Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 34

Spiżarnia

Оглавление

Złapała metalowy uchwyt i zamknęła za sobą drzwi.

Były ciężkie i zgrzytały o podłogę, gdy je ciągnęła. Nigdy w życiu nie siłowała się z takimi ciężkimi drzwiami.

Nie miały żadnego zamka. Uchwyt w kształcie litery U był przymocowany śrubami do metalowej powierzchni. Vic złapała go oburącz i rozsunęła nogi, zapierając się stopami o futrynę. Chwilę później Manx szarpnął. Wygięła się, pociągnięta do przodu, ale usztywniła nogi i nie pozwoliła mu otworzyć drzwi.

Odpuścił, ale po chwili nagle szarpnął, raz i drugi, próbując ją zaskoczyć. Ważył co najmniej trzydzieści kilogramów więcej i miał długie ręce orangutana, jednak Vic stała w dobrej pozycji, ze stopami zapartymi o futrynę, i prędzej jej ręce wyskoczą ze stawów, niż nogi się ugną.

Manx przestał ciągnąć. Vic miała chwilę na to, żeby się rozejrzeć. Zobaczyła mopa z długim metalowym niebieskim trzonkiem. Stał na prawo od niej, w zasięgu ręki. Przepchnęła trzonek przez uchwyt i końce oparły się o futrynę.

Puściła drzwi, odsunęła się na rozdygotanych nogach i o mało nie usiadła. Musiała się oprzeć o pralkę, żeby nie upaść.

Manx znowu szarpnął drzwi i trzonek załomotał w futrynę.

Manx zmienił taktykę. Gdy następnym razem pociągnął drzwi, zrobił to delikatnie, jakby na próbę.

Vic usłyszała kaszlnięcie. Pomyślała, że słyszy szept dziecka. Trzęsły jej się nogi. Dygotały tak mocno, że wiedziała, że jeśli odsunie się od pralki, to upadnie.

– Znalazłaś się w sytuacji bez wyjścia, mała podpalaczko! – krzyknął Manx przez drzwi.

– Odejdź! – wrzasnęła.

– Trzeba mieć nie lada tupet, żeby się włamać do cudzego domu, a potem mówić właścicielowi, żeby się wynosił – powiedział dobrodusznym tonem. – Boisz się wyjść, jak przypuszczam. Gdybyś miała odrobinę rozumu, bardziej byś się bała zostać tam, gdzie jesteś!

– Idź sobie! – wrzasnęła. Nic innego nie przyszło jej na myśl.

Znowu zakasłał. W szczelinie pod drzwiami migotało czerwone światło ognia, widziała cienie nóg Charliego Manxa. Przez chwilę słyszała szeptanie.

– Dziecko – odezwał się do niej. – Bez jednej myśli pozwolę, żeby ten dom spłonął. Mam inne miejsca, a ta kryjówka i tak już jest spalona, w takim czy innym sensie. Wyjdź. Wyjdź, bo inaczej się udusisz i nikt nigdy nie zidentyfikuje twoich szczątków. Otwórz drzwi. Nie zrobię ci krzywdy.

Oparła się o pralkę, oburącz ściskając krawędź, jej nogi trzęsły się jak szalone, niemal komicznie.

– Szkoda – podjął. – Chciałbym poznać dziewczynę, która miała własny rower, taki, który może jeździć drogami myśli. Nieczęsto spotyka się takich jak my. Jesteśmy wyjątkowi. Powinniśmy uczyć się wzajemnie. No cóż. Dam ci lekcję, choć nie sądzę, byś była nią zachwycona. Zostałbym i mówił dłużej, ale tu robi się odrobinę za ciepło. Szczerze mówiąc, jestem człowiekiem, który woli chłodniejsze klimaty. Tak bardzo lubię zimę, że praktycznie można mnie uznać za jednego z elfów Świętego Mikołaja! – Parsknął tym swoim przeciągłym końskim śmiechem: Ihaaaaaaa!

W kuchni coś się przewróciło. Upadło z trzaskiem tak potężnym, że Vic krzyknęła i omal nie wskoczyła na pralkę. Huk wstrząsnął całym domem i wprawił w drżenie płytki pod jej stopami. Przez chwilę myślała, że zaraz się zarwie podłoga.

Dźwięk, ciężar i siła uderzenia pozwoliły jej się domyślić, co zrobił. Złapał tę wielką starą lodówkę i przewrócił na podłogę, barykadując drzwi.


Vic przez długi czas stała oparta o pralkę, czekając, aż nogi przestaną się trząść.

Z początku niezupełnie wierzyła, że Manx odszedł. Czuła, że czeka, by rzuciła się na drzwi, tłukąc w nie pięściami i błagając, żeby ją wypuścił.

Słyszała, jak różne rzeczy pękają z trzaskiem w żarze. Tapeta płonęła z suchym skwierczeniem, jakby ktoś sypał garście sosnowych igieł do ogniska.

Vic przyłożyła ucho do drzwi, żeby lepiej słyszeć, co się dzieje w kuchni. Ale gdy tylko jej skóra zetknęła się z metalem, z krzykiem odsunęła głowę. Drzwi były gorące jak rozgrzana patelnia.

Przez szczelinę nad podłogą zaczął się wsączać brązowy dym.

Vic wyciągnęła trzonek mopa i odrzuciła go na bok. Złapała uchwyt, chciała pchnąć, zobaczyć, jak daleko zdoła przesunąć ciężar po drugiej stronie – ale natychmiast puściła i odskoczyła. Uchwyt był równie gorący jak drzwi. Pomachała ręką w powietrzu, żeby złagodzić piekący ból.

Wciągnęła do płuc pierwszy haust dymu. Cuchnął stopionym plastikiem. Smród był tak ohydny, że się zakrztusiła, zgięła wpół i kasłała mocno, niemal do wymiotów.

Obróciła się dokoła. W spiżarni było ciasno, dlatego w zasadzie nic więcej nie mogła zrobić.

Półki. Pudełka ryżu błyskawicznego. Wiaderko. Butelka amoniaku. Butelka wybielacza. Nierdzewna szafka albo szuflada wbudowana w ścianę. Pralka i suszarka. Żadnych okien. Żadnych innych drzwi.

W kuchni eksplodowało coś szklanego. Vic zauważyła, że powietrze staje się mniej przejrzyste, jakby stała w saunie.

Spojrzała w górę i zobaczyła, że biały tynk na suficie czernieje nad futryną drzwi.

Otworzyła suszarkę i znalazła w niej stare białe prześcieradło z gumką. Wyciągnęła je, zarzuciła na głowę i ramiona, okręciła tkaniną jedną rękę i podeszła do drzwi.

Ledwie mogła złapać metalowy uchwyt, nawet przez prześcieradło, i nie była w stanie długo przyciskać ramienia do drzwi. Ale rzuciła się na nie mocno, raz i drugi. Zadygotały na zawiasach i uchyliły się może na centymetr – dość, żeby do spiżarni wpadły kłęby obrzydliwego brązowego dymu. Po drugiej stronie dym był tak gęsty, że niczego nie zdołała zobaczyć przez szczelinę, nawet płomieni.

Cofnęła się i trzeci raz rzuciła na drzwi. Uderzyła w nie z takim impetem, że aż się odbiła. Prześcieradło okręciło się wokół jej kostek i runęła jak długa. Krzyknęła w poczuciu niemocy, odrzuciła płachtę. Powietrze w spiżarni gęstniało od dymu.

Wyciągnęła ręce, jedną złapała się pralki, a drugą szafki z nierdzewnej stali. Gdy się podciągała, drzwiczki szafki opadły z jękiem zawiasów i znowu runęła, nogi się pod nią ugięły.

Przed ponowieniem próby chwilę odpoczywała, przyciskając czoło do chłodnego metalu pralki. Kiedy zamknęła oczy, poczuła, że matka przykłada chłodną rękę do jej rozpalonego czoła.

Vic stanęła na nogach, teraz chwiejnie. Puściła uchwyt szafki i sprężyna zatrzasnęła drzwiczki. Trujące powietrze szczypało ją w oczy.

Otworzyła drzwiczki szafki. Za nimi znajdował się zsyp na rzeczy do prania, ciemny, wąski, metalowy szyb.

Vic wsunęła głowę do otworu i spojrzała w górę. Trzy metry, może trzy i pół metra wyżej niewyraźnie zobaczyła drugie małe drzwiczki.

On tam czeka, wiedziała.

Ale to nie miało znaczenia. Nie mogła zostać w zadymionej spiżarni.

Usiadła na otwartych drzwiczkach, które odchylały się od ściany na napiętych sprężynach. Wcisnęła głowę i tułów do środka, podciągnęła nogi i znalazła się

NOS4A2

Подняться наверх