Читать книгу Zatrzymać czas - Anna Sakowicz - Страница 18
16
ОглавлениеPola miała problem, by wcisnąć złożony wózek na siedzenie. Dziewczynynie przewidziały, że dwie osoby niepełnosprawne w jednym samochodziełatwo się nie pomieszczą. W końcu jednak udało się poprosić przechodniao pomoc w zapakowaniu dwukołowego środka lokomocji do bagażnika.
Ruszyły sprzed domu Poli. Nikomu nie powiedziały, dokąd jadą. Każda z nich doskonale wiedziała, że nikt o zdrowych zmysłach nie pochwaliłbytej wyprawy. Same też nabierały wątpliwości, bo w zasadzie nie miałyplanu, ale żadna z nich nie wyrażała tego głośno, więc można byłoudawać, że wszystko pójdzie jak z płatka.
– Masz kamerę? – spytała Pola. – Bo chyba nie będziemy nagrywaćtelefonem?
– Mam – odparła. – Pożyczyłam od brata. Oczywiście nie powiedziałam mupo co – zaśmiała się.
– Czyli dzisiaj tylko zbieramy informacje? – upewniła się Pola. – I niedajemy się naciągnąć na żadne ziółka i magiczne mikstury.
– A wiesz… – zastanowiła się Aneta. – Ja bym jednak coś od nich kupiła i dała do sprawdzenia skład. Nie znam tylko żadnego chemika.
– No, ja raczej też nie.
– A policja? – spytała nagle ożywionym głosem. – Może oni by to zbadaliw swoim laboratorium?
Pola spojrzała na koleżankę i popukała się w czoło. Nikt normalny niezrobi im tego badania, chyba że zlecą prywatnie w jakimś laboratorium,ale to już wykraczało poza kwotę, jaką obie chciały przeznaczyć naprywatną wojnę.
– Musiałabyś powiedzieć Sławkowi – jęknęła Aneta. – No, a to nie wchodziw grę – dodała, jakby właśnie ten argument był najważniejszy. – Zaraz bynam pokrzyżował plany.
– Tylko że my nie mamy precyzyjnych planów – przypomniała jej Pola. –Jakoś czarno to widzę.
– Spokojnie, coś się wyklaruje. Teraz musimy zobaczyć od środka, jak todziała. Będziemy udawać, że przyjechałyśmy się wyleczyć. I tyle.
– Albo aż tyle – westchnęła Pola, choć musiała przyznać, że akcja jąpodniecała. Adrenalina to było coś, czego potrzebowała. Nie chciaławieść nudnego życia przed komputerem, od czasu do czasu potrzebne byłysilniejsze emocje.
Aneta skręciła w lewo zgodnie z komunikatem płynącym z telefonu.Ustawiła wcześniej nawigację, by nie zabłądzić i przyjechać na czas.Niczego nie mogły przegapić. Potem powiedziała Poli, gdzie ma ukrytąkamerę. Włączy ją, kiedy usiądzie na wózku. Koleżanka pokiwała głową z uznaniem. Pola zaśmiała się, że mogłyby założyć biuro detektywistyczne,bo były całkiem niezłym teamem. Potrafiły nie tylko zniszczyć komuśopony, lecz także wyśledzić grubszą aferę. Rozwijały się. Rozmyślając o tym, cały czas miała podniesione kąciki ust.
– To chyba tu – stwierdziła Aneta i wjechała na parking przed budynkiemwiejskiej świetlicy. Po liczbie samochodów oceniła, że zainteresowanieseansem było spore. Pomyślała, że od czasów średniowiecza niewiele sięzmieniło w mentalności ludzi. Potem wystawiła wózek i sprytnie się naniego przesiadła. Podjechała do bagażnika i wyjęła z niego Poli środeklokomocji. Podsunęła jej pod drzwi i czekała, aż przyjaciółka sięprzesiądzie.
– Pomału, nie musimy się spieszyć – powiedziała i rozejrzała się wokół.Akurat para ludzi wchodziła do budynku. Za nimi w tym samym kierunkupodążały trzy kobiety. Jedna z nich podpierała się laską. Anetadyskretnie włożyła dłoń do kieszeni i wsunęła kamerę do torby, w którejmiała specjalnie wycięty otwór. W domu kilkakrotnie robiła próbęumieszczenia sprzętu tak, by można było nagrać to, co się będzie działo.Sprawdzała w lusterku, czy nie wzbudza podejrzeń. Wszystko wydawało sięw porządku, więc teraz tylko odtworzyła wszystkie ruchy i uruchomiłanagrywanie.
– Jestem gotowa – powiedziała Pola i zatrzasnęła drzwi auta. Obieruszyły w kierunku miejsca spotkania. Niewielkie schody miały podjazd,więc kobiety bez problemu dostały się do środka.
Od wejścia przywitały ich dwie hostessy. Sprawdziły bilety, które Anetamiała w telefonie.
– W porządku – oceniła jedna z nich, a druga podała Poli i Anecieprezenty. Były to pakiety powitalne. – Zapraszamy do środka.
– Dziękujemy – odparła Aneta i przesunęła swój pakunek na bok, by niezasłaniał kamery. Pola w tym czasie ruszyła przodem. Sala, do którejwjechała, była dość obszerna. W środku znajdowało się sporo osób. Częśćsiedziała na krzesłach. Kilka osób stało pod ścianą, jakby obawiając siępodejść zbyt blisko miejsca, w którym ustawiony był mikrofon. Za chwilępojawi się tam główny mag i zacznie czarować słowami, by ogłupić jaknajwięcej osób. Pola zauważyła też stół z różnego rodzaju specyfikami.Żaden z produktów nie miał etykiety. Wszystko było albo w zielonychsłoiczkach, albo w opakowaniach z szarego papieru. Nie było więc szans,by poznać ich skład.
Kiedy dziewczyny ustawiły wózki w najlepszej dla siebie odległości odsceny, Pola zajrzała do torebki z pakietem powitalnym. Nie miałapojęcia, co to jest, bo żaden z suplementów nie został opisany. Naopakowaniach znajdowały się jedynie cyfry od jeden do czterech.
Zapewne należy je zażywać w takiej kolejności, pomyślała.
– Ciekawe, na co to – skomentowała po cichu. – Pewnie wyszli z założenia, że na wszelkie dolegliwości pomaga to samo – dodałazłośliwie. – Jakby niepełnosprawność miała jedno imię.
– Cii – uspokajała Aneta. – Wszystko zepsujesz.
Oprócz Anety i Poli były jeszcze trzy osoby na wózkach inwalidzkich.Dziewczyny uważnie rozejrzały się po sali. Wszyscy mieli zatroskaneminy. Każdy pewnie zmagał się z jakimś schorzeniem i zamiast czekać nawizytę u lekarza, wyznaczoną w najlepszym wypadku za dwa albo trzy lata,szukał ratunku u szarlatanów. Pola zwróciła uwagę, że do sali wjechałana wózku kolejna osoba. Była to dziewczynka, na oko może dziesięcio-albo jedenastoletnia. Za nią szła dorosła kobieta, pewnie jej mama. Obiebyły bardzo skupione. Trochę niepewnie przekraczały próg sali.Podjechały jednak bardzo blisko prowizorycznej sceny.
– Która godzina?
– Cicho, zaraz się zacznie…
I kiedy Aneta wypowiedziała to zdanie, w sali rozbrzmiała muzyka i przygasły światła. Ludzie zamilkli i z ciekawością wpatrywali się w oświetlony środek prowizorycznej sceny. Nagle wbiegł na nią mężczyzna.Jego biała luźna koszula wypuszczona niedbale na spodnie o tej samejbarwie nie była przypadkowa. Kolor ten od wieków kojarzył się z czystością, a nawet boskością, więc teraz powinien podprogowo zadziałaćna zebranych. Obok niego pojawiła się kobieta ubrana zwyczajnie, bo w dżinsy i jasny T-shirt. Wzięła do ręki mikrofon i wtedy muzykaprzycichła. Stała się jedynie delikatnym tłem.
– Proszę państwa! – powiedziała radosnym głosem. – Jak miło miprzedstawić państwu cudownego człowieka! Przed nami Reuel Rajn!Przyjaciel Boga! Przywitajmy go brawami.
Ludzie zebrani w sali zaczęli klaskać. Pola i Aneta nie chciały sięwyróżniać, więc robiły to, co wszyscy. Ktoś z tyłu gwizdnął, aplauz byłogromny. Wydawało się, że magiczne działania Reuela były tu znane. Każdyliczył na cud. A być może miał być on wprost proporcjonalny do aplauzu,więc trzeba było się odrobinę wysilić.
– Za chwilę, proszę państwa, zostaniemy zbombardowani miłością! Czyjesteście gotowi przyjąć taką dawkę pozytywnej energii?
– Taaak!!! Re–u–el! Re–u–el! Re–u–el!
Pola uśmiechnęła się pod nosem, bo bombardowanie czymkolwiek nie wydałosię jej konieczne. A miłością tym bardziej. Dla niej to uczucie było jakjajko i tak należało się z nim obchodzić. Dbać i pielęgnować, a nie odrazu robić z niego jajecznicę na głowach Bogu ducha winnych ludzi.
Mężczyzna zrobił niewielki krok naprzód i podniósł dłonie w geściepodziękowania. Nie zabierał jeszcze głosu. Kobieta w dżinsach poprosiłao ciszę, a potem wyjaśniła, co wszyscy zebrani otrzymali w pakietachpowitalnych. Produkty były naturalne i należało je stosować zgodnie z oznaczeniem. Trzy razy dziennie po jednej łyżce przez pięć dni jedynka,potem tak samo długo dwójka, trójka i czwórka. Efekty poprawy zdrowiaprzyjdą już po tygodniu, zapewniała. Publiczność słuchała z uwagą, odczasu do czasu bijąc brawo. Pola musiała przyznać, że babka miałagadane. Sama za chwilę zacznie wierzyć w magię tych mikstur. Spojrzałana Anetę. Wyraz jej twarzy potwierdzał zainteresowanie. Dały sięzmanipulować.
– Nieźle, nie? – Pola szepnęła do koleżanki. – A dopiero się rozkręca.Zaraz nas plaśnie miłością po twarzy – zachichotała.
– Ciii…
Pola rozejrzała się po sali. Potem zatrzymała wzrok na dziewczynce nawózku. Zwróciła uwagę, że używała starego wózka dla dorosłych.
Dziwne, pomyślała, ale usprawiedliwiła to brakiem pieniędzy. Niespuszczała jednak dziewczynki z oka. Akurat klaskała. Robiła to z zaangażowaniem. Jej mama, stojąca tuż obok, także wydawała się podwielkim wrażeniem. A kiedy głos zabrał wreszcie Reuel, kobieta sięrozpłakała i uklękła przy wózku córki. Zaczęła coś krzyczeć, ale w hałasie Pola nic nie usłyszała. Widok był jednak bardzo przejmujący.
– Uzdrów moją córkę! Uzdrów ją!
Kobieta w dżinsach podsunęła matce mikrofon i jej głos wybrzmiał w sali.Pola przełknęła ślinę. Poczuła w gardle ogromną gulę. Zacisnęła mocniejpalce na poręczy wózka.
– Uzdrów moją córkę! Błagam!
Matka na klęczkach zwracała się do Reuela. Ten gestem poprosił, żebywstała, i pocałował ją w obie dłonie. Potem dodał, że spróbuje tozrobić, ale najpierw musimy sprawić, by sala wypełniła się dobrąenergią. Bo leczyć można tylko miłością.
– Znajdźmy ją w sobie! – krzyknął. – I ześlijmy na to biedne dziecko!
– Tak! Tak! – wrzasnęli ludzie, a Pola z niepokojem rozejrzała sięwokół.
Sekta, pomyślała od razu. Banda napalonych idiotów. I nie ma nikogo, ktokrzyknąłby, że król jest nagi. W zamian za to skandowano imię Reuela.
– Czy jest tu jakiś sceptyk? – spytał i wyjaśnił, że takie myśli zakłócąuzdrowienie, więc jeżeli ktoś nie wierzy w moc miłości, powinien odejśćw pokoju. Pola zerknęła na Anetę. Była jak zahipnotyzowana. Nawet niedrgnęła. Sama poprawiła pozycję na wózku, bo miała wrażenie, że Reuelspojrzał w jej kierunku, jakby wyczuł, że Pola Żółtaszek w myślachnaśmiewa się z tego cyrku. Szybko więc zrobiła przejętą minę i uniosłatak jak inni ręce.
– Boże, Ty to widzisz i nie grzmisz – szepnęła pod nosem. A w myślachdodała pytanie skierowane do Stwórcy, czy maczał palce w zmajstrowaniutego oszołoma na scenie, czy też pozostawił to wyłącznie ku ucieszeBelzebuba i Diabolicy.
Kiedy nikt nie wyszedł z sali, znów rozbrzmiała głośniejsza muzyka. Polapoczuła, że dźwięki nie były przypadkowe. Podsycały nastrój i wprawiaływ trans. Ludzie chyba wyłączali myślenie, stwierdziła, sama bliskauwierzenia w to, że za chwilę wstanie z wózka i pójdzie do domu pieszo,kopiąc po drodze wszystkie kamienie. Bo to była jej ukryta tęsknota. Takzwyczajnie po staremu kopnąć kamień, aż zaboli największy palec u stopy.
– Uściskajmy się! Przekażmy sobie miłość! – krzyknął i wszedł w publiczność. Dotykał ludzi. Niektórych całował w czoło, innych brał w objęcia. Ludzie też zaczęli się wzajemnie ściskać. Nastała ogólnaeuforia, której trudno się było oprzeć. Kobieta stojąca niedalekopodeszła do Poli i wzięła ją w ramiona. Reuel pocałował ją w głowę.
– A potem orgia? – szepnęła do siebie z ironią. – Nie przesadzajmy z tąmiłością.
Babka spojrzała karcącym wzrokiem. Nabrała powietrza, jakby chciałakrzyknąć, że tu obok niej siedzi sceptyczka, ale chyba wózek spowodował,że zmieniła zdanie i z politowaniem pokiwała głową nad niedowiarkiem.Potem zbliżyła się do niej i ponownie wzięła ją w objęcia, co Polę lekkosparaliżowało od pasa w górę, bo na dół z oczywistych względów było jużza późno.
– Miłość cię uzdrowi – powiedziała jej na ucho.
– Na pewno – odparła z nutą ironii w głosie. – Na pewno odzyskam czuciew rękach – zażartowała, ale już tak cicho, żeby nieznajoma nieusłyszała.
W tym czasie Aneta podjechała z wózkiem do przodu. Pola nie wiedziała,czy jej przyjaciółka poddała się emocjom, czy po prostu chciała miećlepszą perspektywę nagrywania. Ruszyła za nią. Po chwili znalazła sięobok dziewczynki na wózku. Położyła jej dłoń na kolanie. Miała wrażenie,że dziecko drgnęło. Pogłaskała ją. Dziewczynka uśmiechnęła się. Jejmatka podeszła do Poli i ją uściskała.
– Co jest małej? – spytała, choć wokół było duże poruszenie.
– Jest sparaliżowana od pasa w dół! – odpowiedziała bardzo głośno, chcącsię przebić przez hałas. Ale zaraz odsunęła dziecko od Poli, jakby bałasię, że kobieta zepsuje uzdrowienie jej córki.
Pola kiwnęła głową i podjechała do małej, czym najwyraźniej zdenerwowałamatkę. Jeszcze raz poklepała dziewczynkę po kolanie, by pozbyć sięwrażenia, że dziewczynka mogła drgnąć. Tym razem niczego nie poczuła podpalcami. Musiało się jej zdawać. Cofnęła się, dając matce z dzieckiemwięcej wolnej przestrzeni.
Po chwili Reuel wrócił na swoje miejsce. Podniósł dłoń. W salinatychmiast ucichło. Mężczyzna wiedział, że ma władzę nad tłumem. Z satysfakcją spojrzał na zebranych, a potem położył rękę na sercu.
– Dziękuję wam, kochani. Miłość ma moc, a sala ta została wypełniona niąpo brzegi. Uśmiechnijcie się! Nie dopuszczajcie do siebie sceptycyzmu!Uwierzcie, że tylko my możemy rozdawać dobrą energię pochodzącą przecieżod Najwyższego. Wznieśmy ręce do góry i przyjmijmy teraz miłość z samegonieba.
Pola zrobiła to, co inni. Spoglądała na wyciągnięte dłonie. I zastanawiała się, czy ta miłość przebije się przez strop. Nie umiałazachować powagi, choć bardzo się starała. Miała wrażenie, że bierzeudział w Cyrku Monty Pythona.
Za chwilę odbędzie się parada głupich kroków, pomyślała.
Nagle mikrofon przejęła kobieta w dżinsach. Wyjaśniła, że Reuel musi sięskupić i napełnić miłością płynącą z sali. Kazała wysyłać swoje uczuciei energię w kosmos, co Pola miała ochotę skomentować, bo chyba w poleceniach była jakaś sprzeczność. Najpierw brali miłość z nieba, terazją tam posyłali. Po cholerę? Ale asystentka faceta w bieli dodała, że nastoliku obok są do kupienia zioła miłości. Zostały pobłogosławione przezReuela, więc można je pić bez ograniczeń. Bo tylko miłość uzdrawia! A jej Reuel ma tak dużo, że dzieli się ze światem. Przy okazji oczywiściewarto łyknąć witaminę D3, która ma słoneczną siłę, a jak wiadomo, słońcejest boskim tworem, więc zdziała cuda!
I kiedy wszystkie te wstępy ładujące balon z emocjami wreszcie wydawałysię dobiegać końca, Reuel znów przemówił.
Naładował się niczym bateria, pomyślała złośliwie Pola.
Miał teraz przystąpić do uzdrawiania. Podobno zawsze robił jeden cudpodczas seansu. Potem z pewnością opadnie na fotel ustawiony na scenie.Całą swoją moc i siłę przekaże zaraz jednemu szczęśliwcowi.
Reuel podniósł ręce. W sali nastała idealna cisza. Muzyka zostaławyłączona. Wszyscy w skupieniu wyczekiwali decyzji swojego cudotwórcy.
– Stwórca mówi, że wydarzy się coś niezwykłego! Będzie uzdrowienie! –krzyknął. Potem poprosił kobietę w dżinsach o przyniesienie ze stolika z miksturami butelki oznaczonej literą B. Wszyscy zebrani obserwowalikażdy jej ruch. Kiedy wróciła z napojem, podała go Reuelowi. Odebrał odniej butelkę jak coś niezwykle cennego. Każdy jego ruch był delikatny,wyćwiczony i wykonany z namaszczeniem. Podniósł ją, by wszyscy widzieli.
– Zróbmy kilka głębokich wdechów i wydechów – polecił. – Niech terazkażdy z nas skupi się na pozytywnej energii zamkniętej w tym szklanymnaczyniu!
Reuel zamknął oczy i przez kilka sekund stał nieruchomo, trzymając w dłoniach miksturę. Kobieta w dżinsach podeszła do niego i objęła jegodłonie. Wszyscy milczeli.
Z pewnością przesyłali dobrą energię, pomyślała Pola.
Sama nie wiedziała, jak ma przesłać coś, co zawsze było w deficycie, alestarała się myśleć pozytywnie. Ciekawa była tego uzdrowienia.
– Ty! – Reuel nagle wskazał palcem. Pola poczuła, jak coś ściska ją zaserce.