Читать книгу NOS4A2 - Joe Hill - Страница 21

Różne miejsca

Оглавление

Mała Rosjanka, o której wspomniała Maggie Leigh, nazywała się Marta Gregorska i w stronach Vic jej porwanie rzeczywiście przez kilka tygodni było głównym tematem w programach informacyjnych. Stało się tak częściowo dlatego, że Marta była gwiazdką w świecie szachów, uczennicą Kasparowa, i w wieku dwunastu lat zdobyła tytuł arcymistrzowski. Poza tym w pierwszych dniach po rozpadzie ZSRR, gdy świat powoli przyzwyczajał się do tej nowej rosyjskiej wolności, panowało przekonanie, że zniknięcie Marty Gregorskiej i jej matki powinno zostać uznane za incydent na skalę międzynarodową, za pretekst do kolejnej odsłony zimnej wojny. Dopiero po jakimś czasie zrozumiano, że były Związek Radziecki jest zbyt zajęty własnym rozpadem, żeby to zauważyć. Borys Jelcyn jeździł na czołgach, krzycząc, aż twarz mu czerwieniała. Byli agenci KGB prześcigali się w znajdowaniu dobrze płatnej pracy dla rosyjskiej mafii. Minęły tygodnie, zanim ktoś pomyślał o jawnym potępieniu dekadenckiego, przestępczego Zachodu, i potępienie wcale nie wzbudziło entuzjazmu.

Pracownica recepcji w hotelu Hilton Double Tree nad Charles River widziała, jak Marta i jej matka wychodzą przez obrotowe drzwi parę minut przed szóstą w ciepły, dżdżysty wieczór. Matka i córka miały jechać na kolację i czekał na nie samochód. Przez zroszone mżawką okno recepcjonistka zobaczyła, że najpierw Marta, a potem jej matka wsiadają do czarnego pojazdu. Pomyślała, że samochód musiał mieć wysunięte progi, ponieważ mała Rosjanka stanęła na stopniu, zanim usiadła z tyłu. Ale było już ciemno, a poza tym recepcjonistka rozmawiała przez telefon z gościem, który się wkurzał, że nie może otworzyć minilodówki, i na nic więcej nie zwróciła uwagi.

Jedna rzecz była pewna: matka i córka nie wsiadły do właściwego samochodu, nie do limuzyny, która została dla nich wynajęta. Ich szofer, sześćdziesięciodwuletni Roger Sillman, zaparkował po drugiej stronie zatoczki i nie mógł ich zabrać, ponieważ został ogłuszony; gdy się ocknął, dochodziła północ. Czuł się chory i skacowany, ale założył, że po prostu (choć było to wyjątkowo niezwykłe) przysnął za kółkiem i klientki musiały złapać taksówkę. Dopiero rano, kiedy skontaktowała się z nim policja, zaczął zachodzić w głowę, czy nie stało się coś więcej, co uniemożliwiło mu odebranie matki i córki spod hotelu.

Sillman został przesłuchany przez FBI dziesięć razy w ciągu dziesięciu tygodni, ale ani razu nie zmienił swojej wersji i nie podał żadnych wartościowych informacji. Powiedział, że zjawił się w wyznaczonym miejscu czterdzieści minut wcześniej i dla zabicia czasu słuchał wiadomości sportowych, kiedy ktoś zapukał do jego okna. Ktoś przysadzisty, w czarnym płaszczu, stojący w deszczu. Sillman opuścił szybę i wtedy…

Nic. Po prostu nic. Noc się roztopiła jak płatek śniegu na koniuszku języka.

Sillman miał dwie córki – i wnuczki – więc wyobrażanie sobie, że Marta i jej matka wpadły w ręce jakiegoś chorego Teda Bundy’ego-Charlesa Mansona, który będzie je pieprzyć, dopóki nie umrą, gryzło go do żywego. Nie mógł spać, a gdy zasnął, nękały go koszmary o dziewczynce grającej w szachy odciętymi palcami matki. Nie szczędził starań, żeby coś sobie przypomnieć, cokolwiek. Ale wypłynął tylko jeden szczegół.

– Pierniczki – szepnął do dziobatego śledczego, który nazywał się Peace, Pokój, ale wyglądał jak Wojna.

– Pierniczki?

Sillman spojrzał na niego bezradnie.

– Gdy straciłem przytomność, śniły mi się pierniczki, które piekła moja mama. Może ten facet, który zapukał w szybę, jadł pierniczka.

– Hm – mruknął Pokój-nie-Wojna. – Tak, to pomocna informacja. Wystawimy list gończy za Piernikowym Ludkiem. Ale nie sądzę, żeby to coś dało. Po ulicach krąży wieść, że nie można go złapać.


W listopadzie 1991 roku czternastoletni Rory McCombers, uczeń pierwszej klasy Gilman School w Baltimore, zobaczył rolls-royce’a na parkingu przy swoim internacie. Miał jechać na lotnisko, żeby wrócić do rodziny w Key West na Święto Dziękczynienia, i był przeświadczony, że samochód został przysłany przez ojca.

W rzeczywistości szofer, którego wysłał po niego ojciec, stracił przytomność w swojej limuzynie kilkaset metrów dalej. Hank Tulowitzki zatrzymał się przy Nocnym Marku, żeby zatankować i skorzystać z łazienki, ale nie mógł sobie przypomnieć, co się stało po zatankowaniu. Zbudził się o pierwszej w nocy w bagażniku własnego samochodu, który stał na parkingu niedaleko Nocnego Marka. Łomotał i wrzeszczał przez pięć godzin, zanim rano usłyszał go mężczyzna uprawiający jogging i wezwał policję.

Pewien pedofil z Baltimore przyznał się do popełnienia przestępstwa i podał pornograficzne szczegóły molestowania Rory’ego przed uduszeniem go. Jednak twierdził, że nie pamięta, gdzie pogrzebał zwłoki, a ponadto nie zgadzała się reszta dowodów; nie tylko nie miał dostępu do rolls-royce’a, ale nawet nie posiadał ważnego prawa jazdy. W czasie, gdy policjanci doszli do wniosku, że pedofil zaprowadził ich w ślepy zaułek – po prostu mieli do czynienia ze zboczeńcem, chcącym bez przeszkód opisywać wykorzystywanie seksualne nieletniego, z kimś, kto z nudów przyznaje się do różnych rzeczy – doszło do kolejnych porwań, którymi należało się zająć, i śledztwo w sprawie McCombersa utknęło w martwym punkcie.

Tak Tulowitzkiemu, szoferowi Rory’ego, jak i Sillmanowi, szoferowi obu Gregorskich, pobrano krew dopiero na drugi dzień po porwaniach i badania nie wykazały żadnych pozostałości sewofluranu w ich organizmach.

Pomimo wszystkich wspólnych cech zniknięcie Marty Gregorskiej i porwanie Rory’ego McCombersa nigdy nie zostały powiązane.

Te dwie sprawy miały jeszcze jedną wspólną rzecz: uprowadzone dzieci zniknęły na zawsze.

NOS4A2

Подняться наверх