Читать книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz - Страница 18

CZĘŚĆ PIERWSZA
17

Оглавление

Wolałby, żeby drzwi były zamknięte. Nie byłoby ryzyka, że któryś z funkcjonariuszy przedwcześnie zareaguje, narażając życie swojej dowódczyni i postrzelonego inspektora.

Kaśkiewicz na szczęście zachowała zimną krew. Widząc, że był to pojedynczy strzał, natychmiast krzyknęła, by reszta zachowała spokój i wstrzymała ogień.

Wiktor nie patrzył nawet w kierunku jej ludzi. Obserwował wyjącego z bólu Osicę, który ściskał się za przegub ręki. Dłoń krwawiła obficie, ale Forst miał nadzieję, że nie uszkodził jej na stałe. Celował wprawdzie w skraj śródręcza, ale wszystko działo się na tyle szybko, że nie mógł być pewien, czy nie przestrzelił jakiegoś ścięgna.

– Ty skurwysynu! – ryknął Edmund, a potem wydał z siebie przeciągły jęk. – Przestrzeliłeś mi rękę!

Forst spojrzał na dziennikarkę. Wyglądała, jakby była zaskoczona i trudno było jej się dziwić. Cóż, mógł ją uprzedzić.

Przeniósł wzrok na dłoń dowódcy i zalany krwią stół. Nie wyglądało to najlepiej, ale Wiktor nie miał innego wyjścia. Gdyby nie okazał bezkompromisowości, obezwładniliby go zaraz po opuszczeniu budynku.

Kaśkiewicz nadal uspokajała swoich ludzi.

– Szrebska – odezwał się. – Zatamuj krwawienie.

Olga podniosła się, niepewnie patrząc na rannego policjanta. Ten wciąż cedził przekleństwa, ściskając nadgarstek z całej siły.

– Ręce precz! Psychopaci zasrani!

Zareagował gorzej, niż Wiktor się spodziewał, ale tym lepiej dla ogólnego efektu. Za jakiś czas podinspektor zapewne zrobi wszystko, by odpłacić mu pięknym za nadobne, ale innego wyjścia nie było.

– Ma pani jakiś spirytus? – zapytała Szrebska, patrząc na gospodynię.

Staruszka z przestrachem obserwowała całą sytuację. Przez moment trwała w bezruchu, a potem wskazała dziennikarce komórkę, w której wcześniej się chowali.

– Tam znajdzie się jakaś butelka… niegdyś mąż pędził samogon.

Olga wyjęła spirytus i obficie oblała nim ranę. Potem staruszka wskazała jej, gdzie trzyma gazę. Osica protestował, ale Szrebskiej udało się założyć całkiem przyzwoity opatrunek.

Wiktor nie odrywał wzroku od Kaśkiewicz. Nie wydawała żadnych rozkazów, ale nie musiała. Ktoś na zewnątrz z pewnością wezwał już ABW lub antyterrorystów. Forst miał tylko nadzieję, że nikt nie pomyśli o tym, by na miejscu zdarzenia pojawił się GROM. Wówczas mógłby już układać epitafium na swój grób.

Gdy Olga upewniła się, że bandaż się nie zsunie, Forst podniósł się z krzesła i kazał Osicy zrobić to samo. Potem posłał staruszce uśmiech.

– Dziękujemy pani za gościnę – powiedział, stając za dowódcą. Przyłożył mu pistolet do skroni i lekko go popchnął. Edmund opornie ruszył do przodu. Olga szła tuż za nimi.

– Boże drogi… – jęknęła tylko gospodyni.

Wiktor zignorował ją, starając się nie myśleć o tym, ile problemów mógł przysporzyć kobiecie.

– Szrebska – odezwał się. – Jak tylko wyjdziemy, wyceluj mu w głowę.

– W porządku – powiedziała cicho, beznamiętnym głosem.

Spojrzał na pistolet służbowy dowódcy, który nieporadnie trzymała.

– Gdyby któryś ze snajperów mnie ściągnął, ty przestrzelisz czerep Osicy – powiedział bardziej do zebranych policjantów, niż do niej.

– Rozumiem.

Forst popatrzył na wprost.

– A teraz cofać się! Już! – krzyknął.

Kaśkiewicz szybko spełniła żądanie, a stłoczeni w sieni funkcjonariusze poszli w jej ślady.

– I opuścić broń! – dodał Wiktor, przyciskając lufę mocniej do skroni Edmunda.

Szczerze mu współczuł, ale od początku wiedział, że to wszystko nie mogło skończyć się inaczej.

Funkcjonariusze opuścili budynek, a zaraz za nimi wyszedł Edmund i dwoje uzbrojonych ludzi. Wiktor potoczył wzrokiem wokół, szukając snajperów. Tym razem nie dostrzegł żadnego steyra, choć z pewnością wszystkie były wycelowane w jego głowę.

– Jakie mają rozkazy? – zapytał, obracając głowę do Kaśkiewicz.

– Słucham?

– Snajperzy. Kto ma im dać sygnał do strzału?

– Komisarz, który teraz dowodzi.

– Doświadczony człowiek?

Policjantka się nie odezwała, co Forst wziął za odpowiedź twierdzącą. Wiedział, że żaden wprawiony funkcjonariusz nie wyda rozkazu, by strzelać, póki napastnik trzymał zakładnika na muszce. A bez tego strzelcy nawet się nie poruszą.

Ruszyli w stronę kilku policyjnych samochodów zaparkowanych pod domem. Podeszli do pierwszego z nich, a potem Wiktor zerknął do środka i upewnił się, że alfa ma kluczyki w stacyjce. Mogli wziąć którekolwiek z tych aut – wszystkie miały wmontowane urządzenia namierzające.

Nie miało to żadnego znaczenia. Potrzebowali środka transportu tylko na kilkanaście najbliższych minut.

– Usiądź za kierownicą – polecił Oldze.

Gdy zajęła miejsce za kółkiem, otworzył drzwi i wprowadził Osicę na siedzenie pasażera, a sam zajął miejsce z tyłu. Spuścił go z muszki tylko na sekundę, ale dopóki na miejscu nie było GROM-owców, nikt nie mógł z tego skorzystać.

– Jeśli zobaczę cokolwiek podejrzanego w lusterku, inspektor tego nie przeżyje – powiedział do Kaśkiewicz.

Nikt mu nie odpowiedział. Zamknęli drzwi samochodu i Olga odpaliła silnik. Ruszyła powoli w kierunku drogi dojazdowej do posesji, a potem wyjechała na drogę gminną. Daleko było Wiktorowi do poczucia ulgi, ale cieszyło go, że wszystko do tej pory szło po jego myśli. Balansowali na granicy życia i śmierci, niemniej ryzyko się opłaciło.

– Oszalałeś, Forst? – zapytała nagle Szrebska. – Będziesz teraz strzelał do ludzi?

To już nie był teatr. Teraz dziennikarka naprawdę sprawiała wrażenie, jakby sądziła, że Wiktor spalił za sobą o jeden most za dużo. I najgorsze było to, że mogła mieć rację.

– Nie mam innego wyboru.

Edmund zaklął pod nosem, poprawiając nerwowo pas. Forst był pełen uznania, że dowódca w takiej sytuacji zadbał o to, by go zapiąć. Cały Osica.

– Jesteś chory psychicznie – dodał podinspektor.

– Nie mówiłby pan tak, gdyby przez chwilę się pan nad wszystkim zastanowił.

– Niby nad czym?

– Nad tym, że odsunięto mnie od śledztwa, a potem sprowokowano na parkingu.

– I? Jedno ani drugie jakoś…

– Ktoś to wszystko zaaranżował.

Osica zaśmiał się nerwowo, spoglądając w bok.

– Co ty sobie wyobrażasz, Forst? – zapytał. – Że jakaś grupa wewnątrz policji się na ciebie uwzięła?

Wiktor wyciągnął zamkniętą paczkę papierosów.

– Nie jesteś na tyle istotny – dodał Edmund. – Nikt nie zadałby sobie trudu dla kogoś takiego, jak ty. Owszem, działasz na nerwy wszystkim w jednostce, traktujesz ludzi z góry i wydaje ci się, że pozjadałeś wszystkie rozumy, ale nikt nie uważa cię za osobę na tyle ważną, by się na ciebie uwziąć! Jesteś śmieciem, Forst, zwykłym śmieciem!

Ekspozycja

Подняться наверх