Читать книгу Viagra mać - Rafał A. Ziemkiewicz - Страница 7

Po zapustach

Оглавление

Stara żydowska anegdota opowiada, jak to swego czasu carski namiestnik w stolicy okazał warszawskim starozakonnym wielką łaskę, zapraszając przywódców gminy na prywatną audiencję. Przyjął ich życzliwie, pogawędził, zatroskał się, jak to ludzki człek, nawet coś tam obiecał. A na wychodzących po audiencji wpadli Kozacy z nahajkami i zaczęli nimi tłuc gdzie popadnie, na zrozumiałe w tej sytuacji pytanie: „dlaczego nas bijecie?!”, odkrzykując: „a żeby się wam, jewriejskie nasienie, w głowach nie poprzewracało!”.

Wybory parlamentarne, dla piszącego będące kwestią najbliższych dni, Czytelnik ma już za sobą (pisanie felietonów do tygodnika zdaje się mieć coś wspólnego z podróżami w czasie). Przez kilka miesięcy społeczeństwo było dopieszczane i dogłaskiwane ponad wszelki rozsądek. Premier i ministrowie, szefowie partii i klubów opozycyjnych, działacze od znanych z telewizji prezesów aż po radnych z najmniejszych gmin obskoczyli oto Kowalskiego szerokim koliskiem, mamlając przymilnie, wdzięcząc się, obiecując, a nade wszystko przypochlebiając mu się ile wlezie. To jedna z głównych słabości ustroju demokratycznego – wyborcy nikt się nie odważy powiedzieć w oczy prawdy. Jest to, jeśli kto ciekaw, jedna z głównych przyczyn, dla której za żadne diabły nie dam się już więcej namówić na politykę. Już nie chodzi o to, że trzeba się regularnie przymilać jakimś baranom albo nadskakiwać o datek wzbogaconym alfonsom i cinkciarzom. Najgorsze w zawodzie polityka musi być powstrzymywanie się od powiedzenia wyborcom tego, co koniecznie powinni byli o sobie wiedzieć. O tym, że spiski spiskami, mafie mafiami i tak dalej, ale przede wszystkim nie byłoby w Polsce tak jak jest, gdyby nie ich lenistwo, chęć życia za cudze, gdyby nie ich małe, podłe zawiści i egoizmy. Polityk, tak jak prostytutka, nie może sobie wybierać klienteli ani jej różnicować (bo głos nie śmierdzi, można by sparafrazować rzymskiego cesarza, i każdy głos jest tyle wart, co inny, jakkolwiek i od kogokolwiek został wyżebrany); musi o każdego zabiegać tak samo, i choćby akurat wpadł na bandę ostatnich buraków, będzie z drewnianym uśmiechem zapewniał, że ich kocha, szanuje i zamierza reprezentować. Łatwiej to znieść człowiekowi bez czci i sumienia, mającemu na względzie jedynie korzyści materialne.

Ciekawa rzecz, nawiasem: jak uchem sięgnąć, lud kwęka i narzeka na polityków, że są świnie i złodzieje, że kłamią, i że cała polityka śmierdzi okrutnie – która to generalizacja, statystycznie biorąc, wydaje się słuszna. Nikt jednak jakoś nie chce przyjąć do wiadomości przyczyn tego stanu rzeczy, nikt też nie odważy się ich ludowi wyjaśnić, a przecież to takie proste: tak jest, bo w demokracji polityka jest taka, jakie jest społeczeństwo, a przywódcy tacy, jak ich ludzkie zaplecze. Gdyby politycy nie kłamali, nie świnili się i nie obiecywali podzielić się ze swoimi wyborcami tym, co ukradną – pies z kulawą nogą by na nich nie zagłosował. Żeby nie rozciągać tej dygresji w nieskończoność: jak się urządza wolne, równe i demokratyczne wybory w chlewie, nie sposób doprawdy oczekiwać, że wygra w nich orzeł. Ani chybi wygra świnia – można tylko, jeśli to akurat kogoś kręci, pasjonować się, która.

Uff, zdaje się, że strasznie dziś nie lubię świata i jego mieszkańców – przepraszam, bo wiem, że jestem w sytuacji owego przysłowiowego księdza, który za niechodzenie do kościoła opatyczać może jedynie tych, którzy akurat przychodzą. A miałem w gruncie rzeczy pisać o czym innym, o owych niezwykłych łaskach, jakie na nas ostatnio spływały. Nagle okazało się, że można przymknąć jakiegoś gangstera, który od lat chodził na wolności i robił co chciał, wszyscy o jego przestępstwach wiedzieli, a nie było na niego silnych. Nagle władza dowiedziała się o, dajmy na to, korupcji wśród celników, o której wszyscy wiedzieli, i dokonała aresztowań. Nagle posypały się akty prawne, których od trzech lat urzędy państwowe nie były w stanie urodzić i podpisać. Jakaś fabryka od lat czekała na prywatyzację – a kiedy w miasteczku zrobiono prawybory, decyzję zaraz podjęto i okoliczni mieszkańcy pognali na wyprzódki całować z wdzięczności władzę w zadek. Domki dla powodzian, emerytury dla emerytów, działki dla działkowców, cokolwiek kto chce – mięsopusty, zapusty!

Rzecz oczywista, że tak nie może zostać, bo nadmiernie obdarowanemu Kowalskiemu przewróci się w głowie, pomyśli sobie jeszcze, że państwo jest na jego usługi. Najwyższy więc czas, by, jak we wspomnianej na wstępie historii, pojawili się teraz Kozacy i aby Kowalski dostał po rzyci. Domki dla powodzian okażą się rozlatywać, pozamykani gangsterzy wyjdą za zwolnieniami lekarskimi, porozdawane łapówki zeżre podwyżka podatków i tak dalej; teraz z kolei politycy mają szansę zemścić się na tłuszczy za to, że wcześniej musieli jej nadskakiwać. I tak do następnego obrotu karuzeli.

Viagra mać

Подняться наверх