Читать книгу Viagra mać - Rafał A. Ziemkiewicz - Страница 8

Rasputin z Filadelfii

Оглавление

Wydarzenie, które przeszło praktycznie bez echa: kilka miesięcy temu aresztowano we Francji niejakiego Irę Einhorna, obywatela USA, skazanego zaocznie za morderstwo i od ponad dwudziestu lat podróżującego po różnych krajach świata (zwrot „ukrywać się” nie byłby tu odpowiedni). Mimo iż postać Iry Einhorna i jego życiorys trudno nazwać banalnymi, nie poświęcono mu bodaj jednej porządnej „story” w satelitarnych serwisach, nie stał się bohaterem mediów, a jego historia nie zainspirowała żadnego sławnego reżysera filmowego. Na dobrą sprawę jedynym źródłem, z którego można zaczerpnąć informacje o sprawie, okazuje się Internet.

Einhorn objawił się jako prorok Ery Wodnika w latach sześćdziesiątych w Filadelfii i w szybkim czasie oczarował amerykańskie elity. Stał się ulubieńcem intelektualistów, bożyszczem pań z towarzystwa oraz guru młodzieży. Jego nauki, jak energetycznie jednoczyć się z Kosmosem, przyprawiały o mistyczne ekstazy ludzi przywykłych kpić z chrześcijaństwa jako z „opium dla mas”. Opowieści o Nowej Erze powszechnej szczęśliwości przyjmowano bezkrytycznym kultem, choć dziś na pierwszy rzut oka widać, jak niezbornie klecił „guru” swe kazania z kawałków wschodnich wierzeń i zachodnich herezji, utopionych w psychoanalitycznym żargonie.

Prorok oczywiście nie ograniczał się do inkasowania tysięcy dolarów za wykłady o psychokinezie i astralach. Przewodził ruchowi „pacyfistycznemu”, wodził za sobą tłumy kudłatych idiotów na antyamerykańskie manifestacje, ćpał i częstował „uczniów”, rozbijał się po drogich lokalach, prowokował skandale. Amerykański „król hippisów” przypominał do złudzenia „Griszkę” Rasputina. Nie tylko fizycznie: wielki chłop z grzywą czarnych włosów i rozłożystą brodą. Podobnie jak Rasputin, miał Einhorn niezwykłą zdolność oczarowywania ludzi z pozoru znacznie od niego mądrzejszych, wykształconych i bywałych, choć podobnie jak rosyjski prorok nie mył się miesiącami i cuchnął przeraźliwie. Łączyło go wreszcie z Rasputinem wielkie upodobanie do kobiet. Tyle że „Griszka” używał ścielących mu się do stóp pań, by tak rzec, tradycyjnie, natomiast prorok Ery Wodnika lubił je przede wszystkim bijać, nie ukrywając, że to właśnie daje mu największą rozkosz. Obiektów do uprawiania tej pasji nigdy mu nie brakowało, jakkolwiek niejedna z kochanek po użyciu przez „mistrza” wylądowała na pogotowiu. Dwie znalazły się tam nawet w stanie krytycznym, ale po odratowaniu nie składały skarg. W roku 1977 jedna z kolejnych towarzyszek życia, zresztą działaczka tzw. ruchu wyzwolenia kobiet, miała czelność (i niefart) oznajmić „guru”, że go porzuca. Ten w przypływie irytacji zgruchotał jej czaszkę. Pewny swej niezwykłej pozycji nie zadbał nawet o ukrycie trupa, którego po kilku tygodniach policjanci znaleźli w jego mieszkaniu.

Tu właśnie, w momencie aresztowania „mistrza”, zaczyna się cała historia. Otóż cały intelektualny światek Ameryki zawrzał oburzeniem, jednogłośnie przyjmując wersję podaną przez proroka: morderstwa dokonali agenci CIA i podrzucili mu zwłoki, aby go skompromitować i zemścić się za działalność pacyfistyczną. Zaczęły powstawać komitety obrony Einhorna, mnożyły się poręczenia, petycje, apele intelektualistów. Pod tym naciskiem sąd zwolnił mordercę za kaucją. Kilka dni później prorok znikł; przy takich koneksjach ucieczka za granicę była fraszką.

Być może na tym by się skończyło, gdyby nie upór filadelfijskiego prokuratora Di Benedetto. Przez dwadzieścia lat „namierzał” on kolejne kryjówki i przybrane nazwiska Einhorna; przez dwadzieścia lat za każdym razem możni protektorzy, wśród których nie brakło polityków, gwiazd rocka i naukowców, pomagali „guru” wymykać się z pułapek. W międzyczasie prokurator doprowadził też do procesu i zaocznego skazania. Dopiero w roku 1997 Einhorn wpadł we Francji, zresztą wskutek własnej bezczelności – nie chciało mu się już przestrzegać zasad konspiracji. Jednak siedział tylko kilka miesięcy. Znowu: apele, protesty, naciski... Czułe sumienia Francuzów nie mogły znieść myśli o wydaniu Amerykanom ofiary „prowokacji” CIA. Znowu przez rok chodziły przez ocean papiery, zanim Di Benedetto zdołał wymusić na Francji ponowne aresztowanie mordercy. Co jeszcze wcale nie oznacza sukcesu – do ekstradycji wciąż długa droga.

Sami Państwo widzą: przecież to niemal gotowy scenariusz na film! Ba, na całą wielką epopeję o tzw. kontrkulturze i Erze Zwodnika, o intelektualnych elitach Zachodu, nade wszystko – o zakochanym w sobie „pokoleniu ’68”, za sprawą którego tak szeroko rozlała się po świecie fala nieogarnionej głupoty i zdziczenia. Sama tylko galeria osób, które przez kilkadziesiąt lat okazywały prymitywnemu mordercy swe poparcie, pomagały mu, chroniły, jakimże byłaby wspaniałym portretem epoki!

Nikt, jak na razie, się do jej nakreślenia nie kwapi; pewnie też nie byłoby łatwo przebić się z takim dziełem do publiczności. Postępowe elity dzisiejszego Zachodu nie chcą patrzeć w lustro. I trudno im się dziwić.

Viagra mać

Подняться наверх