Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 43

Brandenburg, Kentucky

Оглавление

Michelle Demeter miała dwanaście lat, kiedy ojciec po raz pierwszy pozwolił jej się nim przejechać. Dwunastoletnia dziewczynka prowadziła rolls-royce’a wraitha z 1938 roku przez wysoką trawę w pierwszych dniach lata, z opuszczonymi szybami i płynącą z radia bożonarodzeniową muzyką. Michelle śpiewała na całe gardło silnym, szczęśliwym głosem, fałszując i nie nadążając za melodią. Kiedy nie znała słów, wymyślała je na poczekaniu.

Przybądźcie dziś, wierni, radośnie i z triii-umfem!

Przybądźcie dziś, wierni, śpiewać dla Pana.

Samochód płynął przez trawę, czarny rekin tnący żółto-zielony ocean. Ptaki pierzchały przed nim, śmigając w cytrynowe niebo. Koła podskakiwały i dudniły na niewidocznych nierównościach.

Ojciec, już wstawiony i coraz bardziej pijany, siedział w fotelu pasażera z puszką ciepłego piwa między nogami, manipulując gałką strojenia. Jego zabiegi nie przynosiły żadnego efektu. Na wszystkich pasmach słychać było tylko biały szum. Jedyna stacja, którą udało mu się złapać, nadawała tę cholerną świąteczną muzykę, ledwie przebijającą się przez trzask i syk zakłóceń.

– Kto puszcza to gówno w środku maja? – zapytał i beknął, potężnie i groteskowo.

Michelle zachichotała zachwycona.

Nie mógł wyłączyć ani nawet ściszyć radia. Na próżno kręcił gałką głośności.

– Ten samochód jest jak twój stary – powiedział. Sięgnął do stojącego na podłodze sześciopaku po następną puszkę i ją otworzył. – Wrak dawnego siebie.

Po prostu lubił sobie poględzić. Wcale nie był taki zły. Wynalazł jakiś zawór do boeinga i zarobił tyle, że mógł kupić trzysta akrów nad rzeką Ohio. Teraz jeździli po swoim terenie.

Samochód natomiast swoje najlepsze dni naprawdę miał dawno za sobą. Dywaniki zniknęły i tam, gdzie powinny leżeć, widniał goły brzęczący metal. Pod pedałami były dziury i Michelle widziała przez nie przemykającą trawę. Skóra na desce rozdzielczej się łuszczyła. Jedne z tylnych drzwi nie pasowały do pozostałych, niepomalowane i zardzewiałe. W tylnym oknie brakowało szyby. Nie było też kanapy, a okopcone wnętrze sugerowało, że ktoś kiedyś próbował rozpalić w nim ognisko.

Dziewczynka wprawnie naciskała stopą pedały sprzęgła, gazu i hamulca, zgodnie z naukami ojca. Przedni fotel został maksymalnie przesunięty do przodu, lecz mimo to musiała siedzieć na poduszce, żeby widzieć cokolwiek przez szybę nad wysoko umieszczoną deską rozdzielczą.

– Pewnego dnia popracuję nad tą bestią. Zakaszę rękawy i przywrócę tę starszą panią z powrotem do życia. Trzeba będzie kompletnie ją odnowić, żebyś mogła nią jechać na bal maturalny – powiedział ojciec. – Kiedy będziesz dość duża na bale.

– Tak. Doskonały pomysł. Z tyłu jest mnóstwo miejsca, żeby się obściskiwać – skomentowała, wykręcając szyję, aby spojrzeć przez ramię.

– Byłoby również miło zawieźć cię do klasztoru. Patrz na drogę, dobrze?

Machnął puszką piwa, wskazując falisty teren porośnięty trawą, krzakami i nawłocią bez drogi w zasięgu wzroku. Jedynym znakiem ludzkiego istnienia była stojąca daleko stodoła widoczna w lusterku wstecznym i smugi kondensacyjne na niebie.

Michelle naciskała na poskrzypujące, zgrzytające pedały.

Jedyną rzeczą w tym samochodzie, która jej się nie podobała, była statuetka na masce, przyprawiająca o gęsią skórkę srebrna pani o ślepych oczach, ubrana w powłóczystą rozwianą szatę. Pochylała się ku chwastom i uśmiechała obłąkańczo, kiedy ją smagały. Ta srebrna pani powinna być magiczna i piękna, ale wrażenie psuł jej uśmiech. Miała uśmiech wariatki, która przed chwilą zepchnęła ukochanego w przepaść i miała zamiar podążać za nim ku wieczności.

– Jest okropna – stwierdziła Michelle, podbródkiem wskazując maskę. – Jak wampirzyca.

Bloofer lady, piękna pani – mruknął ojciec, przypominając sobie coś, co kiedyś czytał.

– Kto? Ona się nie nazywa bloofer lady.

– Nie – odparł Nathan. – Nazywa się Duch Ekstazy. Jest klasyczna. Jest klasyczną częścią klasycznego samochodu.

– Ecstasy? Jak narkotyk? – zapytała Michelle. – Rany, ale odjechane. Wtedy też już ćpali?

– Nie. Nie jak narkotyk. Jak zabawa. Jest symbolem niekończącej się zabawy. Moim zdaniem jest ładna – dodał, choć w rzeczywistości uważał, że wygląda jak jedna z ofiar Jokera, bogata dama, która umarła ze śmiechem na ustach.

– Jechałam do Gwiazdkowej Krainy całymi dniami – zaśpiewała cicho Michelle. Przez chwilę z radia płynął tylko ryk zakłóceń i zawodzenia, więc mogła śpiewać bez konkurencji. – Na przejażdżkę Mikołajowymi saniami!

– Co to? Nie znam tego – zauważył ojciec.

– Tam jedziemy – odparła. – Do Gwiazdkowej Krainy. Właśnie podjęłam taką decyzję.

Niebo wypróbowywało różne odcienie owoców cytrusowych. Michelle czuła się całkowicie spokojna. Czuła, że mogłaby jechać wiecznie.

Podniecenie i zachwyt złagodziły brzmienie jej głosu. Kiedy ojciec na nią spojrzał, dostrzegł kroplę potu na czole córki i rozmarzenie w jej oczach.

– To tam, tato – powiedziała. – W górach. Jeśli będziemy jechać, wieczorem dotrzemy do Gwiazdkowej Krainy.

Nathan Demeter przymrużył oczy i spojrzał przez zakurzoną szybę. Daleko na zachodzie piętrzyło się rozległe, blade pasmo górskie z ośnieżonymi szczytami wyższymi niż Góry Skaliste, pasmo górskie, którego nie było rano ani dwadzieścia minut temu, kiedy wybrali się na tę przejażdżkę.

Szybko odwrócił wzrok, mrugając, żeby przejaśniało mu w oczach, potem znów spojrzał – i pasmo górskie przemieniło się w wał chmur burzowych stłoczonych nad zachodnim horyzontem. Jeszcze przez chwilę serce kołatało mu w piersi.

– Wielka szkoda, że masz pracę domową. Nie dla ciebie Gwiazdkowa Kraina – powiedział, mimo że była sobota, a żaden tata pod słońcem nie zmusza swojej dwunastoletniej córki do odrabiania algebry w sobotę. – Pora wracać, skarbie. Tata też ma parę rzeczy do zrobienia.

Zgarbił się w fotelu i pociągnął piwa, ale już mu nie smakowało. W lewej skroni czuł pierwsze tępe dźgnięcie jutrzejszego kaca. Judy Garland w tragiczny sposób życzyła wszystkim Merry Little Christmas – co takiego, kurwa, pali ten didżej, że puszcza w maju Have Yourself a Merry Little Christmas?

Ale muzyka ucichła, gdy dotarli do zachwaszczonego skraju swojej posiadłości i Michelle z trudem zawróciła Upiora w kierunku domu. Gdy tylko rolls zatoczył półkole, radio straciło odbiór i znów emitowało tylko niski ryk białego szumu, szalonych zakłóceń.

Był rok 2006. Nathan Demeter na aukcji federalnej kupił sobie starego gruchota do naprawy, żeby majsterkować przy nim w wolnym czasie. Pewnego dnia naprawdę się do niego zabierze. Pewnego dnia przywróci staruszce dawny blask.

NOS4A2

Подняться наверх