Читать книгу Viagra mać - Rafał A. Ziemkiewicz - Страница 14
Wypisy z histerii
ОглавлениеNo i – nic. Habemus klapam. Mimo zaganiania na ulicę licealistów i gwiazd estrady, mimo antyhaiderowskich akademii w belgijskich szkołach, mimo dzieci recytujących do kamer, że w Austrii panuje rasizm i że Haider to Hitler, mimo bojkotu Festiwalu Mozartowskiego w Salzburgu, umieszczenia przez włoskiego projektanta mody portretów Haidera i Hitlera na nowej serii kiecek oraz wielu innych bohaterskich aktów oporu intelektualnych elit Europy przeciwko faszyzmowi, wszystko wskazuje na to, że nowy austriacki rząd nie ma najmniejszego zamiaru upaść. Wytoczono najcięższe działa i, z przeproszeniem, dupa kwas.
Przypomina to stary kawał o facecie, który odnawiając podłogę, zamalował się do kąta. W podobny sposób wygłupił się właśnie Rój, rozpętując wokół wyniku austriackich wyborów tak bezprzykładną histerię. Mówiąc nawiasem, z charakterystyczną dla lewizny obłudą. Dotąd wszak zawsze słyszeliśmy, że kto wygrał wybory, ten zyskał „demokratyczną legitymację”, a kto zyskał demokratyczną legitymację, to jakiekolwiek by na nim kiedyś ciążyły gravamina, teraz już złego słowa nie wolno powiedzieć. Okazuje się jednak, że demokratyczna legitymacja chroni jedynie partie w rodzaju SLD czy uświnionych agenturalną działalnością na rzecz Stalina i jego następców komunistów zachodnich. Haidera nie chroni.
Bywałem w Austrii. Jest to, podobnie jak Niemcy, kraj emerytowanych kolejarzy. To znaczy, prawie każdy mężczyzna, który w latach czterdziestych był w wieku poborowym, zapytany, co wtedy robił, albo nawet niepytany, odpowiada, że pracował na kolei. Trudno się dziwić, że wszyscy ci kolejarze i ich rodziny pokochali człowieka, który wreszcie powiedział im, że w SS też byli porządni ludzie. Dokładnie z tej samej przyczyny różni utrwalacze tzw. Polski Ludowej pokochali Aleksandra Kwaśniewskiego, który z trybuny sejmowej wezwał ich, by byli ze swego utrwalania dumni. Spodobało się kolejarzom, że Haider zwrócił uwagę na osiągnięcia Hitlera w budowie autostrad i walce z bezrobociem. Peerelowscy komuniści też otwarcie i bez żenady reklamują osiągnięcia przodującego ustroju w kwestii bezpieczeństwa socjalnego i walki z analfabetyzmem. No, ale peerelowscy komuniści, nawet ostatnia ubecka swołocz, mają teraz „demokratyczną legitymację” i są członkami socjalistycznej międzynarodówki.
Do licha z tutejszą komuną. Prezydent Rosji, Putin, ma na rękach krew Czeczenów, otwarcie posłużył się rozpętywaniem etnicznej nienawiści dla umocnienia władzy, oparł się jednoznacznie na rosyjskim szowinizmie i imperialnych resentymentach – rychtyk jak ongi stary Adolf. I co, czy Europa czyni mu jakieś wyrzuty, czy bojkotuje teatr „Balszoj”, zagania na antyputinowskie akademie szkolną dziatwę? Nie, Europa nie posiada się z oburzenia, że w Austrii pozwolono rządzić partii, która wygrała w wyborach.
Ale Europa może sobie do woli tupać, bzdyczyć się i robić miny, a austriacki rząd od tego nie upadnie. Może to mieć bardzo konkretny skutek. Przeciętny europejski wyborca, dotąd pogodzony w duchu z „obrotową sceną polityczną”, nagle zacznie się zastanawiać, dlaczego właściwie ma stale wybierać tylko pomiędzy łapówkarzem i złodziejem z chadecji, a takim samym łapówkarzem i złodziejem z socjaldemokracji. Dotąd wmawiano mu, że musi się ograniczać do tych dwóch partii, bo inaczej stanie się coś nie wiedzieć jak strasznego. Z histerii, jaka się dziś na jego oczach odbywa, może wnosić, że w Austrii owo coś strasznego właśnie nastąpiło. I że nic specjalnego się w związku z tym nie dzieje. Czemuż by więc, będzie sobie teraz kombinował zmęczony wszechwładną biurokracją i korupcją Europejczyk, nie zrobić u siebie tego samego, co Austriacy i nie zagłosować kontrolnie na „faszystę”?
Tym bardziej że w gruncie rzeczy i tak cała Europa robi dokładnie to samo, co w wykonaniu FPO ma stanowić przejaw „faszyzmu”. Czerwona Francja, na przykład, pogodziła się z imigracją, ale stara się przyjmować tylko gości z frankofońskiej części Afryki, ci bowiem łatwo stają się czarnoskórymi Francuzami; przybysze z Arabii lub byłych kolonii brytyjskich dostają na wejściu od lewicowego francuskiego rządu kopa w tyłek, dokładnie tak, jak to przez lata postulował czołowy tamtejszy faszysta, Le Pen. Niemiecka socjaldemokracja wygrała wybory dzięki nieskrywanemu nacjonalizmowi gospodarczemu oraz obietnicom, że nie dopuści na rynek pracy cudzoziemców. Oba kraje deklarują głośno, że bardzo im zależy na rozszerzeniu Unii, ale w praktyce robią, co mogą, aby w nieskończoność przetrzymywać środkową Europę w przedpokoju, do woli i bez własnych zobowiązań czerpiąc z jej zasobów. Zapowiedź, jaką kanclerz Schröder złożył na otwarciu targów komputerowych w Hanowerze jest pod tym względem szczególnie skandaliczna – Niemcy chętnie przyjmą trzydzieści tysięcy informatyków „spoza Unii Europejskiej”, oferując im sześcioletnie karty pobytu. Po sześciu latach może uda się Niemcom dokształcić informatyków własnych, wtedy pozwolą uprzejmie przyjezdnym wrócić do swych niedorozwiniętych krajów i ewentualnie zająć się ich modernizowaniem.
Szczerze mówiąc, wolę już brutalną szczerość Haidera od oślizłej obłudy eurolewaków, Austriacy mówią teraz otwarcie, że nie chcą nas w Unii, bo zagrozimy ich ciepełku socjalnemu – i można przynajmniej negocjować. Inni powiadają, że pragną nas w Unii całym sercem, a po cichu proponują te same restrykcje, co Wiedeń. Zapewne to, co w Austrii mówi się o Polakach, jest dość przykre. Ale cóż to jest wobec dowcipasów Haralda Schmidta, które regularnie gromadzą przed telewizorami miliony rozrechotanych Niemców (przykład zdania złożonego z trzech kłamstw? „Uczciwy Polak z własnym samochodem szuka pracy”, he, he).
Jest w tym wszystkim jeszcze jedna zabawna sprawa. Austriaccy socjaldemokraci, którzy całą tę psychozę uruchomili (po tym, jak Haider odrzucił ich propozycję cichego poparcia dla mniejszościowego rządu lewicowego), już dokonali połączenia haseł histerii „antyfaszystowskiej” z obroną rozdętych podczas trzydziestolecia ich rządów „socjali”. Nowy rząd zapowiada redukcję deficytu budżetowego i demontaż niektórych elementów socjalizmu – czyli to samo, co stara się zrobić cała Europa, bo nawet najbardziej zakuty socjalista musi przyznać, że tak, jak teraz, daleko UE nie zajedzie. Poprowadzone na pasku „antyfaszyzmu” rządy europejskie są teraz o krok od udzielenia histerycznego wsparcia socjalnej demagogii, którą z najwyższym trudem udaje im się powstrzymywać u siebie.
Gratulacje – to już podkładanie głowy pod topór. Ale nie ja będę płakał, gdy ta „wypełniona sieczką głowa pozłacana” spadnie.