Читать книгу Samozwaniec. Tom 4 - Jacek Komuda - Страница 15
Die 10 julii n. st., 30 iunii st. st.
Kreml, Granowita Pałata, po dziesiątej rano
Оглавление– Co tu się dzieje?! – zagrzmiał Dworycki, niesiony przez dwóch pokojowych. – Co to ma być? Bunt?
– Szujskiego ścinają!
– Chcemy do cara! Z supliką!
– Szujski nasz drug!
– Łaski dla kniazia!
– Szujski? Jak to? – zdębiał Dworycki. – Na śmierć?
– Stoi na szafocie.
– A kat mu świeci!
– I ja o niczym nie wiem? Puszczajcie do Dymitra! – zagrzmiał Dworycki. – Ogłuchliście?!
Margeret posłuchał. Partyzany opadły, Niemcy i Szkoci usunęli się na bok. Szlachcice runęli do wnętrza Świętej Sieni jak mokra fala, skręcili w prawo do głównej sali. Otwarli z hałasem drzwi, pędzili po dywanach.
Dymitr siedział na ławie, pod filarem, drobny, młody – jak z innego świata na tle złotawych malunków i brodatych postaci carów na ścianach. Obok niego stał Andriej Chworostynin w aksamitnym genueńskim wamsie i pludrach, kilku kosmatych bojarów. Przy pulpicie przycupnął diaczek z pękiem gęsich piór i flachą inkaustu.
Dydyński zdumiałby się na widok Chworostynina – starego znajomego z Perejasławia. Teraz nie było czasu. Przyskoczył do Dymitra, zdjął czapkę, przykląkł na jedno kolano, opuszczając głowę.
– Cariu, gosudariu. Chcę ci do nóg upaść. Proszę uniżenie o łaskę dla Wasyla Szujskiego! Daruj mu życie, o prześwietny.
– Łaski! Łaski! – jęczeli z tyłu Bełza i Gąsiorowski.
– Dopraszamy się miłosierdzia, Wasza Carska Mość. – Borsza gniótł w palcach magierkę. – Kniaź niewinny, darujcie druhowi naszemu.
Dymitr zaskoczony podniósł się z ławy. Stał i patrzył na nich okrągłymi ze zdumienia oczyma. Ale jego usta zaciskały się w gniewie.