Читать книгу Zatrzymać czas - Anna Sakowicz - Страница 7
5
ОглавлениеW tym samym czasie Agata nosiła Tymka na rękach, czekając, aż mu sięodbije. Położyła sobie pieluchę na ramieniu i chodziła z dzieckiem pomieszkaniu, delikatnie poklepując go po pleckach.
– Beknij sobie jak stary – szeptała do niego. A z kuchni dochodziły doniej odgłosy stukających naczyń. Emil miotał się po pomieszczeniu i nieudolnie próbował zrobić kolację. Był zdenerwowany, bo miał kiepskidzień w pracy i wszystko leciało mu z rąk.
– Przyjdziesz?! – krzyknął do Agaty. Ta od razu poszła za źródłem głosu.Zatrzymała się w progu i przez chwilę patrzyła na armagedon, któryogarnął jej kuchnię. Za to na stoliku na talerzach dumnie prezentowałysię kolorowe kanapki.
– Borze szumiący – jęknęła. – Naprawdę trzeba było robić taką demolkępodczas przygotowania pięciu kanapek?
– Zaraz to ogarnę.
Tymkowi odbiło się głośno, więc na chwilę uwaga Agaty zostałaodciągnięta od bałaganu. Pocałowała synka i zaniosła go do łóżeczka.Ułożyła go wygodnie. Pogłaskała po główce i przykryła lekkim kocykiem.Chłopiec sennie mrużył oczka, więc po cichu wyszła, zostawiając go, byzasnął.
– Śpi – westchnęła, siadając przy stole. – Ale ogarnij to, bardzo cięproszę.
Stefka na dźwięk głosu swojej pani co chwilę podrywała się, podchodziłado niej i trącała ją mordką. Agata zauważyła, że piesek ma pustą miskę,więc znów się podniosła i uzupełniła naczynie suchą karmą.
– Miałem kiepski dzień, przepraszam – powiedział Emil i starł okruchy zestołu. Potem usiadł naprzeciwko Agaty. Spojrzał na nią z niepokojem, bomiał wrażenie, że było w niej dzisiaj coś innego, coś, czego chybajeszcze do tej pory nie widział. – A tobie jak minął?
– Kiedy ślub? – spytała nagle, zaskakując tym i Emila, i siebie. Niechciała przecież, by to pytanie zabrzmiało ostro. Miała ochotę przywalićsobie w łepetynę, ale było już za późno. Słowa poleciały. Zderzyły siępewnie z Emilem i z hukiem opadły na podłogę.
– Nasz?
– No – odparła. – Myślę, że powinniśmy wreszcie ustalić konkrety. Wózalbo przewóz.
– Racja. Moja mama suszy mi o to głowę, ale bałem się zapytać.
– Bałeś się?
– Tak – powiedział cicho. – Mam jednak nadzieję, że jesteś pewna i chcesz być ze mną.
– Chcę. Naprawdę chcę – dodała, sama lekko zdziwiona, jak łatwo jejprzyszło wypowiedzenie tych słów. Może wreszcie była pewna?! I zdecydowana!, dodała w myślach.
– Kościelny?
Agata się zamyśliła. Kiedyś wyobrażała sobie swój ślub. Chciała miećbiałą suknię i welon. Chciała, by dziewczynki sypały kwiatki, a tatapoprowadził ją do ołtarza jak na amerykańskich filmach. Ale wtedyliczyła siedemnaście lat. Teraz zbliżała się do czterdziestki, miaładziecko, a wianek straciła już wieki temu, więc biała suknia byłabynietaktem. Westchnęła, wracając do rzeczywistości.
– Tak – odparła. – Bo wiem, że ty pewnie tego chcesz. I nasi rodzice. I babcie… Tylko myślę, że suknia nie powinna być biała. – Uśmiechnęłasię. A Emil złapał ją za dłoń. Pogłaskał po palcach. Dotknął pierścionkazaręczynowego.
– Dla mnie najważniejsze, abym mógł być z tobą i z Tymkiem. Jesteścietym, co najlepsze w moim życiu. Spadliście mi z nieba. Boję się jednak,że to wszystko to sen, że zaraz się obudzę i będzie po wszystkim. Mamdziwne przeczucia, dlatego bałem się mówić o dacie. Myślałem, żebędziesz odwlekać to w czasie.
Agata nachyliła się nad stołem i pocałowała go w policzek. Miaławrażenie, że Emilów było dwóch. Jeden to ten dawny, spokojny, bardzoułożony i nieśmiały, a drugi konkretny, świeżo upieczony biznesmen,który wie, czego chce. Obie te wersje ścierały się ze sobą, razwygrywała jedna, innym razem druga, jakby Emil nie mógł się zdecydować,kim tak naprawdę jest. A jedyne, czego była pewna Agata, to jego uczuciawobec Tymka. Miała tylko nadzieję, że nie była do nich dodatkiem. Niewiedziała, że Emil myślał dokładnie to samo o swojej narzeczonej.Obawiał się, że potrzebny był jej jedynie do roli ojca.
Nagle zadzwonił telefon. Agata szybko odebrała, bo zauważyła nawyświetlaczu nazwisko naczelnej.
– Przepraszam, że dzwonię o tej porze – powiedziała szefowa. – Ale mamdla ciebie nowe tematy. Wysłałam ci e-mailem. Wiem, że jesteś na urlopiemacierzyńskim, ale przy okazji może je nam zrobisz. Nie są na cito –dodała.
Agata ucieszyła się, że wreszcie będzie miała odskocznię od zmienianiapieluszek. Powiedziała Emilowi, kto dzwonił, i poszła po laptopa dopokoju. Gdy wróciła do kuchni, jej narzeczony kończył właśnie swojekanapki.
– O rany – westchnęła. – Wiesz, co oni mi zaproponowali? – spytałarozczarowana. – Mama w wielkim mieście. Kobieta niepełnosprawna w wielkim mieście – przeczytała. – Mam zrobić ranking miejsc przyjaznych.Wyobrażasz sobie? Brakuje jeszcze psa w wielkim mieście.
Emil spojrzał na nią z ciekawością. Wiedział, że takie tematy byłyponiżej ambicji Agaty, ale on nie dostrzegł w nich nic złego. Takie teżmogą wzbudzać zainteresowanie, a ponadto będą przydatne. Powiedział o tym Agacie, a jako dodatkowego argumentu użył ich synka.
– Będziesz musiała zabierać go na to testowanie miasta – zaśmiał się. –Pospacerujecie i jeszcze na tym zarobisz.
– To jest jakiś plus – westchnęła. – Gorzej będzie z Polą, bo ona raczejnie da się wyprowadzić na spacer. A chciałam napisać o szowinistachprzedmiotowo traktujących ekspedientki w sklepach – dodała, a potemopowiedziała Emilowi o zdarzeniu w sklepie z bielizną. Parsknąłśmiechem.
– Teraz ten człowiek się załamie i popadnie w depresję – zażartował, alepo chwili pochwalił swoją narzeczoną. Według niego postąpiła słusznie.On też nie cierpiał szowinistycznych i seksistowskich zachowań.
Nieco później Agata weszła na stronę gazety. Przeczytała nagłówkiostatnich artykułów. Niektóre wydały się jej ciekawe. Zatrzymywała nanich wzrok, potem spoglądała na następne. I nagle zaklęła pod nosem.
– Noż kurczę jego w dupę cara Mikołaja, podżegacza, imperialisty mać!