Читать книгу Ciemność. W obronie mroku - Sigri Sandberg - Страница 14
DZIEŃ 1
Poniedziałek
Ogień, mleczne morze i „pieprzyć to”
ОглавлениеCiepłe światło z kominka jest takie miłe. Czym się różni od promieni latarki czołowej? Dlaczego tak dobrze jest patrzeć na płomienie i jak to możliwe, że czynią one tę wycieczkę wartą całego wysiłku?
Historia ogniska sięga najdawniejszych czasów. Już około dwóch milionów lat temu nasi przodkowie z gatunku Homo erectus opanowali ogień. Pozostałości ognisk sprzed 500 tysięcy lat znaleziono w Chinach. Ogień był wtedy najważniejszy. Trzymał dzikie zwierzęta z dala, dawał ciepło, był wykorzystywany do przygotowywania jedzenia, suszenia ubrań i oświetlania. Był potrzebny do dobrych historii i rozmów. Ogień jest nadal popularny, niemal w każdym domu jednorodzinnym w Norwegii znajdziemy kominek. W moim bloku w mieście nie ma kominka. Tutejsze palenisko jest więc jednym z powodów, dla których kocham tu bywać. Cieszę się płomieniami.
Cieszę się też myślą, że mogę pojechać jutro do miasta. Mogę. Nikt mnie nie zmusza, bym tu siedziała. Próbuję myśleć o budujących rzeczach, na przykład o tym, że natura oferuje więcej naturalnego światła niż tylko światło dzienne. Na przykład mleczne morze. To niebieskawe zjawisko można zobaczyć tylko w ciemności, tylko gdy morze jest w ruchu. Bakterioplankton gromadzi światło w ciągu dnia i emituje je nocą. Są też świetliki – no i oczywiście błyskawice na jasnym lub ciemnym niebie. Nie mówiąc już o świecących grzybach, których jest kilka gatunków. Poza tym mamy zorzę polarną, księżyc i wszystkie gwiazdy, wiem, że tam są, choć teraz schowane za chmurami. Nawet daleko w głębi oceanu, w najgłębszym punkcie Rowu Mariańskiego, prawie 11 tysięcy metrów pod poziomem morza, gdzie należałoby się spodziewać całkowitej ciemności, znajdziemy światło. Są tam stworzenia, które świecą same z siebie, rośliny, meduzy i ryby świecące w ciemnościach. Czy to może być jakieś pocieszenie?
Zamknęłam zewnętrzne drzwi. Nadal siedzę na sofie zawinięta w wełniany koc, robię na szydełku małe żółto-czerwone i pomarańczowo-brązowe kwadraty babuni, które kiedyś staną się wielką piękną kapą, i myślę, i myślę, i myślę. Czasem mnie to przerasta, tak wiele brzęczy mi w głowie zderzających się ze sobą myśli. Wielkie pytania o wszechświat i ciemność, i o lęk, i czy to wszystko ma jakikolwiek sens, zderzają się – bum – z maleńkimi trywialnymi myślami i pytaniami o świecący plankton i bejcę, może powinnam przemalować tu podłogę na jaśniejszy kolor?
NOC NA POŁÓW WIECZNY SWÓJ WYPŁYWA
Noc na połów wieczny swój wypływa
znów kotwicy słychać cichy dźwięk
gdzieś w głębinach taka myśl się skrywa:
Czerń to nie jest barwa, tylko lęk.
[…]
– INGER HAGERUP
Uch, myślenie. Przekleństwo. Prawdopodobnie głównie z powodu rozumu jesteśmy teraz na dobrej drodze do zniszczenia natury, fundamentu naszej egzystencji. Jest to pewien paradoks, ponieważ myślenie i dobre rozwiązania są przecież konieczne do uratowania planety. Zadręczanie się klimatem nam tu nie pomoże.
Już niedługo będę musiała wykorzystać mój sposób, który rezerwuję na takie właśnie wyjątkowe sytuacje. To sztuczka znacznie bardziej brutalna niż długie medytacje na siedząco. Ale cel jest taki sam: wyłączyć i wyciszyć niekontrolowany chaos myślowy, burzę myśli, która niszczy i rujnuje, myślową artylerię, która atakuje nawałem nierozwiązanych problemów, logistyki, wspomnień, smutków, radości, powtarzających się w nieskończoność, nie dających nigdy spokoju.
Ćwiczenia medytacyjne kojarzą się z relaksem, zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Opróżnienie umysłu z myśli ma przynosić liczne pozytywne skutki: spokój, lepszą koncentrację i wgląd w siebie oraz zrozumienie świata.
Mój brutalny sposób na zaśnięcie nie jest tak wyrafinowany. Sprowadza się do dwóch słów: „Pieprzyć to”. Tak, tak, pieprzyć to, myślę. Kiedy wiem, że muszę spać, że chcę spać, tutaj i teraz, za każdym razem gdy nachodzi mnie nowa myśl czy dwadzieścia myśli, mówię sobie w głowie: Pieprzyć to. Jest już noc, myślę. Nic nie poradzisz, obojętnie na co, póki nie przyjdzie dzień, rozumiesz to na pewno, Sigruniu, mówię do siebie.
I wtedy zasypiam. I teraz też zasypiam. Naprawdę zasypiam. Tu, na sofie, zawinięta w koc, we wszystkich ubraniach. Niewiarygodne.