Bożego błogosławieństwa. „Celibat jako wzorzec życiowy dla zwykłego religijnego Żyda, a szczególnie dla nauczyciela lub rabina, byłby w czasach Jezusa czymś nie do pomyślenia”. Skoro tak, to i Jezus musiał mieć żonę, przynajmniej w jakimś okresie swego życia. Dlaczego nie wspominają o tym pisma Nowego Testamentu? „Obraz Jezusa jako pozostającego w stałym celibacie jest produktem późniejszej chrześcijańskiej teologii, która – jak pokazuje tradycja – była naznaczona skrzywionym spojrzeniem na seks i małżeństwo” (s. 334) – Meier cytuje zwolenników przeciwnego poglądu. Oczywiście, nie wszyscy muszą iść tak daleko jak Dan Brown, choć trzeba przyznać, że w tym miejscu ma swoje źródło wiele teorii spiskowych. Bo jakże to tak? Jeśli prawdą jest, że Jezus musiał mieć żonę, bo był to obowiązek każdego normalnego religijnego Żyda i gdyby go nie dopełnił, musiałby się liczyć z atakami i krytyką faryzeuszy, to brak wzmianki na ten temat logicznie pociąga za sobą niewiarygodność przekazów i otwiera pole przed swobodną grą fantazji i spekulacji. Trudno wytłumaczyć to inaczej niż spiskiem. Tylko świadomy zamiar redaktorów mógł spowodować, że tak znacząca informacja na temat Galilejczyka nie dotarła do potomnych. Nie jest możliwe, że pominęliby ją przez przypadek, nieuwagę, roztargnienie. Nie. Brak przekazu o żonie Jezusa musiał być efektem świadomego planu. To tu ma źródło legenda o Magdalenie jako Graalu, to tu rodzą się legendy i mity, które – jak pokazał Kod Leonarda da Vinci – podbijają wyobraźnię setek milionów. To tu zresztą dokładnie widać swoistą metodę rozumowania, którą jeszcze kilka razy będę się starał pokazać. Z tego, czego nie ma, wnioskuje się, że musiało to być; nie ma tego, zatem ktoś musiał się tego pozbyć.
Ale od początku. Czy faktycznie każdy religijny Żyd musiał być żonaty? Czy małżeństwo nie tylko było czymś powszechnie przyjętym, ale po prostu obowiązkiem? W odpowiedzi na te twierdzenia Meier zauważa słusznie, że kontekst historyczny jest owszem ważny, ale kontekstem, w którym należy umieszczać Jezusa, nie jest wyobrażony przez wielu komentatorów jednolity judaizm, który to wspierał małżeństwo. W ówczesnym judaizmie oprócz faryzeuszy, którzy faktycznie uznawali małżeństwo za praktycznie jedyną drogę dla mężczyzn i kobiet, istniały inne jego odmiany, w których znaczenie małżeństwa kontestowano. Ci, którzy dziś powołują się na rabiniczną naukę o konieczności małżeństwa, wnosząc stąd, że również Jezus musiał się do niej stosować, popełniają dwa błędy. Po pierwsze rzutują na judaizm I wieku n.e. jego późniejsze rozwinięcie, po drugie nie zauważają, że w swych naukach i postępowaniu Jezus wielokrotnie pokazał, iż pozostaje w niezgodzie z powszechnymi lub też dominującymi prądami Jego epoki. Na tej samej zasadzie – skoro w judaizmie mężczyzna powinien się ożenić – można by negować wszystko to, co odróżniało Jezusa od Jego współczesnych: rozumienie czystości, stosunek do kobiet, zachowanie szabatu. Jeśli Jezus byłby tylko zwykłym, religijnym Żydem żyjącym w I wieku, nie dałoby się wytłumaczyć ani Jego konfliktu z władzami w Jerozolimie, ani sporu z faryzeuszami.
Wiele wypowiedzi Nowego Testamentu opisuje relacje Jezusa z Jego rodziną, krewnymi, matką, ojcem, wspomina też o kobietach, które Mu służyły. I właśnie biorąc pod uwagę, ile miejsca Ewangelie poświęcają relacjom Jezusa z rodziną i kobietami, milczenie na temat Jego żony byłoby niezrozumiałe – zauważa trafnie Meier. Dlaczego nie ma o niej wzmianki w żadnym, po prostu w żadnym dokumencie z I wieku? Dlaczego ewangeliści mieliby nie wspomnieć o fakcie, który z pewnością byłby dla nich mniej szokujący i kłopotliwy – w końcu z wyjątkiem Łukasza wszyscy byli Żydami – niż ten, że bezgrzeszny Jezus poddał się chrztowi na odpuszczenie grzechów udzielanemu przez Jana Chrzciciela? Dlaczego nie wahaliby się informować, że Jego bliscy uważali, iż stracił rozum, a Jego przeciwnicy zarzucali Mu, że służy diabłu, a zabrakłoby im odwagi, by przekazać imię żony Jezusa? Skoro poza Łukaszem byli Żydami, to w małżeństwie upatrywaliby, zgodnie z logiką tych, którzy Jezusowi przypisują posiadanie żony, dobro i wartość samą w sobie. Inaczej: skoro małżeństwo było obowiązkiem religijnym i pobożni Żydzi stosowali się do niego, dlaczego żaden z żydowskich autorów Nowego Testamentu miałby o tym nie wspomnieć? Dlaczego owi autorzy nie mają oporów, żeby pisać o zdarzeniach, które są dla nich trudne i ambarasujące, a nie zachowali w pamięci faktu, który w ich oczach budziłby uznanie? Gdyby przypisanie celibatu Jezusowi było dziełem późniejszych chrześcijan, którzy wywodzili się z pogaństwa, to dlaczego mieliby to właściwie robić? Sokrates miał żonę, żonę miał Arystoteles i wielu innych najznakomitszych mędrców starożytności. W byciu żonatym nie było nic ani ujmującego, ani poniżającego. Greccy bogowie mieli żony, a niektórzy z nich gustowali w Ziemiankach. Krótko. Skoro ani Żydzi chrześcijanie nie mieli powodu, żeby pozbawiać Jezusa żony, ani nic nie zmuszało do tego pogan, to dlaczego nigdzie się o tym rzekomym małżeństwie nie wspomina? Jedyna odpowiedź jest prosta: bo taka była prawda historyczna, bo sam tak zadecydował, bo chciał przez to coś ważnego powiedzieć. Można wprawdzie dowodzić, że w myśli żydowskiej Bóg nie pozostaje w żadnych relacjach erotycznych z kobietami i dlatego Jezus, szybko wyniesiony na tron Boży przez pierwszych żydowskich chrześcijan, nie mógł mieć żony. Tylko że to wyjątkowo naciągany argument. Jak wspomniałem, świadkowie nie wahali się przekazywać i zachowywać kłopotliwej dla kultu Jezusa wiedzy. Dlaczego mieliby usuwać akurat przekaz o Jego małżeństwie?
Meier przytacza sprytny kontrargument zwolenników tezy o małżeństwie Jezusa. Pokazują oni, że literatura rabiniczna również nie podaje imion żon Hillela i Szamaja, dwóch wielkich nauczycieli z czasów Jezusa, ale nikt nie kwestionuje faktu, że obaj mędrcy byli żonaci. A jednak to błędne rozumowanie. Nie znamy bowiem żadnych fragmentów opowieści o życiu Hillela lub Szamaja, które usiłowałyby, tak jak to jest w przypadku Ewangelii, przedstawić rok lub więcej ich działalności. Jak pokazałem już w Kto zabił Jezusa?, ewangelie najbardziej przypominają, co się tyczy gatunku literackiego, starożytną biografię. W takiej zaś biografii należałoby oczekiwać, że tak istotna informacja o bohaterze jak to, czy miał żonę, czy nie miał, zostanie podana. I choć nie zawsze milczenie na temat danego faktu jest wystarczające, by go nie przyjmować, to w niektórych sytuacjach tak się dzieje. Nie należy oczekiwać w relacji z meczu piłkarskiego doniesień na temat prywatnego życia zawodników; można się jednak spodziewać, że pozna się w niej wynik meczu i nazwiska strzelców bramek. Tak samo ma się rzecz z biografią. Brak wspomnienia o tak ważnym fakcie z życia bohatera, jak istnienie jego żony, wydaje się nie do wyobrażenia. W tym wypadku zatem milczenie ma wartość rozstrzygającą. Tym bardziej że ewangeliści, pisząc o towarzyszących Jezusowi kobietach, zawsze wymieniają kilka z nich razem. Nawet główna kandydatka do bycia żoną Nazarejczyka, którą jest według niektórych współczesnych Magdalena, zawsze wymieniana jest przez ewangelistów wraz z innymi kobietami. Nie ma żadnego śladu wskazującego na jej intymną więź z Jezusem. Jedyny fragment, kiedy wspomina się o jej spotkaniu z Jezusem sam na sam, znajdziemy w Ewangelii św. Jana opisującego scenę po zmartwychwstaniu oraz scenę, w której Jezus nakazuje Marii przekazać świadectwo o tym wydarzeniu uczniom (J 20, 11-18).