Читать книгу Samozwaniec. Tom 4 - Jacek Komuda - Страница 13

Die 10 julii n. st., 30 iunii st. st.
Kreml, Granowita Pałata, po dziesiątej rano

Оглавление

Plac Soborowy przed pałatą był opustoszały. Wiatr porywał tumany piasku, niósł je ku ścianom Archangielskiego soboru, wył na drewnianej dzwonnicy przed cerkwią Narodzin Chrystusa i Iwanem Wielkim. Dydyński zeskoczył w biegu, cisnął wodze Sonki Świrskiemu i wbiegł na ganek pałaty, popędził po zadaszonych schodach do głównego wejścia. Wmieszał się w tłumek Polaków i Moskali. Niespodziewanie u wrót do Świętej Sieni powitał go zgrzyt krzyżowanych partyzan; niemal zderzył się z wamsem opiętym na obfitym kałdunie Jakuba Margereta.

– Jego Carskie Wieliczestwo nie przyjmuje! – oznajmił dowódca straży.

– Mam prawo wchodzić do cara, kiedy zechcę! – zagrzmiał Dydyński. – Z wieściami!

– Puszczajcie, do diabła rogatego! – ozwały się z tyłu znajome głosy. Jacek rozpoznał ponurego drągala Bełzę, Borszę i kilku innych towarzyszy i rotmistrzów – osobliwie tych, których ostatnio spotkał u Szujskich na uczcie.

– Mości panowie, kniazia Wasyla ścinają! Pomóżcie!

Pchali się do sieni; halabardnicy odpierali ich drzewcami. Margeret krzyknął, zadudniły kroki kolejnych pludraków; biegli na pomoc od Krasnych wrót i carskiego pałacu.

– Puszczajcie! – odkrzyknął Bełza. – Do cara, zanim będzie za późno!

– Kupczyk usłyszał, że Szujski na cara brechał, podał cedułę Słońskiemu, ten dał Dymitrowi! Ot, bieda!

– Na szable! Na szable z nimi! – wydzierał się Gąsiorowski.

– Stój, głupi. – Borsza uderzył tamtego po ręku. – Szable? Pod bokiem cara? Chcesz dołączyć do Szujskiego?!

Dydyński przymknął oczy, skulił się; już słyszał świst topora, jakby to jemu mieli ścinać głowę.

Samozwaniec. Tom 4

Подняться наверх