Читать книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz - Страница 16
CZĘŚĆ PIERWSZA
15
ОглавлениеW pierwszej chwili Szrebska miała ochotę zwyzywać kobiecinę od najgorszych jędz. W porę jednak się zmitygowała, stwierdzając, że została urobiona przez ojca dyrektora – w tym przypadku wyjątkowo przyjął taką samą linię jak wszystkie inne media.
Zaraz potem do dzieła przystąpił Wiktor.
Nastawił RMF, Zetkę, Trójkę, TOK FM… przeszedł przez wszystkie stacje, na których w kółko nadawano informacje na temat dwojga zbiegów poszukiwanych przez organy ścigania. Nie trzeba było wiele, by staruszka uwierzyła, że to wszystko zmowa żydomasońskiego konglomeratu medialnego. Sprawę uwiarygadniał fakt, że w Radiu Maryja przebąknięto tylko na ten temat, a potem do niego nie wracano.
Forst długo rozwodził się nad tym, że najwyraźniej w toruńskiej rozgłośni przejrzano na oczy i zorientowano się, że to wszystko mistyfikacja.
– Ale po co to wszystko? – zapytała nieprzekonana jeszcze babinka.
Wiktor długo milczał, patrząc na kobietę, jakby wahał się, czy może wyjawić jej tajemnicę.
– Odkryliśmy prawdę o Smoleńsku – powiedział w końcu. – Mamy dowody.
Od tego do rosyjskiego spisku było już niedaleko.
Teraz chowali się w niewielkiej komórce za kuchnią. Nie była to wymarzona kryjówka i nie mieli z niej żadnej drogi ucieczki. Nie była też w żaden sposób zakamuflowana – wystarczyło wejść do kuchni i otworzyć niewielkie drzwi po drugiej stronie.
Pomieszczenie miało może sześć metrów kwadratowych. Słoiki z ogórkami i kompotami stały jedne na drugich, a dwoje uciekinierów znajdowało się w odległości kilku centymetrów od siebie.
– Co teraz, Forst?
– Gdybyś była hetero…
– Pytam poważnie – ucięła czym prędzej Szrebska. – Zaraz tu wpadną.
– Nie wybiegałem tak daleko myślami – odparł, wpatrując się w jej oczy. – Prosta zasada mówi, by gasić trwające pożary i nie przejmować się tymi, które dopiero wybuchną.
Olga pokręciła głową.
– Mogliśmy próbować ucieczki – powiedziała.
– Zaraz by nas ściągnęli. Widziałem lufę snajperki za drzewem.
Szrebska spuściła wzrok i spojrzała na pistolet, który trzymał jej towarzysz. Nie sądziła, by był gotowy go użyć. Potrafił wprawdzie działać lekkomyślnie, ale z pewnością nie na tyle, by porywać się z motyką na słońce.
– Ilu ich tam jest? – zapytała.
– Przypuszczam, że kilkudziesięciu. Ściągają wszystkich z okolicy, więc będzie ich coraz więcej.
– Może jakoś się z nimi dogadamy?
– Z całą pewnością – odburknął.
– To co proponujesz?
– Pożegnalne zbliżenie, zanim nas rozdzielą.
Olga uśmiechnęła się i lekko go popchnęła. Zaraz potem usłyszeli głosy w kuchni. Zamarli, wsłuchując się w wymianę zdań.
– Osica – szepnął Wiktor. – Ściągnęli tu mojego przełożonego. To rodzi pewien problem.
– Nie możesz jakoś się z nim dogadać?
– Raczej nie. Zbałamuciłem jego córkę.
– Ile miała lat?
– Była pełnoletnia.
Szrebska przypuszczała, że ledwo. Przez chwilę przysłuchiwali się, jak babinka tłumaczy policjantowi, co zaszło. Potem Osica wyszedł z kuchni i zwołał posiłki.
– Teraz albo nigdy – odezwał się Forst, otwierając drzwi.
– Jezus Maria, zwariowałeś?
– Chodź – powiedział, opuszczając komórkę.
– Żartujesz? Schowaliśmy się tylko po to, żeby teraz…
– Nie martw się – odparł. – Nie sądziłaś chyba, że działam bez żadnego planu?
– Robiłeś takie wrażenie.
– Jestem mistrzem zakonspirowanych motywów.
– Ale…
– Ufasz mi, Szrebska?
Olga nie odpowiedziała, patrząc na siedzącą przy stole kobietę. Obróciła się do nich zaniepokojona i bezsilna, sprawiając wrażenie, jakby naprawdę chciała pomóc, ale nie wiedziała jak. Dziennikarce zrobiło się jej szkoda.
– Nie, wcale ci nie ufam – odezwała się Szrebska.
– To musisz zacząć. Siadaj przy stole.
Wiktor zasiadł po przeciwnej stronie staruszki, po czym wskazał Oldze miejsce obok. Słysząc dźwięk ciężkich policyjnych butów, Szrebska zobaczyła oczyma wyobraźni kilkudziesięciu funkcjonariuszy, którzy pędzą do głównego wejścia.
– Zwariowałeś? – zapytała, nerwowo się rozglądając.
– Zaufaj mi.
– Możemy uciekać, Forst! Kiedy wszyscy się tu zbiegną, możemy…
– Nie – uciął. – Nadal będą pilnować obejścia.
– Posłuchaj…
– Siadaj, do cholery – wycedził. – Nie ma innej możliwości.
Olga spojrzała w stronę drzwi, a potem przeklęła w duchu całą sytuację i zajęła miejsce obok staruszki. Nie ufała komisarzowi, ale uznała, że nie ma innego wyjścia. Wiktor wyciągnął broń na stół i spojrzał na kobietę. Ta skinęła głową ze zrozumieniem.
– Chciałem, żeby wszyscy się zlecieli – powiedział Forst. – W innym przypadku musielibyśmy tę szopkę powtarzać.
Olga wbiła wzrok w jego oczy.
– Jesteś szalony – powiedziała.
– Nie pierwszy raz to słyszę. I mam nadzieję, że nie ostatni.
Zaczerpnął nerwowo tchu, a staruszka posłała mu budujące spojrzenie.
– Nie martwcie się, dzieci – odezwała się. – Pomogę wam.
Szrebska wątpiła, by cokolwiek mogło im pomóc. Z trudem przełknęła ślinę, słysząc jak jakaś kobieta na korytarzu wydaje swoim ludziom rozkazy.
– Muszę do ciebie wycelować – powiedział Wiktor.
– Domyśliłam się, że powtarzamy scenariusz z parkingu.
Skinął głową, a potem podniósł pistolet i wymierzył do niej. Wylot lufy nie był najprzyjemniejszym widokiem, nawet jeśli wiedziało się, że broń nie wystrzeli.
Palec na spuście robił jeszcze gorsze wrażenie.
– Jest zabezpieczony? – zapytała.
– Nie. Zobaczyliby i zorientowali się, że to podpucha.
Szrebska wzięła głęboki oddech, czując, że robi jej się gorąco.
– Tylko uważaj – powiedziała. – Lepiej, żeby ci się palec nie omsknął.
– Powiesz mi teraz, czy z tą orientacją to prawda?
– Nie.
– Wiesz, że ten glock dysponuje siłą rażenia w postaci dziewiętnastomilimetrowych…
Forst urwał, gdy do kuchni wpadł jeden z funkcjonariuszy.
– Rzuć broń! – ryknął, natychmiast celując do Wiktora.
Potem rozpętało się piekło.