Читать книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz - Страница 8
CZĘŚĆ PIERWSZA
7
ОглавлениеSpotkanie w McDonaldzie przy alei Pokoju nie było idealnym miejscem do rozwikłania zagadki z antyczną monetą, ale Szrebska uznała, że lepiej zachować przezorność, niż potem żałować. Choć nie należała do zwolenników teorii spiskowych, pośpiech przełożonych Forsta rzeczywiście był niepokojący.
Usiedli przy stoliku obok okna. Wiktor nieustannie omiatał okolicę wzrokiem – niby zblazowanym, ale czujnym. Nie zwracał na siebie uwagi, ale jednocześnie bacznie lustrował wszystkich wokół. Osobliwy gość, skwitowała w duchu.
– Wydaje ci się, że odkryjemy jakąś starożytną tajemnicę? – zapytała.
– Co?
– Wyglądasz, jakbyś tak sądził. I jakbyś oczekiwał, że zaraz zaatakują nas szafarze tej tajemnej wiedzy.
– Myślę bardziej przyziemnie – odparł. – Jacyś ludzie na mnie polują, a ja nie znam powodu. Żeby nie obudzić się z ręką w nocniku, wolałbym dostrzec ich, zanim oni dostrzegą mnie.
– Rozsądnie.
Z tego, co udało jej się dowiedzieć, rzadko tak działał. Informator twierdził, że Forst zazwyczaj był lekkomyślny i podejmował niepotrzebne ryzyko – wszystko dlatego, że nie stronił od picia. Miał odpowiednio wiele osiągnięć i stażu pracy, by zostać zastępcą komendanta, a mimo to nadal trzymano go w terenie jako szeregowego członka wydziału zabójstw.
Nie bez powodu. Alkoholików nie umieszcza się na świeczniku, a ten facet jej zdaniem do nich należał. Wprawdzie obserwowała go od kilku godzin i nie widziała, by w tym czasie coś chlapnął, ale z pewnością już się do tego przymierzał.
– Idzie – powiedziała Szrebska, dostrzegając mężczyznę, na którego czekali.
Wiktor obejrzał się i Olga dostrzegła, że jego ręka machinalnie dotknęła miejsca, gdzie powinna znajdować się kabura.
Chudy siedemdziesięciolatek nie zauważył swojej znajomej – powiódł wzrokiem wzdłuż kontuaru, a potem podszedł do niego i zamówił frytki. Kiedy się odwrócił, Szrebska uniosła rękę. Tym razem ją zobaczył i skierował się do ich stolika.
– Skąd znasz tego gościa? – zapytał Forst.
– Robił dla mnie kiedyś analizę na antenie.
– Miał być zaufany.
– Ufam mu. Pracuje na Jagiellonce.
– Nie przekonuje mnie to. Znam przynajmniej jednego wykładowcę UJ, który był niezrównoważony.
Mężczyzna z frytkami podszedł do stolika, zlustrował nieprzychylnym wzrokiem Wiktora, po czym zdawkowym skinieniem powitał Olgę. Usiadł obok niej, kładąc przed sobą tackę. Jeszcze raz spojrzał na obcego mężczyznę, po czym zjadł frytkę.
– Widzę, że profesor jest bardzo wylewny – bąknął Forst.
– Nie przybyłem tutaj na deliberacje.
Komisarz spojrzał z niedowierzaniem na swoją towarzyszkę. Szrebska wzruszyła ramionami. Przed kamerą naukowiec nadawał jak najęty i sądziła, że teraz też usta nie będą mu się zamykały. Najwyraźniej jednak wówczas przeważyło parcie na szkło.
– Moja koleżanka naświetliła panu problem? – odezwał się policjant.
– Owszem.
– I co pan sądzi?
– Muszę zobaczyć rzeczony przedmiot.
– Dostał pan MMS-a, prawda?
– Słucham?
– Wysłaliśmy panu awers i rewers monety – wtrąciła Olga. – Czego więcej pan potrzebuje?
Mężczyzna wziął kolejną frytkę, po czym wytarł koniuszki palców w serwetkę.
– Potrzebuję mieć w dłoni ów falsyfikat. Inaczej nie stwierdzę, kto jest za niego odpowiedzialny.
– W tej chwili to niemożliwe – odparła Szrebska.
– Dlaczegóż to?
– Bo ten bilon trafił do policyjnego schowka – włączył się Forst.
– W takim razie nie pomogę, pomimo najszczerszych chęci.
– Pomoże pan, pomoże – zapewnił go Wiktor. – Niech pan powie, co to za moneta?
– Tetradrachma.
Oldze nic to nie mówiło. Ponagliła starca wzrokiem, starając się uraczyć go przy tym jednym z firmowych, telewizyjnych uśmiechów.
– To równowartość czterech drachm – oznajmił profesor.
– Mniejsza z przelicznikami – odparł Forst. – Niech pan powie, co…
Naukowiec cmoknął głośno i spojrzał na Wiktora spode łba.
– Nie będę tolerować takiego zachowania – zapowiedział, jakby komisarz był jednym z jego studentów.
– Nie musi pan niczego tolerować, wystarczy, że powie nam pan to, co chcemy wiedzieć.
– Ma pan tupet.
– Nie większy, niż pana ego.
– Panowie… – zaapelowała Olga, rozkładając ręce. Spojrzała na nich jak na dwóch chłopców w piaskownicy i miała nadzieję, że tyle wystarczy. Forst pokręcił głową, a profesor westchnął ostentacyjnie.
– Mój kolega ma pewne problemy – powiedziała koncyliacyjnie do starca.
– Widzę.
Wiktor skrzywił się, ale się nie odezwał.
– A teraz proszę, panie profesorze, opowiedzieć nam o tej monecie.
W jego oczach pojawił się błysk. Zauważyła go bez trudu – widziała go już, gdy perorował na antenie NSI. Pamiętała, że tamten program dotyczył wyłącznie kultury antycznej. Przez większość czasu niemal przysypiała, podczas gdy rozmówca rozpływał się w uwielbieniu dla samego siebie.
– Nie wiem, co mogę państwu powiedzieć – zastrzegł z pozorowaną skromnością.
– Cokolwiek – odparła z uśmiechem Olga. – Zacznijmy od awersu. Co to za kolumny?
– Nie uważała pani w liceum?
– Wtedy skupiałam się na tym, by nie zawalić roku przez chemię.
Uczony spojrzał na nią spode łba.
– Cóż… – zaczął. – Ewidentnie widzimy kolumny porządku doryckiego. Wyraźnie widoczne są echinusy.
– W rzeczy samej – burknął Forst.
– Jak państwo wiedzą, styl ten był obecny w architekturze już w siódmym wieku przed naszą erą. Nie znaczy to jednak, że moneta pochodzi z tamtych czasów.
Szrebska skinęła głową z pietyzmem i rozchyliła lekko usta. Oparła się łokciami o blat, po czym splotła dłonie pod brodą. Wpatrując się w naukowca, zapytała:
– A zatem z jakiego okresu pochodzi?
– Nie sposób jednoznacznie przesądzić. Zdjęcie jest małe, a poza tym muszę mieć numizmat w ręku. Bez tego mogę jedynie spekulować, że w grę wchodzi okres od około pięćsetnego roku przed naszą erą w górę. Do mniej więcej czterdziestego tetradrachma była w powszechnym obrocie, choć pojawiała się także później. Szczególnie na rubieżach cywilizowanego świata.
Dwójka ludzi spojrzała po sobie. Olga miała nadzieję, że uda się z numizmatu wyciągnąć nieco więcej. Z drugiej strony, jeśli morderca sam zostawił ten obol w ustach zmarłego, nie powinna spodziewać się cudów. Ktoś, kto zdołał zainscenizować całe to przedstawienie na niemal dwóch tysiącach metrów, nie zostawiłby po sobie istotnego śladu.
Szrebska przeniosła wzrok na profesora.
– To wszystko? – zapytała.
– A co więcej mogę powiedzieć bez monety?
Zastanawiała się przez moment, po czym nagle wyciągnęła otwartą dłoń do Forsta. Ten spojrzał na nią skołowany i dopiero po chwili zrozumiał, o co chodzi. Wyciągnął komórkę z kieszeni i podał ją dziennikarce.
– Niech pan spojrzy, może na tym telefonie będzie lepiej widać – powiedziała.
Starzec powoli wyjął futerał z okularami i westchnął. Przez chwilę przyglądał się zdjęciu, a potem zsunął okulary na czubek nosa i spojrzał na rozmówców spode łba.
– Przejście z didrachm na tetradrachmy nastąpiło na początku piątego wieku przed naszą erą – poinformował. – Sama tetradrachma wywodzi się oczywiście z Aten, ale swoje wersje miały także Sparta, Troja, Sycylia… generalnie rzecz ujmując, ateńskiej monety używano powszechnie w hellenistycznym świecie, nawet w miastach wrogich samym Atenom.
– To fascynujące – wtrącił Wiktor. – Ale…
– Niechże pan nie przerywa.
– Chciałem tylko zaproponować, by podkręcił pan tempo.
Naukowiec obrzucił komisarza pełnym dezaprobaty spojrzeniem.
– Tradycyjna tetradrachma na awersie miała podobiznę Ateny, na rewersie zaś sowę. Ponieważ jednak jej cyrkulacja była tak powszechna, powstały różne odmiany. Waluta ta dotarła do Azji Mniejszej, Wielkiej Grecji i innych krain w basenie Morza Śródziemnego. Wraz z Aleksandrem Wielkim znalazła się na terenach dzisiejszych Indii i Iranu.
– A skąd pochodzi nasza? – zapytała Olga, nadal opierając brodę na rękach. – Da się to ustalić? – dopytała, jakby chodziło co najmniej o odkrycie wzoru na wykrywacz ciemnej materii.
– Odpowiedź można uzyskać bardzo łatwo.
– Więc niech pan nas oświeci – wtrącił Forst.
– Wystarczy przeczytać inskrypcję na rewersie.
– Moja znajomość greki jest nieco przykurzona – odparł Wiktor.
Starzec przewrócił oczyma.
– Dla wolności Jerozolimy – powiedział. – Tak głosi napis.
Zapadło milczenie. Szrebska zastanawiała się przez moment nad tym, jaki związek może mieć Jerozolima z ofiarą na Giewoncie. Nic nie przychodziło jej do głowy.
– Ponadto na rewersie widnieje palma, co każe nam sądzić, że mamy do czynienia z numizmatem bitym około pierwszego wieku naszej ery. Wcześniej byłoby to niemożliwe z oczywistych względów, a później nie może być mowy o użyciu tetradrachmy, gdyż wyszła z obiegu.
Forst i Szrebska znów wymienili się zdezorientowanymi spojrzeniami.
– Co to może oznaczać? – zapytała Olga, bardziej siebie niż towarzyszy.
– Nie mnie to oceniać – odparł profesor, po czym wziął torebkę z frytkami i się podniósł. Przez moment patrzył na rozmówców, jakby się nad czymś zastanawiał. – Mogę zapytać, o co chodzi w tej sprawie?
– Nie – odparł Wiktor.
– Mniemam, że ma to coś wspólnego z tym nieszczęśnikiem na Giewoncie?
– Po czym pan wnosi?
– Widziałem panią Szrebską w telewizji, u zbocza góry. A teraz jest tutaj, poszukując informacji o antycznej monecie. Nie trzeba wiele, by powiązać jedno z drugim.
Olga uśmiechnęła się blado i skinęła głową. Nie zamierzała grać głupa, wiedząc, że tylko urazi tym uczonego.
– Dziękujemy panu za pomoc – powiedział Forst.
Starzec przez chwilę trwał w bezruchu, po czym skinął głową i ruszył do wyjścia. Wiktor i Szrebska siedzieli w milczeniu, obserwując, jak kolejne osoby odchodziły od kontuaru z bombami kalorycznymi na tackach.
– Co teraz? – zapytała Olga.
Forst podniósł się z miejsca.
– Przeszukamy archiwa NSI – powiedział.
– Co takiego?
– Pojedziemy do tutejszej siedziby twojej stacji telewizyjnej, a następnie zagłębimy się w archiwach.
– I do czego ma nam się to przydać?
– Do znalezienia sprawcy.
– Chowa się w archiwum NSI?
– Niezupełnie.
– Więc po co ta wycieczka?
– Wychodzę z założenia, że skoro sukinsyn tak sobie z nami pogrywa, być może ma już doświadczenie.
– Myślisz, że zabijał wcześniej?
Forst wzruszył ramionami i spojrzał w kierunku wyjścia. Gdy Olga nie poruszyła się ani o centymetr, spiorunował ją wzrokiem.
– Jeśli chcesz coś jeszcze przekąsić, weź na wynos – burknął.
– Nie.
– Więc czemu siedzisz jak kołek?
– Bo zamiast jeździć do archiwum NSI, mogę poszperać w Internecie – odparła, wyciągając z torby macbooka. Postawiła go na stole i otworzyła. – I gdybyś był tak uprzejmy, przynieś mi mcwrapa.
Otaksował ją i uniósł brwi.
– Coś nie tak? – zapytała.
– Twoja figura jakoś nie pasuje do fast foodów.
– Pozwalam sobie na rozpustę, ilekroć badam sprawę trupa powieszonego na krzyżu.
Po chwili postawił przed nią placek z kurczakiem, a sobie wziął pepsi. Pociągnął łyk, stając obok niej.
– Masz coś? – zapytał.
– A jak myślisz? – odparła, nie odrywając wzroku od monitora. – Z pewnością kojarzylibyśmy inne morderstwo, gdyby ktoś umieścił obol w ustach ofiary. Tymczasem nic takiego nie pamiętam, a ty?
Pokręcił głową.
– Jeśli coś takiego naprawdę miało miejsce, to Wikipedia i Google również cierpią na amnezję.
– Sprawdzaj dalej – powiedział, siadając po drugiej stronie stolika.
– Taki mam zamiar.
Wróciła wzrokiem do ekranu macbooka. Przez moment się zastanawiała, a potem zalogowała się do bazy danych NSI. Być może nie było sensu przekopywać się przez archiwa, ale jeśli podobne morderstwo miało kiedykolwiek miejsce, powinien być po nim ślad w zdigitalizowanych zasobach.
Niczego jednak nie znalazła. Żadnych monet, żadnego nawiązania do Jerozolimy.
Kiedy Forst skończył paczkę gum, oboje uznali, że wrócili do punktu wyjścia.