Читать книгу Zostały jeszcze pieśni. Jacek Kaczmarski wobec tradycji - Praca zbiorowa - Страница 16
BARDOWIE
Filip Łobodziński
MOJA OSOBISTA HISTORIA MURÓW
4
Оглавление– Chodziliśmy razem z wędkami, ale zamiast zająć się łowieniem ryb, chciwie łowiłem każde jego słowo. Dziś mógłbym to nazwać lekcjami filozofii, historii i życia. A przepaść pokoleniowa – Llansa miał prawie osiemdziesiąt lat! – okazała się dobrodziejstwem – wspomina dziś Lluís Llach, sam w 2010 roku kończący sześćdziesiąt dwa lata.
Llach był w połowie lat sześćdziesiątych nastolatkiem, który myślał o studiowaniu nauk politycznych i społecznych. Jego ojciec, lekarz, pełnił funkcję burmistrza Verges, oczywiście z namaszczenia frankistowskiej władzy. Zrazu zresztą Llach nie opowiadał się radykalnie po stronie nacjonalistów i demokratów. System wartości, w którym wzrastał, odcisnął się mocno na jego umyśle. Tymczasem w szkołach i na uczelniach wrzało. Dlatego młodzieniec i stawiający pierwsze kroki muzyk wolał uciekać w ciepłe wieczory nad cichą rzekę. Samotność z kijem w ręku dawała odpoczynek od gwaru, niepokojów i nie mniej wrzaskliwej propagandy oficjalnej.
Chociaż dzisiaj lubi potępiać siebie samego za młodzieńcze poglądy, Lluís Llach nie był żarliwym wyznawcą centralnej władzy. Wierzył propagandzie, ale nie czuł w sobie zapału frankistowskiego wyznawcy. Dlatego właśnie ciche rozmowy nad rzeką mogły dokonać w nim tak gruntownego przemeblowania ideologicznego. Nie mniejszą siłę rażenia miało spokojne, dobroduszne, ale zdecydowane spojrzenie starego Siseta. Dziadek Llansa poruszył w nim właściwą strunę.
Llach już w szkole średniej robił wrażenie na rówieśnikach kompetentną grą na fortepianie. Radził sobie również z gitarą, choć na bardziej podstawowym poziomie. Razem ze starszym bratem – dzięki matce – próbowali swoich sił na tych instrumentach już od dzieciństwa. Ogarniająca młodych gorączka, napęczniałe od ważkich słów wypady nad rzekę z Llansą i muzyczne inklinacje szybko zawiodły młodego Lluisa do grupy Els Setze Jutges (Szesnastu Sędziów), gdzie wkupił się własnymi interpretacjami bluesów Mahalii Jackson. Był rok 1967.
Nazwa grupy wzięła się od łamijęzykowego powiedzonka setze jutges d’un jutjat mengen fetge d’un penjat (szesnastu sędziów trybunału zjada wątrobę wisielca). Coś jak nasze „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie” – kto zdoła wymówić wierszyk o sędziach, ma u Katalończyków wielkiego plusa. Osobliwie Hiszpan, bo w języku kastylijskim nie występują typowo katalońskie dźwięki, podobne do naszych [ź] i [dź]. Els Setze Jutges nie adresowali jednak swoich postulatów do cudzoziemców, ale do rodaków. Stowarzyszenie, istniejące od 1961 roku, powołano w celu popularyzowania języka katalońskiego i pieśni w tym języku. Marzeniem Sędziów było, by Katalończycy zaczęli pisać i śpiewać własne piosenki z tekstem, piosenki o czymś. Członkowie grupy zapatrzeni byli w twórczość autorów-pieśniarzy z Francji, szczególnie w Georges’a Brassensa. Od przekładania i śpiewania Brassensa zresztą zaczęli. Zrazu grupa miała charakter amatorski, jej założyciele mieli swoje prace, a śpiewaniem zajmowali się po godzinach.
Ktoś może zapytać – ale przecież chyba działali nielegalnie? Prawda, że język kataloński nadal był wykluczony ze szkół i z oficjalnych dokumentów, ale od połowy lat pięćdziesiątych można było go używać w lokalnych periodykach, a nawet pieśniach. Byle nie o katalońskiej dumie i w ogóle nie o polityce. Zresztą pierwsze próby pisania po katalońsku późniejsi założyciele Els Setze Jutges popełnili już w 1957 roku. Dwa lata później młody poeta kataloński Lluís Serrahima opublikował w jednym piśmie manifest Ens calen cançons d’ara (Potrzeba nam pieśni teraźniejszych) i to ten artykuł stał się impulsem do powołania stowarzyszenia Sędziów.
Po tłumaczeniach francuskiej piosenki przyszedł czas na pełnowartościową twórczość autorską. To zjawisko zyskało nazwę La Nova Cançó (Nowa Pieśń). Był to ruch naprawdę szeroki, daleko szerszy niż wąska grupa Sędziów – ale to oni nadawali ton, to w ich środowisku powstawały najciekawsze utwory.
Romantyzm głosił tezę, że tożsamość narodu wyznacza odrębny język. Stąd ruch świadomości narodowej wśród Katalończyków, Basków i Galicyjczyków. Intensywność tego ruchu bywała różna. Dopiero La Nova Cançó – trzeba to jasno powiedzieć – uruchomiła silną potrzebę autoekspresji muzycznej także w pozostałych dwóch niekastylijskich narodach Hiszpanii. Lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku to także chyba jedyny okres w dziejach kraju, kiedy owej potrzebie manifestowania odrębności narodowej towarzyszyła pełna solidarność pomiędzy mniejszościami. Śpiewający Katalończycy wspierali śpiewających Basków, widzieli też oznaki solidarności ze strony samych młodych Hiszpanów-demokratów.
Do grupy Els Setze Jutges dołączali coraz nowi artyści, wśród nich naprawdę duże talenty – Joan Manuel Serrat, Francesc Pi de la Serra, Maria del Mar Bonet. Szesnastym „sędzią” został młody, niespełna dwudziestoletni Llach. Temu ostatniemu starsi Sędziowie radzili, żeby zajął się tłumaczeniami pieśni Joan Baez i Jacques’a Brela. On miał już jednak spory repertuar własny.
Lluís piosenki tworzył jeszcze we wczesnym dzieciństwie, ale za swoją pierwszą „prawdziwą” uważa nostalgiczną Que feliç era, mare (Jakże szczęśliwy byłem, matko), do słów napisanych przez brata. Skomponował ją w 1965 roku. Dwa lata później, 22 marca 1967, już jako Sędzia wystąpił pierwszy raz publicznie w mieście Terrasssa, w… Ośrodku Moralnym i Katolickim. Jak wspominał potem, przez cały czas koncertu miał zamknięte oczy – trema zżerała go doszczętnie. Głos mu drżał – na szczęście robiło to wrażenie zamysłu artystycznego, bo po koncercie zebrał pochwały publiczności za wspaniałe wibrato… Miał już wówczas dużo własnych kompozycji, choć sporą część repertuaru stanowiły utwory dość naiwne. Sam wielki wielbiciel piosenki francuskiej, do kolejnych melodii nucił różne francuskie słowa, wtrącając czasem pojedyncze katalońskie. Nie inaczej było z najsłynniejszą jego pieśnią.