Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 64

Droga numer 3

Оглавление

Drzewa, domy i ogródki przemykały – ciemne, rozmyte kształty ledwo rozpoznawalne we mgle.

Vic nie myślała o niczym. Jazda pozwoliła jej uciec od własnych myśli. Wiedziała, że tak będzie, wiedziała w chwili, gdy zobaczyła motor w powozowni. Wiedziała, że jest dość szybki i potężny, żeby mogła na nim uciec od najgorszej części siebie, od tej części, która próbowała zrozumieć.

Nacisnęła stopą dźwignię zmiany biegów, po chwili jeszcze raz, i triumph za każdym razem przyspieszał, połykając rozwijającą się pod nim drogę.

Mgła gęstniała, dmuchając jej w twarz. Była perłowa, ulotna, słońce prześwitujące gdzieś w górze po lewej stronie sprawiało, że cały świat wokół niej jarzył się jak napromieniowany. Vic czuła, że na tym świecie nie można liczyć na więcej piękna.

Wilgotny asfalt syczał pod oponami jak szum zakłóceń.

Łagodny, niemal delikatny ból pieścił jej lewe oko.

Zobaczyła stodołę w ruchliwej mgle, długą, wysoką i wąską, krytą dachówką. Gra światła w skłębionych oparach sprawiała, że budowla zdawała się stać pośrodku drogi, niespełna sto metrów dalej, choć Vic wiedziała, że za chwilę droga skręci w lewo i stodoła przemknie obok. Niemal się uśmiechnęła, bo stodoła wyglądała jak stary wyimaginowany most.

Pochyliła głowę i słuchała szmeru opon na mokrym asfalcie, dźwięku, który tak bardzo przypominał biały szum w radiu. Czego słuchasz, gdy z głośnika płynie biały szum? – zastanawiała się. Gdzieś czytała, że to promieniowanie tła, w którym skąpany jest cały wszechświat.

Czekała, aż droga skręci w lewo i poprowadzi ją wokół stodoły, ale biegła prosto. Ten wysoki, ciemny, kanciasty kształt wznosił się na wprost niej, aż w końcu znalazła się w jego cieniu. I wcale nie była to stodoła, i zrozumiała, że droga przebiega przez tę konstrukcję – zrozumiała to w chwili, kiedy było za późno, żeby skręcić. Mgła pociemniała i zrobiła się zimna jak woda w głębi jeziora.

Deski zagrzechotały pod oponami, gdy motor wniósł ją na most. Vic zassała powietrze i poczuła smród nietoperzy.

Nacisnęła hamulec i zamknęła oczy. To nie jest prawdziwe, pomyślała, niemal szepnęła.

Dźwignia hamulca opadła do maksimum, trzymała przez chwilę, a potem się urwała. Upadła na deski z niskim, głuchym łoskotem. Wraz z nim poleciała z brzękiem nakrętka i zestaw podkładek.

Przewód smagnął jej nogę, tryskając płynem hamulcowym. Obcas buta zetknął się ze zniszczonymi deskami. Vic miała wrażenie, że włożyła palce stóp do jakiejś dziewiętnastowiecznej młockarni. Z jednej strony była przekonana, że ma halucynacje. Z drugiej czuła, jak but uderza w most, i zrozumiała, że halucynacje złamią jej kręgosłup, jeśli przewróci motor.

Miała czas spojrzeć w dół i do tyłu, próbując rozgryźć, co się dzieje. Skądś wystrzeliła uszczelka i poszybowała w powietrzu, kreśląc dziwaczny łuk. Przednie koło się kołysało. Świat rozmył się wokół niej, tylne koło ślizgało się na boki, podskakując szaleńczo na luźnych deskach.

Vic podniosła się z siodełka i przechyliła w lewo, panując nad motorem bardziej siłą woli niż siłą fizyczną. Sunął bokiem, grzechocząc na deskach. Wreszcie opony załapały, motocykl zatrzymał się z dygotem i prawie w tej samej chwili zaczął się przewracać. Opuściła stopkę i jakoś zdołała go utrzymać, zgrzytając zębami i zmagając się z nagłym ciężarem.

Jej urywany oddech tłukł się echem w podobnym do stodoły wnętrzu Mostu Krótsza Droga, niezmienionym od szesnastu lat, kiedy ostatni raz go widziała.

Drżała, zlana lepkim potem w obszernej kurtce motocyklowej.

– Nie jest prawdziwy – szepnęła i zamknęła oczy.

Usłyszała cichy, suchy szelest nietoperzy nad głową.

– Nie jest prawdziwy – powtórzyła.

Za ścianami syczał łagodnie biały szum.

Vic skoncentrowała się na miarowym oddychaniu, powoli robiąc wdech, a potem wypuszczając powietrze przez napięte usta. Zsiadła z motocykla i stanęła obok niego, trzymając za kierownicę.

Otworzyła oczy, ale nie uniosła wzroku. Widziała deski, stare, siwobrązowe, zniszczone. Widziała migotanie zakłóceń między deskami.

– Nie jest prawdziwy – powiedziała po raz trzeci.

Znowu zamknęła oczy. Zawróciła motocykl tam, skąd przyjechała. Ruszyła. Czuła, jak deski uginają się pod jej nogami, pod ciężarem metalu triumpha bonneville. Płuca miała ściśnięte i trudno jej było odetchnąć pełną piersią. Czuła się chora. Będzie musiała wrócić do szpitala psychiatrycznego. Nie będzie matką Wayne’a. Na tę myśl żal ścisnął ją za gardło.

– To nie jest prawdziwe. Nie ma żadnego mostu. Nie biorę leków i mam omamy. To wszystko.

Zrobiła jeden krok, drugi i trzeci, a potem otworzyła oczy i stanęła z zepsutym motocyklem na drodze.

Kiedy odwróciła głowę i spojrzała przez ramię, zobaczyła tylko autostradę.

NOS4A2

Подняться наверх