Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 52

Jezioro Winnipesaukee

Оглавление

Rankiem tego dnia, kiedy Wayne znalazł triumpha, Vic siedziała na tarasie i rozplątywała żyłki. W szafie w domku odkryła wędki, popstrzone rdzą zabytki z lat osiemdziesiątych, i kłąb splątanych żyłek wielkości pięści. Przyszło jej na myśl, że w powozowni widziała skrzynkę ze sprzętem wędkarskim, więc posłała Wayne’a, żeby jej poszukał.

Siedziała na końcu pomostu, bez butów i skarpetek, ze stopami w wodzie, próbując rozplątać kłębek. Kiedy brała kokę – tak, to też przerabiała – mogłaby zmagać się z tym kłębowiskiem przez szczęśliwą godzinę z przyjemnością równą tej, jaką dawał jej seks. Bawiłaby się tym węzłem jak Slash strunami gitary podczas wygrywania solówki.

Ale po pięciu minutach miała dość. Bez sensu. W skrzynce będzie nóż. Trzeba wiedzieć, kiedy próba rozplątania czegoś ma sens, a kiedy po prostu należy zastosować radykalne środki.

Poza tym słońce błyskające na wodzie raziło ją w oczy. Zwłaszcza w lewe oko. Lewe oko wydawało się twarde i ciężkie, jak zrobione z ołowiu, a nie z miękkiej tkanki.

Vic wyciągnęła się w cieple, żeby czekać na powrót Wayne’a. Chciała się zdrzemnąć, ale za każdym razem, gdy odpływała, budziła się nagle, słysząc w głowie piosenkę wariatki.

Usłyszała tę piosenkę w szpitalu psychiatrycznym w Denver, dokąd trafiła po spaleniu własnego domu. Piosenka wariatki miała tylko cztery linijki, ale nikt – ani Bob Dylan, ani John Lennon, ani Byronn czy Keats – nigdy nie połączyli czterech wersów w taki wnikliwy i emocjonalnie bezpośredni wiersz:

Śpiewam tę piosenkę, nikt oka nie zmruży!

Mijają godziny, noc się strasznie dłuży!

Vic chciałaby się przejechać na swoim starym rowerze

Równie dobrze może marzyć o jeździe na reniferze!

Piosenka zbudziła ją pierwszego wieczoru w szpitalu. Śpiewała jakaś kobieta, gdzieś w pokoju pod kluczem. I śpiewała nie tylko dla siebie; była to serenada skierowana do Vic.

Wariatka wykrzykiwała-wywrzaskiwała swoją piosenkę trzy czy cztery razy w ciągu nocy, zwykle wtedy, gdy Vic zapadała w sen. Czasami śmiała się tak bardzo, że nie mogła dokończyć piosenki.

Vic też trochę wrzeszczała. Krzyczała, żeby ktoś kazał się tej piździe zamknąć. Inni pacjenci wyli, cały oddział zaczynał wyć, wszyscy wrzaskiem domagali się ciszy, chcieli spać, chcieli spokoju, niech to się wreszcie skończy. Vic wrzeszczała, zdzierając sobie gardło, aż przychodzili pielęgniarze, żeby ją unieruchomić i wbić jej igłę w ramię.

W ciągu dnia ze złością przyglądała się twarzom innych pacjentów, wypatrując oznak poczucia winy i wyczerpania. Ale wszyscy wyglądali na wyczerpanych i pełnych poczucia winy. Podczas sesji terapii grupowej pilnie słuchała współuczestników z myślą, że ochrypły głos zdradzi nocną śpiewaczkę. Ale wszyscy mówili chrapliwie z powodu ciężkich nocy, podłej kawy, papierosów.

W końcu nadszedł taki wieczór, kiedy Vic przestała słyszeć wariatkę z jej zwariowaną piosenką. Pomyślała, że przenieśli ją do innego skrzydła, robiąc ukłon w stronę innych pacjentów. Dopiero pół roku po wyjściu ze szpitala wreszcie rozpoznała głos i zrozumiała, kim była ta wariatka.

– Mamy motocykl w garażu? – zapytał Wayne. Zaraz potem, zanim miała czas przemyśleć pytanie, dodał: – Co śpiewasz?

Do tej chwili nie zdawała siebie sprawy, że szepcze pod nosem. Nucona po cichu piosenka brzmiała znacznie lepiej niż wtedy, gdy wywrzaskiwała ją ze śmiechem w domu wariatów.

Usiadła, pocierając twarz.

– Nie wiem. Nic.

Wayne obrzucił ją mrocznym, pełnym powątpiewania spojrzeniem.

Wszedł na pomost drobnym, zdradzającym wysiłek krokiem, z Hooperem człapiącym obok jak oswojony niedźwiedź. Dźwigał wielką poobijaną żółtą skrzynkę z narzędziami, oburącz trzymając za uchwyt. W jednej trzeciej drogi puścił ją i skrzynka upadła z hukiem. Pomost się zatrząsł.

– Mam skrzynkę – oznajmił.

– To nie jest skrzynka wędkarska.

– Mówiłaś, żeby szukać brązowej skrzynki.

– Ta jest żółta.

– Miejscami brązowa.

– Miejscami zardzewiała.

– Tak? I co z tego? Rdza jest brązowa.

Otworzył zatrzaski, podniósł wieko, spojrzał na zawartość spod ściągniętych brwi.

– Łatwo się pomylić – przyznała.

– Może to służy do wędkowania? – zapytał i wyjął jakieś dziwne narzędzie. Wyglądało jak ostrze miniaturowej kosy, na tyle małe, żeby pasować do jego dłoni. – Jest w kształcie haczyka.

Vic wiedziała, co to jest, choć minęły lata, odkąd widziała coś takiego. Gdy Wayne wszedł na pomost, w końcu do niej dotarło, co powiedział.

– Pokaż mi tę skrzynkę – poleciła.

Odwróciła ją w swoją stronę i zobaczyła kolekcję płaskich zardzewiałych kluczy, przyrząd do pomiaru ciśnienia w oponach i stary klucz z prostokątną główką, z wybitym napisem TRIUMPH.

– Gdzie to znalazłeś?

– Na starym motocyklu. Czy został wynajęty razem z domem?

– Pokaż mi go – poleciła Vic.

NOS4A2

Подняться наверх