Читать книгу Ciemność. W obronie mroku - Sigri Sandberg - Страница 5
DZIEŃ 1
Poniedziałek
Christiane
ОглавлениеChristiane była damą z wyższej klasy urodzoną w Czechach, które wtedy były częścią Czechosłowacji. Jej mąż, Hermann Ritter, był traperem na Svalbardzie, archipelagu leżącym w połowie drogi między biegunem północnym a Norwegią. Próbował ściągnąć ją do siebie, do Gråhuken na północy Spitsbergenu, największej wyspy archipelagu. Naprawdę nie chciała jechać, było jej dobrze pośród swych obrazów, z czteroletnią córką i przyjaciółmi, ale mąż pisał i pisał list za listem: „Zostaw wszystko i dołącz do mnie w Arktyce!”1.
Pisał, że nie jest w stanie opowiedzieć o tym wszystkim. O wiecznym świetle latem. O długiej ciemności zimą. Musiała przyjechać zobaczyć to na własne oczy. Wreszcie dała się przekonać, spakowała bagaże i wyjechała latem 1934 roku. Wzięła ze sobą Biblię, bieliznę z wielbłądziej wełny, suszoną pietruszkę i farby. Weszła na pokład łodzi, która wiozła ją coraz dalej na północ, w górę wybrzeża Norwegii. W stronę krajobrazu, który był coraz bardziej nagi i samotny.
Mija najbardziej wysunięty na północ punkt na kontynencie, przepływa obok Wyspy Niedźwiedziej, a gdy inni pasażerowie dowiadują się, dokąd zmierza, są przerażeni: „Ach. Musi pani wybić to sobie z głowy. Na tej wyspie zamarznie pani na śmierć. To nie miejsce dla tak delikatnej istoty jak pani. No i jeszcze może pani dostać szkorbutu”.
Na północno-zachodnim wybrzeżu Svalbardu, w Ny-Ålesund, Christiane spotyka męża, dalej płyną razem na mniejszej łodzi.
Tutaj wiele osób zna archipelag, chwalą go głośno, jakiś Norweg mówi o wiośnie, najpiękniejszej porze roku. Christiane nie sądzi, by miała poczuć to samo, mówi wyzywająco, że to miejsce nie urzeknie jej tak jak ich. „Och, zobaczy pani, panią też urzeknie”, mówi Norweg cicho, lecz zdecydowanie.
W końcu Christiane widzi Gråhuken, puste, szare, wydłużone wybrzeże w oddali. Spostrzega także domek. Jej zdaniem wygląda jak mała skrzynka wyrzucona przez morze. Więc tutaj ma mieszkać. Ze swoim mężem – i z jeszcze jednym traperem. Przez rok. Przez dziką długą zimę. Na pokładzie wszyscy milczą poza jednym starszym panem mówiącym po niemiecku, któremu wyrywa się parę słów: „Nie, szanowna pani, nie może pani zostać tu na zimę. To byłaby bezdenna lekkomyślność!”.
Wyspa jest szara i deszczowa. Christiane uważa, że to przerażająca kraina. „Nic, tylko woda, mgła i deszcz. Otumania ludzi, aż tracą zdrowy rozsądek. Co człowiek może robić na tej wyspie? Ileż nadziei, ileż dumnych planów zostało tu zniszczonych, ileż przedsięwzięć rozbiło się o skały i przede wszystkim: ileż istnień ludzkich pochłonęła ta ziemia?”
Wyładowują bagaż na ląd, Christiane ogląda maleńką myśliwską chatkę. Ma wymiary 7,42 na 1,28 metra, czyli poniżej 10 metrów kwadratowych. Leży 250 kilometrów od najbliższego miasta, Longyearbyen. Gdy łódź odpływa, nie wiadomo zupełnie, kiedy znów zobaczą innych ludzi. Traperzy nie mają telefonu satelitarnego, nie ma tu służb ratunkowych ani helikoptera, który mógłby ich zabrać, jeśli coś się wydarzy.
Nie działa też piec, a mgła jest gęsta. Christiane zwraca się do męża: „Gdzie buduar, który obiecywałeś mi w listach?”.
Jest sierpień i lato, jasny dzień wokół. Szary dzień wokół.
1
Książka Christiane Ritter Eine Frau erlebt die Polarnacht nie została wydana w języku polskim. Cytaty z tej książki tłumaczone są więc z wydania norweskiego, które przytacza Sigri Sandberg – patrz Źródła na końcu książki (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).