Читать книгу Ciemność. W obronie mroku - Sigri Sandberg - Страница 6
DZIEŃ 1
Poniedziałek
Wysiadam w Finse, 1222 metry nad poziomem morza
ОглавлениеUrodziłam się w sierpniu, lubię tę porę roku. Lubię długie jasne wieczory, gdy fiord jest ciepły. Może nie jest to takie dziwne – my, ludzie, jesteśmy przystosowani do życia bez kurtki puchowej i wełnianej bielizny, na mniejszej szerokości geograficznej, gdzie jest cieplej. Nasze geny od wieków nastawione są na jasny dzień, po którym następują zmierzch i ciemna noc.
Mimo to mieszkałam przez osiem lat na Svalbardzie, od zawsze bywałam też w Finse. Od ponad czterdziestu lat zawiązuję kaptur, zakładam gogle i przebijam się przez wiatr i ciemność. I zdaje się, że śnieg i burza, śnieżna breja i zmarzlina, to wszystko stało się częścią mnie. Że jestem, mówiąc nieco górnolotnie, uzależniona od oddychania tamtejszym powietrzem. Czasem górnolotny ton jest potrzebny.
Poza tym Finse to najlepsze miejsce do obserwacji rozgwieżdżonego nieba, jakie znam.
Jednak niewiele czasu spędziłam tam sama. Nie lubię być sama, w każdym razie nie dłużej, kilka godzin wystarczy. Sypiałam już na zewnątrz, w górach, w jamach śnieżnych, w namiotach przy odczuwalnej temperaturze minus czterdzieści, ależ tak, zawsze jednak byłam z kimś. Z mężczyzną, z dziećmi, z przyjaciółmi. Chociaż nie podoba mi się to, muszę dać radę – zostać sama w górach po zmroku. Muszę się sprawdzić, muszę tam być. W życiu przeprowadzałam się wiele razy, ale zawsze wracałam do Finse. To miejsce to najbardziej stabilna rzecz w moim życiu, więc muszę tam zostać, nie mając nikogo, kto mógłby mnie przytulić. Musi mi się udać.
Muszę dać radę siedzieć tam i pisać, jestem dziennikarką, piszę reportaże i książki o naturze, o Północy i o ludziach – i o tym, jak to wszystko trzyma się kupy na tym niepewnym świecie. A nie trzyma się przecież za dobrze. Może więc ta wycieczka jest częścią większego projektu, a może nie. Może to tylko głupota, może wycofam się w drzwiach domku i wrócę.
Wyglądam przez okno pociągu na wszystko, co przemyka obok, drzewa są coraz mniejsze i rzadsze, aż w końcu znikają. Myślę o dzieciach i mężu, którzy zostali w mieście, już za nimi tęsknię. Po czterech i pół godziny podróży wysiadam na stacji Finse, 1222 metry nad poziomem morza – to najwyżej położona stacja kolejowa w Europie Północnej.
Finse nazywane jest „południową Arktyką”: temperatura i krajobraz są podobne. Wiatr i zimy są podobne. Nie ma tu drzew. Średnia roczna temperatura jest ujemna. Tu przyjeżdżali dawni bohaterowie. Brytyjski polarnik Ernest Shackleton przygotowywał się tu do swoich długich, trudnych ekspedycji. Fridtjof Nansen był tu nieco później. A w domu Roalda Amundsena znaleźć można zdjęcia zarówno jeziora Finsevatnet, jak i lodowca Hardangerjøkulen. Finse to miejsce o dość krótkiej historii, trochę jak Svalbard. Pierwsza mała społeczność pojawiła się tu podczas budowy linii kolejowej Bergensbanen otwartej w 1909 roku.
Robotnicy kolejowi przybywali tu z nizin, ubiegali się o pracę i mieszkali w małych barakach, wysoko w górach, budując linię kolejową ze wschodu na zachód długą na 492 kilometry. W głębi najczarniejszej góry drążyli tunele, używając dynamitu i siły własnych rąk. Projekt był szczytem możliwości ówczesnej wiedzy i technologii budowlanej, a praca ciężka. W kurzu, błocie i ciemności, w śniegu, burzach i ulewach.
Bergensbanen nazywano trudnym, wymagającym i ogromnym projektem, który kosztował tyle co cały ówczesny roczny budżet państwa: 52,5 miliona koron. „Wielkie dzieło naszych czasów”, tak nazwał tę linię król Haakon, otwierając ją w listopadzie 1909 roku. Dzięki niej można było przedostać się z Oslo do Bergen w 15 godzin. Lub wysiąść wysoko w górach. Zameldować się w dobrym hotelu.
Tym razem wysiadam tylko ja. Przy stacji kolejowej nadal działa hotel. Kilkaset metrów dalej stoi duże schronisko górskie. Wszystko jest teraz zamknięte. To nie sezon. Wieje.