Читать книгу Zatrzymać czas - Anna Sakowicz - Страница 6
4
ОглавлениеPola wyłączyła komputer i się przeciągnęła. Zdrętwiał jej kark, aleczuła satysfakcję, że udało się jej skończyć ważny projekt. Może jutrozrobi kilka kosmetycznych poprawek i odeśle zleceniodawcy? Ziewnęła i znów wyprostowała ręce, a potem rozmasowała szyję.
Sławek nie wrócił jeszcze ze służby. Była sama i choć wydawało się jej,że ma to oswojone, poczuła się samotnie. Spojrzała na swoje świeżoodmalowane cztery ściany. Na krześle pod oknem leżała koszulka Sławka.Pola podjechała bliżej i wzięła ją do ręki. Od razu przytuliła do niejtwarz i wciągnęła zapach. Przymknęła też oczy, bo znajoma wońzaprowadziła ją w objęcia ukochanego. Potem spojrzała na zegarek.
Powinien zaraz wrócić, pomyślała. Postanowiła więc nie marnować czasu naczekanie i wpatrywanie się w ściany. Pojechała do łazienki, by spokojniewziąć prysznic. Zablokuje przecież łazienkę na długo. Z wprawąprzesiadła się na siedzisko pod dyszą, zapięła się pasem, jakby miaławystartować rakietą w kosmos, i dopiero wtedy odkręciła wodę. Oparłagłowę o ścianę i przymknęła oczy. Przez chwilę siedziała nieruchomo,pozwalając, by krople ją opłukiwały. Lubiła ich dotyk. Cząsteczki wodyrozbijały się o ciało i rozpływały cienkimi strużkami, robiąc miejscenastępnym.
– Jesteś?! – usłyszała głośne pukanie do drzwi łazienki. Uśmiechnęła siępod nosem. Już chciała zażartować, że nie ma jej, że to tylko sąsiadwpadł na prysznic, ale nie zdążyła, bo mężczyzna w kilka sekund był jużprzy niej.
– Wariacie! – krzyknęła, gdy wszedł w służbowej koszuli pod natrysk i klęknął przy Poli, by mieć jej usta na wysokości swoich. – Będziesz… Jużjesteś cały mokry – poprawiła się i z przyjemnością oddała siępocałunkom. Woda próbowała wdzierać się pomiędzy nich dwoje niewielkimikroplami, ale to nie zakłóciło ich powitania.
– Stęskniłem się.
– Ja też. Ale chyba powinieneś zdjąć ubranie.
Sławek zrzucił z siebie mokre spodnie i koszulę. Nie miał jednak zamiaruwychodzić spod prysznica. Nałożył na dłoń myjkę. Potem wycisnął na niąmydło i zaczął nacierać ciało Poli. Poddała się tej czułości, choćpotrafiła umyć się samodzielnie. Jednak takie niewielkie i spontanicznegesty ze strony Sławka uwielbiała najbardziej. Przy nim nie czuła sięniepełnosprawna. Była po prostu kobietą.
– Kochasz mnie? – spytała.
– Oczywiście, jak stąd do Toronto. – Mężczyzna zaśmiał się i cmoknąłPolę w usta.
– To ja ciebie jeszcze dalej.
– A kiedy przekształcimy Żółtaszka w Wasilewską? – spytał. A Pola wysokopodniosła kąciki ust. Przygadywała siostrze, że nie zna daty swojegoślubu, a sama jeszcze tego nie ustaliła ze Sławkiem.
– Hm… – zamyśliła się. – Co pan sierżant powie na lipiec?
– Biorąc pod uwagę, że mamy koniec maja, jestem za.
Pola zastanowiła się, czy trochę zbyt pochopnie wybrała ten miesiąc, boprzecież może nie być wolnych terminów. Spodziewała się jednak, żeurzędy stanu cywilnego nie są tak oblegane jak kościoły, więc może sięim uda. Nie chciała ślubu kościelnego z całym tym cyrkiem, na któryobecnie jest moda. Żadnych przedstawień. To ma być ich dzień.
– Jutro mam wolne, więc pojedziemy ustalić konkrety. Co ty na to?
– Tak jest, panie sierżancie! – Zasalutowała, dotykając dwoma palcamiczoła. – A teraz chodźmy stąd, bo zaraz rozmięknę i będziesz musiał sięożenić z ciasteczkowym plastusiem.
– Podoba mi się. – Sławek znów się zaśmiał. – Ciasteczkowy plastusiu,idealny do schrupania.
– Do dziamdziania – poprawiła. – Bo rozmiękły.
– Brzmi wyśmienicie.