Читать книгу Zatrzymać czas - Anna Sakowicz - Страница 15
13
ОглавлениеObudziło ją cmoknięcie w policzek. Nie otwierając oczu, złapała Sławkaza głowę i przytuliła. Chwilę upajała się zapachem jego skóry.Uwielbiała wciskać nos w zagłębienie między szyją a obojczykiem.
– Spóźnię się na służbę – szepnął, całując ją w odsłonięte ramię.
Pola głośno westchnęła i dodała, że chyba nigdy się nim nie nasyci. Toprzecież on wypełnił jej ciało ciepłem. Czasami potrzebowała chłonąć gowszystkimi zmysłami, by uwierzyć, że istniał. A wystarczyło, że zniknąłna chwilę i już stawał się sennym marzeniem. Do tego wczorajsza wizyta u mamy Pawła rozłożyła ją emocjonalnie. Bała się poczucia winy, że jestszczęśliwa. Jakby wypadek sprzed lat zabrał jej nadzieję, wiarę i miłość. Święty Paweł z Tarsu twierdził, że to właśnie te wartości sąnajważniejsze, a jego imiennik w kilka sekund wymienił je na wózek dlaPoli.
Odetchnęła głęboko, nie chciała w ten sposób myśleć. Samo tak cisnęłosię do głowy i nie dawało spokoju.
Czas z tym skończyć, pomyślała.
Potem uśmiechnęła się do siebie, widząc Sławka wychodzącego z łazienki.Był nagi. Wciągał na siebie slipki. Lubiła na niego patrzeć. Miałniewielki tatuaż na plecach. Celtycka plecionka oznaczała połączeniepomiędzy ciałem, duchem i umysłem. Zrobił go zaraz po śmierci mamy.Wiedziała więc, że miał łączyć przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.Był znakiem pogodzenia.
– O której będziesz? – spytała, leniwie przeciągając się w łóżku.
– Koło szesnastej – odparł i posłał jej buziaka. – Pa!
Pola machnęła mu na pożegnanie, a potem wzięła do ręki telefon. Zaczęłaprzeglądać stronę portalu społecznościowego. Odpisała kilku znajomym.Zajrzała też na stronę Roberta, internetowego kolegi, którego poznaładzięki wypadowi do leśniczówki w Wirtach. Był konsekwencją jejzainteresowania historią Puttricha, jednego z założycieli arboretum naKociewiu. Nawet miała nadzieję, że coś pomiędzy nimi zaiskrzyło. I możeby tak było, gdyby nie wózek. Zadziałał na Roberta jak strumień wody.Ostudził wszelkie zapędy.
Pola odłożyła telefon na szafkę. Zastanowiła się nad wczorajszą wizytą u pani Joli. Potem zaczęła myśleć o ślubie. Dotknęła dłonią płaskiegobrzucha. Nie spodziewała się, że chęć urodzenia dziecka pojawi się w niej tak gwałtownie. Jeszcze niedawno śmiała się z Agaty i z jejtykającego zegara, a teraz sama zaczynała wariować. Postanowiłakoniecznie pójść dzisiaj na trening. Chciała porozmawiać z koleżanką,która długo starała się o dziecko. Pola wiedziała, że Weronika poroniła.Sama bardzo przeżyła tę wiadomość, bo poronienie koleżanki z przerwanymrdzeniem oznaczało, że ją z pewnością czeka to samo. Pomyślała o niej.Dziewczyna była piękną kobietą. Kiedyś zdobyła tytuł wicemiss kobiet z niepełnosprawnościami, została też wybrana na miss fotografów. Przezkilka miesięcy brała udział w sesjach zdjęciowych i z tego, co wiedziałaPola, była szczęśliwa. Ale gdy wyszła za mąż, zapragnęła dziecka.
Zupełnie jak ja, pomyślała.
A wtedy zaczęły się schody…
Wtuliła twarz w poduszkę, gdzie przed chwilą leżał Sławek. Poczuła jegozapach i uspokoiła się. Relaks przerwał jej jednak dzwonek telefonu.Odebrała, myśląc, że może Sławek czegoś zapomniał. Nie spojrzała nawyświetlacz.
– Tak, kochanie? – rzuciła słodkim głosem.
– Cześć, to jednak nie kochanie. – Aneta zaśmiała się w słuchawkę.
– O świcie do mnie dzwonisz?
– Siódma dochodzi, więc nie przesadzajmy z tym świtem. Nie mogłam siędoczekać.
– A co się stało?
– Mam termin tego seansu uzdrawiającego – powiedziała. – Dlatego niechciałam czekać, bo to dzisiaj. Zapisałam nas.
– Serio? – Pola zaśmiała się. Po głosie poznała, że Aneta jestnakręcona. Po rozstaniu z Michałem szukała adrenaliny i angażowała sięwe wszystko, w czym mogła się wykazać swoją niespożytą energią.
– Tak, ale musimy pojechać poza Poznań, kilka kilometrów zaledwie, więcnie wpadaj w panikę – uprzedziła protesty Poli.
– A Basia będzie?
– Nie – odparła. – Basia teraz zażywa magiczne ziółka – dodała z ironią.– Mają wzmocnić czary-mary i pewnie podczas drugiego seansu wstanie i pobiegnie w maratonie.
– A my oczywiście jej to uniemożliwimy?
– My ośmieszymy oszustów – stwierdziła z satysfakcją. – Co prawda niewiem jeszcze jak, ale to się wyklaruje po drodze.
– Na konia wsiędziem, a potem jakoś to będzie. – Pola sparafrazowałaMickiewicza i uśmiechnęła się pod nosem. Poczuła jednak przyjemneemocje. Wiedziała, że nie zostawi Anety z tym samej. Misja warta byłazaryzykowania czasu i pieniędzy. – A wiesz, ilu ludzi pozbawimy nadziei?
– Wiem, ale akurat taka nadzieja nikomu nie jest potrzebna. Przeszczepwłókien nerwowych albo glejowych komórek węchowych to jest nadzieja! –powiedziała dobitnie, a Pola musiała jej przyznać rację. Nie mogąpozwolić na to, by jacyś szarlatani zwodzili osoby niepełnosprawne,łudząc je nadzieją na cudowne uzdrowienie.
Cuda były w Kanie Galilejskiej, ale się skończyły, bo weselnicy winowychlali, a chleb zżarli, dodała w myślach.
Potem powiedziała Anecie, że nie rozmawiała jeszcze z Agatą. Najpierwsama musi się przekonać, jak wygląda ten cyrk, zanim zaangażujekogokolwiek z rodziny. A że na podorędziu miała policję i media,dodawało jej to animuszu, choć doskonale wiedziała, że Sławek z Agatąnie podzielaliby jej entuzjazmu.
– O której to show?
– O dwunastej – odparła. – Dlatego dzwonię tak rano, abyś nie robiłasobie żadnych planów. Przyjadę po ciebie, dobrze? Pojedziemy moim autem.
– Dobra. W takim razie zbieram się powoli z łóżka i czyszczę broń –zaśmiała się w słuchawkę.
– Wojna to wojna, wymaga poświęceń – zażartowała Aneta i po chwili sięrozłączyła. Pola rozpoczęła przyszykowania do wyjścia. I wszystkoprzebiegłoby bez zakłóceń, gdyby nagle ktoś nie załomotał do drzwi.