Читать книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz - Страница 7

CZĘŚĆ PIERWSZA
6

Оглавление

Zeszli do Murowanicy, a potem skierowali się do samochodu zaparkowanego tuż przed Bulwarami Słowackiego. Forst spojrzał z rezerwą na niepozornego, czerwonego opla astrę. Przypuszczał, że to model sprzed dobrych dziesięciu lat. Obszedł auto i przyjrzał się klapie bagażnika. Pojemność 1.4 – większej się nie spodziewał.

– Coś nie tak? – zapytała Szrebska.

– Nie.

– To wsiadaj. Włączę ogrzewanie.

Z chęcią skorzystał z tej propozycji, bo brakowało mu co najmniej jednej warstwy termoizolacyjnej. Wprawdzie śnieg nie padał i temperatura była znośna, ale obchodząc krzyż na Giewoncie porządnie wymarzł. Na szczycie był raptem jeden stopień.

Wszedł do auta i ledwo drzwi się zamknęły, poczuł się otumaniony.

Kenzo Amour. Nie miał co do tego wątpliwości. Tak pachniał tylko jeden rodzaj perfum.

Rozpakował cynamonową gumę i starał się skupić na jej ostrym smaku.

– To jakiś nałóg? – zapytała, wskazując na opakowanie big redów.

– Biorę jedną za każdym razem, kiedy nachodzi mnie ochota na papierosa.

– Dawno rzuciłeś?

– Ponad dwa lata temu.

Szrebska skinęła głową, po czym wyciągnęła telefon i zaczęła przeszukiwać książkę adresową. Potem wybrała numer i wylewnie powitała rozmówcę.

Forst przysłuchiwał się rozmowie, patrząc na wyładowane turystami bryczki jadące do Kuźnic. Szybko wywnioskował, że Olga ma po drugiej stronie przedstawiciela lokalnych mediów.

– Więc go znasz? – dopytała po tym, jak podała jego imię i nazwisko.

Przez chwilę słuchała w milczeniu. Forst przypuszczał, że mężczyzna wyłuszcza jej wszystkie te sprawy, przez które zrobiło się o nim głośno w Zakopanem.

Romans z córką dowódcy. Rzekome pobicie austriackiego turysty, który wykąpał się w Morskim Oku. Zatrzymanie za jazdę pod wpływem alkoholu kilka lat temu. Trochę tego było. Jeśli zaczęli grzebać w zamierzchłej przeszłości, będzie jeszcze więcej.

Szrebska zdawała się przyjmować informacje z obojętnością, co utwierdzało go w przekonaniu, że dobrze zrobił, proponując jej współpracę. Zaraz potem przyznał się przed sobą, że właściwie nie miał innej możliwości. Po tym, jak zostawił dowódcę na szlaku, wykonał kilka telefonów, próbując wykorzystać stare przysługi. Wszyscy jego dłużnicy twierdzili jednak zgodnie, że niczego nie mogą dla niego zrobić – okres zawieszenia zapewne ulegnie przedłużeniu, a jego sprawa na dobre trafi do Gomoły, który będzie usłużnie współpracować z prokuraturą.

Nikt nie wiedział, jaki był powód zawieszenia. Żucie gumy przed kamerą i stwierdzenie z głupia frant, że to samobójstwo, nijak nie kwalifikowało się do wszczęcia postępowania. Coś było na rzeczy. I ktokolwiek miał z tym związek, działał błyskawicznie. Jak profesjonalista.

Komisarz przerwał rozmyślania, gdy Szrebska odłożyła telefon.

– Mój znajomy wypowiada się o tobie w samych superlatywach – powiedziała. – Gratuluję, urosłeś w moich oczach.

– Dziękuję.

– Szczególnie spodobało mi się, że niegdyś oplułeś przewodniczącego Gminnej Rady Narodowej.

– Nigdy nie postawiono mi zarzutów.

– Trudno postawić je dwunastolatkowi.

– To prawda. Choć w PRL-u wszystko było możliwe.

– Koniec końców przeszedłeś pozytywnie weryfikację Szrebskiej.

Forst uniósł brwi.

– A teraz pokaż, na co cię stać – dodała. – I dowiedz się, kim jest nasz John Doe.

– Nazywamy takich NN osobami.

– Co?

– To nie serial kryminalny, tu nie ma Johnów Doe i no name’ów. Są NN osoby, a w tym przypadku raczej NN zwłoki.

– Mniejsza z tym. Może ktoś zdołał już ustalić jego tożsamość.

– Może. Przypuszczam, że właśnie zabierają się do sekcji. Śmigłowiec TOPR-u zabrał ciało dobre dwie godziny temu.

– Tak długo schodziliśmy z gór?

– Przy mnie zawsze czas mija szybko.

– Dzwoń lepiej, Forst.

Wiktor skinął głową, a potem wybrał numer znajomej pracującej w laboratorium kryminalistycznym. Liczył, że jeżeli gdziekolwiek będą wiedzieć coś o nagim starcu z krzyża, to właśnie tam. Ratownicy TOPR-u na miejscu zdarzenia nie odnaleźli żadnych dokumentów, więc pozostawały badania daktyloskopijne, karty dentystyczne, czy w końcu badanie DNA. Rozmówczyni jednak nie miała dla niego żadnych informacji – oprócz tego, że ciało znajduje się już w kostnicy szpitala na Kamieńcu i właśnie prowadzona jest tam sekcja zwłok.

– Byłam przekonana, że przetransportują go do Krakowa – zauważyła Szrebska.

Forst milczał, uznając, że nie ma to żadnego znaczenia. I tak nie wpuszczono by ich do prosektorium.

– Mogli polecieć do Instytutu Medycyny Sądowej – dodała. – Mają tam lepszy sprzęt.

– To czterdziestominutowy lot z gnijącym trupem na pokładzie.

Olga wzruszyła ramionami.

– Nie wspomnę już o tym, że obowiązuje właściwość miejscowa. Zakopiańska prokuratura prowadzi sprawę – dodał Wiktor. – Tak czy inaczej, nie udało się ustalić tożsamości.

– Właściwie powinniśmy się byli tego spodziewać.

– Nie masz zaufania do organów ścigania?

– Mam, ale większym darzę Facebooka.

Funkcjonariusz spojrzał na nią pytająco. Szrebska wskazała torbę z laptopem, która leżała za siedzeniem kierowcy. Wiktor wyjął z niej niewielkiego macbooka air, podczas gdy Olga otworzyła lusterko nad głową i zaczęła poprawiać fryzurę.

– Będziesz zadowolony z tego, co wrzuciłam jeszcze spod stóp Giewontu – oznajmiła.

Forst włączył uśpiony komputer i otworzywszy Safari, wszedł na portal społecznościowy.

– Jesteś zalogowana?

– Zawsze.

– Ryzykujesz, że ktoś zostawi ci gówniany prezent na ścianie.

– Lubię żyć na granicy ryzyka – odparła, poprawiając kosmyk włosów na grzywce.

Wiktor wpił wzrok w najnowszy post, jaki pojawił się na fanpage’u Szrebskiej. Szybko przekonał się, że to samo widnieje u niej na Twitterze i Instagramie.

– I jak? Sto tysięcy obserwujących moje tweety i dwa razy tyle fanów. Na Insta lepiej nie wchodź, bo popadniesz w kompleksy.

Komisarz milczał, przeglądając komentarze. Było ich ponad tysiąc, mimo że posty pojawiły się raptem dwie i pół godziny temu. Oba były apelami, na które internauci odpowiedzieli natychmiast.

– Zrobiłam mały crowdsourcing.

– Widzę – odparł Forst. – Załatwiłaś też sobie naganę Rady Etyki Mediów. Na tych zdjęciach widnieje twarz ofiary.

– Nie mów! Ale wtopa.

– I to w niezłym zbliżeniu.

– Ktoś go rozpoznał? – zapytała z uśmiechem Szrebska.

– Jeśli liczba lajków pod odpowiedzią świadczy o jej prawdziwości, to jest to nie kto inny jak Nergal ćwiczący przed następnym koncertem.

– Nie ma innych propozycji?

– Jest ich od groma.

– A jakaś poważna?

– Też się znajdzie.

Szrebska oderwała wzrok od lusterka i spojrzała na macbooka.

– A konkretniej? – dopytała.

– Według jednego z twoich fanów, który przedstawia się jako Wielki Bałamutnik, nasz nieboszczyk to wykładowca Uniwersytetu Rzeszowskiego, niejaki doktor habilitowany Marek Chalimoniuk. Mówi ci to coś?

– Nic a nic.

Forst szybko sięgnął do zasobów Google i przekonał się, że trup z Giewontu w istocie jest doktorem Chalimoniukiem. Zdjęcie nieszczęśnika widniało na stronie uniwersytetu, a obok niego zamieszczono krótką notkę biograficzną. Był wykładowcą prowadzącym zajęcia z podstaw archiwistyki współczesnej, cokolwiek to znaczyło… i czymkolwiek się różniło od archiwistyki niewspółczesnej.

– I co ty na to? – zapytał Wiktor, szperając dalej w odmętach Internetu.

– Może przez niego kilku studentów musiało pisać warunek. Wkurzyli się, dogadali ze sobą, a potem zaciągnęli go na Giewont.

– Z pewnością tak właśnie było – mruknął Forst. – Choć zgodzę się, że morderców musiało być kilku. Jednemu lub dwóm Chalimoniuk by uciekł.

– Twierdzisz, że o własnych siłach wszedł na szczyt?

– Tak. Na ciele nie było żadnych otarć. Poza tym wszystko wskazuje na to, że umarł dopiero na krzyżu.

Olga zamknęła lusterko i włączyła silnik. Gdy ruszyła w kierunku Drogi na Bystre, dieslowy opel wydał z siebie dźwięk świadczący o tym, że najwyższa pora zrobić przegląd. Kierująca najwyraźniej jednak była innego zdania. Wdusiła pedał gazu do podłogi, a astrą szarpnęło w przód.

– Dokąd jedziemy? – zapytał pasażer.

– Do Krakowa.

– Mamy w tym jakiś cel, czy zamierzamy zjeść po obwarzanku?

– Znam tam kogoś, kto orientuje się w kulturze antycznej.

– A nie masz na podorędziu kogoś, kto nie jest oddalony o sto kilometrów?

– Trudno powiedzieć – odparła, nie dostrzegając turysty, który starał się wejść na pasy. – Jestem tu od wczoraj na urlopie.

– Pozostaje ci tylko pozazdrościć.

– Zazdrość samemu sobie, bo twój urlop będzie znacznie dłuższy od mojego.

Forst musiał przyznać jej rację. Wodził wzrokiem za mijanymi ceprami, którzy już zmierzali w kierunku Wielkiej Krokwi, by stamtąd ruszyć na Giewont. Owczy pęd się zaczynał.

Czerwony opel astra przemknął przez miasto i wjechał na czterdziestkę siódemkę prowadzącą do Poronina. Na Zakopiance trwały jakieś prace, jak zawsze. Wiktor nie oczekiwał niczego innego.

Nie spodziewał się też, że otrzyma pewnego SMS-a.

Wyciągnął smartfona i spojrzał na wyświetlacz, nie dowierzając, że ma aż tyle nieodebranych połączeń. Prócz nich, w rogu ekranu widniała ikonka wiadomości tekstowej. Forst wyświetlił ją i zdębiał.

– Co jest? – zapytała Szrebska, obracając ku niemu głowę.

– Komenda się o mnie doprasza.

– Przecież cię zawiesili.

– Tak. I teraz chcieliby mnie przesłuchać.

– Mam zawrócić?

Ton jej głosu świadczył, że było to pytanie retoryczne, więc Wiktor nie odpowiedział.

– Co ci grozi, jeśli się nie stawisz?

– Nic dobrego.

Nie odrywając wzroku od drogi, wykonała ruch ręką świadczący o tym, by mówił dalej. Forst jednak przez chwilę milczał, zastanawiając się nad tym, skąd ten pośpiech. Wniosek mógł być tylko jeden – ktoś chciał uciszyć go w trybie natychmiastowym.

– Halo? – Szrebska upomniała się o uwagę.

– Myślę.

– Nie myśl, tylko odpowiadaj – odparła Olga. – Chyba że chcesz wysiąść na najbliższej stacji benzynowej.

Wiktor odchrząknął. Właściwie powinien spodziewać się tego, że dziennikarka będzie próbowała rozdawać karty. Nie miał nic przeciwko – o ile to do niego będzie należało ostatnie słowo.

– W tej chwili grozi mi postępowanie dyscyplinarne i konsekwencje natury, powiedzmy, zawodowej. Ale jeśli się nie stawię, będą mogli mnie ścigać.

– Więc mowa o konsekwencjach natury, powiedzmy, prawnej.

– Tak.

– Postawię sprawę jasno, Forst. Nie mam zamiaru pomagać kryminaliście.

– Jestem stróżem prawa.

– Jeszcze.

Skinął głową, myśląc o tym, ile czasu zajmie przełożonym załatwienie papierkowej roboty. W normalnych okolicznościach mógłby bez trudu migać się od konsekwencji przez dobry tydzień lub dwa, ale w tej sytuacji należało uznać, że ma w porywach kilka godzin.

Spojrzał na Olgę, niepewny jej reakcji. Wyłapała jego badawcze spojrzenie i się uśmiechnęła.

– Jakby się kto pytał, nie miałam pojęcia o tym SMS-ie – powiedziała. – Dopóki formalnie nie postawią ci zarzutów, w moich oczach jesteś czysty.

– Czyli nasza kopulacja jest niezagrożona.

– Nasza kopulacja jest i zawsze będzie nieistniejąca.

– Ty tak twierdzisz.

– Owszem – przyznała. – I to jedyne zdanie, które się liczy.

Rozmawiał z nią w zasadzie bezwiednie. Jego myśli wciąż krążyły wokół kabały, w którą się władował – kabały znacznie większej, niż początkowo przypuszczał. Mógł zrozumieć, że komuś zależało na odsunięciu go od sprawy, ale skąd ta afera z dyscyplinarką? Ktoś chciał go porządnie usadzić, nim zacznie węszyć – ale kto miałby na tym cokolwiek zyskać?

Forst miał nadzieję, że dowie się czegoś w Krakowie. Moneta sama w sobie nie stanowiła solidnego tropu, ale może specjalista Szrebskiej rzuci trochę światła na to, co się z nią wiąże.

Minęli roboty drogowe przed Białym Dunajcem i Olga przyspieszyła, znów szarpiąc samochodem. Nie była mistrzem kierownicy, ale Wiktor nie miał zamiaru o tym wspominać.

– Ten twój numizmatyk jest zaufany? – odezwał się.

– Tak.

– Dobrze go znasz?

– Wystarczająco.

Forst potarł skroń, ból był nieznośny.

– Jeśli ktoś się na mnie uwziął, zapewne śledzi każdy nasz ruch – odezwał się.

– Brzmi to trochę paranoicznie.

– Raczej zapobiegliwie – zaoponował. – I na wszelki wypadek umów się z tym specjalistą w miejscu, gdzie jest dużo ludzi.

Ekspozycja

Подняться наверх