Читать книгу Zostały jeszcze pieśni. Jacek Kaczmarski wobec tradycji - Praca zbiorowa - Страница 13
BARDOWIE
Filip Łobodziński
MOJA OSOBISTA HISTORIA MURÓW
1
Оглавление„L’estaca! Zaśpiewaj L’estaca!” – krzyczał tłum zgromadzony w starym kinie Cal Tronc w miasteczku Besalú u podnóża Pirenejów, nieopodal granicy z Francją. Adresatem okrzyków był dwudziestodwuletni młodzieniec z gitarą, siedzący na estradzie pod ekranem. „Wiecie dobrze, że nie mogę – odrzekł muzyk – cenzura zakazała wykonywania tego tekstu. Ale za to powiem wam, że na sali jest człowiek, który zainspirował mnie do napisania tej piosenki”. Chwilę później po schodkach wdrapał się na podest znany wszystkim w Besalú miejscowy fryzjer-filozof, osiemdziesięciotrzyletni Narcís Llansa i Tubau, zwany przez wszystkich dziadkiem Llansą. Od tego momentu nawet najbliżsi jęli nazywać go starym Sisetem.
Młodzieniec z gitarą zwał się Lluís Llach i Grande. Pierwszy człon to imię, dwa pozostałe to nazwiska – zgodnie z hiszpańskim obyczajem, pierwsze po ojcu, drugie po matce. By niezorientowanym Czytelnikom ułatwić życie, w dalszej części będziemy używać tylko nazwiska paternalnego. A ponieważ literatura zaczęła się od ustnej opowieści, Czytelnicy winni usłyszeć imię i nazwisko bohatera. Podwójne L po katalońsku – jak i po hiszpańsku – czyta się miękko, podobnie do rosyjskiego ЛЬ, choć nieco głębiej, bardziej gardłowo. W imieniu akcentowana jest ostatnia sylaba -IS. Końcowe CH w nazwisku brzmi jak polskie K. Zatem młodzieńca na estradzie kina w Besalú wołamy „lju-IS ljak”.
Ta dygresja służy nie tylko temu, by Czytelnicy wiedzieli, jak czyta się to niecodzienne nazwisko. Piosenki Llacha – a szczególnie ta jedna – doczekały się już kilku polskich wersji. Jako kompozytor utworu figuruje na okładkach z reguły niejaki L. Grande albo L. L. Grande. Tymczasem maternalnego, drugiego nazwiska Llach nigdy publicznie nie używał.
Piosenkę, której domagał się tłum w Cal Tronc (nie tylko tam zresztą, ale w całej Katalonii, gdziekolwiek zawitał z gitarą), napisał dwa lata wcześniej. Tekst ulegał później drobniutkim zmianom, podana na sąsiedniej stronie wersja była pierwsza.
[18] L. Llach, L’estaca, w: Els èxits de Lluís Llach, Concèntric 1968.
Katalonia to kraina nadmorska, ale też bardzo górzysta. Część jej mieszkańców zajmowała się więc rybołówstwem, część – uprawą (między innymi winorośli), lecz zajęciem dominującym było pasterstwo. Zwierzęta na pastwiskach przywiązywano z reguły do wbitych w ziemię pali. Tak mijało życie pokornych bestii domowych – na szczypaniu trawy i monotonnych marszach do zagrody. Llachowi, wychowanemu w głębi Katalonii, widok uwiązanych do pala krów czy owiec musiał być doskonale znany. Stąd czytelna metafora. A Siset?
Siset to zdrobnienie od Narcís – utworzone na podobnej zasadzie, jak Wisia od Jadwigi czy Tolek od Anatola. Urodzony w 1887 roku Siset Llansa, oczytany fryzjer, był zdeklarowanym republikaninem, zatwardziałym antyklerykałem i dumnym ze swego pochodzenia Katalończykiem. Dla niezorientowanych – członkiem odrębnego narodu, żyjącego w większości na terenie Królestwa Hiszpanii. Narodu bardzo pracowitego i niepokornego. A to w opartym na ogólnohiszpańskiej, niemalże imperialnej tożsamości Państwie Hiszpańskim oznaczało jedno – że jest z miejsca podejrzany.