Читать книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz - Страница 12

CZĘŚĆ PIERWSZA
11

Оглавление

Szrebska skupiała całą uwagę na drodze przed sobą, podczas gdy Wiktor raz po raz zerkał w tylne lusterko. Przed Kielcami dostrzegł zbliżający się radiowóz, którego prędkość kazała mu sądzić, że zaraz rozlegnie się wycie syren.

– Mamy ogon – powiedział.

Spojrzał na prędkościomierz. Szrebska jechała sto na godzinę, a znajdowali się na krajówce, gdzie dopuszczalna prędkość to dziewięćdziesiątka. Mimo to po chwili funkcjonariusze włączyli koguta.

– Ja pierniczę – skwitowała Olga. – Co robimy?

– To alfa 159 – zauważył Wiktor.

– I co w związku z tym? Znasz jakieś słabe strony tego…

– Nie – uciął. – To bydlę ma pod maską dwieście koni mechanicznych i może pochwalić się momentem obrotowym trzystu dwudziestu niutonometrów.

– Aha.

Syrena nadal wyła w najlepsze. Trwał pokaz niebiesko-czerwonych stroboskopów.

– Innymi słowy, ledwo dodasz gazu w tym swoim gruchocie, a alfa będzie już dawno przed tobą.

– Nie obrażaj astruni.

Forst zbył milczeniem to pieszczotliwe określenie. Tapicerka w samochodzie nie była myta od dobrego roku, na lusterku dyndał wunderbaum, który dawno przestał pachnieć, a w schowku walały się wszelkiej maści płyty, od klasycznego rocka po najnowsze dubstepowe hity.

– Służy mi wiernie od dziesięciu lat.

– Może posłuży ci jeszcze trochę, o ile się zatrzymasz.

Olga zwolniła, ale komisarz wskazał jej zjazd, który zaczynał się kilkaset metrów dalej.

– Włącz awaryjki, żeby wiedzieli, że nie uciekniesz im tym demonem szos, i zjedź na ten parking – polecił.

– Może lepiej na poboczu?

– Nie, znajdźmy sobie ustronne miejsce. Alfa pojedzie za nami wszędzie.

Po chwili zjechali na niemal pusty parking. Po drugiej stronie stała dziewczyna w kusej spódniczce, ale gdy tylko zauważyła policyjne auto, odwróciła się i ruszyła poboczem. Kawałek dalej była zaparkowana ciężarówka z zaciągniętą firanką.

– Co teraz? – zapytała Olga.

– Władują nas do radiowozu i zawiozą na najbliższy komisariat – odparł Forst, nerwowo przeżuwając gumę. – A astrunię odholują.

– Może poczekamy, aż wyjdą, a potem ruszymy z piskiem opon?

– Ile masz koni pod maską?

– Nie wiem.

Wiktor pokiwał głową.

Szrebska zatrzymała samochód na miejscu dla TIR-ów. Tuż za nimi stanęła policyjna alfa i natychmiast wyskoczyło z niej dwóch funkcjonariuszy. Trzymając ręce na odpiętych kaburach z pistoletami, ruszyli w kierunku opla.

– Co nam grozi? – odezwała się Szrebska.

– Tobie tylko mało przyjemne przesłuchanie. Jeśli o mnie chodzi, trudno powiedzieć.

– Mam to nagrywać? – zapytała, sięgając po komórkę.

– Nie. Połóż ręce na kierownicy.

– Gdyby cię zamknęli, pamiętaj, że znam świetną prawniczkę z kancelarii Żelazny & McVay. Da ci zniżkę.

Forst wskazał wzrokiem kierownicę, ale Olga skrzyżowała ręce na piersiach.

Funkcjonariusze podeszli z obu stron, gotowi w każdej chwili dobyć broni. Ustawili się w taki sposób, że zdeterminowany kryminalista mógłby ich odepchnąć, otwierając z impetem drzwi.

Wiktor złapał za klamkę, a potem wyrzucił gumę na zewnątrz i wyszedł z auta.

– Ręce na dach! – rozkazał funkcjonariusz.

– Spokojnie, sierżancie – odparł Wiktor, patrząc na oznaczenia na mundurze. – Jestem uzbrojony tylko w big redy.

– Ręce na dach!

Gdy Forst nie wykonał polecenia, funkcjonariusz natychmiast do niego doskoczył, złapał go za fraki i obrócił. Nieporadnie nacisnął na szyjny odcinek kręgosłupa, licząc na to, że Wiktor się pochyli. W tej ekwilibrystyce były co najmniej dwa momenty, gdy Forst miał sposobność, by odwdzięczyć się pięknym za nadobne. Posłusznie położył jednak dłonie na dachu astry, a potem spojrzał na Olgę.

Wysiadła z samochodu i spiorunowała policjanta wzrokiem. Nie sprawiała wrażenia chętnej do współpracy. Typowa dziennikarska postawa, skwitował w duchu.

Przypuszczał, że sytuacja szybko przerodzi się w katastrofę. Ocenił swoje szanse – w tej chwili groziła mu odsiadka, ale może sprawny prawnik rzeczywiście potrafiłby wyciągnąć go z tego gnoju. Wystarczyło tylko współpracować.

– Słuchaj… – zaczął niepewnie.

– Ryj, kurwa! – wydarł się funkcjonariusz.

Standard. Ćwiczyli takie okrzyki długimi godzinami na szkoleniach. Jakkolwiek szlachetnie by do tego zawodu nie podchodzić, duża część nauki sprowadzała się do robienia odpowiedniego wrażenia. Mając regularnie do czynienia z kryminalistami, należało operować językiem, który rozumieli. Tubalny, dosadny ton był katowany do upadłego.

Forst się rozejrzał. Na parkingu nie było nikogo, oprócz tirowca, który właśnie odsłaniał firankę w kabinie, zainteresowany krzykami. Szrebska nadal stała przed policjantem, nie mając zamiaru odwracać się do niego tyłem.

Znajdujący się za Wiktorem funkcjonariusz zaczął go przeszukiwać.

Forst wiedział, że jeśli ma coś zrobić, to właśnie teraz. Za chwilę skują go i wsadzą do radiowozu.

– Stój spokojnie! – ryknął sierżant.

Komisarz zaczerpnął tchu i podjął decyzję. Nawet jeśli była to jedna z najważniejszych spraw w historii polskiego wymiaru ścigania, nie była warta tego, by iść za nią siedzieć.

– Pochyl się, kurwa! – krzyknął funkcjonariusz, a potem przywalił Wiktorowi w plecy.

Forst zacisnął usta i zrobił, co mu kazano.

– Nogi szerzej!

Policjant kopnął go w kostkę i przycisnął mocniej do karoserii. Wiktor wykonał polecenie, nie protestując. Nie ulegało wątpliwości, że ma do czynienia z żółtodziobami – jeden przesadzał z siłą fizyczną, drugi nie potrafił okiełznać Szrebskiej.

– Przyzwyczajaj się do tego, Forst – odezwał się przez zęby funkcjonariusz. – W więziennej celi będziesz tak się ustawiał co dnia.

Jeśli dotychczas wątpił, że ktoś z góry się na niego uwziął, teraz nie miał wątpliwości. To nie było normalne zatrzymanie, tym dwóm polecono, by się nie certolili.

Wiktor obejrzał się przez ramię na młodzika.

– Ryj na samochód! – wydarł się policjant.

– Nie wiem, kto wam…

Forst urwał, gdy funkcjonariusz uderzył go w żebra. Ból szybko zaczął rozchodzić się po klatce piersiowej – równie szybko, jak świadomość tego, że całe zajście nie skończy się tak, jak przypuszczał komisarz.

– Nie jęcz – odezwał się napastnik. – Zanim dojedziemy do aresztu śledczego, oberwiesz jeszcze niejednokrotnie. A tę dziennikarską dziwkę przejadę na wylot.

Komisarz znów spróbował się odwrócić, tym razem bardziej zdecydowanie.

– Głowa w dół, kurwa!

Forst nie zdążył jej pochylić. Funkcjonariusz rąbnął go w potylicę, aż zaszumiało mu w uszach.

Wiktor nie planował się bronić, zadziałał instynkt samozachowawczy, wzmocniony latami ćwiczeń. Z impetem odrzucił głowę w tył, trafiając policjanta prosto w twarz. Młody zawył cicho i zatoczył się o krok.

Zanim drugi z policjantów się zorientował, Forst dopadł już do zdezorientowanego młokosa i wyrwał mu pistolet z otwartej kabury. Nie zastanawiał się ani przez moment. Wszystko działo się automatycznie.

Dopiero po upływie kilku sekund komisarz zdał sobie sprawę z tego, co zrobił.

Teraz nie było już odwrotu.

– Szrebska! Odsuń się! – krzyknął.

Dziennikarka natychmiast wykonała polecenie, a drugi z policjantów trwał w bezruchu, nie rozumiejąc, co się stało. Forst odszedł kilka kroków od tego, któremu teraz z nosa ciekła strużka krwi, cały czas mierząc do niego z broni. Obaj sprawiali wrażenie, jakby narobili w spodnie.

– Drgnij tylko, a strzelę – powiedział Wiktor. – W tej chwili wszystko mi jedno. I tak poślą mnie do Wronek.

Funkcjonariusz przełknął ślinę.

– Nie strzelisz – powiedział słabo.

Miał stuprocentową rację. Czym innym było przywalić policjantowi w nos, czym innym pociągnąć za spust. Nie miał zamiaru ryzykować, że któregoś z nich zrani czy, nie daj Boże, zabije.

Olga odsunęła się na bok, piorunując Wiktora wzrokiem. Spodziewał się zobaczyć w jej oczach ulgę, ale jej nie dostrzegł.

– Zwariowałeś? – zapytała, oddychając ciężko.

Komisarz poprawił chwyt broni.

– Przed chwilą sama byłaś gotowa rzucić mu się do gardła.

– Ale nie mierzyć do niego z pistoletu!

– Zobacz lepiej, co z naszym towarzyszem.

– Nie, Forst, tym razem przeszarżowałeś – odparła. – Nie mam zamiaru ci pomagać.

– Słuchaj…

– Odłóż tę broń, do cholery!

Spojrzał na nią z niedowierzaniem i dopiero po chwili zrozumiał, że to przedstawienie stanowi jej ubezpieczenie. Do tej pory nie zrobiła niczego, co naraziłoby ją na odpowiedzialność karną. I najrozsądniej było działać tak, by nie wyprowadzać stróżów prawa z błędu.

– Wsiadaj do samochodu – polecił Wiktor. – No, ruchy, ruchy!

Dziennikarka nie ruszyła się o krok, a on przeniósł wzrok na policjanta stojącego po drugiej stronie samochodu.

– A ty powoli wyciągnij broń i rzuć ją na ziemię.

Kątem oka cały czas kontrolował, co robi drugi z młokosów. Starał się na dłużej nie odrywać wzroku od tego, który wciąż był uzbrojony. Gdyby młodemu zebrało się nagle na bohaterstwo, nie byłoby mowy o żadnym więzieniu.

Ktokolwiek wysłał tych ludzi, musiał wiedzieć, że sprawy potoczą się w taki sposób. Naraz Forst uświadomił sobie, że młodzi nie mieli go aresztować, a jedynie sprowokować. Komuś zależało na tym, by przekroczył granicę, zza której nie będzie już powrotu.

– Rzuć broń, człowieku – bardziej poprosił, niż rozkazał Wiktor. – Naprawdę nie chcę strzelać.

Na czole funkcjonariusza pojawiły się pierwsze krople potu. Wyciągnął powoli glocka, a następnie odrzucił go na bok. Drugi stał z uniesionymi rękoma oraz z zakrwawionym nosem, i patrzył niepewnie na Forsta.

Komisarz przypuszczał, że niczego się od tych ludzi nie dowie. Szkoda było czasu na przesłuchiwanie ich, a poza tym kierowca zaparkowanego nieopodal TIR-a zapewne puścił już w obieg informacje przez CB-radio. Zaraz zjadą się tu wszystkie służby mundurowe z okolicy.

Forst wycelował w Szrebską.

– Do wozu – powiedział.

Olga spojrzała z przerażeniem prosto w lufę pistoletu i Wiktor musiał przyznać, że całkiem nieźle odgrywała swoją rolę. Z punktu widzenia policjantów będzie czysta jak łza. On zaś właściwie mógł już pożegnać się z życiem, jakie znał. Jeśli nie miał zamiaru spędzić jego reszty za kratkami, musiał uciekać z kraju.

– Wsiadaj do samochodu – powtórzył.

Szrebska skinęła głową i powoli podeszła do drzwi samochodu. Zajęła miejsce za kierownicą, a potem ścisnęła ją tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. Forst spojrzał na funkcjonariuszy i przemknęło mu przez myśl, że może nie będą aż tak nieprzydatni, jak początkowo sądził. W końcu jakoś trafili na ich trop.

– Kto was poinformował, gdzie jesteśmy? – zapytał.

Ten zakrwawiony spojrzał z nadzieją w kierunku ciężarówki. Forst wiedział, że każda sekunda może być teraz na wagę złota, ale jeśli mógł się czegoś dowiedzieć, nie chciał z tego rezygnować.

– Mów!

– Ja… ja dostałem informację z centrali… że-żeby zatrzymać tę astrę…

Wiktor ścisnął mocniej glocka.

– Przysięgam! – zarzekał się policjant.

– Żadnej nieformalnej rozmowy, żadnego SMS-a?

Nerwowo pokręcił głową. Wiktor przeniósł wzrok na drugiego, ale ten sprawiał wrażenie, jakby był jeszcze bardziej przerażony.

– Jaką konkretnie informację dostaliście z centrali?

– Tylko tyle, że… że ktoś widział samochód z poszukiwanym.

Forst przyglądał się przez chwilę funkcjonariuszom i w końcu uznał, że gdyby cokolwiek wiedzieli, wyśpiewaliby to nawet bez pytania. Zaklął w duchu, żałując straconego czasu.

Teraz pozostawało tylko unieruchomić alfę i jak najprędzej się stąd oddalić. Przestrzelenie opon nie wchodziło w grę – takie bzdury działały tylko na filmach. Guma była gruba i potrafiła odbić nawet pocisk. By ją przebić, trzeba było trafić pod dobrym kątem lub w odpowiednie miejsce, gdzie bieżnik był najcieńszy. Albo mieć coś ostrego.

Zresztą był znacznie prostszy sposób. Forst podszedł do radiowozu i sięgnął po kluczyki. Wyjął je ze stacyjki, a potem wsiadł do czerwonego opla. Przez okno nadal celował do funkcjonariuszy.

– Ruszaj – powiedział. – Byle szybko.

– Dokąd?

– Nie wiem – odparł, pocierając nerwowo czoło.

Ekspozycja

Подняться наверх