Читать книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz - Страница 10
CZĘŚĆ PIERWSZA
9
ОглавлениеWyszli z McDonalda i Forst skrzywił się, czując, jak impuls bólu przemyka mu między skroniami. Mógł zapytać Szrebską o paracetamol lub kupić go na stacji benzynowej, jednak ogólnodostępne, proste preparaty nigdy mu nie pomagały. Brał saridon, dostępny bez recepty, ale o bardziej złożonym składzie.
Lekarze nie wiedzieli, skąd biorą się jego bóle głowy. Robił prześwietlenia, chodził do neurologów, ale żaden z nich nie umiał udzielić konkretnej odpowiedzi. Zresztą nie tylko oni rozkładali ręce – migrena wciąż pozostawała jedną z niezgłębionych tajemnic mózgu. Nikt nie wiedział, skąd się bierze, ani co tak naprawdę ją wywołuje.
Zmrużył oczy i popatrzył na Olgę. Szła w kierunku opla z nosem w komórce, uśmiechając się przy tym.
– Dobre wieści? – zapytał.
Podniosła wzrok, a potem pokazała mu ekran telefonu.
– Żartujesz? – zapytał z niedowierzaniem Forst. – Znów wrzuciłaś fotkę na Facebooka?
– Crowdsourcing już raz się sprawdził, prawda?
– Ale wtedy nie zdobyłaś materiałów nielegalnie.
– Teraz też nie. Sam przesłałeś mi zdjęcie.
Wiktor pokręcił głową, ale w duchu pochwalił dziewczynę za to, że nie traci czasu – i niespecjalnie przebiera w środkach, co jeszcze bardziej mu się podobało. Sam zawsze działał wiedziony instynktem. Nie kalkulował, nie planował rzeczy z wyprzedzeniem i nie przejmował się konsekwencjami. Nieraz powodowało to komplikacje – o czym mógł poświadczyć austriacki turysta nad Morskim Okiem – ale koniec końców Forst zawsze wychodził z opresji obronną ręką. Poza tym nawet gdyby chciał, nie potrafiłby się zmienić. Twierdził, że jego charakter jest jak dieta – ulega zmianom tylko na chwilę.
– Wyłącz lepiej telefon – zaproponowała Olga. – Przypuszczam, że cała małopolska policja zaraz będzie się do ciebie dobijać.
Skinął głową, uznając to za prawdopodobny scenariusz. Wyłączył smartfona, a potem przekonał się, że paczka Big Redów świeci pustkami. Zgniótł ją i wsadził z powrotem do kieszeni.
– Gdybyś wciąż palił, powiedziałabym, że brakuje ci tylko kowbojskiego kapelusza.
– Co?
Otaksowała go wzrokiem.
– Wyglądasz jak Marlboro Man.
– Z tego co wiem, Marlboro Man zmarł na raka.
– Ty nie zamierzałeś?
– Bynajmniej. Ja paliłem westy.
– To rzeczywiście lepiej rokowało – skwitowała.
– Bez prozdrowotnych gadek. Rzuciłem między innymi po to, żeby ich nie słuchać.
Uniosła otwarte dłonie.
– Ode mnie nigdy byś ich nie usłyszał – powiedziała, a potem wskazała na nalepkę o dostępności sieci w McDonaldzie. – Wychodzę z założenia, że w świecie, w którym łatwiej o darmowe Wi-Fi, niż o darmowe jedzenie, każdy może zabijać się w sposób, jaki uzna za najgłupszy.
Wiktor zatrzymał się i powiódł wzrokiem dokoła. Bez słowa zawrócił, pozostawiając zdezorientowaną dziennikarkę przed centrum handlowym. Wszedł do środka i skierował się do Inmedio. Stanął przed całym panteonem papierosów i przez moment wodził wzrokiem po opakowaniach. Zmieniły się przez te dwa lata, które upłynęły na robieniu wszystkiego, by nawet nie patrzeć w ich stronę.
– Co podać? – zapytała ekspedientka.
Forst przełknął ślinę. Nie zastanawiał się nad tym, co zamierzał zrobić. Podjął decyzję szybko, zanim zdążył się rozmyślić. A teraz klamka już zapadła.
– Paczkę westów poproszę – powiedział.
– Niestety nie mam. Marlboro może być?
Przez moment wbijał wzrok w kobietę. Potem pokręcił głową i wyszedł z powrotem do holu centrum handlowego. Nie miał zamiaru zaprzepaścić prawie trzydziestu miesięcy niepalenia dla jakichkolwiek innych papierosów.
Mógłby pójść do innego sklepu, ale zrezygnował. Wyszedł na zewnątrz i zobaczył, jak spod McDonalda odjeżdża czerwony opel astra. Tego się nie spodziewał.
Szrebska zatrzymała auto tuż przed wyjazdem, a potem mrugnęła prawym i lewym kierunkowskazem. Wiktor powolnym krokiem skierował się do auta. Po drodze wyrzucił pustą paczkę gum i otworzył nową. Wsiadł do samochodu w milczeniu.
Spojrzeli na siebie.
– Wiesz, na czym polegają relacje międzyludzkie, Forst?
– Mniej więcej. Moja córka usilnie mnie ich uczy.
– Masz córkę? – spytała z niedowierzaniem.
– Nie – odparł. – Ale pasowałbym na samotnego ojca, prawda?
Wywróciła oczami, a potem ruszyła przed siebie. Wyjechała na aleję Pokoju i skręciła w prawo. Forst poczuł niepokój, gdy wjeżdżała na rondo Dywizjonu 308, bo nie zauważył, by choć rzuciła okiem, czy coś nadjeżdża.
– Dokąd jedziemy? – zapytał.
– Na kawę.
– Jeśli ta w McDonaldzie ci nie odpowiadała, obok było Coffeeheaven.
– Miałam na myśli coś czarnego i oleistego jak smoła.
Olga skręciła w Nowohucką i po minięciu stadionu AWF-u zjechała w lewo. Zaparkowała nieopodal jednego z wydziałów Politechniki Krakowskiej, a potem wskazała Wiktorowi stary wagon tramwajowy. Forst wytężył wzrok i dostrzegł, że w środku klienci popijają kawę.
– Pantograf Cafe – oznajmiła, wychodząc z auta. – W jakiś sposób to miejsce mi do ciebie pasuje.
Gdy weszli do środka, Wiktor omiótł wzrokiem wnętrze osobliwej kafejki. Przywodziła na myśl klimat lat dziewięćdziesiątych. Widząc stare kasowniki, Forst miał ochotę sięgnąć do portfela po bilet.
Usiedli przy dwuosobowym stoliku, zamawiając po filiżance kawy, rzekomo prosto z Papui-Nowej Gwinei. Smakowała tak, że już po pierwszym łyku miał jeszcze większą ochotę zapalić.
– Pomyślmy – odezwała się Szrebska. – Co Jerozolima i antyczna Grecja mogą mieć wspólnego z naszym umarlakiem?
– Nic.
– Wykładał podstawy współczesnej archiwistyki, ale może prowadził też inne wykłady?
– Wygląda na to, że nie.
– Trzeba popytać – zaoponowała Olga, wyciągając telefon. Szybko odnalazła numer do dziekanatu Uniwersytetu Rzeszowskiego, a potem podała imię, nazwisko i swoją medialną afiliację. Forst stwierdził, że otwiera ona drzwi szybciej niż policyjna odznaka.
Nie minęło pięć minut, a Szrebska zdołała dowiedzieć się, że doktor Marek Chalimoniuk prowadził także fakultet o historii Słowiańszczyzny.
– Kolejny ślepy zaułek – skwitowała Olga, gdy się rozłączyła. – Chyba że nie wiem o jakichś związkach Słowian z Jerozolimą i Grecją.
Forst odpowiedział, wbijając wzrok w menu. Dziennikarka zamówiła „śniadanie kanara”, on wziął dla siebie szynobułę, nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać. Potem opróżnił filiżankę i rozejrzał się, jakby gdzieś tutaj mógł znaleźć odpowiedzi na pytania, które piętrzyły się w jego głowie.
Nie był specjalistą od portretów psychologicznych, ale mimo to starał się sprofilować mordercę. Sprawca z pewnością nie chciał pozostać całkowicie anonimowy, inaczej nie zostawiłby numizmatu. Oznaczało to, że chciał powtórzyć swój czyn, ponownie się podpisując – albo że już to kiedyś zrobił i zostało to niezauważone.
FBI w stosunku do takich ludzi posługiwało się typologią Holmes and Holmes. Opierała się ona na analizie zachowania sprawcy na miejscu zdarzenia i wyróżniała kilka rodzajów zwyrodnialców. W tym przypadku mogła być mowa o drugiej grupie – morderców skupionych na procesie. W przeciwieństwie do tych, dla których liczył się sam czyn, ci zabijali powoli. Napawali się cierpieniem i czerpali nieludzką przyjemność z tego, co prowadziło do śmierci ich ofiar.
Zabójca z Giewontu pasował do tej grupy. Wyróżniano w niej dwa podtypy: morderców hedonistycznych i maniaków mocy i władzy. Ci drudzy najczęściej mieli pełną kontrolę nad miejscem zabójstwa, często dusili ofiary i pokazywali, że są panami sytuacji.
Uważali się za bogów. Władców życia i śmierci.
Forst potrząsnął głową i odsunął pustą filiżankę. Kawa sprawiła tylko, że głowa zaczęła boleć go jeszcze bardziej.
– Co teraz? – odezwała się Szrebska. – Co robicie w wydziale, kiedy budzicie się z ręką w nocniku?
– Kluczymy po znanych terytoriach dopóty, dopóki czegoś nie wyłowimy.
– Więc gdzie pokluczymy?
– Nigdzie – odparł Wiktor.
Spojrzała na niego wyczekująco, ale nie miał nic do dodania. Prokuratura sprawdzi wszystkie najbardziej oczywiste tropy, zapewne nie odnajdując niczego znaczącego. Oni zaś mogli liczyć tylko na nieoficjalne metody – i wszystko wskazywało na to, że już wszystkie wyczerpali.
Forst podniósł bułę wypchaną warzywami, serem i szynką, i zaczął zmagania, by jakoś ugryźć kawałek.
– Znam pewnego emerytowanego dziennikarza śledczego – powiedziała Szrebska.
– Gratuluję – odbąknął z pełnymi ustami. – Ja mam w rodzinie topiarza fryty.
– Słucham?
– Mój chrzestny topił frytę. Tę używaną do wyrobu ceramiki, bynajmniej niezwiązaną z KFC czy McDonaldem. Choć z drugiej strony…
– Świetnie, ale on nam się nie przyda.
– A emeryt tak? Zrozumiałbym, gdybyś znała jakiegoś mincerza antycznego, ale…
– Zna wszystkie sprawy, jakie miały miejsce po osiemdziesiątym dziewiątym – ucięła Olga. – I to bezpośrednio, bo blisko się im przyglądał.
– Nie wiem, czy to dobrze o kimkolwiek świadczy.
– Wcześniejsze morderstwa też zna, choć raczej z przekazów medialnych i opracowań. To prawdziwy znawca tematu.
Forst również orientował się w tej materii, ale nie na tyle, by być chodzącą encyklopedią polskich morderców. Dopiero gdy Szrebska przeszperała Internet, przypomniał mu się szereg degeneratów, których normalni ludzie nie chcieli pamiętać.
Skorpion zabił pięć osób w dwa tysiące pierwszym. Wampir z Zagłębia w latach sześćdziesiątych – czternaście kobiet. Frankenstein z Bytomia – sześć ofiar. Zabójca Dżentelmen – trzydzieści. Był też morderca z Sulejowa, skazany w dziewięćdziesiątym trzecim na karę śmierci, na którą wówczas obowiązywało moratorium. A był to tylko wierzchołek góry lodowej. Biorąc to wszystko pod uwagę, trudno było się dziwić, że ostatecznie doszło do czegoś tak spektakularnie wynaturzonego, jak zabicie Chalimoniuka na Giewoncie.
– Więc jak? – zapytała dziennikarka.
– Dzwoń. I tak nie mamy innego tropu.
Szrebska wybrała numer i szybko dowiedziała się, że znajomy emeryt przebywa obecnie na wakacjach w Chorwacji.
– To ważna sprawa, Janek – powiedziała. – Tak, wiem, że ciebie też kosztuje ta rozmowa… tak, zwrócę ci co do grosza, jak tylko… owszem, chodzi o tego trupa w Tatrach.
Forst wydął usta.
– W porządku – dodała pod nosem. – Mogę zadzwonić za chwilę. Wyślij mi SMS-a, jak… okej, do usłyszenia.
Odłożyła iPhone’a na stół i wbiła wzrok w wyświetlacz.
– Nie może teraz rozmawiać, musi nasmarować się kremem – burknęła.
– Jest marzec.
– Nie chciałam wnikać. Na emeryturze różne pomysły przychodzą człowiekowi do głowy.
– Mnie będą przychodzić tylko takie, żeby przetestować wszystkie gatunki whisky.
– Wiele ich chyba nie ma.
Komisarz uniósł brwi.
– Szkocka single malt, szkocka zbożowa, szkocka mieszana, irlandzka single grain, burbony Kentucky i non-Kentucky, Tennessee whiskey…
– W porządku, w porządku. – Olga uniosła ręce, nadal nerwowo spoglądając na telefon.
Zamilkli i Forst skorzystał z okazji, by zastanowić się nad tym, jakie konsekwencje będą mu groziły, gdy w końcu zgłosi się na komendę. Emerytury raczej nie doczeka. Zrobienie zdjęć materiałom dowodowym zasadniczo było równoznaczne z wyniesieniem ich z miejsca przestępstwa. Z pewnością nie skończy się na naganie.
Ale wolał teraz o tym nie myśleć.
Póki jeszcze był na wolności, chciał odkryć jak najwięcej kart w tej dziwnej rozgrywce. Przeszło mu przez myśl, że skoro Szrebska zamieściła zdjęcia monet w mediach społecznościowych, ktoś prędzej czy później się do nich odezwie. Jeśli istniał związek z jakimiś starymi sprawami, to właśnie w crowdsourcingu trzeba było upatrywać nadziei na jego odkrycie. Wiszenie na linii z Chorwacją nie miało większego sensu.
Mimo to z niecierpliwością wpatrywał się w iPhone’a. W końcu przyszedł SMS i Szrebska znów wybrała numer znajomego. Szybko wyjaśniła mu sprawę i to, czego od niego oczekują. Potem przez chwilę milczała i Wiktor nie słyszał, by rozmówca coś mówił. Włączyła głośnik i położyła smartfona na stole.
– Jesteś, Janek? – zapytała.
– Sięgam pamięcią daleko – zaczął mężczyzna. – Ale nie kojarzę niczego podobnego.
– Ale…
– Poczekaj Szrebska, nie skończyłem.
– No, mów.
– Niczego podobnego w Polsce – dopowiedział. – Nasi rodacy zdolni są do wyjątkowych bezeceństw, o czym zapewne wie twój policjant, ale w tym przypadku to nie na nich należy zwrócić uwagę.
– Mój policjant?
– Jak się rozłączyliśmy, dzwoniłem do żony – odparł stary dziennikarz. – Za to połączenie też mi zapłacisz.
– Nie jesteś tam z nią?
– Z tą heterą? Zwariowałaś? – prychnął. – Powiedziała mi, że w mediach trąbią o waszej dwójce. Rzekomo tego faceta szuka Komenda Wojewódzka.
Wiktor spojrzał na dziennikarkę i wzruszył ramionami.
– Słucha tego, co mówimy, prawda? – zapytał Janek.
– Tak.
– W takim razie niech się dwa razy zastanowi, zanim zrobi kolejny krok. Niebawem wszyscy się na niego rzucą. Media, przełożeni, zwykli ludzie.
– Chyba już się zastanowił.
– Wątpię – odbąknął rozmówca. – Gdyby to zrobił, wiedziałby, że pora wynosić się z kraju. I tobie proponuję to samo, Szrebska, bo skoro media już zwęszyły, że mu pomagasz, to niebawem służby wezmą się i za ciebie.
– Przejdziesz do rzeczy?
– Tak – odparł i zaczerpnął tchu. – Pamiętam pewną sprawę, może z dziewięćdziesiątego pierwszego.
Forst nachylił się do telefonu.
– Rzecz miała miejsce na Białorusi, więc nie wiemy wiele. Chodziło o jakiegoś nastolatka, który został pocięty siekierą czy innym podobnym narzędziem. Na domiar złego morderca starał się wepchnąć biedakowi monetę między górne jedynki. Nie udało mu się, przynajmniej dopóki nie pomógł sobie nogą.
Szrebska się skrzywiła.
– Nic przyjemnego, choć chłopak już wtedy nie żył – ciągnął dalej rozmówca. – Nie pamiętam dokładnie, co to była za moneta, ale coś starego. Wyjątkowo starego, może nawet antycznego.
– KGB RB znalazło sprawcę? – włączył się Wiktor.
– Nie. I z tego co pamiętam, wówczas na Białorusi było jeszcze KGB BSRR. Choć pewien nie jestem, dziewięćdziesiąty pierwszy to był przejściowy rok.
– Skąd pan wie o tej sprawie? – zapytał komisarz.
– Za sprawą agenta rosyjskich służb, który kiedyś opowiedział mi o niej przy wódce. Ponieważ ichniejsze i białoruskie KGB nie namierzyło mordercy, cała sprawa została wyciszona. Reputacja służb to wyznacznik ich bytu, ale o tym wie pan doskonale.
– Janek – odezwała się Olga. – Potrzebujemy więcej informacji o tej sprawie.
– Mogę dać wam namiar na tego agenta. Obecnie robi w FSB. Ugodowy facet, o ile macie dolary lub euro, rubli nie przyjmuje.
Spojrzeli po sobie, a potem Szrebska wyciągnęła kartkę i zapisała imię, nazwisko i adres.
– A numer telefonu? – zapytała.
– Nie znam. Facet chętnie bierze w łapę, ale jest ostrożny.
– To jak można się z nim skontaktować? – zapytał Forst.
– Na miejscu. Pod adresem, który wam podałem.
Po chwili rozmówca się rozłączył, a Wiktor i Szrebska spojrzeli po sobie. Zdawali sobie sprawę, że pozostało im tylko jedno. Trudno im było jednak łudzić się, że powiedzie się plan opuszczenia granic województwa, a co dopiero kraju.
Komisarz ugryzł szynobułę.
– Ten facet mógłby wiele nam powiedzieć – odezwał się.
– Co ty powiesz?
– I w Rosji nie bylibyśmy na celowniku.
– W Rosji każdy jest na celowniku – odparła.
– Słuszna uwaga – powiedział Wiktor, zgarbiwszy się nieco. Potarł skronie, przypuszczając, że cokolwiek by nie postanowili, najgorsze dopiero nadejdzie.
– I potrzebne byłyby nam wizy – dodała. – Nie mówiąc o moim paszporcie, który jest w Warszawie.
– O ile zamierzalibyśmy legalnie przekroczyć granicę.
– No tak – odparła Szrebska w zamyśleniu, wpatrując się gdzieś za okno. Po chwili przeniosła wzrok na Forsta i ściągnęła brwi. – Apetyt ci dopisuje – powiedziała.
– Jak się denerwuję, dużo jem.
– Nie widać po tobie.
– Bo biegam rano. Spalam wszystkie grzechy dnia poprzedniego.
– Alkohol?
Wzruszył ramionami.
– Bieg wprost idealnie zeruje promilowy stan konta – powiedział.
– Szkoda, że zawodowego ci nie wyzeruje – odparła, znów wbijając wzrok w budynek za oknem. – Dlaczego chcą cię udupić, co? Zastanowiłeś się nad tym porządnie?
– Nie.
– To może najwyższa pora?
– Nie mam pomysłu.
– Wcześniej też nie byłeś lubiany w jednostce?
– Nieprzesadnie.
Nie miał zamiaru się nad tym rozwodzić, bo takie gdybanie do niczego nie prowadziło. Nikt w komendzie nie potrafił podać mu powodu dyscyplinarki, więc tym bardziej nie wykoncypuje tego sam, siedząc w uziemionym tramwaju.
– Ale teraz nie ja jeden jestem persona non grata polskiej policji – dodał, wskazując na nią.
– Nie żartuj sobie.
– Nie żartuję. Jak tak dalej pójdzie, zaczną szukać czegoś także na ciebie.
Olga zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową.
– Jak tak dalej pójdzie, dostanę za ten reportaż nagrodę Grand Press.
– Na to liczysz?
– Oczywiście – odparła. – Z jakiego innego powodu miałabym tu z tobą siedzieć?
Spojrzał na nią badawczo. Dotychczas oboje podchodzili do całej sprawy raczej lekko, ale był to tylko mechanizm obronny. W końcu trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy – dalsze podążanie tą drogą zaprowadzi ich oboje do więzienia.
Wiktor zaczął zastanawiać się, czy warto ryzykować.
Może białoruska moneta miała coś wspólnego z tą, którą znalazł w ustach Chalimoniuka, a może nie. Nawet jeśli istniał jakiś związek, to czy opłacało się go sprawdzać?
Komisarz nie zdążył się nad tym zastanowić, bo Szrebska nagle podniosła się i skierowała do lady. Uregulowała rachunek, a potem skinęła na policjanta i ruszyła na zewnątrz.
– Zapłaciłam, bo ostatnio nawinęło mi się zestawienie zarobków oficerów policji.
– Mhm.
– Wynikało z niego, że taki jak ty wykręca, bagatela, trzy tysiące netto.
– Z małym okładem – odparł Forst.
Wystarczało mu to na życie, nigdzie nie jeździł, nie brał kredytów, nie miał na utrzymaniu dzieci. Najwięcej wydawał właściwie na hurtowe zakupy gum na Allegro. Biorąc jednak pod uwagę stres i godziny pracy, było to jak policzek. Plus był taki, że po niecałych trzydziestu latach pracy będzie mógł dać sobie spokój i korzystać z emerytury w wysokości siedemdziesięciu pięciu procent ostatniej pensji.
Nie był to najszlachetniejszy cel w życiu, ale wystarczał, by popychać je do przodu. Niech inni zapisują się złotymi zgłoskami w historii.
Forst wyszedł za Olgą na ulicę i wyciągnął big redy. Zaproponował listek towarzyszce, ale ta pokręciła głową. Ruszyli w kierunku astry i Wiktor nie mógł nie zauważyć, że dziennikarka sprawia wrażenie, jakby się jej spieszyło.
– Niech zgadnę – bąknął. – Podjęłaś już decyzję.
– Może.
– Obwód kaliningradzki?
Szrebska zagwizdała cicho.
– Proszę, proszę. Nie wiedziałam, że stróże prawa są tak domyślni. Aż trudno uwierzyć, że krąży tyle stereotypów na wasz temat.