Читать книгу Zamęt - Vincent V. Severski - Страница 16

15

Оглавление

Korycki wrócił od premiera w ciągu godziny. Najpierw wezwał obu zastępców i Pańskiego.

Kiedy tylko weszli do gabinetu, od razu zauważyli, że szef jest zdenerwowany. Zdarzało mu się to wyjątkowo rzadko, więc tym bardziej rzucało się w oczy. Nawet nie starał się panować nad mową ciała, nie było mu to potrzebne. Stał przy oknie, z rękami założonymi do tyłu, i kołysał się, przestępując z nogi na nogę. Nie widzieli jego twarzy.

Cisza trwała dłużej, niż mogli się spodziewać. Korycki coś mruknął pod nosem, po czym się odwrócił. Miał zaciśniętą szczękę i drgały mu mięśnie twarzy.

– Premier kategorycznie zakazał informowania Pakistańczyków i mediów o tym, że Olewski to nasz oficer. – Przeszedł przez cały pokój i usiadł ciężko w fotelu. – Co więcej, kiedy stwierdziłem, że to ogromny błąd… – zamyślił się na moment, patrząc w okno – premier poinformował mnie, że sprawą zajmie się minister Grobelny, a jego zespół w MSZ będzie koordynował całość akcji, także kontakty z mediami. Agencja ma delegować do tego zespołu jedną osobę. Poza tym mamy wykonywać polecenia Grobelnego i wszystkie informacje przesyłać na Szucha…

– Powiedział dlaczego? – zapytał Pański.

– Boi się politycznych konsekwencji. Brak mu jaj… myślę… i doświadczenia – odparł Korycki.

– Jebał go pies! – rzucił ostro Walewski i usiadł. – To znaczy, że los Olewskiego jest przesądzony…

– Zostawimy to tak? – zapytał szef.

– Oczywiście, że nie – wtrącił się Pański i też usiadł. – Musimy przejąć władzę w tym niby zespole Grobelnego. Przecież w MSZ posrają się przy tej sprawie. Mogą na niej tylko stracić, więc nikt się nie zaangażuje. Nikt! Czyli będą szukać kogoś, kto ich wyręczy i weźmie na siebie odpowiedzialność. Jeśli się uda, wsadzimy do zespołu naszych ludzi. Zajmą się uzgadnianiem stanowisk z Niemcami, Brytolami i Japońcami. Ambasador Kruczek w Islamabadzie to cymbał i tchórz, pilnuje tylko swojej michy, a my przecież mamy tam Brauna. Chłopak spokojnie pociągnie sprawę z ISI, tym bardziej że od początku miał być dublerem Olewskiego.

– Hm… – Korycki się zadumał. – Może to tylko proteza, ale jednak. Co o tym sądzicie? – zwrócił się do swoich zastępców, którzy jednoznacznie pokiwali głowami. – Dobrze! – Spojrzał na Pańskiego. – Weźmiesz to na siebie, Zenek?

– Cóż… – Pułkownik uśmiechnął się niewyraźnie. – Nie mam chyba wyboru.

W ciągu piętnastu minut ustalili, co powinien zrobić zespół, by przynajmniej spróbować uratować Olewskiego. Pomysły Pańskiego były na tyle sensowne, że wszyscy na nie przystali i pomyśleli zgodnie, że ta beznadziejna sprawa oficjalnie jest w dobrych rękach.

Na szczęście, bo każdy z nich grał swoją partię, o której pozostali nie wiedzieli.

Ledwie zniknęli za drzwiami, na biurku zadzwonił zabezpieczony telefon do połączeń wewnętrznych. Jego dźwięk był inny niż wszystkich pozostałych, przypominał turkot starego traktora, ale zawsze sygnalizował jakąś szczególnie ważną wiadomość.

Na wyświetlaczu pojawił się napis LESKI. Korycki podniósł słuchawkę.

– Tak, panie pułkowniku?

– Myślę, że powinniśmy porozmawiać – powiedział Leski. – Sprawa majora Olewskiego nie jest taka prosta, jak nam się wydaje. Sądzę, że powinniśmy podjąć działania specjalne.

– Czekam na pana.

Zamęt

Подняться наверх